Preston Fayrene
Dawne uczucie
Janowi - za Baja
i Melindzie za łaskawe podzielenie się
ze mną Jej ogromną wiedzą o komputerach
Rozdział 1
Jego obecność wyczuwało się wszędzie. W. ten wiosenny dzień on był wszędzie, w tym nieokiełznanym świecie słońca i bezchmurnego nieba, rozciągającego się nad kalifornijskim półwyspem Baja. Był obecny w odwiecznej sile fal pędzących ku niej z oceanu, który zdawał się być kompozycją srebrnych i szarych wzorów będących w ciągłym ruchu. Ale przede wszystkim był tam, na dole u podnóża mierzącej pięćdziesiąt stóp skały, w domku jej wuja - domku położonym na południe od Rosario Beach, przy starej, nie używanej drodze do Ensenady, w którym ona i Christopher zatrzymali się sześć lat temu po ich ślubie.
- Cholera! - Lisa zaklęła głośno. Ale jej jedynym słuchaczem były obojętne na wszystko kropelki wody rozpryskujące się wokół niej, za każdym razem, kiedy kolejna fala rozbijała się o wąskie molo. Minęły już cztery lata, odkąd go nie widziała, ale powietrze, które wdychała, wciąż wydawało się przepełnione istnieniem Christophera Saxona.
Lisa przesunęła się w ciepły załom skały, by się zrelaksować. Była przekonana, że będzie w stanie poradzić sobie z sytuacją, w jakiej się znalazła. Miała dwadzieścia siedem lat, była praktykującym prawnikiem, a nie rozmarzoną studentką college'u. Dlatego też, kiedy wuj William po raz kolejny zaproponował jej pobyt w jego domku, przystała na to, nie przewidując żadnych problemów związanych z powrotem do miejsca, gdzie sześć lat temu spędziła z Christopherem miodowy miesiąc.
Mimo wszystko miała przed sobą jasną przyszłość. Właśnie minął pierwszy rok jej pracy w starej, uznanej firmie prawniczej w Pasadenie. I nie tylko to. Jeden z poważniejszych wspólników firmy - Robert Searcy był w niej zakochany i zaproponował jej małżeństwo. Właśnie dlatego zgodziła się na propozycję wuja Williama, iż uznała, że będzie to wspaniała okazja, aby jeszcze raz wszystko przemyśleć i na zawsze odciąć się od przeszłości przed rozpoczęciem nowego życia.
Ale Lisa odkryła, że nie będzie to tak łatwe, jak sobie wyobrażała. Pogodny nastrój nie przychodzi łatwo, kiedy ma się swojego demona, którego trzeba odpędzać - szczególnie jeśli jest to duch byłego męża.
Co było w tym człowieku, że jeszcze po czterech latach wciąż mógł ją ranić? On był obecny wszędzie: w sypialni domku - gdzie się kochali po raz pierwszy, w położonej b pół mili drogi meksykańskiej kafejce - gdzie siedzieli godzinami, gawędząc i popijając piwo, na plaży, po której robili długie spacery, a nawet na molo, gdzie leżeli w swoich ramionach wpatrzeni w doskonałość Pacyfiku, ale przede wszystkim zapatrzeni w siebie.
Lisa poczuła gwałtowny podmuch wiatru. Dziwny chłód sprawił, że dostała gęsiej skórki na ramionach i nogach, a przez jej ciało przebiegł nerwowy dreszcz. Była tu na dole już kilka godzin; może już czas wracać do domu. Założyła tenisówki i podniosła się. Strząsnęła piasek z szortów i bluzki w kolorze brzoskwini - kontrastującym z jej przezroczyście białą skórą i czerwonawym odcieniem brązowych włosów.
Próbowała zignorować dziwne napięcie zmysłów, ale nie udawało się jej to. Zeskoczyła z mola na piasek i pomyślała, że poddaje się uczuciom silniejszym od jej woli. Stała wpatrując się w błękitny horyzont, mimowolnie wbijając paznokcie w dłonie. W atmosferze było coś zagadkowego - co zmusiło ją do zastanowienia się przez chwilę, po czym rozejrzała się wolno jakby z oczekiwaniem, a nawet z pewną obawą. Przeczucie nieuchronności tego, co się ma stać, kazało jej spojrzeć w górę.
I rzeczywiście - to był on. Na brzegu skały stał nieruchomo, z rękami w kieszeniach obcisłych spodni koloru khaki - Christopher Saxon.
Wzrok Lisy skoncentrował się na nim. Przestrzeń pomiędzy nimi skurczyła się do nicości. Wszystko dookoła jakby zamarło. Ucichł wszelki hałas. Nic nie istniało na świecie oprócz nich. Od czasu, kiedy go ostatni raz widziała, mogło równie dobrze minąć cztery minuty, a nie cztery lata.
W chwilę potem on zaczął ześlizgiwać się w dół ze stromej skały z szybkością i pewnością ruchów górskiej kozicy. W połowie drogi w dół, skalna ściana przechodziła w prostopadle biegnące urwisko. Christopher uchwycił się drabinki, którą wuj William zamontował przy zboczu i zsunął się po niej. Jeszcze niecała minuta i zakończył schodzenie, które Lisa obserwowała uważnie od pięciu minut. W miarę jak pokonywał władczym krokiem dzielącą ich odległość powietrze zdawało się zamierać. Pacyfik uspokajał się, a mewy krążące wysoko nad głowami jakby oczekiwały na coś. Christopher stanął przed nią.
Cztery lata niewidzenia kogoś - to długi okres. Lisa pomyślała o tym z dziwną trzeźwością patrząc na niego. Jednakże nigdy nie myślała o nim w kategoriach: „Co z oczu, to i z serca". Mimo że bardzo starała się z tym walczyć - on był na stałe wyryty w jej pamięci, był integralną częścią jej sennych marzeń - snów, które sama przed sobą nazywała erotycznymi.
Zauważyła, że te cztery lata przydały jego smukłej sylwetce muskulatury, jego złoto - brązowym włosom ciemniejszego odcienia, jego posągowej szyi stalowych strun, jego przemożnej męskości charyzmę, a zieloności oczu cyniczny wyraz. Jego oczy były zimne jak marmur, kiedy spotkały się z błękitem jej oczu.
- Dobrze wyglądasz, Liso - aksamitny głos dosięgnął ją i przeszył zmysłowym dreszczem - niby dotknięcie jedwabnej szarfy.
- Co tutaj robisz, Christopher?
- Liso! - odpowiedział drwiąco - Czy to jest właściwy sposób powitania dawno utraconego męża?
- Nie jesteś moim mężem.
- Ja wyraźnie pamiętam naszą ślubną przysięgę: „aż do śmierci". Nie wiem jak ty kochanie, ale ja jeszcze nie umarłem.
- To ty mnie zostawiłeś - powiedziała oskarżycielsko. Lecz w myślach natychmiast skarciła samą siebie. Skąd się wziął u niej ten ton?
W jego głosie nie było urazy, tylko pewien rodzaj kontrolowanej irytacji, kiedy odparował:
- To ty poszłaś do adwokata tatusia, złotko. Ja nie prosiłem o rozwód. Pewnego dnia ktoś zjawił się z papierami informującymi mnie, że moja żona od dwóch lat chce położyć kres naszemu małżeństwu. Słowa wydobywały się z niego niczym narastające, głębokie warczenie.
Zbladła - uwidoczniło to jej złote piegi. - Jeszcze raz pytam - cedziła słowa przez zaciśnięte wargi - co tutaj robisz?
Christopher lakonicznie wzruszył ramionami. - Wydaje mi się, że to samo co ty - jego warkoczący ton zamilkł, a jego miejsce zajęło miękkie, jedwabiste mruczenie, które delikatnie drażniło jej zmysły. - Jestem na wakacjach.
Jej spojrzenie pobiegło na szczyt skały ku domowi - A gdzie się zatrzymałeś?
- Wynająłem od sąsiadów Williama mały, niebieski domek w dole szosy przy końcu żużlowej drogi.
- Chcesz powiedzieć, że wuj William pomógł ci znaleźć to miejsce, wiedząc, że ja będę tutaj?
Wuj William był bratem jej ojca i bardzo go kochała. Był tak samo bogaty jak jej ojciec, ale jego osobowość była całkiem odmienna. Jej ojciec nie akceptował Christophera, wuj William - tak.
Usta Christophera wykrzywiły się w sardonicznym uśmiechu, jego oczy błyszczały jasno. William nie miał nic wspólnego z wynajęciem przeze mnie domu Monroe'ów. Znam ich oboje i nie pierwszy raz mieszkam w ich domu.
Umysł Lisy, pracujący zwykle szybko, wydawał się nie dość szybko przyswajać tę nieoczekiwaną informację. On był tu przedtem, ale nie mieszkał w domku wuja. Może dlatego, że podobnie jak ona miał zbyt wiele wspomnień z nim związanych?!...
- Ale czy wiedziałeś, że będę tutaj?
Przysunął się bliżej, jego spojrzenie dawało jej poczucie intensywnego ciepła i ogarniała ją dawno zapomniana słabość.
- Tego nie powiedziałem - łagodnie zaprzeczył.
Lisa nerwowo oblizała wargi, poruszona nonszalancją jego ruchów i sposobem, w jaki na nią patrzył.
- Nie rozumiem.
Jego uwaga skupiła się na nasadzie jej szyi, gdzie dostrzegał pulsowanie zdradzające emocje. Następnie jego oczy pobiegły w głąb dekoltu bluzki, który przechodził w pokrytą cieniem bruzdę.
- Powiedziałem ci, jestem na wakacjach.
- Christopher ! - warknęła Lisa próbując przerwać zaklęty krąg, który wytworzył się między nimi. - Do cholery! - to mi nic nie mówi.
Jego miękkie usta - jedyne co w nim zachowało jakąś łagodność, poruszyły się z lekkim rozbawieniem. - Co chcesz wiedzieć Liso?
- Chcę wiedzieć - powiedziała ostrożnie, starając się nie zatrzeć jego uśmiechu - dlaczego tutaj jesteś.
Pochylił swoją głowę na odległość pozwalającą czuć jej oddech i powiedział wolno: - przyjechałem tutaj, by się trochę odprężyć.
- Od... odprężyć się? - wyjąkała, myśląc jedynie o wzmagającym się cieple, rozchodzącym się po jej ciele.
Przytaknął i westchnął lekko, a jego ciepły oddech spłynął na jej usta jak pocałunek. Lisa zadrżała.
- Odprężenie - wyjaśnił miękkim głosem - wiesz Liso jaka to ulga po bólu lub satysfakcja po dyskomforcie.
Ich ust nie dzieliła już prawie żadna przestrzeń i Lisa bezradnie rozchyliła wargi. Ale on nie dotknął jej. Cofnął się nieco, a w głębi jego zielonych oczu migotało coś nieuchwytnego.
- Ostatnio pracowałem wyjątkowo ciężko. Uznałem więc, że potrzebuję odpoczynku. Lisa poczuła się jakby ktoś kopnął ją w żołądek. Jak on mógł wciąż tak na nią działać?
To nie było fair - krzyczało w niej coś, ale milczała.
- Wybacz mi - zmusiła się, aby jej głos był opanowany. - Muszę wracać do domu. Mam nadzieję, że będziesz miał udane wakacje.
Christopher rozłożył szeroko ramiona i przez sekundę była pewna, że ją pochwyci. Ale nie zrobił tego. Jego gest miał oznaczać jedynie to, że ma wolną drogę.
Lisa przeszła przez piasek w kierunku drabinki. Zaczęła wspinać się na nią, myśląc o tym, aby starczyło jej sił w nogach.
Christopher wspinał się na drabince tuż za nią. Czuła jego spojrzenie na nogach i przez obcisły materiał szortów. Zdawała sobie sprawę z tego, że jego twarz była blisko jej kołyszących się bioder - był tak blisko niej!
Nie mogła nic na to poradzić, że nagle zawładnęła nią słabość, a w głowie zaczęły wirować nieoczekiwanie erotyczne myśli. Ta słabość spowodowała, że jej stopa nie trafiła na szczebel drabinki i spadłaby, gdyby nie Christopher. Po raz pierwszy od czasu, kiedy podszedł do niej na plaży, po raz pierwszy od czterech lat - Christopher dotknął jej. Dłonią uchwycił ją pod pośladek, podtrzymując miękką okrągłość siłą swojej ręki. Z jedną nogą nadal wiszącą w powietrzu, odwróciła się, by spojrzeć w dół na niego. Miał napięte mięśnie wzdłuż ostro zarysowanej szczęki, ale nie powiedział nic. W dalszym ciągu podtrzymywał ją tak, że dolne partie jej ciała nadal spoczywały na jego ręku, a palce wbijały się w przedziałek pomiędzy pośladkami.
Ciepło, które rozchodziło się po żyłach, zmieniło jej ciało w bezwolną masę, która wciskała się w jego rękę tak, że palce wchodziły coraz głębiej pomiędzy pośladki. Konwulsyjnie zacisnęła ręce na brzegach drabinki i zajęczała cicho. Nie była pewna, czy Christopher to usłyszał czy nie, lecz gwałtownie popchnął ją w górę, zmuszając do postawienia nogi na szczebelku.
Lisa zakończyła wspinaczkę i dotarła do szerokiego występu skalnego, który w naturalny sposób rozdzielał skałę. Odwróciła się i zaczekała na niego. Przez długą chwilę ich oczy były utkwione w siebie jakby czegoś szukały. Wyminął ją, idąc w górę urwiska, z łatwością wyszukując miejsca uchwytu dla rąk i nóg, umożliwiające przechodzenie na szczyt stromej skały.
Domek był już blisko i Lisa zaczęła zbierać siły, by dać Christopherowi do zrozumienia, że nie zaprosi go do środka. Wszedł na górę pół minuty wcześniej i czekał na nią.. Spodziewała się, że wyciągnie rękę, aby pomóc jej pokonać ostatnie metry wspinaczki, ale nie zrobił tego.
Rzucając enigmatyczne spojrzenie w kierunku domu, a potem na nią - powiedział tylko: - Może cię tu gdzieś spotkam Liso. Lekko skinął głową i wolnym krokiem poszedł w kierunku domku, który wynajmował.
Wstrząśnięta niespodziewanym spotkaniem z byłym mężem, Lisa wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła ciężką zasuwę drzwi wejściowych. Domek wuja Williama, zamiast zwykle stosowanych drzwi wejściowych i kuchennych miał drzwi z każdej strony domu.
Był to domek dwupoziomowy. Na górze bardzo długi przedpokój prowadził do sypialni, na dole - w kształcie litery L znajdowała się druga sypialnia, którą tym razem zajęła Lisa, nie chciała bowiem mieszkać w pokoju, który zajmowali z Christopherem, kiedy spędzali tu miodowy miesiąc.
Przeszła wzdłuż wąskiego frontowego pokoju, weszła do sypialni i rzuciła się na tapczan. Przez przymrużone oczy patrzyła na białą ścianę naprzeciw i rozmyślała o tym, co się wydarzyło.
Co powinna zrobić? Nagłe pojawienie się Christophera postawiło jej pobyt tutaj w nowym świetle. W jej głowie rodziły się kolejne pytania, na które nie znajdowała odpowiedzi.
Christopher zawsze potrafił wywołać u niej zmieszanie. Zwykle logicznie myśląca Lisa' wiedziała, że posiada ponadprzeciętną inteligencję i potrafi racjonalnie podchodzić do problemów, ale zdawała sobie sprawę z tego, że Christopher ma nad nią przewagę, być może spowodowaną specyfiką zawodu, jaki wykonywał. Ona bowiem miała w pracy do czynienia z ludźmi z krwi i kości - mającymi przyziemne problemy i wywołującymi emocje. On był inżynierem, specjalistą od komputerów i obok logiki myślenia i działania cechowało go postępowanie podobne jak w kategoriach maszyn - zimne i bez emocji.
Lisa westchnęła, wciąż zadawała sobie pytanie: „Co robić?". Na przekór wspomnieniom związanym z tym miejscem wymyślała coraz nowe wersje tego. co może się zdarzyć podczas jej pobytu tutaj. Oczywiście mogła spakować się i wyjechać. Miała świadomość tego, że ludzie instynktownie uciekają od miejsc i spraw, które kojarzą się im z czymś niemiłym, ale jej wspomnienia nie były nieprzyjemne. Ponadto podobnie jak to wynikało ze statystyk rozwodowych - ona czuła się winna za rozpad swego małżeństwa.
W ciągu minionych czterech lat Lisa wiele się nauczyła, między innymi tego, że oznaką silnego charakteru jest umiejętność dostosowania się do sytuacji, próbowanie znalezienia właściwych rozwiązań i wypracowywanie kompromisów. Być może fakt, iż rozważała pozostanie tutaj był oznaką tego, jak bardzo dojrzała w ostatnich latach.
Było oczywiste, że odkąd tu przybyła wczorajszego popołudnia, cały czas myślała o Christopherze. Wiedziała, że nie sposób uciec od tego, o czym się myśli. Ale jego fizyczna obecność, a obecność w jej myślach to dwie różne rzeczy. Jeśli Christopher zamierzał tutaj pozostać, to czy ona będzie w stanie poradzić sobie z tym?
Oczywiście poradzi sobie - powiedziała do siebie stanowczo. Rozmyślając dalej doszła do wniosku, że jest pewna, iż uwolniła się od niego. Najtrudniejsza lekcja, jaką odebrała od życia i która sprawiła jej tyle bólu, nazywała się „Lekcją Christophera Saxona".
Teraz, kiedy musiała również ocenić, czy istniały choćby najmniejsze wątpliwości co do tego, czy zapomniała o Christopherze - należało spojrzeć w głąb własnej duszy i być uczciwą •wobec samej siebie. Taka ocena była niezbędna przed udzieleniem odpowiedzi na propozycję Roberta. Może Christopher wywarł na niej dzisiaj tak mocne wrażenie tylko dlatego, że pojawił się niespodziewanie. Kiedy spotkają się znowu - jeśli to w ogóle nastąpi - wzmoże swoją czujność.
Podjąwszy tę decyzję Lisa weszła po pięciu schodkach do kuchni. Rozglądała się po niej bez specjalnego zainteresowania. Była głodna, ale nie bardzo wiedziała na co na ochotę i nie mogła wykrzesać z siebie żadnego entuzjazmu do gotowania posiłku. Jej spojrzenie pobiegło do okna - popatrzyła na pokrytą płaskim dachem kafejkę, stojącą przy głównej drodze. Zachodzące słońce oświetlało budynek i odbijało się od terrakoty, która przybrała kolor wzgórz ciągnących się wzdłuż szosy.
Prawie natychmiast podjęła decyzję. Nęciła ją ciepła przytulność małej kafejki. Zeszła na dół i przez sypialnię wyszła na zewnątrz domu. Skierowała się do toalety stojącej pośród drzew. Jakkolwiek w domu była łazienka, to wuj William odradzał jej używanie, bo często się zapychała. Perspektywa tego typu kłopotów podczas wakacji nie przypadła jej do gustu. Ponadto używanie wolno stojącej toalety było zabawne i miało tę oryginalną zaletę, że ponieważ nie miała drzwi - można było popatrzeć poprzez gałęzie drzew na ocean.
Na zewnątrz obok drzwi do jej sypialni znajdowało się również inne urządzenie pomysłu wuja Williama. Był nim prysznic, do którego ciepłą wodę dostarczał zbiornik zamontowany na dachu, ogrzewany przez słońce. Lisa stanęła pod prysznicem, aby zmyć piasek z włosów i gładkiego, gibkiego ciała. Ktoś, kto przechodziłby z tyłu budynku mógłby ją zauważyć, ale był to początek tygodnia i w okolicy było bardzo mało ludzi.
Żwirowa droga służyła mieszkańcom domków i przyczep kempingowych rozrzuconych w tej szczególnej okolicy. Większość domków była własnością Amerykanów, którzy przyjeżdżali tu na wakacje i weekendy. Turyści bawili tu głównie latem, a stali mieszkańcy byli o tej porze w domach lub w pracy.
Lisa wbiegła z powrotem do sypialni i zamknęła drzwi. Wyposażenie domku stanowiły stare, niepotrzebne sprzęty - zasadą ludzi, którzy byli ich właścicielami, było bowiem: nigdy nie zostawiaj w nich niczego, czego nie chciałbyś utracić. Każdego zaś dnia włamywano się do domków rozsianych na wybrzeżu w Baja, ale zwykle wtedy, kiedy nikogo w nich nie było.
Lisa nie bała się mieszkać tu sama, niemniej obiecała wujowi Williamowi, że będzie ostrożna.
Wziąwszy prysznic otrząsnęła włosy, o kolorze kasztanów - sięgające jej do ramion, nałożyła dżinsy i jasnopomarańczową bluzkę, na którą naciągnęła sweter - spodziewała się bowiem, że nocą może być chłodno i wyszła z domu.
Wuj William wspominał, że kafejkę prowadzą obecnie inni właściciele niż wtedy, kiedy była tu z Christopherem, ale kiedy do niej weszła stwierdziła, że wszystko było takie same jak kiedyś: goła podłoga, drewniane krzesła wokół stołów i bar oddzielający salkę kafejki od kuchni.
Tylko dwa stoliki były zajęte: jeden przez meksykańską rodzinę, a drugi przez dwóch rozdyskutowanych mężczyzn. Bar był również pusty. Tylko na jednym wysokim stołku siedział mężczyzna, który popijał piwo i rozmawiał z mężczyzną i kobietą zajętymi gotowaniem w kuchni. Atletyczna budowa i surowa, ciekawa twarz mężczyzny przyciągały uwagę.
Oczywiście był to Christopher. Nie słyszała przejeżdżającego samochodu, więc domyśliła się, że podobnie jak ona przyszedł tu pieszo.
Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią, odwrócił się i patrzył spod przymrużonych powiek, jak szła do małego stolika w rogu sali.
Zamówiła u kelnera piwo i tacos, po czym usadowiła się wygodnie i z bijącym sercem patrzyła jak Christopher z piwem w ręku wolno podchodzi do niej. Chwycił krzesło stojące...
magdapetersen