Miles Cassie - Naturalny porządek rzeczy.pdf

(548 KB) Pobierz
Monkey business
Cassie Miles
NATURALNY PORZĄDEK RZECZY
(Monkey business)
ROZDZIAŁ 1
Spod falbany żółtej kapy na łóżku Eriki Swanson wychylił się owłosiony łeb. Promienie
popołudniowego słońca padały przez okno, rozlewając się tęczą barw na drewnianej
podłodze. Włochata ręka wysunęła się ku oświetlonym deskom.
Rozległ się jakiś dźwięk. Ręka cofnęła się błyskawicznie i stworzenie zamarło w
bezruchu.
Erica stała w drzwiach sypialni, zbyt skupiona na trzymanej w ręku kopercie, by dostrzec
cokolwiek innego. Ód dawna czekała na ten list. Zaczerpnęła powietrza, zacisnęła kciuk na
szczęście... i nagle poczuła, że ktoś się jej przygląda. Rozejrzała się niespokojnie po pokoju,
ale wszystko wydawało się w porządku. Wzruszyła ramionami i zdecydowanym ruchem
rozdarła kopertę.
– Cholera jasna! – Znowu odmowa sfinansowania jej projektu badawczego. Zmięła papier
i ze złością rzuciła na podłogę.
Zwierzę przyglądało się jej w ciszy.
Z głębokim westchnieniem Erica przeszła przez pokój, usiadła na krawędzi wielkiego
łóżka i rozwiązała sznurowadła sportowych butów. Nie powiodło się z Towarzystwem
Ekspedycji Badawczych, ale nie była to przecież jej ostatnia możliwość. Na dwa inne podania
nie otrzymała jeszcze odpowiedzi. Upuściła jeden adidas na podłogę.
Muskularne, owłosione ramię wciągnęło but pod łóżko.
Drugi but spadł na podłogę..
Ramię pojawiło się znowu. Długie, zwinne palce sięgnęły ku łydce Eriki i błyskawicznie
zacisnęły się wokół jej kostki. Z krzykiem skoczyła na równe nogi, straciła równowagę i
upadła do tyłu, na łóżko, chwytając żółtą narzutę. Jej noga wciąż tkwiła w mocnym uścisku.
Erica zaniosła się... śmiechem.
– Sheena, ty głupia małpo! Ale mnie wystraszyłaś!
Trzyletnia szympansica odpowiedziała pohukiwaniem, uwolniła kostkę opiekunki i
wyczołgała się spod łóżka. Jej szerokie wargi otwierały się i zamykały, a wydostający się
spomiędzy nich dźwięk do złudzenia przypominał chichot.
– Bardzo śmieszne. – W głosie Eriki słychać było wyrzut.
Sheena opuściła głowę, ale Erica wiedziała, że nie jest to gest skruchy. Od trzech
miesięcy, od kiedy wzięła szympansicę do domu z Ogrodu Zoologicznego, położonego przy
zachodniej granicy Denver, nauczyła się, że te zwierzęta nie umieją przepraszać.
Sapiąc i pohukując, Sheena wskoczyła na łóżko i zajęła się przeczesywaniem krótkich,
kasztanowych loczków swojej opiekunki.
– Wiesz, że nie powinno cię tu być – upomniała Sheenę Erica. – Do mojej sypialni
szympansom wstęp wzbroniony.
Czy Sheena narobiła szkód? Erica rozejrzała się po pokoju, ale wydawało się, że
wszystko jest w porządku. Regalik na książki wciąż stał. Bratki z wazonika na toaletce nie
zostały zjedzone. I co najważniejsze, Sheena nie dobrała się do kolekcji szklanych figurek.
139516505.001.png
Było ich trzydzieści dwie – jedna na każdy rok życia.
Sowa symbolizowała rok, w którym Erica skończyła studia. Synogarlica przypominała,
kiedy wyszła za mąż. Szakal przybył, gdy się rozwiodła. Trzy figurki przedstawiały
szympansy....
Kołyszącym krokiem Sheena przecięła pokój i złapała zmięty list. Jej opiekunka
westchnęła.
– Możesz go sobie wziąć.
Małpa natychmiast wepchnęła kartkę do ust.
– Możesz się tym bawić, ale nie zjedz go, proszę. Sheena rozerwała kulkę papieru silnymi
zębami i zachichotała, pokazując Erice bezkształtną masę.
– Nie jedz tego, Sheeno. Odmowy są pewnie trujące. – Wyciągnęła rękę, ale małpa
uskoczyła. Choć Sheena miała tylko siedemdziesiąt centymetrów wysokości i ważyła
piętnaście kilogramów, z łatwością dałaby sobie radę z doświadczonym zawodnikiem.
– No dobrze, chodźmy stąd. – Erica wydała z siebie kilka dźwięków, w języku
szympansów oznaczających dobre jedzenie, i ruszyła ku drzwiom. – Co powiesz na obiad?
Trochę pysznej, sycącej małpiej mieszanki?
Sheena podążyła za nią na krzywych nogach, a Erica cofnęła się, by zamknąć drzwi
sypialni.
Coś za szybko to poszło. Sheena zazwyczaj nie dawała się tak łatwo skusić. Zapewne
szykuje inne psoty, na przykład puści wodę do wanny lub ściągnie zasłony. W holu Erica
zatrzymała się na moment, żeby podkręcić klimatyzację, która nigdy nie dawała się dobrze
wyregulować. Nie skarżyła się jednak, bo dom należał do Amandy Hatfield, właścicielki zoo,
w którym od półtora roku pracowała. Trudno było się spodziewać, że ktokolwiek inny
pozwoli trzymać w mieszkaniu takie zwierzę jak Sheena, nie zabezpieczając się przed
zniszczeniami wysoką kaucją.
Sheena zaczęła teraz wywijać fikołki na trzcinowych matach, wyściełających podłogę w
największym pokoju, a Erica przysiadła na zniszczonym przez małpę krześle i ściągnęła
granatowe podkolanówki, które razem z koszulą i szortami tworzyły jej letni uniform. Na
bosaka poszła do kuchni.
Lodówkę wypełniały jabłka, brzoskwinie, pomarańcze i sałata. Wspaniały zestaw, jeśli
się jest głodnym przedstawicielem naczelnych.
– Wygląda na to, że znowu zjemy sałatkę owocową – westchnęła Erica.
Wyjmowała brzoskwinie i jabłka, kątem oka obserwując Sheenę, która porzuciła papier i
biła teraz małpkę-zabawkę. Nie były to żadne czułe klepnięcia, a dziko, hałaśliwie
wymierzane razy. Po chwili uspokoiła się, objęła zabawkę i przywarła do niej wargami w
parodii miłosnego pocałunku.
– Jesteś za młoda, by odczuwać popęd seksualny. Szympansica zignorowała tę uwagę i
obsypywała zabawkę całusami.
– Daj spokój, Sheena. Dopiero za jakieś cztery lata będziesz dojrzewać. Natomiast
przydałby ci się kolega.
Od połowy kwietnia Erica usiłowała wprowadzić Sheenę do czteroosobowej rodziny
139516505.002.png
szympansów w zoo. Wyspa ssaków naczelnych nie była całkowicie dzika, ale stworzono na
niej warunki tak bliskie naturalnemu środowisku szympansów, jak tylko to było możliwe w
Kolorado. Na wyspie Sheena przebywałaby ze swoimi, powstałyby miedzy nimi ściślejsze
więzi, a w odpowiednim czasie zapewne miałaby potomstwo. Niestety, nie wyglądało na to,
by plany Eriki miały się spełnić. Codziennie przenosiła Sheenę przez fosę na wyspę i
codziennie małpa kończyła swoją wizytę histerycznym wrzaskiem....
Erica westchnęła, gdy Sheena spojrzała na nią i wydała dźwięk oznaczający jedzenie.
– Szkoda, że z innymi szympansami nie porozumiewasz się tak dobrze jak ze mną.
Erica unikała języka znaków. Początkowo starała się nie używać nawet słów, jedynie
dźwięków charakterystycznych dla szympansów, ale Sheenę najwyraźniej tak to
przygnębiało, że poddała się i wróciła do ludzkiej mowy.
– Och, Sheeno. Czy naprawdę nie wolałabyś mieć kumpla szympansa? Na wyspie jest
taki samiec, akurat w twoim wieku. Pamiętasz? Nazywa się Java.
Takie kuszenie brzmiało żałośnie nawet w uszach Eriki. Doskonale wiedziała, że na siłę
nie da się nawiązać żadnych kontaktów, nie potrafiła się jednak powstrzymać.
– Tak byś się dobrze bawiła. Sheena parsknęła.
– Uwierz mi. Pewnego dnia spotkasz swego królewicza – być może nawet właśnie Javę –
i potem będziesz żyła długo i szczęśliwie.
Małpa zaczęła pohukiwać.
– Nie wierzysz? – Po chwili stwierdziła rzeczowym tonem: – Ja też nie. Widocznie żadna
z nas nie jest typem Kopciuszka. Może to i dobrze. Chyba nie robią szklanych pantofelków w
twoich rozmiarach.
Szympansica skoczyła na stół kuchenny i chwyciła brzoskwinię. Ścisnęła delikatny owoc,
a miąższ przeciekł jej między palcami.
Erica postanowiła nie karcić małpy. Nic się ostatecznie nie stało. Jednak gdy szympansica
chwyciła ceramiczny słój, stojący na blacie kuchennym, powiedziała zdecydowanie:
– Postaw to z powrotem.
Sheena posłuchała. Słój stłukł się, a płatki owsiane rozsypały po całej podłodze. Chwyciła
następny słój równocześnie z Ericą, która wydała ostrzegawczy dźwięk. Przez chwilę
walczyły, ale Sheena była silniejsza i słój z małpią mieszanką wylądował na podłodze.
– Przestań, Sheeno! Jak ty się zachowujesz! Sheena kłapnęła zębami.
– Nie pyskuj! – Erica jęknęła. – Co ja gadam? Ty nie pyskujesz. Jesteś małpą. Nie umiesz
mówić. Chyba mi odbija.
Sheena wskoczyła na parapet i długimi palcami nóg uchwyciła jego brzeg. Erice nie
podobało się, jak przygląda się zapadce, zamykającej okno.
– No chodź. Odejdź stamtąd.
Małpa zrobiła minę, która najwyraźniej mówiła: „spadaj, Erico!” Zręcznie podniosła
zapadkę i otworzyła okno. Erica zamarła.
– Bardzo sprytnie. Nie wiedziałam, że rozpracowałaś ten zamek. Na szczęście jest jeszcze
siatka.
– Uśmiechnęła się przyjacielsko i wyciągnęła ramiona.
139516505.003.png
– Jeśli tu wrócisz, obiecuję zabrać cię na przejażdżkę. W twoim foteliku samochodowym.
Chciałabyś?
Najwyraźniej Sheena nie była zainteresowana, bo podniosła zapadkę na ramie siatki i
wyskoczyła z pierwszego piętra na zewnątrz. Erica rzuciła się do okna.
Metr od niej, ale poza zasięgiem jej rąk, Sheena wisiała na grubych gałęziach wysokiej
topoli. Nawet nie pomachawszy na pożegnanie, zręcznie zsunęła się na dół....
Erica pognała do drzwi, ale przypomniała sobie, że jest boso. Rzuciła się do sypialni.
Lewy but stał koło łóżka. Gdzie drugi?! Padła na kolana i na ile mogła, wsunęła się pod
łóżko, szukając po omacku. Znalazła go w końcu, zaklinowany za nocnym stolikiem. Klnąc
głośno, wskoczyła w adidasy, złapała szelki i smycz szympansicy i wypadła z mieszkania.
Sheena zdążyłaby już uciec na drugi koniec miasta.
Erica obiegła budynek i stanęła. Oto topola. Oto otwarte okno jej kuchni. Ale ani śladu
małpy. Pobiegła na parking. Starszy mężczyzna wysiadał właśnie z samochodu.
– Czy widział pan może szympansa?
– Oczywiście, że widziałem. W zoo.
Sprintem ruszyła ku ulicy. Samochody! Tyle samochodów! Czy Sheena będzie na tyle
rozsądna, by unikać jezdni? Na pewno nie. Erica skierowała się ku zatłoczonemu bulwarowi.
Na rogu wpadła na dwóch chłopaków na rowerach.
– Nie widzieliście może szympansa?
– Nie – powiedział jeden z nich – ale widzieliśmy małpę.
– Chyba szła do Barrona. – Chłopiec wskazał palcem kierunek.
Sheeny nie było widać, ale dwie przecznice dalej lśnił neon: Ogrody i Wesołe Miasteczko
Barrona.
Erica ruszyła biegiem, klucząc miedzy nielicznymi przechodniami. Pierwsze światła.
Drugie światła. Na drugą stronę bulwaru. Przez hałas ulicy usłyszała zgrzyt diabelskiego
młyna, piski dzieci i delikatną muzykę. Kataryniarz?
Przed wejściem na teren wesołego miasteczka rozchichotane dzieci otaczały mężczyznę o
ogromnych wąsach i wielkiej, skołtunionej, czarnej czuprynie. Mężczyzna oderwał dłoń od
korby katarynki i pomachał do Eriki.
– Hej, panienko! Nie zgubiła pani małpy?
– Zgubiłam. – Ciężko oddychając, podeszła bliżej i spojrzała nad głowami śmiejących się
dzieci. Sheena podskakiwała na swoich krzywych nogach i robiła głupie miny.
Na widok Eriki z piskiem rzuciła się w ramiona kataryniarza.
– Proszę ją przytrzymać! – krzyknęła Erica. Sheena złapała kataryniarza z całej siły za
szyję, a na widok szelek w rękach opiekunki wdrapała się na jego ramiona. Erice ogarnęła
wściekłość. Od trzech miesięcy jej życie było wywrócone do góry nogami, a dom zmienił się
w pobojowisko. A teraz jej podopieczna zachowuje się jak maltretowane dziecko.
– Małpka nie chce z panią iść – oznajmiło jedno z dzieci.
– Właśnie – włączyło się drugie. – Boi się pani. Kataryniarz znalazł rozwiązanie.
– Proszę dać mi szelki. Założę je.
Wolałaby zrobić to sama, ale Sheena wyprostowała się właśnie, stojąc na ramionach
139516505.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin