Buck Carole - I żyli długo i szczęśliwie.pdf

(598 KB) Pobierz
175560112 UNPDF
CAROLE BUCK
I żyli długo i szczęśliwie
Resolved To (Re)Marry
Tłumaczyła: Helena Kamińska
PROLOG
Działo się to ostatniego grudniowego wieczoru, w sylwestra.
Dotychczasowa Lucia Annette Falco i jej świeżo poślubiony mąż, Christopher
Dodson Banks byli w stanie takiego upojenia, że nie do końca zdawali sobie
sprawę z tego, co czynią.
Stan upojenia nie miał nic wspólnego z nadużyciem alkoholu. Zwycięsko
przeszliby badanie alkomatem, gdyż w ciągu całego przyjęcia weselnego ledwo
umoczyli usta w szampanie.
Dlaczegóż więc statecznemu zwykle Chrisowi nogi odmawiały
posłuszeństwa, gdy znalazł się w hotelowym apartamencie, gdzie zamierzał
dopełnić małżeńskiej przysięgi, którą tak uroczyście i z całym przekonaniem
złożył kilka godzin wcześniej?
I co powodowało, że Lucy, czekająca na to wydarzenie, chichotała i
szczebiotała jak podchmielona nastolatka, która wypiła pierwszy w życiu
kieliszek szampana na balu maturalnym?
A przecież sprawa była prosta – choć może nie aż tak, jak się potem
okazało – gdyż teraz, już jako państwo Banks, byli oboje w stanie upojenia
miłością.
Byli też upojeni marzeniami.
Jego marzeniami o niej.
Jej marzeniami o nim.
Ich marzeniami o wspólnym życiu i przyszłości.
Fakt, że zaledwie nieliczne z tych marzeń byli w stanie wyrazić słowami,
a niektóre z nich wykluczały się wzajemnie, nie zaprzątał głowy młodej parze.
Tak ogromne było ich wzajemne zauroczenie sobą.
Chris czule objął ramionami Lucy, która wtuliła się w nie, mrucząc z
rozkoszy. Ukryła twarz na jego piersi i głęboko wdychała zapach męskiej wody
175560112.001.png
kolońskiej.
Ubóstwiała zapach swojego męża, jego wygląd. Ubóstwiała ocierać się o
jego tors. Krótko mówiąc, miała fioła na jego punkcie.
Jak to stało się możliwe? Przez całe życie była otoczona ciemnookimi,
ciemnowłosymi, śniadymi mężczyznami i żyła w przeświadczeniu, że jej
przyszły mąż będzie również w takim śródziemnomorskim typie. Tacy byli jej
wszyscy adoratorzy, którzy, aby przyciągnąć jej uwagę i wzbudzić podziw,
dumnie prężyli muskuły podkreślone przez obcisłe dżinsy i skórzane kurtki.
Jedynym chlubnym wyjątkiem był Chachi Palucci, który starał się zrobić na niej
wrażenie recytacją wierszy. Oczywiście wiersze były autorstwa znanych poetów.
A Chris...
Mężczyzna, któremu dosłownie oddała duszę i ciało, miał piwne oczy.
Jego gęste, proste włosy były jasnobrązowe, z jaśniejszymi, wybielonymi przez
słońce pasmami. Lata gry w tenisa, uprawiania narciarstwa i żeglarstwa
sprawiły, że jego ciało zbrązowiało od słońca, oprócz tych części, które nigdy
słońca nie oglądały.
Jego szafy wypełniały garnitury z renomowanych firm, a buty i pasek do
spodni były jedynymi skórzanymi elementami garderoby. Był wysoki – metr
osiemdziesiąt przy jej metr sześćdziesiąt pięć – szczupły i raczej kościsty. Nie
okazywał fałszywej skromności, ale też nie starał się udawać ważniaka.
Ogólnie rzecz biorąc, Christopher Dodson Banks nie był w jej typie. Pod
żadnym względem nie pasował do jej środowiska.
I to Lucia Annette Falco gotowa była przysiąc, aż do tego parnego,
sobotniego wieczoru, gdy ich oczy spotkały się po raz pierwszy.
Uświadomiła sobie istnienie tego faceta, gdy przyłapała go, jak mierzył
wzrokiem jej biust. Niewiele ją to obeszło. W ciągu jednego lata, po zdaniu do
siódmej klasy, zmieniła się z tyczkowatego, płaskiego jak deska chudzielca we
właścicielkę biustu wymagającego stanika numer trzy i od tej pory nie mogła się
opędzić od zalotników.
175560112.002.png
Lucy wcale nie sprawiał przyjemności fakt, że jej biust zwraca uwagę
mężczyzn, ale przyjęła to z filozoficznym spokojem. Uznała, że mężczyźni są
genetycznie uwarunkowani na mierzenie inteligencji kobiet wielkością biustu.
To znaczy, że, według nich, poziom inteligencji jest odwrotnie proporcjonalny
do rozmiaru biustonosza. Odkryła też, że ten męski punkt widzenia może
doskonale wykorzystać. Nie potrafiła udawać idiotki, na to miała za wiele
szacunku dla siebie samej, ale w pewnych sytuacjach starała się nie eksponować
swojej inteligencji.
Zdarzyło się jej mieć do czynienia z paroma wyjątkowo nieudanymi
egzemplarzami rodzaju męskiego, czyli, nie owijając w bawełnę, skończonymi
chamami, którzy nie przyjmowali do wiadomości jej zdecydowanej odmowy na
ich zaloty. Takich pozostawiała na niezbyt miłosiernej łasce owdowiałego ojca,
braci (wszyscy trzej kawalerowie), czterech wujków i dziesięciu kuzynów. Nie
znaczyło to, że nie potrafiłaby poradzić sobie z natrętami sama. Była jednak
jedyną kobietą w tym pokoleniu rodziny Falco i wzrastała w przeświadczeniu,
że wypadało dać męskiej części rodu sposobność obrony jej czci niewieściej, a
tym samym od czasu do czasu obniżyć niebezpieczny, jej zdaniem, poziom
agresji wynikły z nadprodukcji testosteronu.
Tłumaczyła sobie, że w ten sposób jej aż za bardzo męscy krewni,
nieustannie zajęci strzeżeniem jej honoru, nie będą już mieli ani czasu, ani
energii na wplątanie się w ryzykowniejsze przedsięwzięcia.
Nieznajomy blondyn przeniósł pełne uznania piwno-szare spojrzenie z jej
opiętej koszulki prosto w ciemne jak ziarna kawy oczy. Zamierzała potraktować
go z najwyższą niechęcią i dać natychmiastową odprawę. Powodów znalazłoby
się mnóstwo, ale, przede wszystkim, była w podłym nastroju. Ci jej wspaniali
braciszkowie w żaden sposób nie potrafili zreperować zepsutej klimatyzacji,
więc pot lał się z niej strumieniami. I jeszcze tylko brakowało, żeby taki goguś,
który, nie wiadomo jakim sposobem, znalazł się w pizzerii rodziny Falco,
wytrzeszczał na nią oczy. Kiedy jednak ich spojrzenia się spotkały, nie potrafiła
175560112.003.png
odwrócić wzroku. Poczuła tak niezwykłą siłę przyciągania, że straciła na chwilę
oddech i kurczowo uchwyciła się kasy, którą obsługiwała już ósmą godzinę bez
przerwy. Odkąd zaczęła umawiać się na randki, nie zdarzyła się jej taka reakcja
na mężczyznę. A miała pięcioletnie doświadczenie – od czasu gdy skończyła
szesnaście lat.
Cichy wielbiciel oblał się rumieńcem, najwidoczniej zakłopotany. I
najwidoczniej będący pod jej urokiem. Potem niespodziewanie uśmiechnął się
do niej. Była przyzwyczajona do miejscowych podrywaczy, których szeroki
uśmiech mówił: „Hej, mała, widzisz, jaki seksowny ze mnie gość!” Nie było to
szczerzenie zębów tego rodzaju, raczej przelotne skrzywienie warg. Jakby ten
uroczy blondyn poczuł się zaskoczony swoją nie kontrolowaną reakcją na
kobiece wdzięki.
Lucy odwzajemniła uśmiech. Przemknął on po jej wargach tak szybko, że
był ledwo zauważalny.
Wstydliwość i nieśmiałość nie leżały w jej naturze. Niektórzy chłopcy z
sąsiedztwa, którzy do niej wzdychali, mieli jej nawet za złe cięty język. Nie
pozwalała jednak sobie na swobodny uśmiech, który mógłby zostać odczytany
jako zachęta.
Albowiem aż do dnia, w którym dwudziestoczteroletni Christopher
Dodson Banks wkroczył do restauracji prowadzonej przez rodzinę Falco, Lucy
Annette ani w głowie było małżeństwo. No, w każdym razie miała je w bardzo
dalekich planach. Najpierw musiała stać się kimś, coś osiągnąć. A przede
wszystkim uniezależnić się uczuciowo i ekonomicznie od rodziny.
Czy mogła przypuszczać, że wyjdzie za mąż, mając przed sobą jeszcze
dwa semestry do magisterium na wydziale zarządzania i administracji? I w
dodatku przyczyną zmiany planów życiowych (złośliwi powiedzieliby –
wykolejenia się) okazał się być prawnik, absolwent ekskluzywnej uczelni i
potomek jednej z najznamienitszych rodzin w Chicago.
Nagle coś ścisnęło Lucy za gardło, gdyż przed oczami stanęła jej twarz
175560112.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin