Sanderson Gill - Lekarz arystokrata.pdf

(622 KB) Pobierz
216590863 UNPDF
216590863.001.png
Gill Sanderson
Lekarz arystokrata
ROZDZIAŁ PIERWSZY
A˙ trudno uwierzy´,˙eod´lubu Jenny mina˛ł ju˙
rok, pomy´lała Lucy Stephens, patrza˛c na oprawio-
na˛ w ramki fotografi˛, na kt´ rej u´miechni˛ta pan-
na młoda siedzi jeszcze w w´ zku inwalidzkim,
wdługiej białej sukni wygla ˛ da jak marzenie, a przy
niej stoja ˛ druhny: sama Lucy oraz jej druga przyja-
ci´łka, Maria, tak˙e od niedawna szcz ˛ ´liwa m ˛ ˙at-
ka. R´ wnie˙ i na jej ´lubie Lucy wysta˛piła w roli
druhny, a jak powiadaja˛, kt´ ra zawsze druhna˛,ta
nigdy ˙ona˛.
Przypomniała sobie rozmow˛ z pastor Madeleine
Hall chwil˛ po tym, gdy złapała bukiet rzucony przez
pann˛ młoda˛,a´ci´lej biora˛c, jego połow˛, bowiem
wia˛zanka z pa˛sowych i cytrynowych r´ ˙ była prze-
my´lnie zło˙ona z dw´ ch mniejszych bukiet´ w, po
jednym dla ka˙dej z druhen.
– Teraz ty wyjdziesz za ma˛˙ – powiedziała wtedy
Madeleine.
– Najpierw Maria – odparła Lucy ze ´miechem
i rzeczywi´cie, Maria ja˛ ubiegła.
Mimo to Lucy nie martwiła si˛, miała jeszcze czas
i czuła si˛ szcz˛´liwa. Uwielbiała miasto, lubiła swoja˛
prac ˛ i cieszyła si ˛ ,˙e ka˙dego dnia uczy si ˛ czego´
nowego. Miała liczna ˛ rodzin ˛ , kt´ ra pomagała jej
finansowo, mn´ stwo przyjaci´ł i znajomych, słowem
˙ycie godne pozazdroszczenia.
Zgodnie ze zwyczajem, na pierwsza˛ – papiero-
wa˛ – rocznic˛ ´lubu sprawiłaprzyjaci´łce kosztow-
na˛ papeteri˛. Opakowałaj˛ ozdobnie, doczepiłakar-
tk˛ z˙yczeniami i uznała, ˙eporasi˛ szykowa´.
Stan˛ła przed otwarta˛ szafa˛ iznamysłem ´cia˛gn˛ła
brwi. Wprawdzie Mike Donovan, ma˛˙ Jenny, uprze-
dzał,˙enieurz˛dzaja˛ przyj˛cia, a jedynie chca˛ si˛
spotka´ z paroma starymi znajomymi na drinka
w pubie Pod Czerwonym Lwem, lecz mimo to
chciała ładnie wygla ˛ da´. Tylko w co si ˛ ubra´?
Letnia sukienka z białego materiału w drobny srebr-
ny wzorek, odsłaniaja ˛ ca plecy i ramiona, czy jasne
spodnie i ciemniejsza bluzka bez r˛kaw´ w? Nagle
zadzwonił telefon i Lucy z westchnieniem si˛gn˛ła
po słuchawk˛.
– Cze´´, kotku – oznajmił głos tchna˛cy pewno´cia˛
siebie. – Zmiana plan´ w. Przyjad˛ do ciebie, zostawi˛
samoch´ d pod twoim domem, a do knajpy p´ jdziemy
pieszo. Mog˛ si˛ troch˛ sp´ ´ni´, w razie czego chwil˛
poczekasz.
– Przecie˙ mo˙emy si˛ spotka´ na miejscu, tak jak
si˛ umawiali´my – odparłachłodno.
– Mam dla ciebie dobra˛wiadomo´´. – Simon Day,
młody lekarz ´wie˙o po specjalizacji, wyra´nie nie
wychwycił braku entuzjazmu w jej głosie. – Wła´-
ciwie to dla nas obojga. Dostałem t˛ posad˛ w Chica-
go. To wielki awans.
– Simon, to wspaniale! Kiedy zaczynasz?
– Za par ˛ miesi ˛ cy. Ale to nie wszystko. Okazuje
si˛,˙e szukaja˛ dobrych poło˙nych. Mo˙esz lecie´ ze
mna˛. Pojechaliby´my jako para, dzisiaj mogliby´my
to ogłosi´.
– Ogłosi´?
– No wiesz, ˙e jeste´my razem – odparł ze znie-
cierpliwieniem.
Lucy zamrugała powiekami. O´wiadcza si˛ jej
przez telefon? Cały Simon, pomy´lała i nagle dotarło
do niej z pełna˛ jasno´cia˛,˙e nie tyle nie chce lecie´
z nim do Stan´ w, ile raczej wolałaby si˛ z nim wi˛cej
nie spotyka´.
– Simon – zacz ˛ ła łagodnie – ja nie chc ˛ wyje˙-
d˙a´. Tutaj mam prac ˛ , rodzin ˛ , przyjaci´ł. Wrosłam
w to miasto, poza tym tylko si ˛ przyja´nimy, nie
jeste´my para˛.
– Wszyscy maja˛ nas za par˛, spytaj, kogo chcesz
– odparł obra˙ony, jak zawsze, gdy nie udawałomu
si˛ postawi´ na swoim.
– Je´li tak, Simon, to tylko dlatego, ˙esłyszeli to
od ciebie. Jeste´my na etapie poznawania si˛ – tłuma-
czyła spokojnie.
– To kł´ tnia czy zerwanie, Lucy? Bo nie pozwol˛,
˙eby´ sobie ze mna˛ pogrywała. – Teraz Simon był
naprawd˛ zły.
– Ani jedno, ani tym bardziej drugie. Nie mo˙na
zerwa´ z kim´, z kim si˛ nigdy nie było. Simon, nie
chc˛ z toba˛ lecie´ do Ameryki, ale jestem pewna, ˙e
znajdziesz inna˛ ch˛tna˛.
– Jak wolisz – warkna˛ł i rozła˛czył si˛.
Odło˙yłasłuchawk ˛ z westchnieniem, lecz bez
wyrzut´ w sumienia: widocznie Simon nie jest jej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin