Cody McFadyen - Cień bestii.pdf

(2127 KB) Pobierz
Moim
rodzicom – za zachęcanie mnie do pójścia
mniej
uczęszczaną drogą.
Mojej
córce – za dar ojcostwa.
Mojej
żonie – za jej niewzruszoną wiarę,
nieskończoną inspirację i wieczną miłość.
I
SNY
I CIENIE
1
Mam
jeden z tych snów. Są ich tylko trzy: dwa piękne, jeden zaś
brutalny, ale wszystkie sprawiają, że budzę się rozedrgana i samotna.
Ten, który śnię
dzisiejszej
nocy, dotyczy mojego męża. Wszystko
rozgrywa się mniej więcej w ten sposób:
Mogłabym powiedzieć, że pocałował
mnie
w szyję, i zostawić tę sprawę.
Po prostu. Ale byłoby to kłamstwo w najbardziej podstawowym
znaczeniu tego słowa.
Bliższe
prawdy
jest stwierdzenie, że pragnęłam, aby pocałował mnie
w szyję – całą rozpaloną sobą, każdą najmniejszą cząstką. A kiedy to
zrobił, jego usta były niczym usta anioła, zesłane z nieba w odpowiedzi
na moje żarliwe modły.
Miałam
wtedy
siedemnaście lat, podobnie jak on. Był to czas
nienaznaczony ciemnością i nijakością. Istniała wtedy jedynie pasja,
skrajności i światło, które płonęło tak jasno, że aż raniło duszę.
Nachylił się w mroku
sali
kinowej i (o
Boże)
zawahał się
na
krótką
chwilkę, a ja (o
Boże)
zadrżałam
na
skraju wytrzymałości, chociaż
udawałam spokój, i
o Boże, o Boże, o Boże
pocałował
mnie
w szyję, a ja
poczułam się jak w niebie i właśnie w tym momencie zrozumiałam, że
zostanę z nim na zawsze.
Był
moim
jedynym. Większość ludzi, których znam, nigdy nie znajduje
tej jedynej osoby. Czytają o tym albo krzywią się na samą myśl. Ale ja
znalazłam mojego jedynego, kiedy miałam siedemnaście lat, i nigdy nie
pozwoliłam mu odejść – nawet tego dnia, gdy leżał, umierając w moich
ramionach. Nawet gdy śmierć wyszarpnęła mi go z serca. Nawet
w tamtej chwili.
Wzywanie
imienia Boga w dzisiejszych czasach oznacza cierpienie:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin