Ingulstad Frid - Saga Wiatr nadziei 04 - Nadzieja.pdf

(730 KB) Pobierz
Frid Ingulstad
FRID INGULSTAD
NADZIEJA
Saga Wiatr Nadziei
część 4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, kwiecień 1905
Elise wlokła się do domu w ciemnościach. Bolało ją wszystko, ale najbardziej okolice
podbrzusza. Niewiele widziała przez łzy, z trudem łapała oddech, dławiona strachem. Jakaś
ciepła, wilgotna i obrzydliwa maź przykleiła jej majtki i pończochy do skóry. Elise wolała nie
zastanawiać się, co to może być. Głowa jej pękała, bolały ją ramiona i nogi. Wiła się jak wąż,
próbowała go uderzyć, ugryzła go w brodę, walczyła zaciekle, ale bez powodzenia. Gdy ten
zamaskowany przez ciemności potwór dostał się tam, gdzie chciał, przeszył ją gwałtowny
ból, jakby jakiś ostry nóż rozciął jej pochwę. Krzyknęła i zaczęła wzywać pomocy, ale jej
usta zasłoniła brudna pięść.
Gdy tylko napastnik skończył, zerwał się na równe nogi i zniknął między drzewami,
Elise zaś leżała, jakby straciła przytomność. Nie miała wątpliwości, kto to był, choć
zaatakował ją od tyłu i uderzył jej głową o ziemię, zanim zdołał obrócić jej ciało. Gwiazdy
zawirowały jej przed oczami i na chwilę straciła świadomość. Gdy otworzyła oczy, poczuła
ostry odór alkoholu i jakieś wilgotne, wstrętne wargi, które przylepiły się do jej ust, nim
zdążyła odwrócić głowę i krzyknąć. Przez chwilę widziała jednak jego twarz i była pewna, że
to jeden z dwóch mężczyzn, którzy szli z Gustavem do miasta.
Elise przypuszczała, że ten człowiek należy do gangu Lorta - Andersa. Gdy usłyszał
jej imię, od razu zareagował. Na pewno dostał rozkaz, by jej nie oszczędzać, jeśli ją gdzieś
spotka.
Znów zaszlochała rozpaczliwie i wlokła się dalej, choć nie miała pojęcia, gdzie jest.
Słyszała nieopodal rzekę, ogromną i spienioną, wiatr przynosił wilgotne powietrze aż tutaj.
Na nowo ogarnęło ją przerażenie. Czy on naprawdę już sobie poszedł, czy gdzieś się ukrył?
Może przeraził się tego, co zrobił, i postanowił to ukryć, popełniając jeszcze jedno prze-
stępstwo?
I gdzie jest ten drugi mężczyzna? Też gdzieś niedaleko? Elise starała się przyśpieszyć
kroku, ale ból jej na to nie pozwolił.
Wyszła wreszcie z zagajnika, ale nie poprawiło jej to samopoczucia. Nocny mrok
spowił już wszystkie domy, z nielicznych okien sączyło się nikłe światło. Ludzie
przygotowywali się do snu, na dworze zostali tylko ci, którzy stronią od dziennego światła.
W tej okolicy mieszkało wielu żebraków i złodziei, którzy po wielu latach grzesznego życia
nie bali się zapewne coraz cięższych przestępstw.
Jak mogła wybrać tę drogę, powinna była przewidzieć, że nie zdąży wrócić do domu
przed zmrokiem.
Gdy zaszło słońce, zrobiło się nagle znacznie chłodniej. Zimne powietrze napływające
znad rzeki mieszało się z przenikliwym wiatrem z północy, chłód przedzierał się przez
warstwy jej ubrań, a ta obrzydliwa maź pod bielizną zmroziła ją coraz bardziej. Powiewy
wiatru wślizgiwały się pod szal i pod bluzkę, Elise drżała na całym ciele. Nie była jednak
pewna, czy drży z powodu wiatru, czy też z powodu tego, co właśnie przeżyła.
Nie chciała nawet myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie miała odwagi. Gdy tylko
prawda wypływała na powierzchnię jej świadomości, Elise odpychała ją od siebie. Nie
chciała, nie miała siły, nie mała odwagi spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Na szczęście
przeżyła. Mógł ją przecież zabić.
Stopniowo jednak docierała do niej prawda. Co powie Johan? Czy jej uwierzy? A
może uzna to za powód potwierdzający plotki, że coś ją łączy z Emanuelem? Jej ciało
przeszył gwałtowny dreszcz. Wybuchła płaczem i zakryła usta dłonią, żeby go zagłuszyć. Nie
może przecież żyć z taką hańbą. Nie jest już nietkniętą narzeczoną Johana, Johan ją znie-
nawidzi, odwróci się od niej z odrazą.
Dotarła już do tkalni płótna żaglowego, była blisko domu. Co powie Pederowi i
Kristianowi? Na pewno niecierpliwią się, zastanawiają się, dlaczego tak długo jej nie ma.
Mogłaby opowiedzieć o tym Hildzie, ale na pewno nie chłopcom. Dość mają kłopotów,
wychowują się przecież bez ojca, mają matkę w sanatorium. Nie wspominając już o plotkach,
które krążą na temat Hildy i jej ciąży, o oficerze Armii Zbawienia, który ich faworyzuje ku
zazdrości innych, i o tym, jak Peder boi się starszych kolegów ze szkoły. Nie, Elise nie może
dostarczyć im kolejnego powodu do strachu i do wstydu.
Będzie musiała wytrwać z tą wilgotną i odrażającą mazią, póki chłopcy nie położą się
spać. Dopiero gdy zostanie sama w kuchni, będzie mogła zdjąć te wstrętne ubrania,
wyszorować się do czysta, wrzucić wszystko do wiadra, zalać amoniakiem i prać tak długo,
aż znikną wszystkie ślady.
- Dobry Boże. - Usłyszała swe własne półgłośne jęknięcie. Nie mogła pojąć, jak do
tego doszło, jak mogła być tak głupia, żeby wybrać tę drogę.
- Ty świnio! - Krzyknęła, wybuchając płaczem. Co za diabelski potwór. Zasłużył
sobie na piekło. Oby zapadł na suchoty. Oby się poślizgnął i wpadł do wodospadu. Gdy
Johan wreszcie wyjdzie, powinien go zbić do nieprzytomności. Sprawić mu ból podobny
choć trochę do tego, który teraz czuje Elise.
Wściekłość przeszła w rozpaczliwy szloch. Co w niej jest takiego, że przydarza się jej
nieszczęście za nieszczęściem? Gdzie jest Bóg, dlaczego na to pozwala? Czyżby nie widział,
jak wiele wycierpiała w ciągu minionych miesięcy? Czyżby nie wiedział, że opiekuje się
matką, pomaga chłopcom, dochowuje wierności Johanowi i wspiera Annę? Czyżby nie
zauważył, że jest porządną dziewczyną, która nie ma żadnych złych zamiarów?
Tyle dziewcząt lekkich obyczajów włóczy się przecież po Vaterlandzie, szukając
łatwego zarobku, pieniędzy na stroje i rozrywki. Nie brakuje też mężczyzn, którzy ciągle
przepijają to, z czego powinny żyć ich rodziny. A ile jest robotnic podobnych do Agnes,
które wabią mężczyzn do łóżka, żeby przeżyć kilka upojnych chwil. Bóg nie karze ich za to
chorobą i lękiem. Ona zaś nie zrobiła nigdy w życiu nic złego, jeśli nie liczyć paru
złośliwości w stosunku do Agnes, gniewu na panią Evertsen i wściekłości na Hildę, która ją
od czasu do czasu nachodziła. Nawiedziły ją wprawdzie grzeszne myśli wtedy, gdy była
zamknięta w komórce z Emanuelem, ale przezwyciężyła to i poprosiła Emanuela, by trzymał
się od niej z daleka. Dlaczego Bóg pozwolił, by stało się coś tak strasznego, skoro nie
należała do tych najgorszych?
Dotarła wreszcie do Andersengarden. Otarła oczy rękawem, wyprostowała się i
bezskutecznie próbowała zagłuszyć bolesne myśli. Zatrzymała się w połowie schodów. Ból
rozsadzał jej podbrzusze, cierpiała przy każdym kroku. Wilgotne, szorstkie pończochy
drażniły jej skórę. Piekły ją uda. Najgorszy jednak był ból wewnętrzny. Przez chwilę chciała
obrócić się na pięcie, uciec, pobiec na most i zrobić to samo co ojciec. Takie życie jest nie do
zniesienia.
Ale na myśl o Pederze, Kristianie i Hildzie zagryzła zęby, wygładziła ubranie i poszła
dalej. Matka czuje się znacznie lepiej, lecz jeśli się dowie, co spotkało jej córkę, może znów
podupaść na zdrowiu. I co pocznie Hilda, gdy już urodzi i zostanie sama z noworodkiem,
płaczliwym Pederem i zamkniętym w sobie Kristianem? Nie, Elise nie mogła ich opuścić.
Zorientowała się, że siedzą w kuchni, nim dotarła na drugie piętro. Spróbowała raz
jeszcze opanować się, wzięła głęboki oddech, uniosła brodę i przeszła kilka ostatnich metrów
pewnym krokiem.
Cała trójka spojrzała na nią, gdy tylko stanęła w drzwiach.
- Nareszcie. - Hilda odetchnęła z ulgą. - Tak długo cię nie było. - W głosie
dziewczyny słychać było nutę oskarżenia. W tym samym momencie Hilda spostrzegła
wygląd siostry. - Co się stało?
- Przewróciłam się. Chciałam skrócić sobie drogę i poszłam wschodnim brzegiem
rzeki. Nagle się ściemniło, poślizgnęłam się i skręciłam nogę.
- Gdzie jest twój szal?
- . Zgubiłam szal, gdy się przewróciłam. Potem nie mogłam go znaleźć. Pójdę tam
jutro podczas porannej przerwy i poszukam.
Peder i Kristian siedzieli cicho i śledzili siostrę wzrokiem. Peder ze współczuciem,
Kristian z pogardą.
- Czemu byłaś taka głupia? Wiesz przecież, jak jest po tamtej stronie.
Elise chciała zagrzać sobie trochę mleka, ale nie miała odwagi odwrócić się do nich
plecami. Co będzie, jeśli widać plamę na spódnicy?
- Chyba wkrótce powinniście pójść spać? - Spojrzała surowo na braci.
- Spać? Jeszcze nie jest tak późno.
- Jutro idziecie do szkoły. A poza tym i tak się obudzicie, gdy obie z Hildą będziemy
wychodzić o piątej.
- Jak poszło? - Hilda spojrzała w napięciu na siostrę. - Oddałaś list? Elise pokiwała
głową. Wydawało jej się, że to było tak dawno, już prawie o tym zapomniała.
- Oddałaś list Johanowi? - Oczy Pedera rozbłysły ciekawością.
- Tak. Jakiś miły człowiek w mundurze wziął list i obiecał, że go dostarczy.
- Miły człowiek? Strażnik? - Peder spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Może być przecież miły, chociaż ma głupią pracę - wtrąciła Hilda.
- To się Johan ucieszy. - Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Czemu stoisz i się gapisz? - Kristian spojrzał na siostrę badawczo.
- Nie gapię się. Stoję i czekam, aż mnie posłuchacie. Wczoraj położyliście się za
późno. Zaśpicie, jeśli dziś nie będziecie w łóżkach wcześniej.
Chłopcy podnieśli się z niechęcią.
Gdy tylko chłopcy położyli się spać, Hilda odwróciła się do siostry.
- Powiedz, co się stało - spytała cicho, patrząc na Elise z zaniepokojeniem.
Łzy stanęły w oczach Elise.
- Stało się coś strasznego, gdy wracałam do domu. Zostałam napadnięta.
- Co takiego? - Hilda patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Usłyszałam, że ktoś za mną idzie, i zaczęłam biec. Nagle ktoś rzucił się na mnie. -
Elise załkała. - Hilda, nie wolno ci o tym nikomu mówić. Myślę, że ... On... On mnie... - Elise
nie mogła już dłużej nad sobą panować, opadła na taboret, położyła się na kuchennym stole i
płacz zaczął wstrząsać jej ciałem. Bezgłośny płacz, jakby nie umiała już wydać z siebie
dźwięku.
Hilda w pierwszej chwili zamarła bez ruchu, ale potem podeszła do siostry i
pogłaskała ją niezgrabnie po plecach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin