Sheckley Robert - Zla kuracja.rtf

(47 KB) Pobierz

Robert Sheckley

Zła kuracja

 

Przekład: Teresa Markowska

 

Drugiego maja 2193 roku Elwood Caswell szedł szybko Broadwayem z naładowanym rewolwerem, ukrytym w kieszeni płaszcza. Nie chciał użyć broni, obawiał się jednak, że mimo wszystko jej użyje. Przypuszczenie to było o tyle uzasadnione, że Caswell cierpiał na manię zabijania.

Był łagodny, mglisty, wiosenny dzień, powietrze pachniało deszczem i kwitnącym dereniem. Caswell ścisnął rewolwer spoconą dłonią i usiłował wynaleźć choć jeden ważny powód, dla którego miałby nie zabić człowieka nazwiskiem Magnessen, który poprzedniego dnia wygłaszał komentarz na temat powierzchowności Caswella.

Co Magnessena obchodzi jego wygląd? Przeklęci złośliwcy zawsze muszą wszystkim włazić w drogę...

Caswell był cholerycznym, niskim mężczyzną o zaczerwienionych, wściekłych oczach, o szczękach buldoga i włosach w odcieniu imbirowej czerwieni; typem, który łatwo sobie wyobrazić, gdy szczerząc zęby z pudełka proszku do prania, woła do dostojnych biznesmanów i rozbawionych studentów: „Mars dla Marsjan, Wenus dla Wenusjan!”

Jednak, prawdę mówiąc, Caswella nie obchodziły godne pożałowania warunki socjalne gatunku pozaziemskiego. Był kierowcą odrzutowego autobusu Nowojorskiego Towarzystwa Szybkiego Transportu. Pochłaniały go własne sprawy. A był on po prostu szalony. Na szczęście uświadamiał sobie ten fakt, przynajmniej od czasu do czasu i przynajmniej połową swego umysłu.

Pocąc się obficie, Caswell dalej kroczył Broadwayem w kierunku 43 Ulicy, gdzie mieścił się sklep Towarzystwa Aparatów Terapii Domowej.

Jego przyjaciel Magnessen niedługo kończy pracę i powróci do swego małego mieszkanka, położonego niedaleko domu Caswella. Jak łatwo byłoby, jak przyjemnie – wejść, zamienić parę słów i...

Nie! Caswell zaczerpnął powietrza i uprzytomnił sobie, że w gruncie rzeczy nie pragnie nikogo zabić. Ludzi nie wolno zabijać. Policja zamknęłaby go, przyjaciele nie zrozumieliby, a matka nigdy by tego nie zaaprobowała.

Argumenty te jednak wydawały się blade, wyrozumowane i pozbawione jakiejkolwiek siły. Pozostawał nagi fakt: on chciał zabić Magnessena. Czy tak silne pragnienie może być złe? Czy chociażby niezdrowe? Owszem, może! Z rozpaczliwym jękiem Caswell przebiegł ostatnie parę kroków dzielących go od sklepu Aparatów Terapii Domowej.

Już sam fakt znalezienia się w tym lokalu przyniósł mu uczucie natychmiastowej ulgi. Oświetlenie było tu łagodne, draperie naturalne, ekspozycja błyszczących maszyn terapeutycznych ani zbyt dyskretna, ani zbyt krzykliwa. Było to miejsce, gdzie człowiek mógł położyć się na dywanie, w cieniu maszyn terapeutycznych, czując się bezpieczny w świadomości, że pomoc na wszelkie kłopoty znajduje się w zasięgu ręki.

Jasnowłosy sprzedawca z długim i wydatnym nosem przysunął się miękko, choć niezbyt miękko i szepnął:

– Czym można służyć?

– Terapia – powiedział Caswell.

– Oczywiście, sir – odparł sprzedawca, gładząc klapy swojej marynarki, i uśmiechnął się ujmująco. – Po to tu jesteśmy. – Obrzucił Caswella badawczym spojrzeniem, dokonał w myśli błyskawicznej diagnozy i stuknął w lśniącą biało-miedzianą maszynę.

– Oto – powiedział – nowy Pomocnik Antyalkoholowy produkcji IBM, reklamowany w najpoważniejszych periodykach. Przyzna pan, że mebelek ładny i na miejscu w każdym domu. W środku znajduje się odbiornik telewizyjny.

Śmignąwszy wąską dłonią, otworzył drzwiczki Pomocnika Antyalkoholowego, ukazując 52-calowy ekran.

– Ja potrzebuję... – zaczął Caswell.

– Terapii – dokończył za niego sprzedawca. – To się rozumie. Chciałem jedynie podkreślić, że ten model nie sprawi nigdy kłopotu ani panu samemu, ani pańskim przyjaciołom i bliskim. Proszę zwrócić uwagę na tę wgłębioną tarczę. Za jej pomocą mogę regulować stopień spożycia alkoholu. Jeśli nie życzy pan sobie całkowitej abstynencji, może pan nastawić na ilość dużą, średnią lub małą. To jest nowa, dotychczas unikatowa cecha maszyny terapeutycznej.

– Nie jestem alkoholikiem – stwierdził z godnością Caswell. – Towarzystwo Szybkiego Transportu nie zatrudnia alkoholików.

– Hm... – Sprzedawca zerknął z niedowierzaniem na nabiegłe krwią oczy Caswella. – Pan, zdaje się, trochę nerwowy! Może przenośny Uspokajacz „Bendix”?

– Też nie dla mnie. Co macie na manię zabijania?

Sprzedawca ściągnął usta.

– Pochodzenia schizofrenicznego czy maniakalno-depresyjnego?

– Nie wiem – przyznał lekko zaskoczony Caswell.

– Właściwie to nie ma znaczenia – powiedział sprzedawca. – Po prostu prywatna teoria. Z mojego doświadczenia w tym sklepie wynika, że rudzi i blondyni są podatni na schizofrenię, podczas gdy bruneci skłaniają się ku psychozie maniakalne-depresyjnej.

– Ciekawe. Od dawna pan tu pracuje?

– Od tygodnia. A oto rzecz, której pan potrzebuje. Pieszczotliwie położył rękę na przysadzistej czarnej maszynie, wykończonej chromem.

– Co to?

– To jest, proszę pana, Regenerator „Rex” produkcji General Motors. Czyż nie ładny? Pasuje do każdego wnętrza, a w środku ma dobrze zaopatrzony bar. Pańska rodzina, przyjaciele, bliscy nie muszą w ogóle wiedzieć...

– Czy to wyleczy z potrzeby popełnienia zabójstwa? – spytał Caswell. – Z silnej potrzeby?

– Absolutnie. Proszę nie mylić z małym, dziesięcioamperowym modelem antynerwicowym. To jest dwudziestopięcioamperowa maszyna o wielkiej sile i wytrzymałości, lecząca naprawdę głęboko zakorzenione poważne stany.

– Właśnie ja to mam – stwierdził nie bez dumy Caswell.

– Ta zabawka wszystko z pana wytrzęsie. Duże, silne łożyska oporowe! Ogromne absorbatory ciepła! Kompletnie izolowane! Czułość rzędu ponad...

– Biorę ją – przerwał Caswell. – Od razu. Płacę gotówką.

– Świetnie. Zatelefonuję do magazynu i...

– Sam sobie poradzę – powiedział Caswell, wyciągając złożone banknoty. – Muszę jak najprędzej z niej skorzystać. Wie pan, chcę zabić mojego przyjaciela, Magnessena.

Sprzedawca zagadał współczująco.

– Przejdzie panu ta ochota... Plus pięć procent podatku od sprzedaży. Dziękuję panu. Pełna instrukcja znajduje się w środku.

Caswell podziękował, obiema rękoma dźwignął Regenerator i szybko wyszedł

Po obliczeniu swojej prowizji sprzedawca uśmiechnął się do siebie i zapalił papierosa. Jego radość została zakłócona w momencie, kiedy kierownik, okazały mężczyzna wyposażony w imponujące pince-nez, wypadł ze swojego gabinetu.

– Haskins! – zawołał. – O ile się nie mylę, prosiłem pana o uwolnienie się od tego plugawego nałogu.

– Tak, panie Follansby, przepraszam – sumitował się Haskins, gasząc papierosa. – Natychmiast użyję Denikotynizatora. Dokonałem raczej korzystnej transakcji, panie Follansby. Jeden z tych dużych Regeneratorów „Rex”.

Na kierowniku zrobiło to pewne wrażenie.

– Czyżby? – spytał. – Nieczęsto zdarza się – chwileczkę! Nie sprzedał pan chyba modelu, który stał na podłodze.

– Obawiam się, że tak, panie Follansby. Klientowi bardzo się spieszyło. Czyżby istniał jakiś powód...

Pan Follansby pochwycił w obie dłonie swoje wypukłe, białe czoło, tak jakby chciał je oderwać:

– Haskins, ja panu mówiłem, ja musiałem panu mówić. Wystawiony tu Regenerator był modelem marsjańskim do maszynoterapii Marsjan.

– Och – westchnął Haskins. Zamyślił się na chwilę. – Och.

Pan Follansby w ponurym milczeniu wpatrywał się w swojego pomocnika.

– Czy to ma jakieś znaczenie? – spytał gorączkowo Haskins. – Maszyna z pewnością nie rozróżnia. Sądzę, że leczy manię zabijania nawet wówczas, jeśli pacjent nie jest Marsjaninem?

– Marsjańska rasa nigdy nie przejawiała najmniejszych tendencji do zabijania. Marsjański Regenerator nie ma nawet zaprogramowanego takiego pojęcia. Oczywiście, Regenerator będzie go leczył. Ale co on będzie leczył?

– Och – westchnął Haskins.

– Tego nieszczęśnika należy powstrzymać, nim... Mówi pan, że był to zabójca? Nie wiem, co może się zdarzyć? Prędko, jaki jest jego adres?

– Panie Follansby, on tak bardzo się spieszył... – Kierownik obrzucił go przeciągłym, niedowierzającym spojrzeniem.

– Proszę natychmiast zawołać policję i zawiadomić Departament Bezpieczeństwa General Motors.

Haskins rzucił się do drzwi.

– Proszę poczekać! – zawołał kierownik, walcząc ze swoim płaszczem nieprzemakalnym. – Idę z panem.

 

Elwood Caswell wrócił do domu taxikopterem. Zataszczył Regenerator do bawialni, postawił koło tapczanu i przyjrzał mu się uważnie.

Sprzedawca miał rację – orzekł po chwili. – Pasuje do tego pokoju.

Z estetycznego punktu widzenia Regenerator był bez sprzecznie udany. Caswell podziwiał go jeszcze chwilę, po czym poszedł do kuchni i przygotował sobie kanapkę. Jadł powoli, uporczywie wpatrując się w jeden punkt na ścianie – z lewej strony i trochę poniżej kuchennego zegara.

– Niech cię diabli porwą, Magnessen! Ty parszywy łgarzu z rozbieganymi oczami! Ty wrogu wszystkiego, co na świecie przyzwoite i uczciwe... Wyjął z kieszeni rewolwer i położył go na stole. Popychając go sztywnym palcem wskazującym, parokrotnie zmieniał jego położenie.

Czas zacząć terapię.

Chociaż... Caswell skonstatował z niepokojem, że właściwie nie miał ochoty wyzbyć się żądzy zabicia Magnessena. Co by się z nim stało, gdyby stracił ten popęd? Jego życie zostałoby ogołocone z wszelkiego sensu, wszelkiego smaku i pikanterii. Byłoby po prostu nudne. Ponadto miał prawdziwy i głęboki żal do Magnessena, nawet myśleć o tym nie lubił.

Irena! Jego biedna siostra, uwiedziona przez podłego i podstępnego Magnessena, zniszczona przez niego, a potem porzucona. Czyż mężczyzna może mieć większy powód do chwytania za broń...?

Caswell po chwili uprzytomnił sobie, że nigdy nie miał siostry. Teraz już naprawdę najwyższy czas na terapię. Wrócił do bawialni i odszukał instrukcję obsługi wetkniętą w otwór wentylacyjny maszyny. Rozłożył ją i zaczął czytać.

 

W celu skorzystania ze wszystkich Regeneratorów typu „Rex” należy:

1.Ustawić Regenerator w pobliżu wygodnego tapczanu – (wygodny tapczan można nabyć jako dodatkowe akcesorium we wszystkich sklepach firmy General Motors).

2. Włączyć maszynę do sieci.

3. Włożyć na głowę obręcz i dopasować ją do obwodu.

I to już wszystko! Całej reszty dokona twój Regenerator. Nie przeszkodzi Ci bariera językowa ani kwestia doboru odpowiedniego dialektu, bowiem Regenerator porozumiewa się z Tobą za Pomocą Bezpośredniego Kontaktu Zmysłowego (patent Pendinga). Jedynym Twoim zadaniem jest współdziałać.

Nie poddawaj się uczuciu skrępowania czy wstydu. Wszyscy ludzie mają swoje problemy, często znacznie poważniejsze od Twoich. Regenerator nie interesuje się Twoimi zasadami etycznymi. Nie wyobrażaj sobie więc, że on Cię „sądzi”. Regenerator chce ci jedynie pomóc, pragnie, abyś czuł się dobrze i był szczęśliwy.

Twój Regenerator z chwilą, gdy tylko zgromadzi i przetworzy dostateczną liczbę informacji, bezzwłocznie zacznie leczenie. Możesz dowolnie przedłużyć lub skrócić seans. To Ty jesteś szefem! Oczywiście, możesz również w każdej chwili przerwać seans.

I to już wszystko! Proste, prawda? A teraz włącz swój Regenerator produkcji General Motors i wyzdrowiej!

 

– Nic trudnego – powiedział do siebie Caswell. Przysunął Regenerator jeszcze bliżej tapczanu i włączył go. Podniósł obręcz i zaczął nasuwać ją na głowę. Zatrzymał się na moment.

– Głupio się czuję – zachichotał.

Nagle spoważniał i wlepił wojowniczy wzrok w czarno chromowaną maszynę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin