Steel Danielle - Zatrzymane chwile.pdf

(1212 KB) Pobierz
305047039 UNPDF
1
Danielle Steel
Zatrzymane chwile
Rozdziaþ pierwszy
Niezmordowanie pociĢg sunĢþ w gþĢb wþoskich ciemnoĻci, koþa rytmicznie turkotaþy
na szynach. W pociĢgu wszħdzie tþoczyli siħ nħdznie przyodziani handlarze, grube
chþopki z chudymi dzieęmi, nħdznie przyodziane handlarki i hordy amerykaıskich
Ňoþnierzy. Pachniaþo stħchliznĢ, smutkiem, jak w domu nie sprzĢtanym, nie
wietrzonym od lat, a ponadto zmħczeniem ciaþ od dawna nie mytych, nie zadbanych,
nie kochanych. A przecieŇ nikomu na myĻl nie przyszþo, Ňe moŇna by otworzyę
okno. Nikt by siħ nie odwaŇyþ. Stare kobiety wrzeszczaþyby jak napadniħte, gdyby
nagle owionħþo je ciepþe nocne powietrze. Poczuþyby siħ wprost zniewaŇone.
Wszystko je denerwowaþo. I przecieŇ nie bez powodu. Byþy wyczerpane. Byþy chore.
Byþy tak dþugo nħkane gþodem, zimnem, gorĢcem i strachem. Miaþy za sobĢ piekþo
czteroletniej wojny. Ale wojna siħ skoıczyþa. Trzy miesiĢce po wojnie minħþy
teraz, w sierpniu 1945 roku. PociĢg sunĢþ niezmordowanie juŇ dwie, zdawaþoby siħ
nie majĢce kresu, doby.
Serena wsiadþa do tego pociĢgu w ParyŇu i nie odzywajĢc siħ do nikogo ani sþowem
przejechaþa przez Francjħ, Szwajcariħ i czħĻę Wþoch. DojeŇdŇam... dojeŇdŇam...
dojeŇdŇam... turkotaþy koþa na szynach, gdy na pþ leŇaþa skulona w kĢcie
przedziaþu, z oczami zamkniħtymi, z twarzĢ przyciĻniħtĢ do szyby. Zmħczona.
BoŇe, okropnie zmħczona. I obolaþa. Nawet rħce jĢ bolaþy od obejmowania siħ, jak
gdyby dla rozgrzewki, chociaŇ upaþ w pociĢgu panowaþ nieznoĻny. Dþugie jasne
wþosy zmierzwiþy jej siħ na spoconym karku. PociĢg zaczĢþ zwalniaę i po paru
minutach zatrzymaþ siħ, a ona siedziaþa nadal nieruchomo. MoŇe wysiĢĻę, bodaj
tylko na chwilħ, przejĻę siħ, Ňeby rozruszaę zdrħtwiaþe nogi? Byþa w podrŇy od
dziewiħciu dni, od wiekw caþych i jeszcze nie dotarþa do domu.
WciĢŇ o domu myĻlaþa, wspomnienia opadaþy jĢ raz po raz. Z trudem powstrzymywaþa
okrzyk radoĻci, gdy jadĢc przez Alpy pojħþa, Ňe jest z powrotem we Wþoszech. Ale
to dopiero poczĢtek. Wolno otworzyþa oczy w þunie Ļwiateþ dworca i znw siħ
upomniaþa: to dopiero poczĢtek, bo wþaĻciwie ta podrŇ jeszcze siħ nie
rozpoczħþa. Rozpocznie siħ o ktrejĻ godzinie jutro, kiedy juŇ dojadħ, i
zobaczħ, i dowiem siħ... wreszcie.
Wyprostowaþa siħ sennie, wyciĢgnħþa swe smukþe nogi pod siedzenie naprzeciwko.
Siedziaþy tam i spaþy dwie staruszki, jedna szczuplutka, druga opasþa i miħdzy
nimi wciĻniħte wychudzone dziecko, jak Ňaþosny pþat rŇowego miħsa pomiħdzy
czerstwĢ buþkĢ paryskĢ i krĢgþym bochenkiem czerstwego chleba. Popatrzyþa na tħ
trjkħ obojħtnie. Nic nie daþoby siħ wyczytaę w jej szmaragdowozielonych oczach,
niewiarygodnie piħknych, ale zimnych, z ledwie tylko tlĢcĢ siħ w nich znikomĢ
odrobinĢ ciepþa. Miaþy jednak w sobie coĻ intrygujĢcego - drzwi do duszy
szczelnie zamkniħte, tak Ňe nie moŇna byþo zobaczyę nic poza doskonaþoĻciĢ rysw
arystokratycznej twarzy, cerĢ jak podĻwietlony biaþy marmur. Jej mþodoĻę i uroda
nie wabiþy, nie przyzywaþy, dziwnie lodowate. CaþĢ czuþoĻę i wraŇliwoĻę tej
dziewczyny maskowaþ wypracowany dystans.
- Scuzi - szepnħþa Serena przechodzĢc na palcach obok ĻpiĢcych staruszek i
dalej po nogach chrapiĢcego staruszka. UwaŇaþa, Ňe to podle z jej strony, ale
chwilami miaþa naprawdħ dosyę starych ludzi. OdkĢd przyjechaþa do Europy, co
krok widziaþa starych i starych - czy tylko tacy zostali? Starzy i garstka
dzieci, ktre brykaþy idiotycznie, popisywaþy siħ przed amerykaıskimi
Ňoþnierzami. Jedynie ci Ňoþnierze byli mþodzi. Amerykanie w jasnobrunatnych
mundurach, parada promiennych uĻmiechw, zdrowych zħbw, bþyskw oczu. Mrowie
ich, widok wystarczajĢcy chyba do koıca Ňycia. I nieistotne, po czyjej sĢ
stronie - rozmyĻlaþa. NaleŇĢ do wojny. JakĢ wiħc rŇnicħ sprawia kolor mundurw?
Czarne czy brĢzowe, czy zielone, czy... fioletowe, jeĻli juŇ
o to chodzi, czy szkarþatne... czy turkusowe. PopuĻciþa wodze fantazji w
ciepþym nocnym powietrzu na peronie. Popatrzyþa, jak strumienie amerykaıskich
mundurw kaskadami wylewajĢ siħ z pociĢgu, i odwrciþa siħ do nich tyþem. Ale i
tak sþyszaþa gþosy tych Ňoþnierzy: rozmowy, Ļmiechy w ciszy pŅnej nocy
przerywanej zgrzytaniem
i szczħkaniem metalu wagonw.
2
- Papierosa? - Zobaczyþa czyjĢĻ rħkħ przysþaniajĢcĢ jej pole widzenia, chociaŇ
tak wymownie odwrciþa siħ plecami.
Zaskoczona potrzĢsnħþa gþowĢ, zgarbiþa siħ, jak gdyby wciĢŇ jeszcze musiaþa siħ
chronię, nie inaczej niŇ przed laty.
Wyczuwaþo siħ w Serenie jakĢĻ ranħ, pomimo jej mþodoĻci i wspaniale rozkwitþej
urody, coĻ rozbitego, uszkodzonego, moŇe raz na zawsze. Odnosiþo siħ wraŇenie,
Ňe dŅwiga jakiĻ straszny ciħŇar, udrħczona prawie nie do wytrzymania.
A przecieŇ nic w jej powierzchownoĻci nie Ļwiadczyþo o tym. Oczy miaþa czyste,
twarz idealnie gþadkĢ. Nawet w swej pomiħtej, brzydkiej sukience prezentowaþa
siħ imponujĢco. Tylko przyglĢdajĢc siħ bardziej wnikliwie musiaþo siħ zauwaŇyę
tħ udrħkħ. Tak wþaĻnie przyjrzaþ jej siħ jeden z Amerykanw i teraz, gdy
zaciĢgnĢþ siħ ostatni raz dymem papierosa i upuĻciþ niedopaþek na peron, mimo
woli znw skierowaþ na niĢ wzrok. BoŇe, jaka þadna! Jasnoblond wþosy wymykajĢ
siħ spod ciemnozielonego baweþnianego szalika, zawiĢzanego na gþowie po
chþopsku, ale nie przekonujĢco. Ta dziewczyna nie moŇe uchodzię za chþopkħ, w
cokolwiek byþaby ubrana. ZdradzajĢ postawa, zdradzajĢ ruchy, wdziħk mþodej
gazeli. Jest w niej coĻ prawie zbyt piħknego. Prawie boli jej widok, gdy siħ
patrzy na niĢ za dþugo bez przerwy. I ten sprany ciuch na niej... wprost
ŇenujĢcy. AŇ by siħ chciaþo klepnĢę jĢ w ramiħ i zapytaę: dlaczego tak siħ
przebraþaĻ, co robisz tutaj, w Ļcisku, wĻrd mħtw z zatþoczonego pociĢgu? I
nastħpnie: skĢd przybyþaĻ? DokĢd jedziesz? Dlaczego wyraz oczu masz taki daleki?
StojĢc na peronie w tħ ciepþĢ noc Serena nie sugerowaþa Ňadnej odpowiedzi. Po
prostu staþa tam, strzelista, bardzo wysoka i smukþa, mþoda w pogniecionej
baweþnianej sukience. Spojrzaþa na gþħbokie zaþamania taniej tkaniny i
obciĢgnħþa sukienkħ dþugĢ, delikatnĢ rħkĢ. Od razu nasunħþo siħ wspomnienie.
Mama... Mama... wypielħgnowana dþoı wygþadzajĢca dþ sukni... biaþej,
jedwabnej... na przyjħciu w ogrodzie palazzo... Przez chwilħ z zaciĻniħtymi
powiekami odpychaþa myĻl. Musiaþa robię to czħsto. Ale wspomnienia nadal siħ
nasuwaþy.
Otworzyþa oczy i zobaczyþa, Ňe jeden z Ňoþnierzy uporczywie patrzy na niĢ, wiħc
pobiegþa z powrotem do pociĢgu. Zdawaþoby siħ, Ňe przed czymĻ ucieka Ï aŇ
zastanowiþ siħ przed czym, gdy po stopniach weszþa do wagonu z rozmachem peþnym
wdziħku, jak gdyby dosiadaþa wspaniaþego wierzchowca, Ňeby pogalopowaę w noc.
Dopki nie zniknħþa mu z oczu, patrzyþ na jej wysokĢ, smukþĢ, piħknie
wyprostowanĢ postaę. CŇ za nadzwyczajny wdziħk wytwornoĻci. Wielka dama -myĻlaþ
Ňoþnierz. I nie myliþ siħ.
- Scuzi Ï znw szepnħþa wracajĢc na swoje miejsce w przedziale. Usiadþa,
westchnħþa cicho, znw oparþa gþowħ, ale pomimo zmħczenia tym razem nie
prbowaþa zasnĢę. JakŇe spaę teraz? JuŇ za kilka godzin dojedzie... za kilka
godzin... za kilka godzin. PociĢg ruszyþ, podchwyciþ ten refren, gdy wpatrywaþa
siħ w ciemnoĻę za oknem. Czuþa sercem, duszĢ, nawet koĻęmi, Ňe cokolwiek siħ
staþo, przecieŇ wrciþa i przynajmniej bħdzie w domu. Samo to, Ňe sþyszy wokoþo
wþoski jħzyk, sprawiaþo ulgħ.
Za oknem przelatywaþy po ciemku spokojne okolice swojskie, przynaleŇne do niej
nawet teraz, po bez maþa czterech latach Ňycia wĻrd zakonnic, w klasztorze na
pþnocy stanu Nowy Jork. Aby siħ znaleŅę w Ameryce, odbyþa przed czterema laty
podrŇ, zdawaþo jej siħ nie majĢcĢ koıca, tak samo jak ta powrotna. Najpierw z
babciĢ i Flaviem, jednym z nielicznych sþuŇĢcych, ktrzy zostali, przedostaþa
siħ przez granicħ do Ticino. Tam, we wþoskiej czħĻci Szwajcarii, czekaþy na nich
cztery kobiety: dwie uzbrojone przewodniczki i dwie zakonnice. I wþaĻnie tam
musiaþa poŇegnaę siħ z babciĢ, pþaczĢc niepohamowanie, tulĢc siħ do babci
ostatni raz, mocno, z caþej siþy, i bþagajĢc, Ňeby jej pozwoliþa zostaę. Tyle
juŇ utraciþa dwa lata wczeĻniej w Rzymie... Nie mogþa znieĻę myĻli o tym, gdy w
chþodnym powietrzu wþoskich Alp staþa w serdecznych objħciach babci... po raz
ostatni. áPojedziesz z nami, Sereno, i bħdziesz bezpieczna". Wszystko zgodnie z
planem starannie uþoŇonym juŇ prawie miesiĢc wczeĻniej. Ameryka. Tak strasznie
daleko. áTo siħ skoıczy i wrcisz do domu".
To siħ skoıczy... ale kiedy? Tam w Alpach Serenie wydawaþo siħ, Ňe to trwa caþe
Ňycie, wiecznoĻę. Miaþa wtedy czternaĻcie lat, a za sobĢ juŇ dwa dþugie lata tej
wojny, i Ňaþoby, i lħku. Nie tyle nawet lħku wþasnego, ile wszystkich wokoþo.
DoroĻli lħkali siħ nieustannie, ŇyjĢc pod terrorem Mussoliniego. Dzieci z
3
poczĢtku prbowaþy udawaę, Ňe ich to nie obchodzi. Ale to musiaþo obchodzię
kaŇdego. WczeĻniej czy pŅniej wydarzenia kaŇdego dopadaþy. WczeĻniej czy
pŅniej to chwytaþo za gardþo i dusiþo, jak gdyby miaþo zadusię na Ļmierę.
Serena wciĢŇ pamiħtaþa takie uczucie. Widziaþa, jak jej ojca wywlekajĢ z domu
ludzie Mussoliniego... widziaþa, jak ojciec powstrzymuje krzyk, usiþuje byę
dzielny, usiþuje bezradnie, wzrokiem chronię swojĢ Ňonħ. Potem sþyszaþa okropne
odgþosy znħcania siħ nad nim na dziedziıcu palazzo i straszliwe krzyki, ktrych
w koıcu nie zdoþaþ powstrzymaę. Wwczas jednak go nie zabili. Poczekali do
nastħpnego dnia i zastrzelili go razem z szeĻcioma innymi na dziedziıcu Palazzo
Yenetia, gdzie Mussolini miaþ Kwaterħ GþwnĢ. Matka Sereny byþa przy tym.
Prosiþa, bþagaþa, krzyczaþa i pþakaþa, a ci Ňoþnierze siħ Ļmiali. Principessa di
San Tibaldo czoþgaþa siħ bþagajĢc, a ci mħŇczyŅni w mundurach urĢgliwie siħ z
niĢ draŇnili. Jeden zþapaþ jĢ za wþosy, pocaþowaþ brutalnie, splunĢþ i cisnĢþ jĢ
na bruk. W parħ minut pŅniej byþo juŇ po wszystkim. Ojciec Sereny staþ
zwiotczaþy przy sþupie, do ktrego go przywiĢzano. Jej matka rozszlochana
podbiegþa do niego i trzymaþa przez chwilħ, zanim prawie jak dla zabawy jĢ teŇ
zastrzelili. Dlaczego? Dlatego Ňe oboje byli arystokratami. Dlatego Ňe ojciec
Sereny nienawidziþ Mussoliniego. Wþochy chorowaþy, zatrute szczeglnĢ truciznĢ,
ekstraktem nienawiĻci, paranoi, chciwoĻci i lħku. W tej zgrozie brat obracaþ siħ
przeciw bratu, nieraz mĢŇ przeciw Ňonie. Stryj Sereny obrciþ siħ przeciw jej
ojcu i to z dziwnĢ pasjĢ, ktrej Serena nie mogþa zrozumieę. Ojciec uwaŇaþ
Mussoliniego za barbarzyıcħ, bufona i gþupca, stryj nie dopuszczaþ do Ňadnej
rŇnicy zdaı. Na poczĢtku wojny Sergio di San Tibaldo staþ siħ pieskiem
pokojowym Mussoliniego. Za jego sprawĢ Umberta aresztowano, bo brat twierdziþ,
Ňe Umberto jest niebezpieczny, niespeþna rozumu i ma powiĢzania z aliantami, co
absolutnie nie byþo zgodne z prawdĢ. RzeczywiĻcie Sergio mgþ zyskaę sporo,
gdyby pozbyþ siħ starszego brata, wiħc siħ go pozbyþ. Jako mþodszy syn
odziedziczyþ po ojcu tylko farmħ w Umbrii, ktrej od dzieciıstwa nie cierpiaþ. I
to bez prawa sprzedaŇy. Miaþ korzystaę z niej do koıca Ňycia i zostawię jĢ swoim
dzieciom, czy teŇ w braku takowych dzieciom Umberta. A tymczasem, jak gdyby ku
jego upokorzeniu, Umberto posiadaþ wszystko: prezencjħ, wdziħk, tytuþ,
pieniĢdze, paþac bħdĢcy siedzibĢ rodu od siedmiu pokoleı, dzieþa sztuki, wysokĢ
pozycjħ i Graziellħ Ï oczywiĻcie to byþa ta ostatnia iskierka, by rozgorzaþa
jego nienawiĻę do starszego brata.
Sergio nienawidziþ ojca Sereny szczeglnie jako mħŇa Grazielli, bajecznej
krlowej elfw o niewiarygodnie zielonych oczach i wþosach niczym zþocista
przħdza. Graziella byþa szczytem wykwintu, kochaþ jĢ we wczesnej mþodoĻci, maþĢ
jeszcze dziewczynkħ, gdy wszyscy razem spħdzali lato w Umbrii czy w San Remo,
czy w Rapallo. I potem kochaþ jĢ zawsze. Ale ona zawsze kochaþa Umberta. Wszyscy
kochali Umberta. Wszyscy... a najbardziej Graziella.
W czasie pogrzebu w Santa Maria Maggiore szlochajĢc Sergio zadawaþ sobie
pytanie, dlaczego tak wþaĻnie siħ staþo. Dlaczego Graziella byþa ŇonĢ Umberta?
Dlaczego podbiegþa do Umberta po egzekucji? Nikt z obecnych na pogrzebie nie
wiedziaþ, jakĢ rolħ odegraþ Sergio w doprowadzeniu do Ļmierci brata i bratowej.
Ich przyjacioþom Sergio wydawaþ siħ nieporadnym sþabeuszem. Nikt nie znaþ prawdy
z wyjĢtkiem babki Sereny. Stara principessa nagabywaþa i wħszyþa, wypytywaþa i
wywieraþa nacisk wszħdzie, gdzie naleŇaþo, aŇ dowiedziaþa siħ wszystkiego. Miaþa
doĻę odwagi, by rzucię to synowi w twarz, paþajĢc wĻciekþym gniewem peþnym
zgrozy i rozpaczy, tak dojmujĢcym, Ňe po tej rozmowie Sergio w peþni pojĢþ, jak
koszmarnie skrzywdziþ swoich najbliŇszych. I po co? ņeby zdobyę palazzo z
marmuru? Kobietħ, ktra poniosþa Ļmierę u stp swego zastrzelonego mħŇa i
przecieŇ nigdy nikogo innego nie kochaþa?
Ï Czym siħ kierowaþeĻ?! - krzyczaþa matka. Ï MiþoĻciĢ do Mussoliniego? Do tego
wieprza, Sergio? ZabiþeĻ mojego pierworodnego jemu w ofierze?
TrzĢsþ siħ po tym wybuchu jej wĻciekþoĻci i wiedziaþ, Ňe juŇ zawsze trudno mu
bħdzie Ňyę z tĢ prawdĢ. Matce siħ nie przyznaþ, zaprzeczyþ wszystkiemu,
przysiĢgþ, Ňe nie braþ w tym Ňadnego udziaþu. Matka jednak wiedziaþa i wiedziaþa
Serena. Czuþ w czasie pogrzebu, jak drĢŇĢ go bþyszczĢce zielone oczy bratanicy i
z ulgĢ w koıcu przed nimi uciekþ. Principessa di San Tibaldo, nie majĢc siþ do
walki z naporem Mussoliniego i nie chcĢc ujawnię Ļwiatu bratobjstwa swojego
syna, zabraþa wnuczkħ i najstarszych sþuŇĢcych, i wyniosþa siħ z Rzymu.
4
- Teraz palazzo naleŇy do ciebie - powiedziaþa Sergiowi w rzħsiĻcie
oĻwietlonym, czarno-biaþym marmurowym hallu przed wyjĻciem. Nie chciaþa go
widzieę juŇ nigdy, jego i tego domu. Sergio to juŇ nie jej syn, to ktoĻ obcy.
Jeszcze mu siħ przypatrzyþa przez þzy mĢdrymi, starymi oczami. Wolno potrzĢsnħþa
gþowĢ i wyszþa cicho z paþacu.
Tak wiħc Serena z babciĢ nie widziaþa odtĢd stryja, i palazzo, i Rzymu. Miaþa
dwanaĻcie lat, gdy po raz ostatni wyszþa ozdobnĢ bramĢ spiŇowĢ na Via Giulia, a
przecieŇ w dwa lata pŅniej stojĢc w rzeĻkim chþodzie Alp czuþa siħ tak, jakby
wyjechaþa z Rzymu zaledwie przed kilku godzinami. Tamte dwa lata byþy dla niej
trudne, lata zwalczania wspomnieı - odgþosw mħki ojca w rħkach Ňoþdakw na
dziedziıcu, widoku matki wybiegajĢcej z domu nazajutrz rano, matki z oczami
wielkimi, peþnymi lħku, nie uczesanej, w czerwonym pþaszczu kurczowo zaciskanym
przy szyi, i potem widoku zwþok rodzicw, ktre Ňoþnierze przynieĻli i zostawili
przed bramĢ porzucone na biaþych marmurowych stopniach, z ktrych krew Ļciekaþa
w trawħ. Krzyczaþa wtedy bez koıca i nawet gdy Ňegnaþa siħ z babciĢ, miaþa je
znw przed oczami. Jeszcze nie zatarþy siħ te wspomnienia i oto babciħ rwnieŇ
traciþa, wyprawiona w dalekĢ podrŇ, Ňeby przeŇyę czas wojny bezpiecznie. Tylko
Ňe gdzie moŇe byę bezpiecznie? Nigdzie. Czternastoletnia Serena juŇ to
wiedziaþa. Straciþa wszystkich poza babciĢ, ktra teraz wysyþaþa jĢ samĢ do
Ameryki.
- Bħdħ pisaę do ciebie, Sereno. Przyrzekam. Codziennie, i kiedy Wþochy stanĢ
siħ znw miþym krajem, wrcisz, zamieszkasz u mnie, przyrzekam ci to, kochanie.
Przyrzekam... Ï Pomimo swego hartu ducha principessa zajĢknħþa siħ, przytulajĢc
wnuczkħ, tħ jedynĢ bliskĢ istotħ, ostatnie ogniwo þĢczĢce jĢ z pierworodnym.
Po wyjeŅdzie Sereny czekaþa principessħ samotnoĻę. Ale nie byþo wyboru. We
Wþoszech zrobiþo siħ zbyt niebezpiecznie dla dziewczynki. Trzy razy w ciĢgu
ubiegþych dwch miesiħcy Ňoþnierze na Piazza San Marco zaczepili Serenħ. Nawet
brzydko, skromnie ubrana ta czternastolatka przyciĢgaþa wzrok, zbyt piħkna, zbyt
wysoka, zbyt kobieca, chociaŇ jeszcze niedojrzaþa. Ostatni podrywacz szedþ za
niĢ od szkoþy do domu, chwyciþ jĢ grubiaısko za rħce, pocaþowaþ i przycisnĢþ do
Ļciany. Jedna ze sþuŇĢcych to zobaczyþa. Serena milczaþa zdyszana, wielkooka ze
strachu, Ňe ten napastnik jĢ zabierze gdzieĻ daleko od babci. Na szczħĻcie nic
siħ nie staþo, ale baþa siħ wciĢŇ twarzy, oczu Ňoþnierzy, ich Ļmiechu. A
principessa zdawaþa sobie sprawħ, Ňe z kaŇdym dniem niebezpieczeıstwo wzrasta i
Ňe lepiej w ogle nie wypuszczaę wnuczki z domu. Nie sposb uchronię Sereny
przed szalejĢcym obþħdem wojny. Lada dzieı moŇe nastĢpię koszmar. Alicja di San
Tibaldo wiedziaþa, Ňe musi uratowaę to dziecko. Przez kilka tygodni szukaþa
rozwiĢzania na prŇno, wiħc gdy biskup spokojnie je podsunĢþ, nie miaþa wyboru.
Po cichu, po kolacji w tamten pamiħtny wieczr powiedziaþa wnuczce, jaki jest
plan. Serena rozpþakaþa siħ i zaczħþa bþagaę, Ňeby jej nie wysyþaę tak daleko.
Mogþaby przecieŇ wyjechaę na farmħ w Umbrii, tam siħ ukrywaę, obciĢę wþosy,
ubieraę siħ nħdznie, pracowaę w polu... wszystko, tylko proszħ, Norma, bþagam...
Ale rozdzierajĢce szlochy nie odniosþy skutku. Pozostanie we Wþoszech byþoby jej
zgubĢ, ciĢgþym taıcem na linie, codziennym naraŇaniem jej na zgwaþcenie,
okaleczenie, Ļmierę. Nie pozostawaþo nic innego, poza rozþĢkĢ do koıca wojny.
ņegnajĢc siħ po szwajcarskiej stronie granicy, obie wiedziaþy, Ňe moŇe to byę
rozþĢka bardzo dþuga.
- Sereno, wkrtce wrcisz i ja tu bħdħ, kochanie. Cokolwiek by siħ dziaþo. Ï
Oby to siħ sprawdziþo, modliþa siħ Alicja di San Tibaldo w duchu, gdy þzy
strumieniem pþynħþy dziewczynce z oczu i smukþe ramiona trzħsþy siħ w babcinych
objħciach.
- Me h prometti? Przyrzekasz mi, babciu? - wykrztusiþa Serena.
Stara principessa przytaknħþa niemo, pocaþowaþa wnuczkħ ostatni raz, po czym
skinieniem przywoþaþa przewodniczki i zakonnice. Odeszþa peþna gracji, a
zakonnice poprowadziþy Serenħ, serdecznie jĢ obejmujĢc. Miaþa przejĻę tej nocy
kilka mil do ich klasztoru i nazajutrz z nimi i grupĢ innych dzieci pojechaę
autobusem do ich siostrzanego domu odlegþego o sto mil. StamtĢd miaþa byę
przekazana do innej grupy i ostatecznie wywieziona ze Szwajcarii. PodrŇ dþuga i
Ňmudna, poþĢczona z niebezpieczeıstwem bombardowaı w Londynie i na oceanie.
Alicja jednak uznaþa, Ňe ta trasa jest dla jej wnuczki najwiħkszĢ szansĢ
bezpieczeıstwa i przetrwania. Pozostawanie Sereny we Wþoszech oznaczaþoby z
5
pewnoĻciĢ jakieĻ nieszczħĻcie, a ona prħdzej by umarþa niŇ dopuĻciþa, Ňeby coĻ
siħ staþo Serenie. Tyle jest winna Umbertowi i Grazielli po tym, co uczyniþ
Sergio. Teraz ma tylko Serenħ... Patrzyþa na coraz mniejszĢ plamħ ciemnego
brĢzu, szydeþkowĢ czapkħ, spod ktrej wymykaþy siħ jasne wþosy. Serena i
zakonnice dochodzĢc do pagrka odwrciþy siħ, dziewczynka ostatni raz pomachaþa
rħkĢ, zanim zniknħþy principessie z oczu.
Serenħ przeraŇaþa ta dþuga podrŇ z postojem przez piħę dni i nocy w schronach
przeciwlotniczych Londynu, skĢd wreszcie grupa wyjechaþa na wieĻ i wypþynħþa
frachtowcem z Dover.
Rejs do Stanw byþ ponury, Serena nie odzywaþa siħ ani sþowem. Nie mwiþa po
angielsku. Kilka z towarzyszĢcych grupie zakonnic mwiþo po francusku, ale
chociaŇ francuski znaþa, w ogle z nikim nie chciaþa rozmawiaę. Utraciþa juŇ
wszystkich. Wszystkich i wszystko, rodzicw, stryja, babciħ, dom rodzinny, i w
koıcu ojczyznħ. Godzinami staþa na pokþadzie, samotna postaę, szarobura, z
przetrzepywanĢ wiatrem pþachtĢ dþugich jasnoblond wþosw. Zakonnice obserwowaþy
jĢ nic nie mwiĢc. Z poczĢtku obawiaþy siħ jej desperacji, ale z czasem poznaþy
jĢ lepiej. MoŇna dobrze poznaę dziecko tylko je obserwujĢc. Serena miaþa w sobie
niezwykþĢ godnoĻę. Wyczuwaþo siħ w niej siþħ i dumħ tak samo jak smutek i
Ňaþobħ. Wszystkie dzieci z tej grupy skierowanej do Stanw Zjednoczonych
utraciþy najbliŇszych, parħ z nich pod bombami utraciþo od razu oboje rodzicw i
rodzeıstwo, kilkoro co najmniej ojca czy matkħ, kaŇde swoich ukochanych
przyjaciþ. Ale Serena utraciþa coĻ wiħcej. OdkĢd siħ dowiedziaþa, Ňe to stryj
wydaþ jej ojca na Ļmierę, nie wierzyþa ludziom. Przez te dwa lata ufaþa
wyþĢcznie babci. Nikomu innemu. Ani sþuŇbie, ani Ňoþnierzom, ani rzĢdowi.
Nikomu. A teraz zabrakþo tej jedynej osoby, na ktrĢ mogþa liczyę. Oczy miaþa
bezdennie, przejmujĢco smutne. Taki Ňal, takĢ rozpacz widuje siħ w oczach
dziecka tylko podczas wojny.
Stopniowo wyraz smutku staþ siħ mniej widoczny. W klasztorze na pþnocy stanu
Nowy Jork nieraz, chociaŇ nieczħsto, nawet Ļmiaþa siħ z koleŇankami. Ale na ogþ
byþa powaŇna, skupiona, milczĢca i w kaŇdej wolnej chwili pisaþa do babci,
zadajĢc jej setki pytaı, szczegþowo opisujĢc kaŇdy swj dzieı.
WiosnĢ 1943 roku listy od principessy przestaþy przychodzię. Najpierw Serena
przejawiaþa lekkie zaniepokojenie, potem wyraŅnie coraz bardziej siħ
denerwowaþa. W koıcu zatrwoŇona co noc leŇĢc bezsennie zastanawiaþa siħ, z
nienawiĻciĢ snuþa domysþy... To znowu Sergio... Przyjechaþ do Wenecji, Ňeby
zabię babciħ. Zabiþ Ï wyobraŇaþa sobie, bo babcia wiedziaþa, co zrobiþ ze swoim
bratem. Nie mgþ Ļcierpieę nikogo, kto o tym wie, i kiedyĻ postara siħ zabię
mnie takŇe. Ale niech sprbuje - myĻlaþa, bezwiednie niegodziwie przymruŇajĢc
swe zielone oczy. Niech sprbuje... ja zabijħ go pierwsza. I bħdħ patrzyþa, jak
bħdzie powoli umieraþ. Zabijħ go...
- Sereno? - KtrejĻ nocy przyęmione Ļwiatþo padþo z korytarza, w drzwiach
stanħþa Matka Prowincjalna. - Czy coĻ siħ staþo? DostaþaĻ niedobrĢ wiadomoĻę z
domu?
- Nie. - ĺciany szybko stanħþy na bacznoĻę, gdy Serena usiadþa na þŇku.
PotrzĢsnħþa gþowĢ, jej zielone oczy juŇ nie wyraŇaþy niczego.
- Czy na pewno?
- Tak, proszħ Matki. Dziħkujħ, Ňe Matka jest þaskawa zapytaę. - Przed nikim siħ
nie otwieraþa. Przed nikim z wyjĢtkiem babci w swoich codziennych dþugich
listach, na ktre od dwch miesiħcy nie otrzymywaþa odpowiedzi. Wstaþa z þŇka i
stanħþa na zimnej podþodze, smukþa w prostej baweþnianej nocnej koszuli, z
wþosami blond opadajĢcymi na ramiona, obramowujĢcymi twarz wyrzeŅbionĢ,
wycyzelowanĢ, przedziwnie posĢgowĢ jak na jej szesnaĻcie lat.
- Mogħ usiĢĻę? - Matka Prowincjalna patrzyþa na Serenħ.
- Bardzo proszħ.
Matka Constance usiadþa na jedynym w tym pokoiku krzeĻle. Serena pokrħciþa siħ
przez chwilħ, po czym usiadþa na þŇku. Czuþa skrħpowanie, oczy miaþa znw
smutne.
- Czy w niczym, dziecko, nie mogħ ci pomc? - Inne dzieci zadomowiþy siħ w
klasztorze. Dzieci z Anglii, Wþoch, Holandii, Francji. Od czterech lat
przysyþano tu europejskie dzieci, Ňeby po wojnie zabraę je z powrotem do Europy,
jeŇeli ich rodziny przeŇyjĢ. Serena byþa starsza od najstarszej dziewczynki,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin