Syndrom sztokholmski.doc

(85 KB) Pobierz
Syndrom sztokholmski u osób wykorzystanych seksualnie w dzieciństwie

Syndrom sztokholmski u osób wykorzystanych seksualnie w dzieciństwie
- ironia sesji wzmacniającego zadośćuczynienia

 

Wstęp

Ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie niechętnie ujawniają wyrządzoną im krzywdę, a jeszcze bardziej niechętnie zgłaszają to przestępstwo na policję. Na ogół uważa się, że dzieci - ofiary wykorzystania seksualnego - nie są w stanie zgłosić przestępstwa kryminalnego, ponieważ brak im głosu, poczucia siły, zajmują za niska pozycje w rodzinie, albo dlatego, że nie zdają sobie sprawy z wyrządzanej im krzywdy. To nie są jedyne powody - gdyby były, to wykorzystane dzieci po osiągnięciu dojrzałości nie tylko ujawniałyby nadużycia, ale i stawiałyby swoich prześladowców przed sądem. Jednak ofiary nie robią tego, a jeśli - to bardzo nieliczne. Z badania Otago Women's Health Survey (Anderson et al., 1993:917) wynika, że tylko 7.5 procent kobiet ujawniło swoje wykorzystanie jakiejkolwiek zainteresowanej osobie. Ten wynik nie dziwi specjalistów zajmujących się tą dziedziną. Takie samo zachowanie można zaobserwować u ofiar przemocy domowej. Podobny rodzaj ścisłego związku miedzy ofiarą a oprawcą, umożliwia wykorzystanie seksualne niektórych dzieci. Ponieważ dziecko jest bezsilne i nie może zapobiec wykorzystaniu przez osobę dorosłą, ani przerwać go, zaczyna ono stosować różne strategie, żeby móc przetrwać doznawaną krzywdę. Takie same metody przetrwania zaobserwowano również u pojmanych i przetrzymywanych zakładników.

Duża liczba fachowych książek opisuje pełną sprzeczności relację miedzy zakładnikami a przestępcami (Goddard and Tucci, 1991:6) rozpoznając to dwukierunkowe związanie jako konieczne dla przetrwania zakładników. To zjawisko jest zwykle nazywane Syndromem Sztokholmskim, choć czasami jest również nazywane syndromem identyfikacji z jeńcem (Hostage Identification Syndrome) lub syndromem identyfikacji z ofiarą (Survival Identification Syndrome) (Goddard and Tucci, 1991:6). Dee Graham (1994) zidentyfikowała podobieństwa w relacjach - i wynikłych z nich reakcjach - między zakładnikami i porywaczami, a dynamiką relacji ofiar nadużyć w relacjach interpersonalnych. Analiza danych, jakie zebrałam od ofiar wykorzystania seksualnego w dzieciństwie, rzuca światło na istnienie u nich syndromu sztokholmskiego. Oparte na sprzecznościach relacje, które są podstawą tego syndromu, ludziom zajmującym się wspieraniem ofiar wykorzystania seksualnego w dzieciństwie przed obliczem prawa, dają cenną wiedzę pod kątem trudności, jakich doświadczają one, rozpoczynając proces zgłaszania przestępstwa w prokuraturze.

Syndrom Sztokholmski

Pojecie "syndrom sztokholmski" zostało po raz pierwszy użyte w 1973 roku, dla opisu zagadkowego zachowania czterech osób pracujących w banku - trzech kobiet i jednego mężczyzny - którzy zostali pojmani jako zakładnicy przez dwóch bandytów, podczas napadu na bank w Sztokholmie (Graham et al, 1994:1). Podczas sześciu dni spędzonych w niewoli, w jeńcach ukształtowała się tak silna więź emocjonalna z porywaczami, że nie tylko zaczęli się z nimi identyfikować, przejąwszy ich „filozofię,” ale uznali policję za wroga i usiłowali chronić przed nią swych opresorów (Goddard and Tucci, 1991:6; Graham et al, 1994:10..11). Związek zakładników z porywaczami nie ustał po zakończeniu oblężenia banku i odzyskaniu przez nich wolności; trwał nieprzerwanie i był silny do tego stopnia, że dwie z kasjerek wyszły za mąż za obu przestępców po odsiedzeniu przez nich dziesięciu lat w więzieniu. Reakcje zakładników biorących udział w tej opresji, jak i ofiar w innych podobnych zdarzeniach, były wnikliwie studiowane i stały się podstawą powstania pojęcia Klasyczny Syndrom Sztokholmski. Pełen sprzeczności charakter dwukierunkowej relacji między jeńcami i porywaczami Graham przedstawia w tabeli nr 1 (Graham et al, 1994:12). Tabela ta ukazuje różnice między uczuciami i reakcjami zakładników z syndromem sztokholmskim wobec oprawców i sytuacji porwania, a uczuciami reakcjami ludzi patrzących z zewnątrz na taką sytuację. Graham (1994) wysnuła założenie, że podobny rodzaj niezrozumiałej dla outsiderów więzi może wystąpić pomiędzy ofiarą molestowania a wykorzystującym ją napastnikiem. Przeanalizowała fachową literaturą dotycząca dziewięciu różnych grup ofiar, aby ustalić, czy występowało u nich emocjonalne związanie z oprawcami, podobne jak opisane w syndromie sztokholmskim. Grupy te, o których zwykle nie myślano w kategoriach "zakładników," to: więźniowie obozów koncentracyjnych, członkowie sekt, osoby cywilne w więzieniach komunistycznych Chin, prostytutki pracujące pod alfonsami, ofiary kazirodztwa, dzieci wykorzystywane fizycznie i emocjonalnie, maltretowane kobiety, ofiary tortur oraz jeńcy wojenni i zakładnicy ogólnie (Graham et al, 1994:31). Graham zidentyfikowała we wszystkich grupach zestaw czterech warunków oznaczających syndrom sztokholmski i dokonała syntezy psychodynamiki leżącej u ich podstaw - warunków opisanych wcześniej przez jego teoretyków.

Ważne, aby w tym momencie uściślić język i terminologię. Dzieci w sytuacji wykorzystywania nie są zwykle nazywane zakładnikami, ale są ofiarami i na pewno można o nich powiedzieć, że są uwięzione. Bez wątpienia dzieci są więźniami własnych rodziców, a zwłaszcza są więźniami dorosłych, którzy wykorzystują je seksualnie. Będę używać słowa "ofiara" (victim) dla określenia jeńca i słowa "opresor" (oprawca, napastnik) żeby określić osobę biorącą w niewolę. Raczej zapomniane słowo "ocaleniec" (survivor) odnoszę specyficznie do tych dorosłych ofiar nadużyć seksualnych w dzieciństwie, które odzwierciedlają wiele aspektów procesu zdrowienia badanego w mojej pracy doktorskiej. Słowem "dziecko" definiuję osobę, płci męskiej lub żeńskiej, w wieku poniżej określonej przez prawo w Nowej Zelandii granicy 16 lat, czyli od kiedy człowiek (teoretycznie) jest w stanie wyrazić świadomą zgodę na seks. "Opresor" (oprawca, prześladowca) oznacza osobę dorosłą, mężczyznę lub kobietę, która osiągnęła pełnoletniość i która jest co najmniej 5 lat starsza od molestowanego przez siebie dziecka. W tym artykule definicją wykorzystania seksualnego, jest krzywdzący dziecko związek z opresorem z kręgu rodziny lub innych znanych dziecku osób.

Graham (1994:33) odkryła, że we wszystkich dziewięciu grupach ofiar, emocjonalne związanie ofiary przez opresora pojawiało się, gdy zachodzą cztery czynniki. Dowodzi, że są one budulcem, z którego tworzy się syndrom sztokholmski:

1. Odczuwanie zagrożenia i przekonanie, że opresor gotów jest bez wahania spełnić swe groźby.

2. Doznawanie, w odczuciu ofiary, odruchów życzliwości od opresora - w kontekście ogólnego terroru.

3. Izolowanie ofiary od opinii innych, niż poglądy i stanowisko opresora.

4. Niemożność ucieczki (realna lub wyobrażona).

- okruchy dobroci, mile zachowania krzywdziciela w stosunku do ofiary. Wystarczy nawet samo nie zabicie ofiary.

Opierając się na informacjach uzyskanych od osób ocalonych (survivors) z wykorzystania seksualnego w dzieciństwie, objaśnię każdy z tych czynników warunkujących, jakie w sumie prowadzą do syndromu sztokholmskiego.

Odczuwanie zagrożenia
Nadużycie emocjonalne lub zagrożenie fizyczną krzywdą, stanowi terror zagrażający przeżyciu ofiary (Graham et al, 1994:34). Wykorzystywanie seksualne dzieci zawiera silny element krzywdzenia emocjonalnego i fizycznego, stanowiący niebezpieczeństwo dla ich psychicznego - a w niektórych przypadkach również i fizycznego - przetrwania (Graham et al, 1994:34). Ocaleńcy z dziecięcej traumy seksualnej często mówią o tym, jak doświadczali także przemocy fizycznej, albo odczuwali groźbę jej zastosowania. Odczuwali to jak zagrożenie (Graham et al, 1994:34) nie tylko ich samych, ale również innych, bliskich im emocjonalnie osób, uważając siebie za odpowiedzialnych za ich los. Opowiadają o tym, jak im grożono na różne sposoby, strasząc, że jeśli powiedzą komuś o tym, co się dzieje, to będą winni rozpadu rodziny, zamknięcia ważnej osoby w więzieniu, zabrania dzieci do sierocińców, nędzy w rodzinie. Nawet te dzieci, które nie były tak bezpośrednio straszone, miały świadomość, że w razie ujawnienia, ich rodzina - jedyna ostoja jaką miały - byłaby zagrożona. Ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie nieraz mówią: "Jak nie masz rodziny, to co ci pozostaje?". Perspektywa utraty najbliższych i/lub domu jest bardzo realnym zagrożeniem dla fizycznego i psychologicznego przetrwania dziecka.

Doznawanie odruchów życzliwości
Graham (1994:34) dowodzi, że osoba w stanie zagrożenia inaczej postrzega życzliwość, niż ktoś, kto przetrwanie nie jest zagrożone. Używa przykładu maltretowanej kobiety, która przerwanie bicia odbierała jako wyraz życzliwości oprawcy wobec niej (Graham et al, 1994:34). wiele osób ocalałych z wykorzystania seksualnego w dzieciństwie mówi, że czuły się wyróżnione tym wybraniem do uczestnictwa w tak dorosłym i intymnym zachowaniu. Wszyscy ocaleńcy, którzy byli molestowani przez członka rodziny lub bliskiego przyjaciela domu, mówią, że wierzyli w miłość opresora do nich. Mieli oni silną skłonność do minimalizowania doznanych krzywd. Ich relacje są przeplatane zdaniami typu: "przynajmniej tego nie zrobił" i kończone sformułowaniami typu: "wykorzystał seksualnie moją siostrę" albo „inne osoby z rodziny,” "zranił mnie" albo „inne osoby z rodziny.” Ofiary często mówią: "to nie było aż takie straszne," albo "mogło być gorzej". Sam fakt, że niektórzy ocaleńcy wierzyli, że opresor je kochał, może być uznany za dowód odczuwania przez nich życzliwości z jego strony.

Izolowanie ofiary
Graham (1994:35) zauważa, że w sytuacji porwania izolowanie ofiary od innych poza samym porywaczem, oznacza jej fizyczne oddzielenie. W przypadku opresyjnego związku, izolacja nie jest aż tak oczywista. Ofiara zazwyczaj nie jest fizycznie oderwana od ludzi, ani od ich opinii i może utrzymywać kontakty z innymi osobami poza krzywdzicielem. Ale emocjonalna i psychologiczna izolacja, jaką odczuwa ofiara, jest całkowita. Graham (1994:35) zwraca uwagę, że oprawcy stosują wiele różnych strategii, by odstraszyć ofiary od ujawnienia prawdy. Obejmuje to - ale nie wyczerpuje się na tym - groźby użycia przemocy wobec samych ofiar, wobec innych członków rodziny, wobec ulubionych zwierząt domowych; zapewnienia, że opresor trafi do aresztu czy że rodzina zostanie rozbita. Oprawcy seksualni powtarzają wykorzystywanym dzieciom, że i tak nikt im nie uwierzy i że będą obwinione za to, co z nim robiły (Graham et al, 1994:35). Jako jedna z wielu autorka ta (1994:36) zauważa, że ofiary głęboko wchłaniają w psychikę (internalizują) przekonania opresora na temat nich samych, aktów wykorzystywania, rzekomego zasługiwania na nie, swojego rzekomego zepsucia, etc. i mocno wierzą w ich prawidłowość. W ten sposób uważają, że same są sobie winne, co wywołuje uczucia wstydu i przyczynia się wtórnie do dalszego izolowania się od opinii innych ludzi. Osoby te są oczywiście pewne, że gdyby zdemaskowały oprawcę, to albo zostałyby obwinione, albo nikt by im nie uwierzył. W ten wyrafinowany sposób ofiary są izolowane od opinii innych ludzi i znają tylko poglądy swojego opresora. Ta izolacja utrzymuje się w całym okresie dorosłości i dla wielu ofiar jest bardzo trudna do przełamania.

Niemożność ucieczki
Zakładnicy, którzy są fizycznie uwięzieni, na pewno mają bardzo ograniczone możliwości wyrwania się na wolność. Porywacze zazwyczaj grożą użyciem przemocy lub śmiercią, by nie dopuścić do prób ucieczki (Graham et al, 1994:36). To samo robią seksualni oprawcy. Groźby, jakimi straszą molestowane dzieci, aby zapewnić sobie ich milczenie i współpracę, przekładają się bowiem na nierealność ucieczki. Dzieciom wykorzystywanym nie tylko się wydaje, że nie mogą zbiec; one bez domu i rodziny naprawdę nie przeżyją. Ofiary nieraz też próbowały położyć kres swojej gehennie, ale nie były w stanie tego osiągnąć; ich moc sprawcza w porównaniu z napastnikiem równała się zeru. Mówiły często, że inni dorośli musieli wiedzieć co się dzieje, ale nie zrobili nic, aby je ochronić. Niektóre ocalałych kobiet wierzyły, że ich matki musiały się domyślać lub wiedzieć, ale nie potrafiły zainterweniować, gdyż same były ofiarami - często tego samego napastnika. Jeśli ktoś dorosły nie może pomóc samemu sobie, to dziecko na pewno jest gorzej wyposażone. Widząc taki stan rzeczy, dzieci-ofiary odbierają to jako kolejny dowód, że ucieczka jest niemożliwa. Ich zasób słów lub znajomość życia były niewystarczające, aby pojąć i zrelacjonować, co się działo. Ich percepcja została zniekształcona przez zakłamanie opresora, a prócz tego, jeśli wykorzystanie seksualne miało miejsce w ich domu, nie miały gdzie pójść. Ich niemożność ucieczki nie wynika tylko z ich percepcji: ona jest rzeczywista.

Psychodynamika przyczyn syndromu sztokholmskiego

Nałożenie się na siebie tych czterech czynników prowadzi do wystąpienia syndromu sztokholmskiego, tworząc opisaną niżej psychodynamikę, która tłumaczy niezrozumiałe zachowanie ludzi z tym syndromem (Graham et al, 1994:37). Opresor zagraża przetrwaniu ofiary, która - nie mogąc uciec i będąc odizolowana od innych ludzi - zwraca się do niego z potrzebą troski i ochrony (Graham et al, 1994:37). Ta potrzeba troski i ochrony, połączona z wolą przeżycia, zmusza ofiarę do szukania przejawów życzliwości, empatii albo miłości u prześladowcy (Graham et al, 1994:37). Tłumi więc ona każdy swój sprzeciw i odruch wściekłości, związany z poczuciem zagrożenia i terroru, i w ten sposób, zaprzeczając swoim uczuciom, jest w stanie związać się z pozytywną stroną oprawcy (Graham et al, 1994:38). W celu przetrwania, staje się hiperczujna i hiperwrażliwa na jego potrzeby, uczucia i poglądy, przy jednocześnym stłumieniu własnych potrzeb (Graham et al, 1994:38). Aby móc z większą gotowością przewidzieć i spełnić jego wolę i żądania, stara się patrzeć na świat z jego perspektywy. I tę właśnie strategię przetrwania zaczyna interpretować jako swoje pozytywne uczucia do oprawcy (Graham et al, 1994:38). Im bardziej ofiara musi się wysilać i im większe koszty ponosi, by go zadowolić, tym silniej zostaje z nim emocjonalnie związana (Graham et al, 1994:39). Ze względu na ten właśnie proces ofiara zaczyna widzieć w potencjalnych wybawcach - np. w rodzicach, policji, terapeutach czy przyjaciołach - swoich wrogów, gdyż patrzy na nich w sposób przejęty od prześladowcy (Graham et al, 1994:38). W jej odczuciu staje się on "tym dobrym", a ona sama zaczyna wierzyć, że zasłużyła na bycie skrzywdzoną i że w jakiś sposób jest za ta krzywdę odpowiedzialna.

W całym okresie wiktymizacji rozwijają się u ofiar ciągi zniekształceń w postrzeganiu. Oto one:
- Ofiary są przekonane, że opresor potrzebuje ich pomocy;
- Postrzegają go jako ofiarę, której brak tylko miłości;
- Są przekonane, że jedynie one potrafią go zrozumieć;
- Chcą go chronić, bo on chronił je (Graham et al, 1994:40).
Racjonalizacje tego typu pozwalają ofiarom wierzyć, że mają wpływ na bieg wydarzeń, a w przypadku ofiar nadużyć seksualnych mogą pchać je w stronę tzw. sesji wzmacniającego zadośćuczynienia (restorative justice) jako alternatywnego forum, na którym mogą one odnieść się do historii swojego wykorzystania.

Graham (1994:39) dowodzi, że gdy ofiary przez dłuższy czas - miesiące bądź lata - poddawane są działaniu tych czterech czynników warunkujących, to ich poczucie wartości zaczyna być określane przez, zinternalizowany przez nie, punkt widzenia oprawcy, który zastępuje jakiegokolwiek istniejące wcześniej poczucie własnej wartości i tożsamości. Im dłużej ofiary są wystawione na działanie tych czynników, tym trudniej jest im potem porzucić negatywne opinie i uczucia na swój temat i tym trudniej jest im oddzielić się emocjonalnie od opresora. Dzieci mają tylko jedno, pierwotne i niezniszczone poczucie własnego „ja” - inaczej niż dorośli, którzy na ogół mają już, nałożone na nie, „ja” zdeformowane i sztuczne, (Graham et al, 1994:40). Bez oprawcy, ofiara nie ma poczucia odrębnego „ja,” lub musi walczyć o autentyczną siebie, co stanowi krok w nieznane i jest trudne nawet dla ludzi obracających się w zdrowych środowiskach (Graham et al, 1994:40). Lęk, jaki ofiary mają przed napastnikiem służy temu, aby były wobec niego lojalne, gdyż skoro raz zostały wykorzystane, mają wszelkie podstawy bać się, że może to znowu je spotkać (Graham et al, 1994:41). Lęk ten utrzymuje się u nich przez długie lata po ustaniu wykorzystywania, a u niektórych nie znika nigdy (Graham et al, 1994:41). Krzywdzone dzieci, z powodu swojej bezsilności zależności od oprawczych dorosłych, będą czuć lęk nimi i dlatego będą wobec nich lojalne jeszcze przez długie lata po wejściu w dorosłość. W ten sposób osoby nadużyte mogą nigdy nie być w stanie oddzielić się psychicznie od prześladowcy.

U ludzi wykorzystanych seksualnie w dzieciństwie można bez wątpienia zidentyfikować syndrom sztokholmski. Dzieci są szczególnie podatne na jego powstanie. Troska i ochrona są ich podstawową potrzebą, a w przypadkach molestowania oprawcami są najczęściej osoby, które tę troskę i bezpieczeństwo powinny im zapewnić. Dzieci nie są jeszcze ukształtowane i nie umieją jasno rozpoznawać ani wyrażać swoich potrzeb, uczuć i opinii. Postrzegają otaczający świat z perspektywy dorosłych ważnych w ich życiu, zazwyczaj rodziców lub innych bliskich krewnych. Wykorzystanie seksualne dziecka ułatwia im istniejący już wcześniej emocjonalny związek ofiary z nimi, który dziecko kontynuuje, bo po prostu nie ma alternatywnej opcji. Dziecko, podobnie jak zakładnik, nie ma innej możliwości przeżycia, niż zaspokajać potrzeby prześladowcy. Nie może ono wybierać, może tylko przetrwać najlepiej jak potrafi. Ceną przetrwania jest zazwyczaj rozwinięcie syndromu sztokholmskiego jako strategii ratunkowej.

Syndrom ten pozwala nam zrozumieć, dlaczego ofiary wykorzystania seksualnego tak niechętnie zgłaszają na policję fakt ich molestowania w dzieciństwie. Ta głęboko zakorzeniona strategia przetrwania chroni opresora przez długie lata po ustaniu witymizacji. W wielu przypadkach nadużycia mogły ustać tylko dlatego, że ofiara fizycznie odseparowała się od niego. Ale fizyczne odseparowanie wcale nie oznacza, że nie jest ona wciąż z nim związana mentalnie. Złamanie tego psychologicznego związania może nastąpić dopiero podczas bardzo złożonego i bolesnego procesu zdrowienia.

Kompleksowość procesu zdrowienia

Judith Herman (1992:155) podkreśla, że żaden proces zdrowienia nie przebiega według schematu linearnego postępu, z wyraźnie określonymi etapami, ale zatacza spiralne, wznoszące się kręgi, tak że wcześniejsze fazy mogą być okresowo rewizytowane. Ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie, zdrowiejąc z tej traumy, zdrowieją w istocie z konsekwencji syndromu sztokholmskiego. Im dalej są na tej drodze, tym lepiej zaczynają rozumieć, że padły też ofiarami przestępstwa. Emocjonalne związanie ofiary z jej oprawcą wcale nie ustępuje z samym upływem czasu, bez jakiejś interwencji (Graham, 1994:20), lub ustępuje niezmiernie powoli. Terapia jest jedną z tego rodzaju interwencji. Jej celem jest między innymi usunięcie fałszywej percepcji narzuconej ofierze przez opresora i stworzone przez niego okoliczności, aby mogła zacząć coraz bardziej psychologicznie oddzielać się od niego. Terapia ofiar nadużyć seksualnych z dzieciństwa stawia sobie także za cel wzmacnianie ich, aby mogły one w wystarczającym stopniu ustanowić własną perspektywę i pewne poczucie swojego „ja.” Osoby ocalone z kazirodztwa mówią, że musiały ujawnić nadużycia w rodzinie i/lub zgłosić do prokuratury ze względu na inne dzieci wciąż wykorzystywane, bądź zagrożone wykorzystaniem przez tego samego oprawcę. Świadomość, że są one w jego zasięgu, stawała się - jak zauważa Graham (1994:20) na przykładzie zakładników - ostrogą mobilizującą je do przerwania tych więzów. Podobny skutek mogą mieć sesje wzmacniającego zadośćuczynienia.

Kolejnym czynnikiem komplikującym zdrowienie są reakcje ludzi z otoczenia ofiary. Jak wiemy, nadużycia seksualne w dzieciństwie występują w ramach istniejącej wcześniej, dwukierunkowej relacji między opresorem a ofiarą. Opresor jest zazwyczaj jej krewnym, często najbliższym krewnym, przyjacielem domu lub zaufanym dorosłym mającym do niej dostęp. Im bliższa była relacja między oprawcą a molestowanym dzieckiem oraz innymi członkami rodziny, tym bardziej złożona będzie reakcja tych osób na informację, że wykorzystał je seksualnie i że wciąż może wykorzystywać nowe ofiary. Ponieważ osoby z rodziny i bliskie rodzinie także zaczynają teraz rozumieć konsekwencje tych przestępczych zachowań dla ofiary jak i dla nich samych, ich reakcje będą jeszcze bardziej złożone. Należy też pamiętać, że część z tych osób i przyjaciół, mogło paść łupem tego samego napastnika, nie uporać się z tą wiktymizacją. Przez niewykorzystanych członków rodziny oprawca będzie postrzegany całkiem inaczej niż przez tych, których kiedyś wykorzystał. Dla wielu tych osób diametralna zmiana jego wizerunku będzie niezmiernie trudna, a niekiedy niemożliwa. Ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie muszą bowiem borykać się nie tylko z własnym leczeniem, ale i zdrowieniem lub niezdrowieniem ludzi z otoczenia.

Stojący obok (bystanders) i outsiderzy

Zdarzenia, jakie możemy określić mianem „aktów boskich,” łatwo wyzwalają sympatię i empatię dla ofiar (Herman, 1992:7). Trauma psychologiczna, która jest konsekwencją działań ludzi, wywołuje zróżnicowane reakcje. Ofiara, poprzez domaganie się uznania swojej krzywdy i swoje zachowania, prosi osoby stojące obok, by zobaczyły prawdę i dzieliły z nią jej brzemię bólu (Herman, 1992:7). Oprawca z kolei, aby uniknąć odpowiedzialności, odwołuje się do powszechnego w społeczeństwie pragnienia, by nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić o zbrodniach i złu (Herman, 1992:7). Dlatego na wszelkie sposoby dąży on do zachowania tajemnicy, promuje niepamięć i stosuje uciszanie ofiar. Aby mieć pewność, że nikt ich poważnie nie wysłucha, dyskredytuje je i podkopuje ich wiarygodność, rzucając na szalę cały zestaw argumentów, od zaprzeczania po wyszukane racjonalizacje (Herman, 1992:8). Im większą ma rangę społeczną, tym skuteczniej wpływa na przyjęcie jego argumentów przez innych ludzi, i przez społeczeństwo, i z tym większą łatwością może nazywać i definiować rzeczywistość (Herman, 1992:8). Jeśli osoba stojąca obok działa samotnie, bez wsparcia środowiskowego, niemal niemożliwe jest dla niej oprzeć się opresorowi i jego manipulacjom; zaczyna wątpić i wierzy mu, choćby ofiara zajmowała najbardziej cenioną pozycję w społeczeństwie (Herman, 1992:8). Ktoś dewaluowany społecznie, jak dziecko, kobieta czy osoba w jakiś sposób niepełnosprawna, jeszcze częściej przekonuje się, że jej lub jego rzeczywistość jest całkowicie wykluczona poza obszar społecznie uzgodnionej i uprawomocnionej rzeczywistości (Herman, 1992:8). Historycznie, osoby stojące obok ofiar zajmowały pozycję najmniejszej linii oporu. Nie robiły nic. Patrzyły w inną stronę.

W przypadkach wykorzystania seksualnego w dzieciństwie, osobami stojącymi w naturalny sposób obok ofiary są inne osoby z rodziny i/lub osoby z nią zaprzyjaźnione, uwikłane w jej dynamikę. (Herman, 1992:7). W przypadku syndromu sztokholmskiego kuszące może być utożsamianie osób stojących obok z outsiderami. Ale to nie jest słuszne, gdyż outsiderzy w syndromie sztokholmskim nie podlegają jego skutkom, przeciwnie niż osoby stojące obok ofiar kazirodztwa. Osoby stojące obok, o jakich pisze Judith Herman, należą do systemu rodzinnego ofiary przez pokrewieństwo lub zaprzyjaźnienie. Zazwyczaj część z nich okazuje się być dotknięta taką samą traumą wykorzystania seksualnego, a wtedy najprawdopodobniej też cierpi na syndrom sztokholmski, więc przyjmie punkt widzenia oprawcy. Inni stojący obok, którzy nie zaznali wiktymizacji seksualnej, będą najpewniej poruszeni rewelacjami ujawnianymi w rodzinnym lub przyjacielskim kręgu. Nie będą więc obojętnymi outsiderami, o których pisze Graham. Osoby stojące obok ofiar wykorzystania seksualnego nie mogą być neutralne; nieuchronnie zostają wciągnięte w konflikt między ofiarą i opresorem, musząc opowiedzieć się po jednej ze stron. (Herman, 1992:7). Z chwilą, gdy mogą czerpać siłę od siebie wzajemnie i wspierać się w obrębie systemu rodzinnego, pęka on i polaryzuje się.

Graham (1994:36) dowodzi, że percepcja outsiderów jest zniekształcona ich potrzebą wiary, że gdyby oni znaleźli się w podobnych okolicznościach, zachowywaliby się i reagowaliby inaczej. Taki rodzaj patrzenia, którzy możemy uznać za strategię radzenia sobie, jest niespójny ze sposobem patrzenia ofiar wykorzystania seksualnego i służy zminimalizowaniu traumatyzującego doświadczenia. W przypadkach kazirodztwa, outsiderów możemy identyfikować jako całe społeczeństwo lub konkretniej jako tych ludzi, których ofiara spotyka w różnych społecznych i towarzyskich układach w ciągu życia. Dla dziecka będą to dorośli z systemu nauczania, opieki zdrowotnej i innych instytucji, z jakimi się ono styka. Z biegiem dorastania, jego kontakty z różnymi systemami społecznymi rozszerzają się, obejmując miejsce pracy, inne organizacje - i być może też na sesje wzmacniającego zadośćuczynienia. Nie wszyscy ci outsiderzy będą posiadać wystarczającą wiedzę na temat kompleksowej dynamiki towarzyszącej seksualnemu wykorzystywaniu dzieci.

Granica między osobą stojącą obok, a outsiderem, może się zacierać. Na przykład nauczyciel może występować w jednej lub drugiej roli, zależnie od tego, jaką ma relację z nadużytym dzieckiem. Stojącym obok będzie też terapeuta dający wsparcie osobie zdrowiejącej z wczesnego wykorzystania. Taki kontakt może zaczynać się od roli outsidera, a gdy terapeuta zaangażuje się bliżej w sytuację pacjenta, przenosi go to do roli stojącego obok, gdyż jako taki będzie on podatny na wpływ opresora. Goddard i Tucci (1991:7) dowiedli, że emocjonalne i pojęciowe reakcje pracowników socjalnych pomagających nieletnim ofiarom powielają rozwój syndromu sztokholmskiego w tych dzieciach. Kontakt z wykorzystującymi lub brutalnym rodzicem może w nich uruchamiać te same techniki przetrwania, co w krzywdzonym dziecku. Interakcje pomagających osób z opresorem stają się naznaczone zarówno ich instynktem osobistego przetrwania, jak i pragnieniem ochrony krzywdzonego dziecka (Goddard i Tucci 1991:7). W obliczu ujawnianej przez nie przemocy pracownicy socjalni często przenoszą uwagę na oprawczego rodzica i naciskają na niego swoją pozycją - z uszczerbkiem dla dziecka (Goddard i Tucci 1991:7). Mogą oni wtedy nie być zdolni do obiektywnych decyzji, mających na uwadze jego dobro. Także inni zawodowi specjaliści od pomagania są narażeni na podobne wpływy. Ograniczoną zdolność odpowiedniego doradzania mogą mieć także stojące obok, nieprofesjonalnie pomagające osoby.

Rozbieżne perspektywy ofiar molestowania w dzieciństwie, ich opresorów, osób stojących obok oraz outsiderów tworzą napięcia prowadzące do rewiktymizacji ofiar. W połączeniu ze skutkami syndromu sztokholmskiego, wysuwa to ważne wnioski dla specjalistów prowadzących sesje wzmacniającego zadośćuczynienia.

Sesje wzmacniającego zadośćuczynienia

Jeśli w jakimś punkcie proces zdrowienia nie postawi ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie przed wyzwaniem wytoczenia oprawcy/oprawcom procesu sądowego, bardzo rzadko bierze ona pod uwagę takie działanie. Osoby ocalone z tej traumy niechętnie obierają drogę prawną, jednak gdy wyobrażają sobie, co mogłoby im dać poczucie sprawiedliwości, zaczynają wskazywać na elementy tzw. sesji wzmacniającego zadośćuczynienia. Sugeruje to, że zasady i warunki takiej konferencji muszą być zgodne z potrzebami ofiar. W miarę upowszechniania się sesji wzmacniającego zadośćuczynienia, coraz więcej ofiar będzie chciało z nich skorzystać w ramach prób uporania się ze swoją pierwotną traumą. Dlatego specjalistom przygotowującym i facylitującym te sesje powinno towarzyszyć zrozumienie syndromu sztokholmskiego i całej złożoności procesu zdrowienia z seksualnej wiktymizacji w dzieciństwie. Główne kwestie, które musza oni wziąć pod uwagę, jeśli ich praca ma być pomocą dla ofiar, są następujące:

• Sesje wzmacniającego zadośćuczynienia wymagają starannego zaplanowania i przygotowań. W ramach tego mieszczą się, po jednym lub kilka, wstępne spotkania oddzielnie z opresorem i oddzielnie z ofiarą.

• Specjaliści powinni być odpowiednio uzdolnieni i przeszkoleni oraz posiadać głębokie zrozumienie mechanizmów rządzących nadużyciami seksualnymi na dzieciach. Najlepiej się sprawdzają pary ko-facylitatorów o mieszanej płci.

• Dawna nierównowaga sił między ofiarą a opresorem ma uporczywą skłonność odżywania na nowo w czasie sesji.

• Ofiara może być w różnych fazach zdrowienia. Ponieważ jest to zataczający kręgi, spiralny biegnący proces, jej reakcje mogą być nieraz ambiwalentne, a w czasie różnych sesji nawet sprzeczne ze sobą.

• Specjaliści muszą pamiętać, że każdy pomagający może być obiektem takiej samej presji i podlegać takim samym wpływom, jak wspierana przez nią ofiara.

• Ofiara ma różny poziom zaufania do osób stojących obok jak i outsiderów w zakresie ich zdolności wniesienia obiektywnego wkładu we wzmacniające zadośćuczynianie.

• Osoby stojące obok, które nie ochroniły ofiary w dzieciństwie (nie uwierzyły jej, wystawiały ją), będą w czasie sesji zasiadać „w zainteresowanym nią kręgu.”

• Opór lub niezdolność osób stojących obok do zmiany perspektywy i spojrzenia na wykorzystanie jako na czyn kryminalny (ciężkie przestępstwo), będzie wzmacniać w ofierze w przekonanie, że na jej rzeczywistość nie ma miejsca w rzeczywistości społecznie uzgodnionej.

• Niektóre z osób stojących obok mogły zaznać podobnej wiktymizacji i mogą być na różnych etapach zdrowienia; one też będą doświadczać skutków syndromu sztokholmskiego - identyfikować się z opresorem.

• Każda stojąca obok osoba będzie miała własne spojrzenie na oprawcę i stosunek do niego; niektóre z tych postaw mogą być całkiem sprzeczne z potrzebami ofiary.

• Część osób stojących obok może próbować naciskać na ofiarę, by wycofała oskarżenie lub pogodziła się z oprawcą bądź niesprzyjającym wynikiem sesji.

• Zarówno outsiderzy o nikłym zrozumieniu kompleksowej dynamiki nadużyć seksualnych z dzieciństwa, jak i osoby stojące obok, mogą mieć tendencję do minimalizowania wiktymizacji.

• Outsiderzy w rolach modelujących mogą stanowić wzory do powielania dla innych uczestników sesji. Wpływ ten może być zarówno negatywny lub pozytywny.

• Opresorzy są niedoścignionymi zawodowcami jeśli chodzi o utrzymywanie i konstruowanie zaprzeczania.

• Opresorzy zazwyczaj próbują w czasie sesji podtrzymać lub reaktywować kontrolę nad ofiarą, wykorzystując istniejące w relacji podwójne wiązanie.

• Specjaliści nie są odporni na syndrom sztokholmski i potrzebują świadomych superwizorów dla zachowania kontaktu z rzeczywistością i wychodzenia z tych mechanizmów.

Wyniki wzmacniającego zadośćuczynienia mogą mieć niestety odwrotny skutek. Kiedy konferencja kończy się powodzeniem, ofiara doznaje poczucia sprawiedliwości i tego, że jej historia wiktymizacji i uczucia zostały przyjęte i uprawomocnione. Przygotowania do sesji, jak i same sesje mogą dostarczyć zdrowiejącej osobie informacji koniecznych do przełamania każdego utrzymującego się jeszcze złudzenia na temat prześladowców i rodziny. Podwójne związanie może całkowicie ustąpić. Jak na ironię, im skuteczniejsza jest konferencja, tym większe prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Kiedy ofiara odkrywa prawdę o swoim opresorze i ma wsparcie osób stojących obok, może poczuć się umocniona i usprawiedliwiona w swoim dążeniu do odcięcia się od niego, zemsty i/lub ukarania go. Takie zachowanie powinno być uważane za logiczny przebieg procesu wydobywania się ofiary ze skutków wiktymizacji i syndromu sztokholmskiego. Jeśli nie dochodzi do przecięcia więzów, możemy uznać niepowodzenie sesji. Dlatego sukces powinien być mierzony stopniem psychologicznego oddzielenia się ofiary od oprawcy i chorej części systemu rodzinnego, a z drugiej strony stopniem, do jakiego oprawca wziął na siebie odpowiedzialność za swoje czyny. Pomyślna sesja transformuje nie tylko tę dwukierunkową relację, ale i relacje w obrębie rodziny i bliskich.

Wnioski

Osoby wykorzystane seksualnie w dzieciństwie są ofiarami syndromu sztokholmskiego. Im silniejsza jest emocjonalna więź i im bliższe pokrewieństwo między opresorem a ofiarą, tym podatniejsza jest ona na powstanie tego syndromu. Im bardziej nadużywająca była ich relacja, tym dłużej utrzymują się jego skutki i tym trudniej jest ofierze stanąć po swojej stronie i odseparować się od napastnika. Wiadomość o innych jego ofiarach lub o dzieciach zagrożonych przez niego wykorzystaniem pomaga ofierze naprostować spaczenia poznawcze i przerwać swoje chore uwiązanie do niego. Sesja wzmacniającej sprawiedliwości może stać się interwencją, która kompletnie zakończy tę relację.

Syndorm sztokholmski pozwala zrozumieć opór ofiar przed zakładaniem spraw sądowych swoim oprawcom, jak i to, dlaczego ten opór utrzymuje się jeszcze długo po osiągnięciu dorosłości. Świadomość kompleksowości zdrowienia pozwala specjalistom lepiej prowadzić i facylitować proces wzmacniający zadośćuczynienie. Jego pozytywny wynik może oznaczać dla ofiar dążenie do zemsty/ukarania oprawcy i/lub zupełne odcięcie się od niego. Nie jest to niepowodzenie; przeciwnie - sukces sesji mierzy się wystarczającym stopniem zmiany relacji podwójnego wiązania.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin