Brenden Laila - Hannah - 04 Zemsta.pdf

(808 KB) Pobierz
423228642 UNPDF
LAILA BRANDEN
ZEMSTA
Rozdział 1
Pot spływał dziewczynie z czoła, a serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Zebrała fałdy
spódnicy i uniosła ją wyżej, by stawiać szybsze kroki. Często zerkała za siebie i potykając się,
wspinała ku granicy lasu. Uważała, by nie zboczyć na grząski i niepewny grunt. Na mokradłach
łatwo się pogubić w sieci poplątanych ślepych dróżek.
Brzozy rosły tu niezbyt gęsto, ale i tak nieco ją skrywały. Opaska zsunęła się z włosów i
mokre od potu loki przykleiły się jej do czoła. Nie zważała na to. Musiała uciec jak najszybciej i
jak najdalej. Obejrzała się za siebie w stronę Flyi i wód Veslevatn i stanęła.
- Dobry Boże, jeśli naprawdę istniejesz, pomóż mi - jęknęła, zaciskając splecione dłonie.
Zdawała sobie sprawę, że nie zdoła uciec dwóm ścigającym ją konno mężczyznom.
Powinna jak najszybciej znaleźć jakąś kryjówkę!
Åshild obróciła się gwałtownie, aż rude włosy niczym płomienie zatańczyły wokół jej
głowy, i znów biegła szukać schronienia. Oby Jørn i Pål pomyśleli, że ucieka gościńcem, a
przynajmniej, że wybrała drogę prowadzącą w dół do brzegu Tisleifjorden, wzdłuż którego
ciągnie się trakt do Hemsedal! Åshild posyłała w błękitne letnie niebo bezgłośne modlitwy.
Grunt pod nogami stawał się coraz bardziej nierówny i dziewczyna, pokonując
rozpadliny, traciła siły. W końcu zatrzymała się wyczerpana, z trudem łapiąc oddech. Oparta o
pień brzozy, nasłuchiwała uważnie, ale dotarł do niej jedynie szelest listowia i pobrzękiwanie
krowich dzwonków. Åshild wyprostowała się i ruszyła dalej gnana strachem, lecz nogi
odmawiały jej posłuszeństwa. Zrozumiała, że musi się ukryć.
Niebawem dotarła do suchego łożyska potoku, nad którym wierzbowe zarośla i karłowate
brzozy utworzyły coś w rodzaju dachu. Wyczerpana osunęła się na ziemię i ostatkiem sił
wczołgała w głąb zarośli, gdzie ziemia była wilgotna i zimna. Dziewczyna nie zwracała jednak
na to uwagi. Najważniejsze, że znalazła schronienie. Otuliła nogi spódnicą i osłoniła się
szczelnie gałązkami wierzbiny. Teraz zauważyć mógł ją jedynie ktoś, kto szedłby wyschniętym
korytem potoku.
Z początku leżała nieruchomo i nasłuchiwała. Zdawało jej się, że w lesie coś się porusza,
gdzieś w górze, potem w dole, ale to tylko wiatr się z niej naigrawał. Opadły jej powieki i
ogarnęło ją zdradliwe zmęczenie. Minęły już całe dwa dni, odkąd wymknęła się niezauważona z
gospodarstwa, w którym wynajmowała izbę, i uciekła z Valdres. W warsztacie pozostawiła
pijanego w sztok Jørna, który nim padł nieprzytomny, dokonał na niej gwałtu.
Åshild zebrało się na mdłości ze wstydu i obrzydzenia, gdy tylko sobie o tym
przypomniała, lecz kiedy Jørn przytrzymywał ją swymi silnymi rękoma, była bezradna. W takich
chwilach nauczyła się zresztą leżeć spokojnie, by jak najszybciej mieć to za sobą. Ależ była
głupia, wierząc w kolejne obietnice Jørna! Za każdym razem, gdy zadawał jej gwałt, przyrzekał
z płaczem, że to się więcej nie powtórzy, i zapewniał, że ją uwielbia.
Tak naprawdę trzymały ją przy nim jedynie srebro i warsztat. Praca przy obróbce
błyszczącego metalu sprawiała jej wielką radość. Kiedy miała między palcami nitki srebra,
zapominała o wszystkim. Cieszyło ją tworzenie pięknych ozdób i przedmiotów użytkowych.
Zdawała sobie sprawę, że jeśli zerwie zaręczyny z Jørnem, swoim nauczycielem rzemiosła,
będzie musiała porzucić pracę przy wyrobach ze srebra. Dlatego wciąż próbowała wierzyć
Jørnowi. Przeważnie kończyło się na tym, że ocierała mu łzy z policzków i obiecywała, iż
zostanie.
Jørn był spokojny, póki się nie upił. Najgorzej było wtedy, gdy odwiedzał ich Pål. Åshild
znów wstrząsnęły dreszcze. Starała się trzymać z dala od warsztatu i zagrody Jørna, gdy
narzeczony gościł Påla. Ale zdarzało się, że Jørn posyłał po nią sąsiadkę, i Åshild trudno było
znaleźć pretekst, aby odmówić.
Z zamyślenia wyrwały Åshild jakieś głosy. Poznała Jørna, choć nie usłyszała dokładnie,
co powiedział. Żeby jej tylko nie zauważyli!
- Na pewno schowała się w jakiejś górskiej zagrodzie. Przecież to niemożliwe, by dotarła
na piechotę tak daleko - mówił Pål.
- Może i masz rację, ale jestem prawie pewien, że przed chwilą pomiędzy brzozami
mignęła mi jakaś postać - odparł Jørn.
Åshild skuliła się ze strachu. Czyżby zauważyli jej ślady w suchym korycie potoku? Nie
miała pojęcia. Nawet nie pamiętała, jak się dostała w dół. Pozostało jedynie mieć nadzieję, że jej
nie odkryją.
- Piekielne babsko! - rzucił Jørn z wściekłością. - Nie miałem pojęcia, że tak trudno
będzie ją złapać.
- No tak, ale nie narzekaj, bo dostarczyła ci niemało uciechy. Może byliśmy wobec niej
nazbyt gwałtowni? - mruknął pod nosem Pål bardziej do siebie niż do kompana.
- Pokręcimy się tu jeszcze trochę, a potem spróbujemy rozpytać wśród ludzi na górskich
pastwiskach. Ruszajmy! - rzucił Jørn.
Åshild straciła poczucie czasu. Musiała chyba zasnąć. Nie wiedziała, jak długo tak leżała,
ale gdy wreszcie otworzyła oczy, czuła ból w całym ciele, a jedno ramię całkiem jej zdrętwiało.
Wokół panowała cisza, nie słyszała nic prócz szelestu listowia. Dziewczyna ostrożnie wysunęła
się z kryjówki i powoli wydostała się na brzeg wyschniętego potoku. Po długości cieni
zorientowała się, że dzień ma się ku zachodowi. Przytrzymując się pnia brzozy, Åshild z trudem
dźwignęła się na nogi. Długo stała, otrzepując spódnicę, aż wreszcie po jakimś czasie uniosła
ręce do piersi i postanowiła iść dalej. Jørn i Pål na pewno podążyli na północ w stronę letnich
zagród i górskich pastwisk, by tam o nią wypytać. Musi więc wykorzystać tę szansę i czym
prędzej podjąć wędrówkę w stronę domu.
Po jakimś czasie po lewej ręce ujrzała brzegi Storevatn, a w oddali zamajaczyły bliskie
jej sercu szczyty w Hemsedal. Gdyby tylko udało jej się dotrzeć do zboczy prowadzących w dół
ku jej rodzinnej wsi, byłaby uratowana. Może nawet, jeśli dopisze jej szczęście, ktoś podwiezie
ją kawałek? Rozsądek ostrzegał ją, że nie zdoła dojść tak daleko przed zapadnięciem ciemności,
nie chciała się jednak poddać.
Słońce chowało się powoli za wzgórzami, ale droga wciąż była jeszcze widoczna. Jak
zareaguje mama na mój nieoczekiwany powrót? - zastanawiała się Åshild. Przecież za nic w
świecie nie powiem, jak mi tam było naprawdę.
Nie mogła się przyznać, że narzeczony jeszcze przed ślubem ją wykorzystywał.
Dziewczyna, która nie potrafi się upilnować, zasługuje na pogardę i szyderstwo. Teraz jednak
nie miała siły nad tym się zastanawiać. Najważniejsze to uciec przed Jørnem. Wreszcie
przejrzała na oczy i zrozumiała, że Jørn jest nic nie wart. Jest kłamcą i myśli tylko o sobie.
Z uniesioną spódnicą biegła przez wrzosowisko i zarośla. W wełniane pończochy
wczepiały jej się igły jałowca i drobne gałązki, a potargane długie włosy podskakiwały na
plecach. Na usianej piegami ubrudzonej twarzy jaśniały smugi od łez. Szeroko otwarte oczy
wpatrywały się uważnie w leśne poszycie. Åshild uważała, żeby się nie przewrócić. Słyszała, że
niedawno przy jednej z górskich zagród na polanie Lykkja niedźwiedź napadł na bydło. Strach
pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby złamała nogę i nie była w stanie się samodzielnie
poruszać...
Kusiło ją, by zapukać do jakiejś gospodyni, która tu, na letnim pastwisku w górach, doiła
krowy i wyrabiała sery, i poprosić o nocleg. Nie mogła jednak tego uczynić, bo Jørn i Pål z
pewnością obserwowali górskie zagrody. Nie, musi iść dalej do Gravset w kierunku zejścia do
rodzinnej doliny! Właściwie dobrze, że zapadł mrok, bo kawałek dalej, przy jeziorku
Helsingvatn, pojedynczo rosnące drzewa nie zapewniłyby jej osłony. A tak przynajmniej prze-
biegnie tamtędy niezauważona. Ta myśl dodała dziewczynie sił i nogi poniosły ją dalej.
Teraz już było jej łatwiej, bo teren schodził w dół. Minęła polanę, na której w lecie
odbywały się tańce. W tym miejscu przypieczętowała swój los, mówiąc Olemu, że jest zaręczona
z Jørnem. To tu musiała się bezradnie przyglądać, jak jej narzeczony rzuca się na Olego, dla
którego mocno biło jej serce. Zapatrzyła się przed siebie, a wspomnienia napełniły ją goryczą.
Nagle stanęła i przywarła do pnia. Czyżby ktoś szedł wzdłuż parowu? Z lewej strony
doleciał ją odgłos lekkich kroków, a potem zapadła cisza. Åshild bała się oddychać. Może ów
ktoś podobnie jak ona zamarł przerażony tym, co kryje mrok? Może też nasłuchuje? A może to
tylko jakieś zwierzę, które wyruszyło na żer?
Mijał czas, wokół panowała całkowita cisza. Mimo to dziewczyna nie miała odwagi się
poruszyć. Wyostrzonymi zmysłami wyczuwała w pobliżu jakąś istotę. Mógł to być człowiek, ale
równie dobrze i zwierzę. Oddychała przez usta, starając się robić to bezgłośnie. Objęła mocno
pień, w ten sposób było jej łatwiej stać nieruchomo. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest słaba
i głodna. Ostatni posiłek jadła przecież przed wieloma godzinami. Strach przed nieznanym
zacisnął się jak szpon wokół serca dziewczyny. Wpatrywała się w mrok szeroko otwartymi
oczami i nagle znów usłyszała szmer, tym razem bliżej. Chyba niemożliwe, by człowiek
poruszał się tak cicho, niemal bezszelestnie?
Nagle z ust Åshild wydobył się głośny jęk, a zaraz potem westchnienie ulgi. Obok niej
przemknął nieduży mroczny cień, a gdy rozpoznała charakterystyczny ostry zapach lisa, nie
miała już żadnych wątpliwości, kto wybrał się na nocną wędrówkę. Wycieńczona oparła czoło o
pień skręconej od wiatru górskiej brzozy i zapłakała.
Czyżby było z nią już tak źle, że przez zwykłego lisa i traci panowanie nad sobą?
Muszę natychmiast wziąć się w garść, by pod osłoną ciemności przedostać się do doliny!
Uniosła głowę i wytarła łzy, po czym skierowała się ostrożnie ku otwartej przestrzeni i skręciła
na zachód. Teraz, gdy nie musiała tak jak w lesie uważać na gałęzie i powalone pnie, szło jej się
znacznie lżej i mogła nawet przyspieszyć. Postanowiła jeszcze kawałek przejść parowem. Mimo
że otulał ją gęsty mrok, pewnie stawiała kroki, wiedząc, że zmierza w dobrym kierunku.
Była szczęśliwa, że dotarła już tak daleko, i czuła ulgę, jej strach okazał się
nieuzasadniony. Każdy krok zbliżał ją do rodzinnej wsi i miała nadzieję, że nim wstanie świt,
zdąży zejść zboczem ku Huso. Nigdy jeszcze nie pragnęła tak bardzo ujrzeć tańczących wód
rzeki Heimsila. Znów trochę przyspieszyła. Nagle usłyszała ciche chrząknięcie i dostrzegła przed
sobą nieruchomą jak głaz postać zagradzającą jej drogę. Tym razem nie miała żadnych
wątpliwości, kto się tu zaczaił, i krew odpłynęła jej z twarzy. Co się teraz stanie? Co ją czeka?
Nogi się pod nią ugięły. Nie! Musi zachować spokój! Nie wolno jej okazać słabości. Åshild
oddychała głęboko, serce jednak waliło jej młotem, a z ust wydobyło się drżące chlipnięcie.
- No proszę, jaka niespodzianka! Co prawda jest ciemno, ale postać wydała mi się
dziwnie znajoma. - Cichy głos stojącego nieruchomo Jørna brzmiał groźnie. - Czy to nie za
późna pora na samotne wędrówki dla panny, która wnet zasypiać będzie w małżeńskim łożu?
Åshild ciarki przeszły po plecach. Teraz nie mogła już znieść myśli, że resztę życia
będzie musiała dzielić z Jørnem. Milczała jednak, by go nie drażnić.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - zapytał Jørn, podchodząc do niej powoli.
- Chyba wszystko już zostało powiedziane - odrzekła cicho.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin