Dołęga-Mostowicz Tadeusz - Prokurator Alicja Horn.pdf

(1991 KB) Pobierz
TadeuszDołęga-Mostowicz
Prokurator Alicja Horn
Rozdział 1
Wyskoczyłz tramwaju i szybko nastawiłkołnierzpaltaSiekłdrobnydeszczzmieszanyze
śniegiemodWisłyciągnąłprzejmującychłodemwiatrNieznałwcaletejdzielnicymiasta
Gdy przed kilkunastulatymieszkałwWarszawieŻoliborzjeszczenieistniałNatym
miejscurozciągałysięobłepagórkiterenCytadeliPomimodośćwczesnejporyulicabyła
pustaZbliżyłsiędolatarniijeszczerazrzuciłokiemnanotatkę Dębowa26 . Straciłdobre
pięćminutnawypytaniejakiegoślękliwegoprzechodniaokierunekwktórymmaiśćby
odnaleźćulicęDębowąNiezdziwiłsięzaniepokojeniemzaczepionegoWiedziałże
swoimwyglądemniemógłwzbudzićzaufaniazniszczoneizabłoconeubraniena
szerokich barach i od tygodnia nie golona twarz. Z chaotycznych informacji przechodnia
wynikałożetrzebaskręcićwprawopóźniejbędzietorazatoremczerwonakamienica
późniejnalewoitrzeciaczydrugauliczkaznównaprawoMruknął"Dziękuję"zapchnął
zmarzniętedłoniegłębokowrękawyiruszyłszybkimkrokiemWiedziałżeniezabłądzi
Miałwrodzonyinstynktorientacjiwnieznanychterenachpoprostujakiśwęch
przestrzeniktóryniezawodziłgonigdyczytowsetkachobcychmiastczyna
karkołomnych bezdrożachgórczywzawiłychlabiryntachoceanicznychportówGdy
zawróciłnaprawowiatrznowuuderzyłmuwoczyprysznicemostrychjakigłykropeleki
wdarłsiępodpłaszczWchwiligdyprzystanąłwyminąłgowszalonympędzieogromny
samochódDojegouszudoleciałjakbystłumionykrzyknastępniejużcałkiemwyraźny
brzękstłuczonejszybyiautozniknęłonazakręcieOdwróciłgłowęulicabyłapustaPo
obustronachstałyzrzadkamałedomkiociemnychoknach
- Oho - mruknąłdosiebie- jakaśgrubsza robota.
NazakręcieprzyświetlelatarniujrzałkilkakawałkówgrubegoszkłaMachnąłrękąi
ruszyłdalejPokilkuminutachodnalazłulicęDębowąjeszczemniejzabudowanąniż
inneizatrzymałsięprzeddużąbiałąwilląWysokieżelaznesztachety, a za nimi niewielki
ogródekNacisnąłklamkęfurtkiByłazamkniętaZadzwoniłiczekałZprzyzwyczajenia
rozglądałsięuważnieOkilkanaściemetrówdalejbyławsztachetachbramawjazdowa
tużzaniąstałokilkazabudowańgospodarskichWyglądałymizernieprzyokazałej
dwupiętrowejwilliWoknachbyłociemnoMusiałybyćszczelniezasłoniętelubteż
mieszkańcyjużspaliPowtórnienacisnąłguzikdzwonkaidopieroterazzauważył
tabliczkęprzyfurtce "Dr Karol Brunicki prof. Uniwersytetu Warszawskiego" . Tymczasem
jakieśbocznedrzwiwilliotworzyłysięzhałasemipochwilizafurtkąukazałasiękrępa
niemalkwadratowapostaćzkijemwręku
- Czego tam? - rozległsięchrapliwygłos
- Jadopanaprofesoraproszęotworzyć
Krępyczłowiekzbliżył dosztachetbrodatątwarzobrzuciłprzybyłegonieufnym
spojrzeniemiwzruszyłramionami
- Pan tu nikogo nie przyjmuje, tylko w klinice.
- WiemaleproszępowiedziećpanużeprzyszedłFakir
- Jak?
- Fakir.
Służącyniezdecydowaniezawróciłku domowileczpoparukrokachzatrzymałsię
- Fakir?... Niby z cyrku?
- Niezcyrkudodiabła!ProszępowiedziećFakirprofesorbędziewiedział
Upłynęłosporoczasuzanimbrodaczwróciłtymrazemfrontowymi drzwiamiBezsłowa
wydobyłzzanadrzapękkluczyotworzyłfurtkęprzepuściłprzybyłego istarannieją
zamknąłKilkomaschodkamiwchodziłosięnaganekDwojegrubychdrzwiopatrzonych
wielomazamkamiizasuwamiprowadziłodoniedużegoprzedpokojuŚcianywyłożone
dębowąboazeriąlśniłyczystościąjakipodłogaMiłeciepłouderzyłowwilgotnąod
deszczu twarz.
- Proszęwytrzećnogi- warknąłsłużącyspodełbaprzyglądającsięgościowiGdyten
możliwienajstaranniejoczyściłobuwiebrodaczotworzyłdrzwidosąsiedniegopokoju
mruknąwszycoścomiałooznaczaćzaproszenieasamzniknąłByłtobardzodużypokój
rodzajhallugęstozastawionegomnóstwemmiękkichmebliościanachpokrytych
dywanamiDalekowrogupaliłasięmałalampkapodrubinowoczerwonymabażurem
Dziękitemupokójtonąłwpółmrokuiprzybyłegoogarnęłowrażenieżeopróczniegojest
tujeszczektośczyjeoczybaczniegoobserwująWrażenietowciążrosłoistałosiętak
dokuczliweżeniemógłgoniesprawdzićWstałikilkuszybkimikrokamipomiękkim
dywanie dotarłdonajciemniejszegokątapokoju
WroguszerokiejkanapyżarzyłysiędwazielonepunktykotLeżałtamnieruchomo
ogromnyczarnykotSkrzywiłsięNieznosiłtychzwierzątJużchciałwrócićnaswoje
miejscegdynafotelutużobokdostrzegłdrugiegokotaWzrokpomałuprzyzwyczaiłsię
doczerwonegozmrokuiznajwyższymzdumieniemodkrywałniemalnakażdymfotelu
nakażdejsofcenakażdymstosieozdobnychpoduszek- kotyOgromnetłusteopasłe
koty.
- Psiakrew - zakląłprzezzęby- cóżzaohydnamenażeria!
Wtejchwiliwdrzwiachukrytychzaportierąszczęknąłzamekinaprogustanąłszczupły
niskiczłowiekwczarnymubraniuJegorękaniezwykledrobnaiuderzającobiała
wyciągnęłasięzwolnadokontaktuijaskraweświatłozalałopokójPrzyglądalisięsobie
w milczeniu.
- JaksięmaszFakir- odezwałsięwreszciegospodarzijegowąskieustawygięłysięw
nikłymuśmiechu- Cieszęsiężecięznowuwidzę
Przybyływyciągnąłrękęimocnopotrząsnąłwąskądłoniąprofesora
- Źlesięmam- odparłniskimgłosem- dlategomaszprzykrośćmnieoglądaćkochany
Karolu.
Spojrzałprostowgrubeszkłaprofesorazzaktórychobserwowałygobaczniemałe
czarneoczyidodał- Pozwoliszusiąść?
- AleżproszęciędrogiFakirzewybaczmojeroztargnienie.
Przysunąłgościowifoteliwówczaszaleciałaodniegomdławońchloroformu
- Oderwałemcięodpracy- zauważyłFakirsiadając
- O, bynajmniej.
- MyślałemPachniesz chloroformemChętniezapaliłbympapierosa
- To jeszcze z kliniki - odpowiedziałtwardoprofesor- W klinice wszystko cuchnie
chloroformem.
WydobyłdużązłotąpapierośnicęipodałFakirowi
- Tak... - odezwałsiętenpochwili- BogatyjesteśBardzobogaty
- Bardzo - obojętniepowtórzyłprofesor- Cóżchcesznieumiemtrwonićpieniędzy
- Bardzociwspółczuję- roześmiałsięgość- Iwciążobdzieraszpacjentów?
- NieOdkilkujużlatnieprowadzępraktyki
Olbrzymiburykotciężkozeskoczyłzkanapyizacząłsięocieraćonogiswegopana
- Polubiłeśkoty- zauważyłmężczyznanazywającysięFakirem- Czyinteresującięjako
psychiatrę?Nierozumiemjakmożnatrzymaćwdomutyletegoobrzydlistwa?
Profesornieodpowiedziałiwciążwpatrywałsięwgościa
- Dawnoniewidzieliśmysię- odezwałsięwreszcie- Chyba z dziesięćlatalbowięcej
AleśsięniepostarzałOczycisięjarząnozdrzarozdymająsięWidoczniesłużycitwój
trybżycia
- JednakczterdziestkamaswojeprawaWidzisznaskroniachposiwiałymiwłosy
Profesoruśmiechnąłsięironicznie- To cięchybaniemartwikobietytolubiąAtrochę
szronuwewłosachdodajecipozatympewnejpowagisolidnościco- jaksądzę- jest
rzecząniedopogardzeniawtwoichżetakpowieminteresach
Przybyłyobrzuciłgospodarzaponurymspojrzeniem
- Zimno mi jest - powiedział- Wypiłbymkieliszekwódki
- NiestetyniemamwdomuChybamógłbymcisłużyćspirytusem?
- Daj.
ProfesorwróciłpochwilizdużąaptecznąbutląOdjegoubraniaznowuzaleciałnieznośny
słodkiodórchloroformu
- Głodnyjesteś?- zapytał
- Wszystko jedno - odparłFakir- Terazchcęsięrozgrzać
Nalałsobiepełnąszklaneczkęiwypiłduszkiem
- Tęgiemaszgardło- zauważyłprofesor
- Daj mi jeszcze papierosa - strasznieczućciętymchloroformem
- Wydaje ci się- skrzywiłsięgospodarz- NowięcmówdawnowróciłeśdoWarszawy?
- Dziś
- Zamierzaszdługotupopasać?
- Niewiemjeszczezobaczę
- Aanieobawiaszsiężemogąciępoznać?
Gośćwzruszyłramionami
- WątpięTylelat- zaciągnąłsiędymem- Nie słyszałeśoniejnic?
- NiePewnojużdorosłazamążwyszła
- Psiakrew...
- AtyśsobiezwichnąłżycieKiedyśwówczasuciekłzagranicęmyślałemżejednakjakoś
staniesznanogiAlektorazznajdziesięnarównipochyłej
- Dajmytemuspokój- przerwałFakirNalałsobienowąszklankęiwychyliłjąjednym
łykiem
- Skądprzyjechałeś?- zapytałprofesor
- Zcałegoświata
- Musiałocijużbyćwtymcałymświeciezaciasnoskorozaryzykowałeśwrócić?
Wgłosieprofesorazabrzmiałanutkazłośliwości
- SłuchajKarolu- warknąłgość- Niepotoprzyszedłemdociebieżebyśdrwiłzemnie
Widziszjabardzomałomamdostracenia!
Wrokprofesoraprześlizgnąłsiępowysokimczolezaciśniętychszczękachszerokich
barach i sprężystejpostacigościa
- Uspokójsię- odezwałsięcichymgłosem- Wieszżesięciebieniebojęjakitoże
TwojazaśmoralnośćitwojezatargizkodeksemkarnymnicmnienieobchodząJestem
wyższyponadniedlategobymztytułudawnejprzyjaźniczułwzględemciebiejakieś
zobowiązanialeczpoprostuzwyrachowania
- Nie rozumiem ciebie.
- MniejszaotoNiezależyminatymbyśrozumiałZatemczego chcesz ode mnie?
Pieniędzy?
- TakOddamgdybędęmiałAletoniewszystko
- O!?... - zdziwiłsięprofesor
- NieprzerażajsięChodziodrobiazgMiałemprzedparumiesiącamipewnąprzygodęi
zobacz...
Rozpiąłkamizelkęikoszulęodsłaniającszerokosklepionąklatkępiersiowązmałą
różowąbliznątużnadobojczykiem
- Widzisz - ciągnął- tutrafiłaaterazobsunęłasięażtupodpachęizaczęłamizawadzać
Wąskiewypielęgnowanepalceprofesoranamacałyniedużytwardyprzedmiotpodsamą
skórą
- Rewolwerowa?
- Tak - potwierdziłFakir- Próbowałbymsamskóręprzeciąćale używająctylkojednej
rękiniedamradyNiechcęzaśiśćdożadnegoszpitalaczypogotowiaratunkowegoJeśli
byłbyśtakłaskawy
- No, dobrze - wycedziłociągającsięprofesor- JajednakniemamwprawyHmmój
pomocnik lepiej to zrobi. Zaczekaj!
Znikłzadrzwiami
Fakirwstałiomalnienadepnąwszynakotapodszedłdolustrabyskonstatowaćże
wyglądafatalnieNieogolonatwarzizapadłeoczyzaciasneipołataneubranie
- Przedewszystkimodpocząćtrzyczterydniodpocząćwtakiej ciszy, jak tu, na tej
Dębowej
- Jużjesteśprzedlustrem?- usłyszałzasobągłosprofesora
Odwróciłsię
- BardzojestemwyczerpanyNiezazdroszczęcitegodomualetejciszyjakatupanuje
- TaktonajcichszadzielnicawWarszawiemieszkajątu ludzie pracy i nauki.
- Takwygląda- uśmiechnąłsięgość- Alewyobraźsobieżenasamymwstępiedoznałem
rozczarowaniaMinęłomnieautowktórymkogośgwałconoczyzarzynano
- Jaktocotymówisz?- zerwałsięprofesor- Toniemożliwe!
- NopowiadamciKtośdarłsięzautainawetszybęwybiłNawłasneuszysłyszałema
nawetwidziałemkawałkiszkłanajezdni
- Aniezauważyłeśprzypadkiemjakwyglądałtensamochód?
- CzarnadużalimuzynaMożeDelagemożeBenzzresztączortgowie
- To dziwne - powiedziałpopauzieprofesor
- Cosiętaktymprzejmujesz- wzruszyłramionamigość
- NozawszećtonienależydorzeczypowszednichzwłaszczanaŻoliborzu Przepraszam
cięnachwilęZdejmmarynarkęikoszulęZarazwrócęznarzędziami.
ZnowuznikłzadrzwiamiiwróciłpoparuminutachzdużąniklowanąskrzynkąwrękuZa
nimwszedłmałychudyczłowieczekwbiałymkitlulekarskimodktóregoostroodbijała
jegoniezwykleżółtacera
- Oto pacjent, doktorze - powiedziałprofesorzawahałsięchwilęidodał- mójprzyjacielz
lat szkolnych... pan...
- Winkler - pospieszniepodpowiedziałgość
Lekarznaktóregotwarzyzarysowałsięuprzejmyuśmiechzdawałsięniespostrzegać
brakówwstrojupacjentaWyciągnąłrękęiodezwałsięniespodziewanie wysokim i
melodyjnymgłosemowybitniecudzoziemskimakcencie
- Bardzo mi przyjemnie. Doktor Kunoki.
- Jak to? - zdziwiłsięprzybyły- Doktor Kunoki? Czy pan jest krewnym tego słynnego
biologajapońskiego?
ProfesorBrunickizhałasemotworzyłniklowanepudło
- MójdrogichybanieprzyszedłeśtunawywiadnaukowyDoktorKunokijestwłaśnietym
biologiemoktórymmówiszSiadajtupodlampąipodnieśrękę
WtonieprofesorabrzmiałonieukrywaneniezadowolenieKrótkoostrzyżonagłowa
doktora Kunoki, pokryta rzadkim niebieskawo-czarnymwłosempochyliłasięnad
pacjentemDotykwatyprzepojonejeteremprzeszedłdreszczemposkórzeKilka
błyskówlancetukilkakropelkrwiinaniklowanewiekozbrzękiemspadłamałakulka
- Trzeba zabandażować?- zwróciłsiędoktorKunokidoprofesora
- Obejdziesię- machnąłrękąpacjent- Niechpanbędziełaskawpoprostuzakleićjakim
plasterkiemNamniegoisięjaknapsie
Operacjabyłaskończona
- Co, doktorze - powiedziałprofesorBrunickiwskazującplecygościanaktórychgrały
wspaniałemięśnie- pięknyokazrozpłodowca?
Uśmiechprzesunąłsiępożółtejtwarzybiologaajegowzroktaksatorskiprześlizgnąłsię
pooglądanymobiekciektóryubrałsięwłaśnieiwyciągnąłdońrękę
- Bardzopanudziękuję
- OproszęTakidrobiazg- skinąłgłowąizabierającpudłozniknąłzakotarą
- Japończykatakdobrzemówipopolsku- zauważyłgośćpojegowyjściu
- Pół_Japończyk- odparłprofesor- JegomatkabyłaPolką
- AhaTowłaśnie onodkryłtenojakżeelektro
- Nerwony. Epokowe odkrycie - pokiwałgłowąprofesor- Biologiazostałaprzezeń
pchniętaoolbrzymikroknaprzód
- SłuchajKaroluodkądżetyzajmujeszsiębiologią?
ProfesornagledrgnąłJegobladepoliczkistałysięniemalprzezroczystepalcezacisnęły
siękurczowo
- Odkąd?- powtórzyłochrypłymgłosem- Odtegodniakiedyjakszalenieczacząłem
chwytaćsięostatniejdeskinadziei!Kiedywaliłemgłowąwprógwiedzybłagającjąo
potwierdzeniekłamstwa umierającychustkłamstwawktórewierzyćznaczydlamnie
tylecożyć!
- Karoluczyżznowużądaszodemnieprzysięgi?!
- Obądźprzeklętabądźpotrzykroćprzeklęta!
ProfesorzerwałsięiwzniósłnadgłowązaciśniętepięściGrubekroplepotupokrywały
jegoczoło
- Karolu, Karolu! Przecieżwieszżestrachunieznam!Czyżkłamałbymzestrachu?!
Profesorzakryłdłoniąoczyipowiedziałniemalszeptem
- Możnateżkłamaćzlitości
OpadłnafoteliznieruchomiałZaległaciszatylkozkątadolatywałomruczeniekota
Pierwszyodezwałsięprofesor
Zgłoś jeśli naruszono regulamin