Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 23 - Babie Lato.pdf

(734 KB) Pobierz
457012899 UNPDF
FRID INGULSTAD
BABIE LATO
1
Ringstad, lato 1908 roku
Elise wpatrywała się w krajobraz za oknem pociągu. W jej głowie kłębiły się przeróżne
myśli. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń... napisał w telegramie jej teść. Co to mogło oznaczać?
Koniec?
Przeszedł ją dreszcz. Sądziła, że Emanuel był w dużo lepszej formie, Paul Georg Schwencke
też to zauważył. Nie wróciłby do majątku, gdyby nie ich kłótnia po tym, jak Kristian, jak im się
zdawało, wyjechał do Ameryki, a w każdym razie nie przed nastaniem jesiennych chłodów i
krótkich dni. Przez ten czas, kiedy był w domu na Hammergaten, czuł się dobrze. Zaangażował się
w prowadzenie interesów i każdego dnia zadowolony wyruszał do sklepu. Aż do tego sobotniego
popołudnia, kiedy ona udała się do Enerhaugen, aby odwiedzić Olaug, a on po jej powrocie do
domu był w wyraźnie złym humorze. I do tej pamiętnej niedzieli dzień później, kiedy Kristian
zniknął, a ona winą za to obarczyła Emanuela.
Ponownie przeszły ją ciarki po plecach. Czy to kłótnia między nimi spowodowała
pogorszenie jego stanu zdrowia? Nieoczekiwany zwrot wydarzeń, to chyba nie mogło oznaczać nic
innego? Emanuel już wcześniej mówił, że się dziwnie czuje i obawia się, że zaczyna wariować.
Zamyślona potrząsnęła głową. Pan Ringstad nie użyłby takich słów, gdyby nie uważał, że
waży się ludzkie życie.
Hugo i Jensine byli całkowicie pochłonięci widokiem za oknem i krzyczeli z radości na
widok krów, koni i owiec, pasących się na polu. Chłopcy byli jednak zadziwiająco milczący. Nawet
Peder.
Spojrzała na niego.
- O czym myślisz, Pederze?
- O Emanuelu.
Nic na to nie odpowiedziała w nadziei, że sam zechce mówić dalej.
- Jeśli on umrze, to może być nasza wina. Zdecydowanie potrząsnęła przecząco głową.
- To nieprawda, nie mogliśmy nic poradzić na to, że zachorował.
- Racja, ale na to, że się denerwował, mogliśmy. Gdybyśmy zawsze robili, jak kazał, nie
denerwowałby się tak, a wtedy ludzie żyją dłużej.
- Kto ci to powiedział?
- Pani Jonsen. Powiedziała tak przed naszym wyjazdem, powiedziała, że zawsze strasznie
hałasowaliśmy i nic dziwnego, że Emanuel był przemęczony.
Elise poczuła, jak wzbiera w niej gniew.
- Tu się pani Jonsen myli. Emanuel lubił pracę w sklepie. Zawsze był wesoły i
podekscytowany, kiedy rozmawiał z panem Schwencke.
- No, sama widzisz, kiedy rozmawiał z dorosłymi, był wesoły, ale kiedy rozmawiał z nami,
to się denerwował. Wtedy zalewa człowieka żółć, a to jest jak trucizna, która roznosi się po całym
ciele, tak powiedziała pani Jonsen.
Elise poczuła, że jej poirytowanie przybiera na sile. Jak jakakolwiek dorosła osoba mogła
powiedzieć coś takiego dziecku? Obwiniać je o chorobę drugiego człowieka?
- To nieprawda! - Sama usłyszała, jak ostrym tonem to powiedziała.
- Chcesz powiedzieć, że pani Jonsen kłamie?
- Nie, po prostu sama do końca nie wie, jak to jest.
- Czyli jest głupia, tak?
Elise nic na to nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. Równocześnie jej spojrzenie
powędrowało w stronę Kristiana. Siedział z lekko pochyloną głową i wpatrywał się prosto przed
siebie. Wydawało się, że nie zwraca uwagi na jej rozmowę z Pederem. Czy on też miał równie
gorzkie myśli i obwiniał się o to, że stan Emanuela się pogorszył, bo nie chciał go wcześniej
przeprosić? To Emanuel zachował się nierozsądnie, ale dzieci, nawet trzynastoletnie, nie mogły tak
myśleć. Każdy dorosły poparłby w tej sytuacji Emanuela, jedynie ona stanęła po stronie Kristiana.
Zdanie dorosłych stanowiło prawo, tego nauczano w szkole i praktykowano w domach. Jak
wyglądałoby życie Kristiana, gdyby nie przyswoił sobie tej reguły? Nauczyciele w szkołach
używali zarówno trzcinki, jak i innych metod karania, tam nikt nie pytał, czy uczeń ma rację, czy
też nie.
- Kristianie, ty też nie możesz tak myśleć.
Podniósł na nią wzrok, a w jego oczach widać było cierpienie. Miała nadzieję, że coś powie,
podzieli się z nią tym, z czym się zmagał, on jednak milczał.
- Nikt z nas nie może nic poradzić na to, co się stało, nie masz się, o co obwiniać.
Kristian nadal milczał. Miała wrażenie, że był odmiennego zdania.
Evert odwrócił się w jej stronę.
- Nic nie da, że będziesz tak mówić, wiesz, Elise? On sam wie, że źle postąpił.
- Ale to Emanuel nie dotrzymał słowa, kiedy najpierw obiecał Kristianowi, że będzie mógł
zagrać w piłkę tamtej soboty, a potem zmusił go, by zamiast tego stanął za ladą.
- To dorośli decydują. - Evert nie pozostawił wątpliwości co do tego, które z nich miało
rację.
Elise westchnęła w duchu.
- W takim razie to ja źle postąpiłam wobec Emanuela i za to poproszę go o wybaczenie.
Więcej o tym nie rozmawiali, ale zarówno Peder, Ebert, jak i Kristian byli przez resztę
podróży poważni i milczący.
Na stacji nikt na nich nie czekał. Rozejrzeli się dookoła. Na niektórych pasażerów czekały
furmanki zaprzęgnięte w konie, inni ruszali w drogę pieszo. Na koniec zostali na peronie sami.
Kristian raz jeszcze rozejrzał się dookoła.
- Nie wysłałaś telegramu, że przyjeżdżamy?
- Nie. Sądziłam, że się domyślą, że przyjadę dzisiaj pierwszym pociągiem.
- Dlaczego? Może pomyśleli, że nie będziesz mogła przyjechać od razu.
- Kiedy dostaje się taki telegram, rusza się w drogę natychmiast. No cóż, chłopcy, w takim
razie musimy iść pieszo.
- Na piechotę? Aż tak daleko?
- Doszliście do ruin w dolinie Maridalen w wieczór świętojański, więc dacie radę i teraz.
Włożyli walizkę do wózka, posadzili na niej Jensine i wyruszyli w drogę. Upał powrócił i na
niebie nie było widać ani jednej chmurki. Już po krótkiej chwili poczuła, że ubranie lepi jej się do
ciała. Chłopcy narzekali na gorąco i pościągali koszule, a Hugo zaczął marudzić już po przejściu
niewielkiego kawałka drogi. Wtedy nadjechał wóz. Powożący nim mężczyzna zapytał, dokąd idą,
po czym zabrał ich walizkę, mimo że sam nie miał zbyt wiele miejsca. Hugo mógł w końcu wsiąść
do wózka razem z Jensine.
Elise miała na sobie niebieską sukienkę z cienkiej wełny, która wcześniej należała do Signe.
Na szczęście dzięki halce sukienka nie przylepiała się do pleców, miała jednak długie rękawy, przez
które teraz było jej gorąco. Ciemne pończochy również były zbyt grube, ale nie miała innych. Czuła
ogromną chęć, aby zdjąć z głowy kapelusz, jednak nie odważyła się tego zrobić. Co powiedziałaby
teściowa, gdyby zobaczyła ją idącą bez nakrycia głowy?
Peder zaczął kuleć.
- Zrobiły mi się odciski na piętach, mam za ciasne buty. Elise nic na to nie odpowiedziała.
Cała trójka wyrosła tego lata,
zauważyła to po ich butach, spodniach i kurtkach. Peder mógł odziedziczyć ubrania po
swoim starszym bracie, ale co z Kristianem i Evertem?
- Postaraj się jakoś wytrzymać, Pederze. Albo może wolałbyś ściągnąć buty i przez chwilę
iść boso? Tylko musisz pamiętać, żeby założyć je z powrotem, kiedy będziemy zbliżać się do alei.
Zrobił, jak powiedziała, i szedł dalej z butami w jednej ręce, a koszulą w drugiej.
Jensine nagle zaczęła krzyczeć. Elise się zatrzymała.
- Co się stało, Hugo? Znowu ją uszczypnąłeś?
- To ona mnie uszypła.
- Chcesz powiedzieć uszczypnęła? Pamiętaj, co tata powiedział, musisz nauczyć się ładnie
mówić.
Kristian obrzucił ją surowym spojrzeniem.
- Dlaczego Hugo nie może gadać jak inne dzieci?
- Ponieważ Emanuel tak powiedział, sami zgodziliście się niedawno, że to dorośli decydują.
- Ale ty nigdy nas nie poprawiałaś, kiedy gadaliśmy jak inne dzieciaki na ulicy.
- Myślałam, że kiedy dorośniecie, będziecie mówić jak ja i Hilda.
- Kłamiesz. Nie chciało ci się po prostu.
- Kristianie, daj spokój. - Spojrzała na niego, marszcząc czoło. Co mu się dzisiaj stało?
Zazwyczaj się tak nie zachowuje.
Evert również szedł boso i razem z Pederem pobiegli przodem, podczas gdy Kristian szedł
milczący i nadąsany obok niej. W końcu napięcie ustąpiło.
- Myślisz, że się spóźnimy?
A więc o to chodzi, pomyślała. Bal się, że nie będzie miał możliwości przeprosić Emanuela.
Te myśli dręczyły go pewnie od momentu nadejścia telegramu. To wskazywałoby również, że w
głębi ducha czuł, że to on, a nie Emanuel, postąpił źle. Zawstydziła się. Kristian był tylko
dzieckiem, ona była dorosła, a jednak to on miał surowsze poczucie sprawiedliwości niż ona.
Trudno jej było pogodzić się z myślą, że dorastał i oddalał się od niej, stawał się
samodzielny, zaczynał myśleć na własną rękę i miał własne poglądy. Wcześniej ślepo ufał temu, co
mówiła ona.
Przyspieszyła kroku. Nagle ogarnął ją ten sam niepokój, co Kristiana. Oby tylko nie
przybyli za późno!
W końcu przed jej oczami pojawiła się długa aleja prowadząca do gospodarstwa.
Mężczyzna z wozu zostawił ich walizkę na jej początku. Peder i Evert stanęli i założyli buty. Peder
odwrócił się w jej stronę.
- Mam dziurę w skarpecie i mam brudne nogi.
- Trudno, Pederze. - Była zmęczona, brakowało jej tchu i cała była mokra od potu. - Nikt
pewnie nie zauważy dziury, jeżeli będziesz miał na sobie buty, wytrzyj najpierw stopy, żebyś nie
naniósł do butów piachu i trawy.
- Dziura jest taka duża, że widać ją na zewnątrz.
- Mówiłam już, trudno. Chyba nie oczekujesz, że przysiądę teraz w rowie i zacznę ci
cerować skarpety? Mogłeś mi o tym powiedzieć wczoraj wieczorem.
- Wtedy był u nas pan dżentelmen. - Na jego twarz natychmiast wystąpił uśmiech. -
Myślałby kto, że on nie jadł naleśników od dwudziestu lat. Jego kucharka pewnie jest tępa jak but.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin