Jan Seghers - Panna młoda w śniegu.txt

(567 KB) Pobierz
Seghers Jan 

Panna młoda w śniegu


Przełożyła Elżbieta Kalinowskawydawnictwo- CzarneWołowiec 2010.

Tytuł oryginału niemieckiego DIB BRAUT IM SCHNEE
	Projekt okładkiŁUKASZ MIESZKOWSKIZdjęcie Autora by WONGE BERGMANN
	Copyright by ROWOHLTVERLAG GmbH, Reinbek bei Hamburg, 2005Copyright for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2010Copyright for the Polish translation by ELŻBIETA KALINOWSKA, 2010
	Redakcja TERESA LEŚNIAK
	Korekta BARBARASIERADZKA / D2D.
PL
	ZUZANNASZATANIK / D2D.
PL
	Skład ZUZANNA SZATANIK /D2D.
PL
	Projekt typograficzny i redakcja techniczna ROBBRT OLEŚ / D2D.
PL
	Tłumaczenie książki zostało dofinansowane przez GOBTHB-INSTITUTze środkówMinisterstwa Spraw Zagranicznych
	Słońce, niemając wyboru, Świeciło na nic nowego.
Samuel Beckett, Murphy (tłum.
IrenaKowalik)
	BOETHE-INSTITUT
	ISBN 978-83-7536-187-2.

Część pierwsza.

Jeden
  Po południu 11 listopada dentystka Gabriele Hasler usłyszała, że jej asystentka zamyka za sobą drzwi,ogarnął ją niewytłumaczalny niepokój.
W ciągu ostatnichdnipojawiał się zresztą już wielokrotnie,podobnie jakwrażenie, które odnosiła, zerkając przelotnie w lustro, żewygląda za staro jak na swoje ledwie dwadzieścia dziewięćlat.
Co się ze mną stało, pomyślała, choć w gruncie rzeczywcale nie chciała odpowiadać sobie na to pytanie.
	Skończyła pracę, czekała jeszczetylkonastarszego pacjenta, który prosiło wyznaczenie wizytyw godzinachpóźnopopołudniowych.
Ponieważchodziło o konsultację, wysłała asystentkę do domu, żeby zaoszczędzić najejnadgodzinach.
Dla zabicia czasu usiadła przy biurkui zaczęła porządkować papiery, szybko poczuła jednak,że nie może się skupić.
Co chwila spoglądała na zegarek,w końcu poszłado kuchni poszklankę wody.
	Gabriele nie miała złudzeń co do swojej sytuacji zawodowej.
Wiedziała, że otwarcie samodzielnej praktyki niebędzie proste.
Nie spodziewała się jednak aż takich trudności.
Pierwszy kredytmusiała wziąć,żeby skończyć studia, a gdy zaczęła wyposażaćskromny gabinet naplacuKleiner Friedberger, długi urosły do kwotastronomicznych.
Na razieudało jej się nie dopuścić do sprzedażydomu w Oberrad, ale wkrótce nie będzie miała wyboru.

Unikała tego miejsca od chwili, kiedy się stamtąd wyprowadziła.
Wróciła dopiero dwalata temu, gdy ojcieci matka umarli w odstępie kilku zaledwie tygodni.
Dombył jedynym,co pozostało jej po rodzicach.
	Siedziała przy biurku w recepcji, wbiła wzrok w drzwiwejściowe i nasłuchiwała.
Chociaż wiedziała, że to nonsens,miaławrażenie, jakby nie była sama.
Żeby się uspokoić,weszłado gabinetu, zamknęła uchylone okno i zaciągnęłazasłony.
Włączyłaradio i pomyślała:Brakuje jeszcze, żebym zaczęła gwizdać dla dodania sobie otuchy.
Gdy tuż popiątej zadźwięczał dzwonek u drzwi, odetchnęłaz ulgą.
Alepodczas wizyty nadal byłarozkojarzona.
W końcu poprosiłapacjenta, by zaczekał, aż spakuje swoje rzeczy,włączyalarm i pozamyka wszystkie pomieszczenia.
Wyszli razem.
Pożegnali się na ulicy.
GabrieleHasler popatrzyła za mężczyzną,który skręcił w przecznicę, gdzie zaparkował samochód.
Zanim zniknął,odwrócił się, żeby jej pomachać.
	Zmęczona i głodna, marzyła okąpieli.
Lodówkabyłapusta,a ona nie miała ochoty ani na zakupy,ani na gotowanie, postanowiławięc wstąpić do pobliskiego baru.
W ostatnich miesiącach często jadała tamkolacje.
RogerMillas Grill, nazwany tak na cześć piłkarza narodowej reprezentacji Kamerunu, prowadził Afrykanin.
Był wysoki,korpulentny, miał ciemnobrązową, niemal czarną skórę i,ku jejzdziwieniu, niemieckie imię Rudolf.
Mówił, że jestpotomkiemlegendarnego wodza Rudolfa Mangi Bella,który dzieciństwo spędził w Ulm,zanimpoprowadziłswójnaród do powstania przeciw niemieckim kolonialistom,za co ostatecznie go stracono.
Historia jej się podobała,wszystko jedno,czy byłaprawdziwa czy nie.
	W półmroku baru błyskały tylko białka oczu i zęby Rudolfa młodszego.
Na półce nad kuchenką stał spryskany
	10
	tłuszczemmagnetofon, zktórego wiecznie szło to samo:
	koncertowe nagranie Tetes Brulees.
Za studenckich czasów słyszała ich w Paryżu, muzyka budziła więc miłewspomnienia.
Rudolf przywitał się wylewnie,w styluwłaścicieli knajp, nieproszony postawił na bufeciepuszkęcoli light i polecił menu dnia: udko kurczaka wsosiez orzeszków ziemnych z grillowaną dymką.
Gabriele poczuła, jak spływa z niej napięcie.
Zabrała się do jedzenia,przysłuchując się jego beztroskiej paplaninie.
Zastanawiała się, czy jechać do Oberrad jak zwykle tramwajem,czy wyjątkowo zafundować sobie taksówkę.
Zdecydowała się na taksówkę.
Jak zawsze pochwaliła kulinarnykunszt Rudolfa, on odwdzięczył się komplementem natemat jej wyglądu, akurat dzisiaj było jej to szczególniepotrzebne.
	Po wyjściu poczuła, żezaczyna marznąć.
Iprawie natychmiast wróciło zdenerwowanie.
Rozejrzała się, jakbyniebezpieczeństwo mogło nadejść z każdejstrony, ale zobaczyła tylko matkę z dzieckiemw wózku,dwie starszekobiety wracające z zakupów z wielkimi,papierowymitorbami i kilku młodych mężczyzn debatujących nad samochodem z otwartą klapą silnika.
	Rozglądającsię za taksówką, zeszła w dół FriedbergerLandstrasse.
Zmierzchało się,kierowcy włączyliświatła.
Nie znosiła tej pory rokui tej pogody, siebie też corazmniej lubiła.
Nie cieszyła się nawet najutrzejsze urodziny.
I wcale nie poprawiała jej nastroju zapowiedź Holgera, żewyjedzie z Kolonii wczesnym rankiem, żeby zjeść z niąśniadanie.
Tyle już razy planowała, że w końcu się z nimrozstanie, jednak zamiast tego jeszczewiosną zgodziłasię, bywydali oficjalne przyjęcie zaręczynowei zaprosili jego rodziców i kilkoro krewnych.
By ją uhonorowaći oszczędzić jej trudówpodróży, wszyscyprzyjechali do
	13

Frankfurtu.
Spotkali się na parkingu przy frankfurckimdworcu głównym i w małym konwoju pojechali do GutNeuhof, popularnej i bynajmniej nie taniej restauracji,piętnaście kilometrów na południe od miasta.
Ojciec Holgera większośćczasuspędził ukryty za kamerą cyfrową,matka wciąż zapewniała, jak jest dumna z przyszłej synowej, a wieczoremwszyscy poczuli ulgę, że już mają tęsprawę za sobą i że zachowali się przyzwoicie.
Myśl, że jestprawdziwą narzeczoną, przez chwilę nawetjej schlebiała.
Ale już następnego dnia, kiedy została sama, wszystkowydało się znów tak obce jak wówczas,gdy Holger porazpierwszy wspomniało zaręczynach.
	Zawsze marzyła o mężczyźnie równym sobie, który niebędzie jej przewyższał aniw niczym jej ustępował.
Niebyło powodu,żeby nie lubić Holgera, ito znacznie utrudniało rozstanie.
Nie spotkała milszego ibardziej taktownegomężczyzny.
Na początku czuła sięz tym dobrze.
Alejej nie dorównywał.
W każdym sporze w końcu dawał zawygraną, gotów biec za nią jakzbity pies.
Ibyła pewna,że nie odpuściłby, nawet gdyby go odpędzała.
	Z zamyślenia wyrwałją rowerzysta, musnął ją, przejeżdżając.
Wzdrygnęła się wystraszona.
Zaklęła.
Zatrzymał się kilka metrów daleji obejrzał.
Już miałana niegohuknąć, ale młody mężczyzna uśmiechnął się niepewniei przeprosił.
	Skręciła w boczną ulicę.
Przy Scheffeleckwreszcieuśmiechnęło się do niej szczęście.
Przed szpitalem Maingau stała taksówka,kierowcapalił obok.
Spojrzał na nią,obszedłsamochód i otworzył drzwi pasażera.
Wsiadła,choć właściwie wolałabyzająć miejsce z tyłu.
	- Do Oberrad - rzuciła.
	Kątem oka zauważyła, że równo z nimi ruszył jakiśsamochód, który parkował niedaleko taksówki.
Odwróciła
	12
	się, granatowe bmw włączyło sięw popołudniowy ruch.
Spuściła klapkę przeciwsłonecznąi zaczęła malować usta.
W lusterku widziała jadące za nimi bmw.
	-Coś nie gra?
- zapytał taksówkarz.
Zaprzeczyła.
Spróbowała się odprężyć.
Ruch był duży,posuwali się wolno.
W pewnejchwili taksówkarz,zmieniając bieg, niby przypadkiem dotknął jej kolana.
Zamiastprzeprosić, spojrzał na nią, jakby chciał ocenić jejreakcję.
Odsunęła nogi.
	Gdy kolejny raz zerknęła do tyłu, zobaczyła, że bmwwciążza nimi jedzie.
Poprosiła kierowcę, żeby zmieniłkierunek.
	- Wszystkozapchane.
Poza tym to będzie objazd - odparł.
	- Niech pan robi, co mówię.
	Ale nagle bmw zniknęło.
Wydawałojej się.
Nikogo niebyło w gabinecie.
Nikt nie obserwował jej na ulicy.
Niktjej nie śledził.
Nic jejnie zagrażało.
	- Niezłe - powiedział taksówkarz i wyszczerzył zęby.
Pochyliłsię w jej stronę.
Poczuła zapach wody po goleniu.
	- Słucham?
	Zamiast odpowiedzieć, popatrzył najej nogi.
	- Proszę się zatrzymać!
- zażądała.
-Dalej pójdępieszo.
	-Co?
	- Nie co, tylko proszę!
Chcęzapłacić.
	- Nie mogę tu stanąć.
	-Możepan.
	Otworzyła drzwi.
Gwałtownie zahamował.
Za nimi roztrąbiły się klaksony.
Ale Gabriele nie dała się zbić z tropu.
Zaczęła grzebać wprzepastnej torbie.
Pozbierała drobne.
Taksówkarz przeliczył.
	13.

- Brakuje pięćdziesięciu centów.
	Zabrała monety i podała mu dwieście euro.
Zezłościł się.
	- Nie mam wydać.
Dopiero zacząłem zmianę.
	- Taaa.
To co teraz?
	Widać było, jak tamten gorączkowo myśli.
	- Dawaj drobne i spadaj!
- wybuchnął.
	- Przećwiczmy tojeszcze raz.
	-Co?
	- Proszę!
	Wreszcie chyba pojął.
	- Proszęmi daćpieniądzei wysiadać!
A jak następnymrazem zadzwoni pani po taksówkę, to niech pani powiew centrali, że pod żadnym pozorem nie chce pani jechać z numerem czterysta siedemdziesiąt sześć.
Proszęzapamiętać: cztery siedem sześć!
	- Tak - odparła.
- Takimam właśniezamiar.
Wrzuciła monety do przegródki pod taksometrem.
Siedziała.
Taksówkarz czekał.
	- Coś jeszcze?
	-Poproszę o rachunek.
	Zabębnił pięściami w kierownicę.
Przez chwilę bałasię,że ją uderzy.
Ale tylko pokręcił głową izaśmiał się nerwowo.
Podał jejwypełniony rachunek.
	Wysiadła, zostawiając drzwi otwarte tak szeroko,żenie byłw stanie dosięgnąć do klamki.
Żeby je zamknąć,musiał wysiąść i obejść auto.
Nie zrozumiała, co za nią zawołał.
Odchodząc, słyszała corazgłośniejszy koncert naklaksony wwykonaniu rozwścieczonych kierowców.
	Przy Main Plaża doszła do rzeki.
Powietrze byłowilgotne...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin