Wollny Mariusz - 3. Kacper Ryx i Tyran Nienawistny.pdf

(1707 KB) Pobierz
Microsoft Word - Wollny Mariusz - Kacper Ryx i tyran nienawistny
Wollny Mariusz
Kacper Ryx i tyran nienawistny
Wydawnictwo Otwarte *
Kraków 2010
Copyright ® by Mariusz Woliny
Projekt okładki: KRESKA I KROPKA / Michał Pawłowski
Opieka redakcyjna: Arletta Kacprzak
Redakcja tekstu: Robert Chojnacki
Opracowanie typograficzne książki: Daniel Malak
Adiustacja: Małgorzata Poździk / d2d.pl
Korekta: Zuzanna Szatanik / d2d.pl, Magdalena Kędzierska / d2d.pl
Łamanie: Robert Oleś / d2d.pl
ISBN 978-83-7515-076-6
www.otwarte.eu
Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków, tel. 12 61 99 569
Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak, w której można kupić książki
Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl
Mojej Róży
Wielkie dzięki przyjaciołom, Ewie i Waldkowi Tomankiewiczom, za możliwość ujrzenia
cząstki kresów dawnej Rzeczypospolitej oraz {już tradycyjnie) Panu Robertowi
Chojnackiemu za uwagi, które pomogły książce
PROLOG
Okolice Nowego Miasta nad Wagiem, styczeń 1578 roku
Rozciągnięta na kształt węża gromada zbrojnych mknęła galopem przez ciemniejący w
zapadającym zmierzchu las. Czarni jeźdźcy na karych koniach przypominali demony z piekła
rodem. Z końskich chrapów wydobywały się kłęby pary, mieszając się z wirującymi w
powietrzu płatkami śniegu, strącanymi z gałęzi przez wiatr, ponuro świszczący między
drzewami. Wypadli na otwartą przestrzeń i sprawnie rozdzielili się, otaczając kuźnię i chatę
usadowione samotnie na rozstaju dróg, w sporej odległości od wioski.
Młody mężczyzna wyrwał się z uścisku chabrookiej blondynki i uniósł na posianiu, wytężając
uwagę.
- Słyszałaś?
- Daj spokój, to tylko wiatr. Chodź do mnie - wyciągnęła ku niemu nagie ramiona.
Zignorował kuszące zaproszenie. Zaniepokojony wciągnął portki i podszedł do okna. Kiedy
odwrócił się ku niej, twarz miał białą jak kreda.
- To Ujvary i jego zbiry - wyszeptał ochryple przez ściśnięte gardło. - Jakim sposobem
tak szybko cię znaleźli?
Nie odpowiedziała. Strach odebrał jej głos. Podbiegł ku niej i szarpnięciem poderwał z
legowiska, ciągnąc w stronę okna na tyłach chaty.
- Prędko! Może uda nam się jeszcze wymknąć...
Ale było za późno.
11
Ćachtice, styczeń 1578 roku
Kraj był górzysty i obficie zalesiony, poprzecinany licznymi rzekami i potokami. Na drugi
brzeg rwącego Wagu przeprawili się na wysokości Nowego Miasta. Ale i tu nie zabawili
długo, zasięgnęli jedynie języka co do dalszej drogi. Z każdą chwilą zbliżali się do czeskiej
granicy. Krajobraz niby był ten sam co wcześniej, znów teren wznosił się od doliny rzecznej
ku widocznemu na horyzoncie pasmu górskiemu, lecz jednak coś się zmieniło. Początkowo
nie pojmowali dlaczego, wreszcie zrozumieli - okolica sprawiała wrażenie wyludnionej, a
jeśli już kogoś napotkali, na jego twarzy malowało się przerażenie i umykał przed nimi co sił
w nogach. Nareszcie sabatom udało się pochwycić starca o lasce, kuśtykającego z tobołkiem
na plecach zbyt wolno, by mógł im uciec.
- Csejte - zagadnął go rozkazująco, a gdy żebrak pokręcił głową, dodał: - Czachtice.
Górne Węgry1 w wyniku skomplikowanej historii zamieszkiwała istna mozaika narodów,
stąd rozmaitość używanych tu języków i nazw, w których ciężko było rozeznać się
przybyszom. Po wsiach przeważali Słowacy, Polacy i, na wschodzie, Rusini zwani Rusakami,
a także sporo osiadłych Cyganów. W miastach nie brakowało Niemców i Żydów, zaś po
warownych dworach i zamkach siedziała szlachta węgierska, a na Spiszu również polska.
Staruszek zaczął dygotać jak osika, wreszcie wyciągnął drżący palec, wskazując kierunek, i
zaraz pospiesznie uczynił znak krzyża.
- Daleko?
- Przed nocą nie dojedziecie, panie.
Nie była to dobra wiadomość, zwłaszcza że dawno zapadł zmierzch. Na szczęście pełnia i
leżący dokoła śnieg sprawiały, że było w miarę widno. Trakt odbijał się wyraźnie na tle
zimowej bieli, więc nie mogli pobłądzić. Wtem przeleciało im nad głowami stado wron, czy
też gawronów, kracząc donośnie i złowrogo, a ziemia jakby zadrgała. Z oddali wiatr, który się
raptem zerwał, przyniósł wycie wyruszającej na łów wilczej watahy. Ten i ów z sabatów
przeżegnał się jak wcześniej starzec. Ziemia drgała coraz mocniej, w końcu, mimo śniegu
tłumiącego stukot kopyt zorientowali się,
1 Północna część dawnego Królestwa Węgierskiego, obecnie Słowacja.
12
że prosto na nich pędzi gromada jezdnych. Tętent narastał. Indygen wrzasnął ze strachu,
cisnął na ziemię swą żebraczą sakwę i pomagając sobie kosturem, czmychnął w las z
szybkością, o jaką go nie podejrzewali. Najemnicy, twarde typy, które niejedno już widziały i
przeżyły, zbili się w kupę i zjechali z gościńca, zdejmując z pleców flinty lub dobywając
bandoletów z olstrów i szykując broń do strzału. Na środku gościńca pozostał tylko on. Z
jedną ręką na biodrze, drugą na kulbace, obrócony twarzą ku nadjeżdżającym, tkwił na środku
drogi nieruchomo jak skała.
Wyłonili się zza zakrętu, czarni jak otaczający las. Opatuleni ciemnymi opończami z
kapturami zasłaniającymi twarze. Poły płaszczy furkotały za galopującymi, przez co zdawali
się ogromnymi nietoperzami lub innymi bestiami z nocnych koszmarów, polatującymi tuż
nad ziemią. Śnieg bryzgał spod kopyt. Prowadził ich człowiek okazałej postury, zakapturzony
jak pozostali, dosiadający wielkiego karego rumaka, któremu z pyska kapała piana. Trzymał
coś w lewej ręce, swobodnie zwieszonej wzdłuż boku. Z bliska okazało się, że jest to
umazana krwią, odcięta głowa młodego mężczyzny. Na widok tarasującego przejazd
samotnego jeźdźca w polskim stroju i gromady zbrojnych na poboczu, zakapturzeni konni
bynajmniej nie zwolnili, tylko prowadzący wrzasnął z daleka rozkazująco:
- Z drogi!
Zjechał w ostatniej chwili, wzruszając ramionami i zupełnie bez pośpiechu, jakby pragnął
zademonstrować, że ustępuje z własnej i nieprzymuszonej woli. Równocześnie liczył
mijających go pędem jeźdźców. Było ich dwa razy tyle, co jego sabatów, ale to go nie
stropiło. Bywał w większych tarapatach. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Chryste! - zawołał stłumionym głosem jeden z najemników. -Widzieliście?
Ostatni z jeźdźców wiódł za sobą luzaka z przytroczonym do siodła tobołem. W chwili gdy
koń mijał sabatów, tobół zaczął się poruszać, po czym pęki jeden ze spowijających worek
rzemieni, puściły szwy i ujrzano zsiniałą twarz dziewczyny o długich blond włosach, z
zakneblowanymi ustami. Żyła jeszcze, rozpaczliwie rzucając głową na wszystkie strony. Z
wytrzeszczonych oczu wyzierały nieludzki strach i nieme błaganie o pomoc.
13
Kiedy noc pochłonęła niesamowitych jeźdźców, ruszyli za nimi w ślad. Kulili się w siodłach,
ponieważ i tak siarczysty mróz jakby jeszcze tężał. Z końskich pysków buchała para.
Niejeden chętnie by zawrócił, ale swego dowódcy bali się bardziej niż tamtych diabłów w
ludzkich skórach. W zawiei, która na szczęście rychło ustała, trochę pobłądzili. Dopiero około
północy w świetle księżyca ujrzeli przed sobą baszty i wieże ponurego zamczyska. Gdzieś
nad nimi zahukał polujący puchacz. Przeżegnali się zalęknieni. Tylko dowódca nie stracił
rezonu. Podjechał do zawartej na głucho bramy i zakoła-tał. Metaliczne dźwięki rozdarły
nocną ciszę.
- Werda? - rozległo się po dłuższej chwili.
- Urodzony Stanisław Stadnicki do jego wielmożności Samuela Zborowskiego.
Otwierać!
Zgrzytnęły wrzeciądze, uchyliło się jedno skrzydło okutej bramy i wjechali na przestronny
dziedziniec. Na jego środku, oświetlony wbitymi w śnieg dopalającymi się już pochodniami,
stał słup, a przy nim coś nieokreślonego, lśniącego w poświacie księżycowej niczym wielki
szklany bałwan lub sopel lodu. I w samej rzeczy miało to kształt odwróconego lodowego
sopla. Dolną część pokrył już szron, ale górna partia była jeszcze na wpół przezroczysta. Za
lodową skorupą majaczyła sina twarz dziewczyny o długich blond włosach, z
zakneblowanymi ustami, przywiązanej za szyję do słupa. Z wytrzeszczonych oczu wyzierały
nieludzki strach i nieme błaganie
0 pomoc, utrwalone w lodzie na wieczność.
- Jezusie Nazareński... - wyrwało się któremuś z przybyłych.
- Luby Samku, dowiem się nareszcie, po co mnie tu wezwałeś i co tu się, na Boga Ojca,
dzieje? - choć tamten był jego wujem, dzieliła ich tak mała różnica wieku, że byli dla siebie
raczej druhami, stąd bezceremonialna poufałość w głosie siostrzeńca.
- Później, teraz opowiadaj. Co u Zofii?
Samuel, niezbyt przejęty swoją banicją i niespecjalnie się kryjąc, kilka razy odwiedził kraj.
Znalazł nawet czas, by zaręczyć się z najmłodszą z pięciu córek nieżyjącego już kasztelana
krakowskiego Wawrzyńca Spytka Jordana, dziedziczką podkrakowskich Mogilan
1 Głogoczowa.
- Zaglądnąłem do Mogilan jakoś tak przed Godami... Zofia wciąż czeka, wierna i
kochająca niby Odysowa Penelopa.
14
- A w mojej sprawie co słychać?
Stadnicki uciekł wzrokiem.
- Twoja banicja wciąż pozostaje w mocy.
- Jak to? Nawet pomimo tego, iż Jan tak pięknie sprawił się pod Tczewem1?
- Nawet - odparł Stadnicki, który sam przybywał niemal prosto spod Gdańska, gdzie
dzielnie stawał na czele pięćdziesięcioosobo-wej roty.
- Piekło i szatani! A to niewdzięcznik! Hetka-pętelka, samo-zwańcze książątko, a w
istocie ledwie wojewoda z łaski sułtana zarządzający Siedmiogrodem! Zobaczył już, komu
zawdzięcza tron! - spąsowiały z wściekłości Zborowski walnął pięścią w stół, rozchlapując
rozgrzewającą palinkę.
Przed z górą trzema laty, skazany na infamię po zabójstwie senatora Wapowskiego, zbiegł do
Siedmiogrodu. Sławne ongi i potężne Królestwo Węgierskie rozpadło się przed półwieczem.
Węgry zachodnie i Górne znalazły się we władaniu Habsburgów, część południowo-
środkową (ze stolicą w Budzie) zajęli 1\ircy i tylko Siedmiogród (Transylwania) zachował
pozory suwerenności, choć de facto stał się tureckim lennem. Jego wojewoda, Stefan Batory,
przygarnął zbiega, który w zamian, po ucieczce z Polski Henryka Walezego, zalecił swoim
braciom, wpływowej familii, kandydaturę mizernego książątka na nowego króla polskiego.
Zabiegi Zborowskich wśród senatorów i Jana Zamojskiego, do którego, znając jego
popularność wśród szlachty, Samuel wystosował listowny apel, przyniosły nadspodziewany
skutek.
- Do tego stopnia zapomniał - mlasnął siostrzeniec, jednym haustem p.ochłaniając
pucharek mocnego trunku - że żaden ze Zborowskich dotąd nie dostąpił królewskiej łaski, a i
na dal rokowania są marne. Andrzej miał obiecane podkanclerstwo, Jan buławę hetmańską i
nic! Na obietnicach się skończyło. Pieczęć mniejszą wziął Zamojski, który na elekcji
gardłował za koronacją królewny Hanny jako „Piasta" i przydaniu jej za męża Batorego.
Pociągnął
1 17 IV 1577 r. Jan Zborowski nad Jeziorem Lubieszowskim opodal Tczewa z zaledwie
dwoma tysiącami wojska rozgromił dwunastotysięczne siły zbuntowanych gdańszczan
dowodzonych przez znanego niemieckiego kondotiera Jana Wilken-brucha, w Polsce
zwanego Hansem von Köln; mimo to niepokorne miasto się nie poddało i król musiał iść na
ustępstwa.
15
za sobą masy szlacheckie, przesądzając sprawę na rzecz księcia siedmiogrodzkiego i sobie
przypisując całą zasługę. Ale o tym już chyba wiesz.
- Nic nie wiem! Pewni, że w kraju sprawy idą po naszej myśli, odwiedziliśmy z
Krzychnikiem króla Henryka we Francji. Dopiero co wróciliśmy.
- I co?
- I nic. Walezy nie potrzebuje już naszych usług. Przebóg, czy nie ma na świecie żadnej
wdzięczności!? A może nad Zborowskimi zawisła jakaś klątwa? - Samuel ścisnął głowę
rękoma.
- Coś w tym jest. Wpierw Batory, teraz Henryk... Nie zapominaj
0 Zamojskim - podsunął mu uczynnie siostrzeniec, uśmiechając się w duchu złośliwie,
gdyż przy możnych wujach czuł się chudopa-chołkiem i ich kłopoty bynajmniej go nie
martwiły, chociaż chętnie im się wysługiwał i rad korzystał z protekcji.
- Łotr bezecny! Nouveau riche! I pomyśleć, żeśmy tego żmija wypiastowali na własnej
piersi! - zgrzytnął zębami z na nowo rozbudzoną wściekłością Zborowski, wspominając swój
niefortunny list do Zamojskiego, który kutemu na cztery nogi statyście podsunął pomysł
wykreowania króla i zyskania u niego dokładnie takich faworów, jakich dla siebie oczekiwali
Zborowscy.
Kiedy podczas sprawy z Wapowskim Zamojski niespodziewanie nie przyłączył się do głosów
żądających głowy zabójcy, Zborowscy Uwierzyli, że przystał do ich frakcji. Tymczasem była
to tylko przebiegła gra ze strony szczwanego lisa, który odważył się rzucić wyzwanie
członkom najpotężniejszego rodu w Polsce, wcześniej uśpiwszy ich czujność. I oto wygrał
pierwsze starcie. „Mój Boże, jak to możliwe? - pomyślał z goryczą. - Pal diabli mnie, nigdy
nie byłem mocny w dworskich intrygach. Ale żeby Piotr, a zwłaszcza Jędrzej i kuty na cztery
nogi Krzychnik, dali się tak łacno wystrychnąć na dudka?". Piątego z braci, Jana, nie brał pod
uwagę. Zwycięzcą spod Tczewa, prostolinijnym, uczciwym i mało ambitnym, reszta braci
pogardzała. Duszkiem wychylił kubek palącej trzewia śliwowicy, jakby to była woda. Potem
długo milczał, rozmyślając
1 uspokajając się, wreszcie rzekł:
- Dobrze. Skoro tak, to jeszcze mnie popamiętają. Trochę zębów mi zostało. Dlatego cię
sam ściągnąłem...
-
Właśnie! Gdzie my właściwie jesteśmy?
16
- W piekle, luby Stasieńku - powiedział Samuel bez uśmiechu.
- Piekło niestraszne temu, którego obzywają Diabłem - chełpliwie odparł Stadnicki,
dumny ze swego groźnego imioniska, chociaż nie lubił, kiedy się tak do niego zwracano. -
Chciałbym jednak wiedzieć, co to za człek, ów wielkolud z dziobatą gębą i w czarnym
dominie, któregośmy spotkali wpierw na trakcie, a potem na dziedzińcu.
- To totumfacki pani tego zamku. Burgrabia Johannes Ujvary. Bestia w ludzkiej skórze.
A jego ludzie nie lepsi.
- A o co poszło z tą dziewką, którą widzielim otuloną lodowym całunem?
- Była tutejszą służką, lecz próbowała zbiec do narzeczonego, więc oboje zostali ujęci i
ukarani. Przed waszym przyjazdem polewano ją wodą, aż skonała. Jej pani przyglądała się
temu z blanek.
- Przebóg, jak się zwie owa diablica? - tym razem Stadnicki, sam okrutnik pierwszej
wody, był naprawdę poruszony.
- Elżbieta, po madziarsku Erzsebet, de domo Batory, po mężu hrabina Ferencowa
Nadasdy. Jej matka jest rodzoną siostrą króla Stefana.
- Fiu, fiu! - gwizdnął Stadnicki. - Królewska siostrzenica!
- Wprosiłem się w gości pod pozorem chęci złożenia uszanowania krewniaczce mego
króla przed powrotem do ojczyzny.
- Chcesz ją porwać? Toż to ziemie cesarskie! I bez tego mogą nas obwiesić jako
szpiegów. Zwłaszcza teraz, gdyśmy cudem uniknęli wojny z Rakuzami.
Rywalizacja Habsburgów z Batorym o zwolniony przez Walezego tron polski niechybnie
doprowadziłaby do wojny, gdyby staremu cesarzowi nie zmarło się niespodzianie. Do teraz
jednak stosunki między Rzecząpospolitą a Cesarstwem pozostawały napięte.
- Nie trap się, nie zamierzam jej porywać - odparł Zborowski. -A ze strony cesarskich
nic nam nie grozi. Mam glejt jeszcze od Maksymiliana, potwierdzony przez jego następcę.
Zresztą Krzychnik u boku Rudolfa II mocno pracuje na jego przychylność dla naszej familii.
Siostrzeniec pokręcił głową z podziwem. Jakie to typowe dla Zborowskich! Niby poparli
Batorego, a jednak utrzymywali konszachty z Cesarstwem, zabezpieczając się na obie strony
(a może i więcej?).
17
- W takim razie może się wreszcie dowiem, co obaj robimy w tym zapowietrzonym
miejscu?
- Chcę, żebyś coś zobaczył. Akurat pora jest odpowiednia. Tylko sza! Inaczej damy
głowę i skończymy jako lodowe sople albo gorzej. I bacz na karła Fritzkę, któren wszędy
węszy i nader zręcznie włada nożem.
Na ponurym, brodatym obliczu Samuela pojawił się osobliwy grymas. Nie strachu, bo
zuchwalstwo i pewność siebie nigdy go nie opuszczały. Niby uśmiech, lecz nie było w nim
nic-radosnego. Była za to obietnica, która wprawiła Stadnickiego w podniecenie i wzmogła
jego ciekawość.
Podłoże i nieregularne ściany znajdującej się na poziomie piwnic ni to komnaty, ni wykutej w
skale groty upstrzone były czarnymi plamami. Śmierdziało zgnilizną i kocimi szczynami. Pod
jedną ścianą widniało ogromnych rozmiarów zwierciadło, oświetlone dziesiątkami świec i
pochodni. Stała przed nim młodziutka grafina w białej sukni z niezwykle okazałą kryzą i
podziwiała swą urodę. Z lekko smagłej, idealnie gładkiej twarzy okolonej kruczymi splotami,
spoglądały wielkie, czarne oczy. Nos długi, kształtny, grecki. Nieduże, lekko wypukłe usta,
które wzbudziłyby zazdrość u francuskich piękności z królową Margot na czele, kusiły
obietnicą. Ale biada temu, kto dałby się uwieść tym ustom i palącemu spojrzeniu, bowiem z
bezdennych mrocznych źrenic oprócz żądzy wyzierały także szaleństwo i nieludzkie, zimne
okrucieństwo. Po chwili uklękła i wznosząc ręce ku górze, zaczęła mamrotać coś na kształt
Zgłoś jeśli naruszono regulamin