ZAGADNIENIE ROLI GENERAŁA WEYGANDA
INNE INFORMACJE O ROLI WEYGANDA
W londyńskim „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” z dnia 12 września 1960 roku ukazał się list do redakcji p. Hamel'a, oficera francuskiego, który w okresie bitwy warszawskiej pełnił służbę w Warszawie.
„Szanowny Panie Redaktorze,
Przeczytałem z uwagą... i zdziwieniem felieton Zygmunta Nowakowskiego o gen. Weygand w „Dzienniku Polskim” z 1 września. Znam i cenię tego znakomitego pisarza od dłuższego czasu. Już trzydzieści lat temu miałem z nim w Krakowie „conference contradictoire” o tłumaczeniu „Pana Tadeusza” przez Pawła Cazin. Lecz widzę, że dalej p. Nowakowski pisze o rzeczach, które za mało zna.
1) Pierwszą zasługą Weyganda nie było przywrócenie morału żołnierzowi polskiemu, bo ten moral nie został zniszczony. Pierwszą jego zasługą było — wbrew temu, co sądzi p. Nowakowski — odwrócenie się od frontu stałego, bo Weygand, uczeń Focha, wiedział aż nadto dobrze, że taki front na ogromnej linii obrony polskiej byłby zgubnym. To prawda, że plan przedstawiony przez Weyganda władzom wojskowym polskim, nie został wyłącznie opracowany przez niego. Był z góry i przed jego przybyciem drobiazgowo opracowany przez mego przyjaciela, majora dyplomowanego francuskiego Roucaud, który znał gruntownie położenie wojsk polskich, a Weygand zaaprobował ten plan i wprowadził w nim pewne modyfikacje, ale poniósł całą odpowiedzialność za plan i za jego wykonanie. Plan ten był nazwany przez specjalistów wojskowych planem „des groupes de manoeuvres et de choc”. Polegał na tym, że front cały miał być zlikwidowany i miano jak najprędzej stworzyć cztery czy pięć „groupes de manoeuvres et de choc”, których koncentracyjne uderzenia miały złamać front nieprzyjacielski. Ten plan został zaakceptowany przez wyższe władze polskie oraz przez samego Piłsudskiego. Wraz z majorem Bogusławskim znajdowałem się jako szef łączności francuskiej w sali bilardowej pałacyku, którego imienia nie pamiętam, a który znajdował się na Krakowskim Przedmieściu niedaleko Instytutu Francuskiego. Major Bogusławski i ja słyszeliśmy cały tok dyskusji między Weygandem i polskim dowództwem, która odbywała się za drzwiami i która czasami była bardzo gwałtowna.
2) Oczywiście, sama obecność Weyganda nie byłaby wystarczająca, aby przywrócić 'moral', gdyby ten 'moral' był zniszczony. Ale wbrew opinii p. Nowakowskiego Weygand był bardzo dobrze znany wszystkim polskim generałom jako prawa ręka generała Focha. Ten jeden fakt wystarczy, ażeby ci generałowie odzyskali wiarę, a wiadomo, że kiedy szefowie mają dobry 'moral' i silną wiarę, komunikują ją żołnierzom.
3) Fakt, że Weygand przez tak długi czas nie chwalił się, nie jest dowodem, że niczego nie dokonał w bitwie pod Warszawą. To jest tylko dowodem, że działał jak gentleman i każdy Polak 'au courant' dobrze to rozumiał. Jeżeli zmienił taktykę w ostatnich czasach, to wskazuje tylko na to, że miał poważne motywy, by ją zmienić.
4) Wreszcie — jeżeli — jak stwierdza p. Nowakowski — Weygand nie miał żadnych zasług w bitwie pod Warszawą, to dlaczego w momencie jego odjazdu ogromne tłumy warszawskie odprowadziły go na dworzec i zrobiły mu entuzjastyczną owację? Dlaczego ówczesny rząd wręczył mu miecz jednego ze sławnych królów polskich jako dowód podziękowania i wdzięczności?
Dzięki Bogu historia nie będzie pisana przez p. Nowakowskiego, lecz przez prawdziwych historyków.
Bernard Hamel. Były szef sądu wojskowego francuskiego w Warszawie. Były szef korespondencji, szyfru i łączności francuskiej w Warszawie. Były charge de cours na Uniwersytecie Jagiellońskim. Profesor na Uniwersytecie w Grenoble.”
Wraz z listem tym „Dziennik Polski” ogłosił list p. J. Płoskiego z Londynu treści następującej.
„Bez względu na to, czy kto trzyma się ciasnej interpretacji zdania wyrwanego z książki J. Piłsudskiego 'Rok 1920', czy ma wątpliwości co do pewnych relacji historycznych (por. Poboga-Malinowskiego w majowym numerze 'Kultury'), drwiny z zasłużonego a bardzo nam życzliwego gen. Weyganda, płynące z pióra p. Z. Nowakowskiego, muszą wzbudzić niesmak.
Ostatecznie, nie powinniśmy spadać tak nisko, jak Mr. Low, wydrwiwający Polaków po ich udziale w bitwie o W. Brytanię.”
Informacje profesora Hamela zasługują na to, by były wzięte pod uwagę w badaniach nad historią planu bitwy warszawskiej. Dopiero zbadanie dokumentów, to znaczy tekstu planów, jakie były w posiadaniu sztabu polskiego, będzie mogło rozstrzygnąć, na ile p. Hamel ma rację, twierdząc, że plan, wedle którego bitwa warszawska była rozegrana, był w zasadniczym zrębie opracowany przez francuskiego majora Roucaud, zaakceptowany i zmodyfikowany przez generała Weyganda i ostatecznie przyjęty przez dowództwo polskie. Oceniając rzecz pobieżnie, odnoszę wrażenie, że profesor Hamel się myli. Wydaje mi się, że bitwa warszawska nie została stoczona wedle opracowanego przez p. Roucaud planu. Nie widzę z przebiegu bitwy owego utworzenia czterech czy pięciu grup manewrowych i uderzeniowych, które były rdzeniem koncepcji, o którą plan ten był oparty. Można mówić o utworzeniu dwóch grup manewrowych i uderzeniowych: piątej armii generała Sikorskiego nad Wkrą, i grupy dwóch armii (Rydza-Śmigłego i Skierskiego, pod ogólnym dowództwem Piłsudskiego) nad Wieprzem, ale już armia generała Latinika w rejonie Warszawy, także i Radzymina, nie była przecież grupą manewrową i uderzeniową. Być może, że major Roucaud swój plan opracował i że go Weygand przedstawił do zaakceptowania. Ale wydaje mi się, że nie był to plan przyjęty, ani wykonany.
W związku z listem p. Hamela nasuwa mi się jedna uwaga natury językowej. Używa on w tym liście kilkakrotnie wyrazu „moral”, jako rzeczownika rodzaju męskiego. Rzeczownik ten wprowadzony został do polszczyzny przez Piłsudskiego w formie „morale”, a więc w rodzaju nijakim. Piłsudski używał tego wyrazu niejednokrotnie i można przyjąć, że w ślad za nim tylu Polaków zaczęło się tym wyrazem posługiwać, że stał się on już stałą częścią polskiego słownika. Piłsudski użył tego wyrazu także i w języku francuskim w rozmowie z generałem Weygandem, w formie „morale” i zgodnie z tą końcówką w rodzaju żeńskim, co ze strony Weyganda spowodowało uwagę, że jest to „francuszczyzna przybliżona”. Pragnę stwierdzić, że „le moral” w języku francuskim pisze się bez „e” na końcu i jest rzeczownikiem rodzaju męskiego, natomiast w języku angielskim „the morale” pisze się Z literą „e” na końcu (choć istnieje w języku angielskim także i inny wyraz, brzmiący „the moral”, który znaczy co innego). Piłsudski, związany licznymi węzłami stosunków z Anglią i częsty w młodości gość na ziemi angielskiej, zaczerpnął ten wyraz z angielszczyzny. Oczywiście, całkowicie się przyłączam do uwag p. Płoskiego.
*
* *
Bardzo ważne uwagi z punktu widzenia rozpatrywanej tu sprawy zawarte są w dwóch notatkach, noszących podpis generała Rozwadowskiego, przechowanych w archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, w „Aktach Rozwadowskiego”.
Jedna z tych notatek jest streszczeniem przemówienia generała Rozwadowskiego na osiemnastym posiedzeniu Rady Obrony Państwa, a więc w dniu 27 sierpnia 1920 roku. Notatka ta nie jest niczym nowym: została ona w całości ogłoszona w Protokołach Rady Obrony Państwa („Z dziejów stosunków polsko-radzieckich”, op. cit., tom I, str. 268-269) i cytowałem już fragment z niej nieco wyżej w niniejszej książce. Obecność tej notatki w nowojorskim archiwum jest tylko o tyle cenna, że jest potwierdzeniem wiarygodności tekstu, ogłoszonego przez wydawnictwo „Książka i wiedza” w książce o dziejach stosunków polsko-radzieckich. Notatka ta nosi własnoręczny podpis generała Rozwadowskiego, a więc jest autoryzowanym, choć być może skróconym tekstem jego przemówienia na Radzie Obrony Państwa. Notatkę tę, identyczną z tekstem ogłoszonym w wyżej wymienionej książce, przytaczam tu, tym razem, w całości. Z uwagi na inne punkty w jej treści, na które chcę zwrócić uwagę, podkreślam w niej nie to, co podkreśliłem w mej cytacie wcześniejszej.
Oto jej tekst.
„Punkt... (miejsce puste) Protokołu 18 posiedzenia Rady Obrony Państwa.
Szef Sztabu Generalnego gen. por. Rozwadowski oświadcza, że stosunek gen. Weyganda do Naczelnego Dowództwa w charakterze doradcy został ustalony na wspólnym posiedzeniu Prezydium Rady Ministrów z Misją ambasadorów (Dobernon — sic! - Jusserand).
Gen. Weygand sam zastrzegł się, pomimo odmiennej opinii reprezentanta Anglii, że jest wyłącznie doradcą i że gotów jest być pomocnym, o ile Naczelny Wódz, względnie Szef Sztabu Generalnego, tego zażądają. Powyższy stosunek Naczelny Wódz zatwierdził z tym, że podczas jego nieobecności mają się w ważniejszych sprawach wspólnie porozumiewać generałowie Rozwadowski, Sosnkowski i Weygand. Współpraca z gen. Weygandem ułożyła się więc w ten sposób, że gen. Rozwadowski i Sosnkowski dyskutowali z nim o zaproponowanych lub już powziętych planach i o ich wykonaniu, a choć były nieraz znaczne nawet różnice zdań, to współpraca ta była owocną, gdyż gen. Weygand dopomagał lojalnie w wykonaniu raz powziętych decyzji.
Większą kontrakcję planowało Nacz. Dow. W.P. jeszcze podczas walk nad Bugiem, lecz gdy okazała się konieczność cofnięcia armii aż na Wisłę, zapoczątkowało odnośnie przegrupowania już podczas tych marszów.
Przedłożony przez gen. Rozwadowskiego najsamprzód Nacz. Wodzowi plan naszej energicznej kontrofensywy przewidywał akcję główną w dwóch wariantach. Propozycję koncentracji rezerw w okolicach Mińska Maz. t.j. bliżej Warszawy Naczelny Wódz odrzucił dlatego, że uważał drugą wariantę t.j. ugrupowanie poza Wieprzem nie tylko za pewniejsze, ale zarazem i za osłaniające lepiej od wschodu. W dyskusji późniejszej w obecności wszystkich 3 wymienionych generałów podtrzymywał jednak gen. Weygand pierwszą propozycję jako chroniącą lepiej samą Warszawę, kładąc nacisk na jaknajwydatniejsze przesuwanie dywizyj od południa, choćby nawet z ewentualnym opuszczeniem Lwowa.
Ogólnie uważała Misja ambasadorów wielką kontrofensywę naszą za zbyt ryzykowną i doradzała usilnie defensywę na linii Bugu lub nawet Wisły i Sanu, aby przynajmniej w ten sposób zatrzymać nieprzyjaciela. Właściwie, z pomiędzy nich wszystkich jeden tylko gen. Weygand rozumiał doniosłość akcji naszej na przedpolu Wisły, uważał ją za możliwą i był pomocnym w jej wykonaniu.” (Archiwum J. Piłsudskiego w Nowym Jorku, Akta Rozwadowskiego, teczka I. — Podkreślenia moje - J.G.). W tekście, ogłoszonym przez „Książkę i wiedzę” Dobernon poprawiono na d'Abernon.
Rozwadowski zasługuje na wiarę tak samo, jak Weygand, czy zresztą jak Piłsudski. Mamy tu jego oświadczenie, potwierdzone jego własnoręcznym podpisem. W oświadczeniu tym mamy stwierdzenie, że po 1), „Weygand sam zastrzegł się (...) że jest wyłącznie doradcą, po 2) że Rozwadowski przedstawił Piłsudskiemu plan w dwóch wariantach, przy czym Piłsudski odrzucił myśl koncentracji w rejonie Mińska Mazowieckiego, ale Weygand w późniejszej dyskusji myśl tę w dalszym ciągu podtrzymywał, że po 3) Weygand był za tym, by wojska z południa na północ przesuwać, „choćby nawet z ewentualnym opuszczeniem Lwowa”, że po 4) misja ambasadorów „uważała wielką kontrofensywę naszą za zbyt ryzykowną” i że „doradzała usilnie defensywę naszą na linii Bugu lub nawet Wisły i Sanu” i że „jeden tylko Weygand rozumiał doniosłość naszej akcji na przedpolu Wisły” i „uważał ją za możliwą” i że po 5) Weygand „był pomocnym w jej wykonaniu”, to znaczy w wykonaniu akcji na przedpolu Wisły.
Rozwadowski, w przeciwieństwie do Piłsudskiego i Weyganda, nie zostawił pamiętników, ani niczego w rodzaju pamiętników, dotyczących bitwy warszawskiej, ale mamy kilka jego oświadczeń — i oświadczenia te muszą nam brak pamiętników zastąpić. Podane wyżej jego oświadczenie, wygłoszone w obecności Piłsudskiego jako przewodniczącego zebrania i w pewnym stopniu przyjęte przez Piłsudskiego do wiadomości przez położenie (wraz z Witosem) podpisu na protokole posiedzenia, stwierdza, że Wey...
piotrzachu69