M.G. Gardiner - Tropicielka cieni.pdf

(1618 KB) Pobierz
Copyright © for the Polish edition
by Dom Wydawniczy PWN Sp. z o.o., 2014
Grupa Wydawnicza PWN
ul. Gottlieba Daimlera 2
02-460 Warszawa
tel. 22 695 45 55
www.dwpwn.pl
Menedżer pionu wydawniczego: Monika Kalinowska
Wydawca: Marcin Kicki
Przekład: Anna Kowalska
Redakcja: Magdalena Binkowska
Korekta: Malwina Łozińska, Małgorzata Ruszkowska
Projekt okładki: Penguin Group
Zdjęcia na okładce: Paul Knight /Trevillion Images (stacja benzynowa), John Miles/The Image
Bank/Getty Images (słup chmurowy), Eastcott Momatiuk/Iconica/ Getty Images (chmury na niebie)
Opracowanie graficzne okładki: Ewa Modlińska
Przygotowanie wersji elektronicznej: Ewa Modlińska
Skład wersji elektronicznej na zlecenie Domu Wydawniczego PWN: Aneta Więckowska
Tytuł oryginału:
The Shadow Tracer
Copyright: © M.G. Gardiner, 2013
ISBN 978-83-7705-751-3 (ePub)
ISBN 978-83-7705-752-0 (Mobi)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza publikacja ani jej żadna część nie może być kopiowana,
zwielokrotniana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał
praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom
bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej
fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to
jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo.
Więcej na
www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
Dla Sheily Cowley i Deborah Schneider
1
Igiełki śniegu kłuły ją w twarz. Sarah Keller biegła, ślizgając się na liściach
i błocie. Nie było ścieżki. Las jodeł i sosen gęstniał. W ramionach kobiety
wiło się niemowlę.
Ciaśniej otuliła drobne ramionka Zoe kocykiem.
– Już dobrze – wyszeptała zachrypniętym głosem. – Cii...
Nagle potknęła się i upadła, tuląc maleństwo w ramionach.
– Psiakrew!
Zreflektowała się. Podmuch wiatru może ponieść jej głos.
Z trudem wstała. Zoe krzywiła się, wtykając zaciśnięte piąstki pod brodę.
Sarah poprawiła jej przekrzywioną czapeczkę.
– Już dobrze, już dobrze, cii…
Przypadkiem umazała dziewczynce policzek błotem. Maleństwo otworzyło
oczy, zakwiliło. Chciała otrzeć twarz dziecka i zamarła. Tym razem na
policzku Zoe została krew. Sarah obróciła rękę. Długie rozcięcie znaczyło
wnętrze jej dłoni. Zaskoczona, patrzyła na głęboką ranę. Dopiero po chwili
poczuła piekący ból.
Spojrzała przez ramię na drogę, którą pokonała. W oddali, za drżącymi
gałęziami, majaczyła chata. Sarah zamrugała, uwalniając łzy czające się pod
powiekami. Odwróciła się i zostawiła za sobą przeszłość. To już koniec.
Wszystko odeszło. Dyszała ciężko, przemykając między drzewami.
Furgonetkę zostawiła jakieś pół kilometra dalej, zaparkowaną przy krętej
drodze. Kiedy jechała tutaj wcześniej, instynkt podpowiedział jej, żeby nie
zatrzymywać się na podjeździe. Upiorny głos szepnął jej do ucha: „Jedź
dalej. Ktoś tam jest i cię obserwuje”.
Góry na południe od San Francisco były idyllicznym miejscem,
ustronnym, samotnym, dzikim i usianym sekwojami. Marzenie o Kalifornii.
Koszmar na jawie.
A do tego padał śnieg. Przeklęty śnieg, piętnaście kilometrów od plaży.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin