01_DREWNIANY ORZEŁ.pdf

(847 KB) Pobierz
ZBIÓR BAŚNI NARODÓW ZSRR
O MISTRZACH-RZEMIEŚLNIKACH
Wybór i opracowanie N. Kołpakowa
ZŁOTE RĘCE
Reprint wydania z 1956 roku
NASZA KSI Ę GARNIA
Opracowanie edytorskie: Jawa 48 ©
783956683.002.png
Złote r ę ce – Ba śń I DREWNIANY ORZEŁ
B A ŚŃ R O S Y J S K A
DREWNIANY ORZEŁ
Był sobie pewien car i miał mnóstwo sług. I to nie
zwyczajnych pachołków, lecz najrozmaitszych majstrów: i
stolarzy, i garncarzy, i krawców. Car lubił, ż eby jego odzie ż
była
uszyta
jak
najlepiej
i
naczynia
wymalowane
jak
najkunsztowniej, i pałac rze ź bami przyozdobiony.
Majstrów w carskim pałacu było bez liku.
Wszyscy majstrowie czekali co rano, a ż car si ę uka ż e i
wyznaczy ka ż demu prac ę na cały dzie ń .
I oto zdarzyło si ę pewnego razu, ż e na progu komnat
carskich spotkali si ę złotnik i stolarz. Spotkali si ę i wszcz ę li
spór, czyja praca jest trudniejsza.
Złotnik powiada tak:
— Twoje rzemiosło nie jest trudne, pracujesz w drzewie,
z drzewa rze ź bisz najrozmaitsze rzeczy. A moja robota jest
delikatna... Robi ę wszystko ze szczerego złota: a ż przyjemnie,
a ż miło popatrze ć .
A stolarz na to:
Opracowanie edytorskie: Jawa 48 ©
783956683.003.png
Złote r ę ce – Ba śń I DREWNIANY ORZEŁ
— Nie sztuka zrobi ć kosztowny przedmiot ze złota, skoro
i tak ma ono wielk ą warto ść . Ale zrób ty ze zwykłego drzewa
tak ą rzecz, ż eby wszyscy naokoło nie mogli wyj ść z podziwu!
Wtedy uwierz ę , ż e ś majster.
Sprzeczali si ę i sprzeczali, omal ż e si ę nie pobili. A tu
wła ś nie wszedł car. Posłyszał ich rozmow ę , u ś miechn ą ł si ę i
rozkazał:
— Zróbcie dla mnie obaj jakie ś cacko: jeden ze złota,
drugi — z drzewa. Wtedy os ą dz ę , który z was jest lepszym
majstrem.
Carowi nie sprzeciwi si ę nikt, komu ż ycie miłe. Wi ę c
majstrowie opu ś cili pałac i poszli do domu; obaj łami ą sobie
głow ę , jakby tu zdoby ć pierwsze ń stwo w rzemio ś le.
Car dał im tygodniowy termin.
Po tygodniu przychodz ą majstrowie do pałacu, staj ą w
szeregu z innymi rzemie ś lnikami i czekaj ą na cara. Ka ż dy z
nich trzyma zawini ą tko.
Car wychodzi i rzecze:
— No, zuchy, pochwalcie si ę waszym kunsztem — a sam
u ś miecha si ę pod w ą sem. Kazał zawoła ć carow ą i młodego
syna-carewicza. — Niech i oni na wasze cuda popatrz ą .
Car z carow ą zasiedli na ławie, a carewicz stan ą ł obok
nich. Pierwszy wyst ą pił złotnik.
— Carze miło ś ciwy, ka ż przynie ść du żą kad ź z wod ą .
Przyniesiono wielk ą kad ź , nalano do niej wody.
Majster rozwi ą zał swój tobołek, wyj ą ł z niego złot ą
kaczk ę i pu ś cił j ą na wod ę . Popłyn ę ła kaczka jak ż ywa: kr ę ci
głow ą , kwacze, piórka dziobem czy ś ci.
Car otworzył usta ze zdumienia, a carowa krzyczy:
— To jest ż ywa kaczka, nie złota! On pewnie ż yw ą
kaczk ę poci ą gn ą ł złotem!
Obruszył si ę majster.
— Jak to „ ż yw ą "? Mog ę j ą rozebra ć na cz ęś ci, a potem
znów zło ż y ć i ś rubki przykr ę ci ć .
Wyj ą ł z kadzi kaczk ę , odkr ę cił jej najprzód skrzydełka,
ź niej głow ę , a wreszcie cał ą rozebrał na cz ęś ci. Rozło ż ył je
na stole i znów zacz ą ł ze ś rubowywa ć . Ze ś rubował, pu ś cił na
wod ę . I popłyn ę ła kaczka jeszcze lepiej ni ż za pierwszym
razem.
Wszyscy dworzanie klasn ę li w dłonie.
Opracowanie edytorskie: Jawa 48 ©
Złote r ę ce – Ba śń I DREWNIANY ORZEŁ
— Ale ż majster z niego! Ale ż cudo zrobił! Nigdy ś my
czego ś podobnego nie widzieli!
Car zwrócił si ę do stolarza:
— Teraz ty si ę pochwal
swoj ą sztuk ą . Stolarz ukłonił si ę .
— Najja ś niejszy panie, ka ż
otworzy ć okienko w tej ś wietlicy.
Otworzono okienko. Stolarz
rozwin ą ł swój w ę zełek i wyj ą ł z
niego drewnianego orła. Orzeł był
tak dobrze zrobiony, ż e nie
odró ż niłby ś go od prawdziwego.
Mówi stolarz:
— Złota kaczka tylko po
wodzie pływa, a mój orzeł wznosi
si ę w obłoki.
Stolarz siadł na orle jak na koniu i pokr ę cił ś rubk ą . Wzbił
si ę orzeł w gór ę i wyleciał ze stolarzem przez okno komnaty
carskiej. Wszyscy skoczyli do okien, rozdziawili g ę by, patrz ą
— a stolarz zatacza w powietrzu nad pałacem najrozmaitsze
koła. Przekr ę ci ś rubk ę na lewo — orzeł leci w dół, na prawo
— orzeł wzbija si ę w gór ę . Carowi ze zdziwienia korona
zjechała na tył głowy, patrzy przez okienko, napatrzy ć si ę nie
mo ż e. Naokoło wszyscy a ż zamarli. Nikt dot ą d nie widział tak
doskonałego tworu ludzkich r ą k.
Stolarz przez jaki ś czas szybował w powietrzu, a potem
sfrun ą ł z powrotem do komnat. Postawił orła, podszedł do cara
i zapytał:
— No jak, carze-ojcze, czy podoba ci si ę moja robota?
— Słów nie mam, tak mi si ę podoba — odpowiada car. —
Ale jake ś do tego doszedł? Jake ś mu t ę ś rubk ę przymocował?
Stolarz zacz ą ł wszystko carowi obja ś nia ć , a tymczasem
carowa jak nie krzyknie,
jak nie zawoła:
— A ty dok ą d?!
Dok ą d?! Ach, trzymajcie
go, trzymajcie! Wszyscy
obejrzeli si ę na ten krzyk,
patrz ą , co si ę dzieje.
Oto kiedy car
rozmawiał ze stolarzem,
młody carewicz skoczył na
Opracowanie edytorskie: Jawa 48 ©
783956683.004.png 783956683.005.png
Złote r ę ce – Ba śń I DREWNIANY ORZEŁ
orła, przekr ę cił ś rubk ę i wyfrun ą ł przez okno.
— Wró ć natychmiast! Dok ą d? Zabijesz si ę ! — krzycz ą do
niego car z carow ą .
Ale carewicz machn ą ł r ę k ą i przeleciał nad srebrnym
ogrodzeniem, które otaczało cały pałac. Przekr ę cił ś rubk ę na
prawo — orzeł wzniósł si ę ponad obłoki i znikn ą ł z oczu.
Carowa le ż y bez zmysłów, car na stolarza si ę gniewa.
— Ty — powiada —
umy ś lnie wymy ś liłe ś tego
ptaka, ż eby zgładzi ć
naszego jedynego syna. Hej,
stra ż nicy, wzi ąć go i
wrzuci ć do lochu! A je ż eli
carewicz nie wróci za dwa
tygodnie, to stolarz zawi ś nie
na szubienicy.
Stra ż nicy schwycili
stolarza i wrzucili go do
mrocznych podziemi.
A tymczasem carewicz leci na drewnianym orle coraz
dalej i dalej...
Raduje si ę carewicz. Dokoła niego wolny, szeroki
przestwór. W uszach wiatr gwi ż d ż e, k ę dziory rozwiewa, pod
nogami p ę dz ą obłoki, a carewicz leci niby ptak skrzydlaty.
Dok ą d chce, tam sobie po niebie szybuje.
Nad wieczorem przyleciał do nieznanego kraju,
wyl ą dował na kra ń cu miasta. Patrzy — przed nim mała
chatynka.
Carewicz zastukał do drzwi. Wyjrzała staruszka.
— Pozwól mi tu przenocowa ć , babciu — mówi carewicz.
— Jestem obcy, nie znam nikogo, nie mam gdzie si ę
zatrzyma ć .
— Dobrze, synku. Wejd ź , miejsca starczy. Mieszkam
sama. Carewicz roz ś rubował orła, schował go do w ę zełka i
wszedł do chaty.
Staruszka pocz ę stowała go wieczerz ą , a carewicz zapytał,
co to za miasto, jacy tu ludzie mieszkaj ą , jakie s ą w mie ś cie
osobliwo ś ci.
A staruszka mówi:
— W naszym pa ń stwie, synku, jest jedno dziwo
niezwykłe. Stoi w ś rodku miasta carski pałac, a obok niego —
wysoka
wie ż a.
Ta
wie ż a
jest
zamkni ę ta
na
trzydzie ś ci
Opracowanie edytorskie: Jawa 48 ©
783956683.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin