Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny 20 - Cienie przeszłości.pdf

(612 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny 20 - Cienie przesz\263o\234ci)
Anne–Lise Boge
GRZECH PIERWORODNY XX
CIENIE PRZESZŁO ĺ CI
Wydarzenia przedstawione w serii powie Ļ ciowej „Grzech pierworodny" rozgrywaj Ģ si ħ w
gospodarstwie nale ŇĢ cym do rodziny mojej matki. Dwór, przyroda, postaci i tło kulturowe s Ģ
autentyczne. Chciałabym jednak zaznaczy ę , Ň e ani ludzie, ani cała historia opisana w serii nie
maj Ģ Ň adnego zwi Ģ zku z rzeczywisto Ļ ci Ģ . To powstało w mojej wyobra Ņ ni.
Dla mojego syna Roalda.
Bez Twej cierpliwej pomocy przy komputerze i nieustannego wsparcia ta seria
nigdy by nie powstała.
Anne-Lise Boge
ROZDZIAŁ 1.
Mali płakała.
Płakała zrozpaczona tym, co miało si ħ sta ę . Chlipała pod ci ħŇ arem Martina Bakkena,
który, sapi Ģ c z podniecenia, zdawał si ħ nic nie słysze ę . Wzdrygn ħ ła si ħ , poczuwszy dotyk
jego nabrzmiałej m ħ sko Ļ ci na udzie. Jakby nagle zbudzona z gł ħ bokiego snu, nabrała
powietrza i z cał Ģ sil Ģ wbiła kolano w jego krocze. Okrzyk bólu przeszył powietrze. Martin
opadł na ni Ģ bezsilnie, j ħ kn Ģ ł gło Ļ no i zsun Ģ ł si ħ w bok.
Mali podniosła si ħ na łokciu. Obrzuciła skulonego m ħŇ czyzn ħ przelotnym spojrzeniem, po
czym zebrała sukni ħ i prze Ļ lizgn Ģ wszy si ħ nad nim, zsun ħ ła si ħ z łó Ň ka. Stan ħ ła pod Ļ cian Ģ i
usiłuj Ģ c doprowadzi ę do porz Ģ dku podarty gorset, znów skierowała wzrok na Martina.
M ħŇ czyzna wyprostował si ħ i odwrócił do niej twarz.
- Przykro mi... - szepn ħ ła dr ŇĢ cym głosem. - Nie słuchałe Ļ mnie, a ja nie chciałam...
- Chciała Ļ !
Jego wzrok płon Ģ ł, ale Martin nie podniósł głosu. Usiadł z trudem, a Mali instynktownie
cofn ħ ła si ħ o krok.
- Nie bior ħ kobiet gwałtem, Mali - wycharczał. - Nie musisz si ħ mnie ba ę . Co ci ħ , na
Boga, op ħ tało?
- Powinnam była przerwa ę to wcze Ļ niej - wyszeptała. - To moja wina. Ale wiedziałe Ļ , Ň e
nie chc ħ ... ņ e nie mog ħ ...
Martin przeci Ģ gn Ģ ł dłoni Ģ po włosach.
- Nie tkn Ģ łbym ci ħ , gdyby Ļ dała mi do zrozumienia, Ň e...
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi! - przerwała mu głosem zduszonym od płaczu. - Wła Ļ nie
dlatego odprawiłam ci ħ wtedy ze Stornes. Pami ħ tasz? „Nie" znaczy „nie", przynajmniej w
moim j ħ zyku. A teraz...
- Tak cz ħ sto znów nie mówiła Ļ „nie" - mrukn Ģ ł.
Mali oblała si ħ rumie ı cem wstydu. Martin miał racj ħ , powinna była da ę mu zdecydowan Ģ
odpraw ħ , zamiast wycofywa ę si ħ niezdarnie, gdy nastrój robił si ħ zbyt intymny. Igrała z
ogniem od samego pocz Ģ tku.
- Jestem m ħŇ atk Ģ , Martin.
- Wcze Ļ niej ci to nie przeszkadzało.
Riposta była celna. Obraz Torgrima, młodego i przystojnego brata Jo, stan Ģ ł jej przed
oczyma.
- To nie twoja sprawa - szepn ħ ła za Ň enowana.
- To prawda - odrzekł - ale wyja Ļ nia poniek Ģ d, sk Ģ d brałem przekonanie, Ň e tego wła Ļ nie
pragniesz. Jedn Ģ r ħ k Ģ dajesz, a drug Ģ zabierasz, Mali.
Mali poczuła si ħ okropnie. Łzy napłyn ħ ły jej do oczu i ogarn ħ ło j Ģ dojmuj Ģ ce poczucie
wstydu. Zapragn ħ ła znale Ņę si ħ na powrót w Stornes, le Ň e ę u boku Havarda. ņ ycie wydawało
si ħ wtedy znacznie prostsze, nie powinna była wyje Ň d Ň a ę !
- Wyjad ħ st Ģ d, Martin - powiedziała cicho. - Tak nie mo Ň na. Nie po tym... co si ħ tu stało.
- Wi ħ c jutro rano powiadomisz moj Ģ siostr ħ , Ň e wyje Ň d Ň asz, bo targn Ģ łem si ħ na twoj Ģ
cze Ļę ?
- Nie, nie - odrzekła pospiesznie. - Niech to zostanie mi ħ dzy nami. Ale chyba rozumiesz,
Ň e nie mog ħ zosta ę ?
Zwlekał z odpowiedzi Ģ .
- Wymiana biletu zajmie par ħ dni - powiedział w ko ı cu. - Niełatwo zdoby ę miejsce na
rejs z Nowego Jorku.
Podniósł głow ħ i wbił w ni Ģ wzrok.
- A jak wytłumaczysz Havardowi swój wcze Ļ niejszy powrót? - ci Ģ gn Ģ ł. - Napytasz sobie
wi ħ cej biedy.
- Nie mog ħ zosta ę - upierała si ħ . - To byłoby nie w porz Ģ dku wobec ciebie.
Podeszła do łó Ň ka i usiadła obok niego.
- Wiem, Ň e Ň aden z ciebie gwałciciel, Martin - powiedziała. - Troszczysz si ħ o mnie
bardziej, ni Ň na to zasługuj ħ . Wcze Ļ niej tego nie dostrzegałam, ale teraz ju Ň wiem. Nie mog ħ
jednak...
- Nie tkn ħ ci ħ - powtórzył. - Lepiej b ħ dzie dla nas wszystkich, je Ļ li zostaniesz.
- Chc ħ jecha ę do domu - powiedziała powoli. - Naprawd ħ , Martin. Chc ħ po prostu wróci ę
do domu.
- A jak Ģ wymy Ļ lisz wymówk ħ ?
Mali potarła spocone dłonie, po czym uniosła głow ħ i spojrzała na Martina.
- Powiem, Ň e si ħ rozchorowałam - stwierdziła.
- Nikt ci nie uwierzy - uznał. - Z pewno Ļ ci Ģ nie Jenny. Zreszt Ģ mniejsza o to, Jenny nie
pi Ļ nie ani słowa. Havarda nie wyprowadzisz w pole tak łatwo.
Mali skuliła si ħ w sobie. Ma racj ħ , pomy Ļ lała. Havard nie da jej wiary.
- Wi ħ c powiem mu, jak było naprawd ħ - powiedziała po chwili. - Powiem, Ň e nie dałam
rady...
Martin westchn Ģ ł cicho i podniósł si ħ z łó Ň ka. Nie spojrzał na Mali, odwrócił si ħ do niej
plecami, nawet nie próbuj Ģ c dotkn Ģę .
- Przykro mi, Martin - powtórzyła, przyciskaj Ģ c gorset do piersi.
M ħŇ czyzna okr ħ cił si ħ na pi ħ cie.
- Niezwykła z ciebie kobieta, Mali - powiedział cicho. - Wiedziałem, Ň e taka jeste Ļ , od
chwili gdy ci ħ ujrzałem po raz pierwszy. Silna i niezwyczajna. Tyle Ň e nie zawsze grasz w
otwarte karty. Dajesz si ħ wodzi ę na pokuszenie i bywa, Ň e ulegasz pokusom. Nie ukrywam,
sam miałem nadziej ħ - ci Ģ gn Ģ ł ironicznie - Ň e jeszcze raz dasz si ħ skusi ę .
Mali nie odpowiedziała, tylko spu Ļ ciła głow ħ .
- Wi ħ c zdecydowała Ļ si ħ jecha ę ?
Potwierdziła bez słowa.
- Jutro wszystko załatwi ħ - skapitulował. - Jak mówiłem, potrwa to par ħ dni, ale jako Ļ to
prze Ň yjesz.
Mali jeszcze raz skin ħ ła głow Ģ . Miała ochot ħ go dotkn Ģę , powiedzie ę , Ň e przeprasza. ņ e go
lubi i ma poczucie, i Ň nadu Ň yła jego zaufania. Mo Ň e nie celowo, ale jednak...
- Przykro mi...
- Oszcz ħ d Ņ sobie słów - przerwał jej. W jego glosie pobrzmiewał gniew i ból. Wyszedł,
zamykaj Ģ c drzwi bezgło Ļ nie.
Mali długo nie mogła zasn Ģę . Łzy napływały jej do oczu na sam Ģ my Ļ l o tym, co mogło si ħ
wydarzy ę . Co j Ģ podkusiło? Uczucie gorzkiego Ň alu Ļ cisn ħ ło jej serce, podkuliła nogi i
zakryła oczy dło ı mi. Co powie Havardowi? ņ e wraca, bo Ň y ę tutaj było zbyt trudno? I co on
na to? Da wiar ħ jej słowom?
Mo Ň e wi ħ c powinna zosta ę ? Martin miał racj ħ , to byłoby prostsze rozwi Ģ zanie. Nie
musiałaby nic mówi ę Havardowi. Tak byłoby lepiej. Przera Ň ała j Ģ my Ļ l, Ň e Havard znów
mógłby powzi Ģę jakie Ļ podejrzenie. Nie zniosłaby tego. Musiałaby wróci ę pami ħ ci Ģ do tamtej
chwili - kiedy go zdradziła.
Mali j ħ kn ħ ła gło Ļ no i ugryzła si ħ w dło ı . Nie miała poj ħ cia, co zrobi ę . Mo Ň e jednak
zosta ę ... To byłoby trudne nie tylko dla niej, ale i dla Martina. Musieliby sp ħ dzi ę razem
kolejne trzy tygodnie...
W ko ı cu zapadła w niespokojny sen.
Usiadła gwałtownie na łó Ň ku. Nie miała poj ħ cia, jak długo spała, ale pokój wci ĢŇ spowijała
ciemno Ļę . ĺ niło jej si ħ co Ļ , a sen był tak rzeczywisty, Ň e jej serce wci ĢŇ biło w oszalałym
rytmie.
We Ļ nie przyszła do niej Ruth. Stan ħ ła przed ni Ģ Ļ miertelnie powa Ň na i wyci Ģ gn ħ ła r ħ k ħ .
Mali podała jej swoj Ģ dło ı . Ruth odwróciła si ħ i ich oczom ukazały si ħ zabudowania w
Stornes. Havard wybiegł im na powitanie, u Ļ miechał si ħ , kosmyki włosów przykrywały jego
opalone czoło. Ruth pu Ļ ciła jej r ħ k ħ i pchn ħ ła ku m ħŇ czy Ņ nie. Mali wci ĢŇ czuła dotyk jego
ramion, kiedy j Ģ obejmował, zapach jego ciała, ciepło. Stru Ň ki łez popłyn ħ ły jej po
policzkach, dotkn ħ ła dłoni Ģ rozpalonej twarzy.
- Tak, Ruth - szepn ħ ła w ciemno Ļ ci. - Wracam do domu.
Kiedy Mali zeszła na Ļ niadanie nast ħ pnego ranka, przy stole zastała jedynie Jenny.
- Dzie ı dobry.
- Dzie ı dobry. - Mali z trudem ukrywała za Ň enowanie.
Bała si ħ spotkania z Jenny. Nie wiedziała, czy Jenny słyszała co Ļ w nocy. A mo Ň e brat
zwierzył jej si ħ ze wszystkiego? Jenny nie spytała, czy dobrze jej si ħ spało, a zazwyczaj to
robiła. I było co Ļ w jej wzroku, czego wcze Ļ niej Mali nie dostrzegła. Gniew albo
rozczarowanie. A mo Ň e jedno i drugie.
Nie czuła głodu, ale napełniła talerz. Wzbudziłaby jedynie podejrzenia, nie schodz Ģ c na
Ļ niadanie, odmawiaj Ģ c jedzenia. Musiała zosta ę w tym domu jeszcze par ħ dni i w tej sytuacji
nale Ň ało zachowywa ę si ħ naturalnie.
- Martin napomkn Ģ ł, Ň e zamierzasz wyjecha ę .
Mali si ħ gn ħ ła dr ŇĢ c Ģ dłoni Ģ po fili Ň ank ħ z kaw Ģ .
- Tak... b ħ dzie najlepiej - powiedziała cicho.
Jenny utkwiła w niej wzrok.
- Inne nadzieje wi Ģ zali Ļ my z twoj Ģ wizyt Ģ .
To prawda, pomy Ļ lała Mali. Jenny i jej brat mieli inne oczekiwania wobec niej, a ona nie
wyprowadzała ich z bł ħ du. Przyjmowała podarki i dowody atencji, równie Ň ze strony Martina.
Łatwo było Ņ le zinterpretowa ę jej zachowanie, musiała to przyzna ę .
- Przykro mi, Jenny.
Zapadła cisza. Jenny dłubała widelcem w talerzu, wyra Ņ nie te Ň nie była głodna.
- Czy to oznacza, Ň e zrywasz umow ħ z Martinem?
- Ale Ň sk Ģ d! - Mali zaprzeczyła pospiesznie. - Je Ļ li wci ĢŇ chce skorzysta ę z moich usług...
Jeszcze o tym nie rozmawiali Ļ my.
Jenny pokiwała głow Ģ .
- Szkoda, Mali - powiedziała po dłu Ň szej chwili.
W jej głosie pobrzmiewała nagana. Mali nic nie odrzekła, schyliła si ħ za Ň enowana nad
talerzem. Długo siedziały w milczeniu. Wreszcie Mali podniosła głow ħ i spojrzała na Jenny.
- Gdzie... gdzie jest Martin?
- Pojechał do sklepu. Wróci pó Ņ nym wieczorem.
- A co ze mn Ģ ? Nie powinnam te Ň by ę w sklepie, skoro ju Ň tu jestem?
- Martin nie wspomniał o tym ani słowem.
Mali pochyliła si ħ nad talerzem. Nie b ħ dzie łatwo, pomy Ļ lała. Jedyna nadzieja w tym, Ň e
Martin zdoła wymieni ę bilet i b ħ dzie mogła wróci ę do domu przy najbli Ň szej okazji.
- Mo Ň esz pojecha ę do Nowego Jorku jutro nocnym poci Ģ giem. Statek odpływa w sobot ħ o
dwunastej - oznajmił Martin przy obiedzie. - Albo zosta ę z nami przez kolejne dziesi ħę dni.
S Ģ wolne miejsca na nast ħ pny rejs.
- Wyjad ħ jutro - powiedziała cicho Mali.
Skin Ģ ł głow Ģ milcz Ģ co.
- Rozumiesz chyba, Ň e nie puszcz ħ ci ħ samej w dług Ģ podró Ň do Nowego Jorku - dorzucił
po chwili. - Trzeba znale Ņę drog ħ do portu, nada ę baga Ň i...
- Dam sobie rad ħ .
- Zapewne - przyznał - ale i tak nie mog ħ na to przysta ę . ĺ ci Ģ gn Ģ łem ci ħ tutaj i czuj ħ si ħ
odpowiedzialny za ciebie, póki jeste Ļ w tym kraju. Odwioz ħ ci ħ .
- Nie - Mali pokr ħ ciła głow Ģ . - To zupełnie zb ħ dne.
- W takim razie ja pojad ħ - wtr Ģ ciła si ħ Jenny. - To dobre rozwi Ģ zanie, Martinie. Masz
du Ň o pracy w sklepie, a ja nie l ħ kam si ħ podró Ň y.
Martin pokiwał głow Ģ . Przenosił wzrok z jednej kobiety na drug Ģ .
- W takim razie postanowione. Jenny ci ħ odwiezie.
- Je Ļ li nalegasz - Mali wci ĢŇ si ħ wahała. - Wolałabym jednak...
- Wyraziła Ļ si ħ jasno - przerwał jej. - Zrobimy wszak Ň e tak, jak mówi ħ .
Mali pokiwała powoli głow Ģ . Dalszy upór na nic si ħ nie zda, Martin i tak miał przez ni Ģ
do Ļę kłopotów.
- Zapewne ucieszy ci ħ wiadomo Ļę , Ň e dostali Ļ my mnóstwo zamówie ı .
Mali spojrzała na niego z radosnym zaskoczeniem.
- Stroje ludowe budz Ģ powszechne zainteresowanie - dodał. - Co b ħ dzie z nasz Ģ dalsz Ģ
współprac Ģ ?
- Je Ļ li wci ĢŇ jeste Ļ ni Ģ zainteresowany...
- Dobrze wiesz, Ň e tak.
- To nie widz ħ powodu, by zrywa ę umow ħ - stwierdziła Mali. - Porozmawiam z Dorbet.
Wszystko si ħ jako Ļ uło Ň y.
- A co powie Havard? Jak wyja Ļ nisz mu ch ħę pracy ze mn Ģ , skoro wracasz rychlej?
Mali zaczerwieniła si ħ . Na sam Ģ my Ļ l o rozmowie z Havardem poczuła nieprzyjemny
ucisk w piersi. Przecie Ň musi mnie zrozumie ę , pomy Ļ lała. Przecie Ň wła Ļ nie po to wyjechała z
domu, by nic złego si ħ nie stało. Mo Ň e dalej pracowa ę dla Martina, có Ň to zmieni. Poza tym
chodzi o pieni Ģ dze, du Ň o pieni ħ dzy. Z tego nie zrezygnuje, nie po tym, co prze Ň yła podczas
otwarcia sklepu.
- Jako Ļ to załatwi ħ - skwitowała. - B ħ dzie tak, jak mówi ħ .
- Z pewno Ļ ci Ģ - skomentował Martin z ledwie ukrywan Ģ ironi Ģ w głosie. - Z pewno Ļ ci Ģ ,
Mali Stornes.
Mali stała w otwartym oknie pokoju. Noc była ciemna, przykryta bezkresnym niebem, na
którym z rzadka migotały gwiazdy. Wokół rozlegał si ħ koncert Ļ wierszczy.
Nie spakowała si ħ do ko ı ca, poci Ģ g odje Ň d Ň ał o szóstej dnia nast ħ pnego, wi ħ c b ħ dzie mie ę
na to cały poranek. Zamierzała kupi ę prezenty dla wszystkich w ci Ģ gu najbli Ň szych tygodni,
ale nagle zabrakło na to czasu. B ħ dzie okazja na statku, pomy Ļ lała, przypomniawszy sobie
wspaniałe sklepy na pokładzie. W ka Ň dym razie nie wróci z pustymi r ħ kami.
Odmówiła Martinowi, kiedy ten zaoferował si ħ zadzwoni ę do Havarda, by przygotowa ę go
na jej wcze Ļ niejszy powrót. Telefon jedynie by go zaniepokoił i wywołał niepotrzebne
zamieszanie. W kilka minut nie sposób wszystko wyja Ļ ni ę . Zreszt Ģ rozmowa telefoniczna
kosztowałaby maj Ģ tek. To, co ma do wyja Ļ nienia Havardowi, powie mu prosto w oczy.
- Zadzwoni ħ z Bergen - wyja Ļ niła Martinowi. - Tak b ħ dzie najlepiej.
Oparła si ħ o parapet i spojrzała na gwiazdy. Jej wzrok zatrzymał si ħ na Wielkim Wozie.
Wygl Ģ da tak samo jak w domu, pomy Ļ lała. To niezwykłe.
Dopiero po dłu Ň szej chwili znalazła si ħ w łó Ň ku. Przycisn ħ ła jedn Ģ z poduszek do piersi,
zanurzyła w niej twarz i poczuła, jak pierwsze łzy napływaj Ģ do oczu. Zrobiła głupstwo, ale
przynajmniej nie zdradziła Havarda. Nie tym razem. Chocia Ň zdrada, có Ň to takiego? Nie
przespała si ħ z Martinem, ale przyjmowała jego prezenty, pocałunki i pieszczoty. Czy to nie
zdrada?
- Bo Ň e, spraw, by Havard mnie zrozumiał - modliła si ħ bezgło Ļ nie. - Spraw, by z moich
głupstw nie zrodziło si ħ wi ħ cej zła.
Le Ň ała długo, zanim zmorzył j Ģ sen.
ROZDZIAŁ 2.
Mali stała na najwy Ň szym pokładzie transatlantyku, spogl Ģ daj Ģ c na gin Ģ ce w oddali zarysy
Statui Wolno Ļ ci i Ellis Island. Ledwie półtora tygodnia min ħ ło od chwili, gdy z tego samego
miejsca podziwiała panoram ħ Nowego Jorku, kiedy statek zawijał do portu. Czas ten jednak
zdawał si ħ jej wieczno Ļ ci Ģ . Tak wiele si ħ zdarzyło.
Wychyliła si ħ za reling, by jeszcze raz zobaczy ę ogromny miedziany pos Ģ g. Sylwety
nowojorskich wie Ň owców ledwie były widoczne w faluj Ģ cym rozgrzanym powietrzu.
Przed ni Ģ rozci Ģ gał si ħ bezkresny ocean. Wracała do domu. To dobrze i Ņ le zarazem, ale
inaczej by ę nie mogło. Miała nadziej ħ , Ň e tak wła Ļ nie jest najlepiej i Ň e Havard zrozumie.
Trwo Ň yła si ħ na my Ļ l o rozmowie z nim, ale radowała powrotem w rodzinne strony.
Wyprostowała si ħ i wci Ģ gn ħ ła morskie powietrze gł ħ boko do płuc. Wszystko b ħ dzie
dobrze, pomy Ļ lała. Zachowała si ħ głupio, ale opami ħ tała si ħ i wyjechała. Havard powinien to
doceni ę i uwierzy ę jej słowom. Nie miała poj ħ cia, co zrobi, je Ļ li Havard jej nie uwierzy, ale
uznała, Ň e zasługuje na jego zaufanie. W ko ı cu zerwała ten zwi Ģ zek ze wzgl ħ du na niego.
Cho ę prawd ħ mówi Ģ c, nie tylko ze wzgl ħ du na niego. Bałaby si ħ zosta ę dłu Ň ej. Nie ufała
sobie samej ani Martinowi. To była główna przyczyna. Z tego powodu wyjechała.
Po Ň egnanie z Martinem miało oficjalny charakter. U Ļ cisn ħ li sobie dłonie. Kontrakt na
dostawy jej prac był gotowy, Martin obiecał dzwoni ę od czasu do czasu. Oboje wiedzieli, Ň e
ona nigdy ju Ň nie przyjedzie do Ameryki, a on nigdy nie odwiedzi ich w Stornes. Po tym, co
zaszło, nie mogło by ę inaczej.
Mali obiecała pomówi ę z Dorbet o szyciu. Z góry jednak wiedziała, Ň e nigdy nie zgodzi
si ħ , by córka pojechała do Ameryki, na co pewnie Martin i Jenny po cichu liczyli. Skoro sama
dała si ħ omami ę bogactwu i uznaniu, bo tak wła Ļ nie si ħ stało, có Ň mogło przytrafi ę si ħ pi ħ knej
i beztroskiej Dorbet? Mali nie zamierzała nawet wspomina ę jej o tej propozycji. Dorbet jest
m ħŇ atk Ģ , a Granvold to jej miejsce na ziemi. Trzeba Ň y ę tam, gdzie los nas rzucił, pomy Ļ lała.
Tak jest najpro Ļ ciej, cho ę w jej przypadku ta zasada doprowadziła do grzechu i nieszcz ħĻ cia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin