Gordon R. Dickson M�ody Bleys (Young Bleys) Prze�o�y� Miros�aw P. Jab�o�ski Data wydania oryginalnego 1991 Data wydania polskiego 2003 Rozdzia� l Kobieta siedzia�a na r�owej tkaninie mi�kko wy�cie�anego dryfowego siedziska i - mrucz�c do siebie - czesa�a w�osy przed owalnym lustrem. Te pomruki by�y powt�rkami komplement�w prawionych jej przez ostatniego kochanka, kt�ry dopiero co j� opu�ci�. Nie�amliwy, przejrzysty br�zowy grzebie� przesuwa� si� g�adko przez l�ni�ce pasma jej kasztanowatych w�os�w. W�osy nie wymaga�y czesania, ale b�d�c sama, lubi�a oddawa� si� temu drobnemu, prywatnemu rytua�owi - po tym, gdy m�czy�ni, kt�rzy trzymali j� w podobnych miejscach, wychodzili. Ramiona mia�a nagie i delikatne, o g�adkiej, bladej sk�rze; r�wnie blad� kolumn� jej karku zas�ania�y pasma w�os�w, kt�re opada�y a� do poziomu dryfu. Od kobiety bi�a s�aba wo� - jakby perfum zmieszanych z pi�mem - tak delikatna, �e nie wiadomo by�o czy rzeczywi�cie musn�a sk�r� perfumami, czy te� by� to jej naturalny zapach - jeden z tych, kt�re inna osoba tylko z trudem mog�a poczu�. Za kobiet� sta� ch�opiec i obserwowa� j�; nie by�o go wida� w lustrze, gdy� zas�ania�a go czesz�ca si�, kt�rej obraz odbija� si� w migocz�cej elektronicznej powierzchni. S�ucha� s��w, kt�re powtarza�a kobieta i czeka�, a� z jej ust padnie konkretna fraza. Wiedzia�, �e w ko�cu tak si� stanie, gdy� stanowi�o to cz�� litanii, kt�rej - cho� byli nie�wiadomi, �e s� poddawani indoktrynacji - uczy�a wszystkich swoich m�czyzn, by recytowali j� podczas i po uprawianiu seksu. Ch�opiec by� wysoki i szczup�y, w wieku wyznaczaj�cym zaledwie po�ow� drogi do doros�o�ci, a jego w�ska twarz mia�a niemal nienaturalnie regularne rysy, kt�re - st�awszy - obdarz� go, jako dojrza�ego cz�owieka, nadzwyczajn� uroda i b�d� wystarczaj�co m�skie, by nie kojarzy� si� z delikatno�ci�. Jednocze�nie, ch�opiec by� podobny do kobiety spogl�daj�cej w lustro. Wiedzia�, �e tak jest, chocia� w tej chwili nie widzia� jej twarzy. Wiedzia�, gdy� m�wi�o mu to wielu ludzi, a on w ko�cu zrozumia�, co mieli na my�li. Teraz nie mia�o to dla niego znaczenia w innych sytuacjach, ni� podczas tych rzadkich spotka� z ch�opcami w jego wieku, kt�rzy patrz�c na niego uwa�ali, i� mo�na go �atwo zdominowa� - i przekonywali si�, �e tak nie jest. Ch�opiec - zar�wno sam, jak i dzi�ki obserwowaniu kobiety podczas tych niewielu lat swego �ycia - nauczy� si� r�nych sposob�w obrony. Teraz dochodzi�a do kwestii, na kt�r� czeka�. Na chwil� wstrzyma� oddech. Nie m�g� si� temu oprze� pomimo determinacji, �eby tego nie robi�. - �...Jeste� taka pi�kna� - m�wi�a kobieta do swego obrazu na ekranie. - ��adna inna nie by�a nigdy taka pi�kna...� Pora by�a odezwa� si�. - Ale wiemy, �e jest inaczej, prawda mamo? - powiedzia� ch�opiec tak opanowanym tonem, �e tylko doros�y m�g�by si� na� zdoby�; nawet on, inteligentny ponad sw�j wiek, osi�gn�� owo brzmienie g�osu dopiero po ca�ych godzinach �wicze�. Kobieta umilk�a. Obr�ci�a si� na wisz�cym w powietrzu dryfie, kt�ry zako�ysa� si� na skutek ruchu cia�a, a jej twarz znalaz�a si� przed twarz� ch�opca w odleg�o�ci nie wi�kszej ni� szeroko�� d�oni. W tej chwili jej oczy p�on�y zielonym blaskiem. Kostki zaci�ni�tej na grzebieniu d�oni by�y bezkrwiste; trzyma�a grzebie� jak bro� - jakby chcia�a przeci�gn�� jego z�bami po gardle ch�opca i otworzy� mu t�tnic� szyjn�. Nie wiedzia�a, nie my�la�a - a on to zaplanowa� - �e m�g� sta� za ni� w takim momencie. Przez d�u�sz� chwil� ch�opiec patrzy� �mierci w oczy, a je�li wyraz jego twarzy nie zmieni� si�, to nie dlatego, by ch�opak nie odczuwa� ogromnego strachu z powodu wisz�cej nad nim gro�by zag�ady, tylko dlatego, �e zastyg� jak zahipnotyzowany, z martwym obliczem. W ko�cu zdecydowa� si� podj�� ryzyko, chocia� wiedzia�, �e jego s�owa mog�y rzeczywi�cie sk�oni� kobiet� do zabicia go. Zrobi� to, gdy� osi�gn�� w ko�cu ten punkt, w kt�rym przekona� si�, �e m�g� prze�y� tylko z dala od niej. A m�ody cz�owiek ma silny instynkt samozachowawczy; chce przetrwa� nawet kosztem nara�enia si� na �mier�. Jeszcze kilka lat i by�by wiedzia�, co zrobi, gdyby powiedzia� to, co w�a�nie powiedzia�; ale nie m�g� czeka�, �eby si� o tym przekona�. Za kilka lat by�oby za p�no. Mia� jedena�cie lat. Wi�c czeka�... �eby pod��y�a za impulsem zabicia, kt�ry p�on�� w jej oczach. Gdy� okrucie�stwo jego s��w - nawet dla niej - by�o najwi�kszym, do jakiego m�g� si� posun��. Poniewa� powiedzia� prawd�. Prawd� nigdy nie wspominan�. Oboje wiedzieli. Oboje - matka i syn. Kobieta wygl�da�a nie�le, je�li pomin�� gruboko�cist�, prostok�tn� twarz. Dzi�ki niemal magicznej sztuce makija�u, jak� opanowa�a, mog�a uchodzi� za atrakcyjn� - mo�liwe nawet, �e za bardzo atrakcyjn�. Ale nie by�a pi�kna. Nigdy nie by�a pi�kna i nigdy nie b�dzie; u�ywa�a pot�nej broni swego umys�u w celu sk�onienia wybranych przez siebie m�czyzn, by w odpowiednich momentach powtarzali jej to s�owo, kt�rego �akn�a jej dusza. Pomimo tego, co posiada�a, nie potrafi�a pogodzi� si� z brakiem urody. Z faktem, �e ca�a si�a jej inteligencji i woli, kt�ra mog�a da� jej wszystko inne, nie by�a w stanie uczyni� jej pi�kn�. A jedenastoletni Bleys zmusi� j� do skonfrontowania si� z t� rzeczywisto�ci�. Grzebie�, z�bami na zewn�trz, wzni�s� si� w dr��cej r�ce kobiety. Bleys obserwowa� zbli�anie si� ostrzy. Czu� strach. Przewidzia� go; mimo to - by prze�y� - nie mia� innego wyboru, jak powiedzie�, co powiedzia�. Grzebie�, dr��c, wznosi� si� jak nie�wiadomie kierowana bro�. Obserwowa� jak si� zbli�a�a, i zbli�a�a... a� zatrzyma�a si� tu� przed jego gard�em. Strach nie min��. Zosta� tylko powstrzymany, jak bestia na �a�cuchu, chocia� teraz Bleys przynajmniej wiedzia�, �e prze�yje. C� w ko�cu ryzykowa�? Dziedzictwo pokole� i wychowanie jako Exotika, cz�owieka niezdolnego do u�ycia przemocy, sprawia�y, �e kobieta nie by�a w stanie zrobi� tego, do czego nak�ania�o j� jej rozdarte ego. Porzuci�a bli�niacze �wiaty Exotik�w i zostawi�a za sob� wszystkie ich nauki i przekonania tak daleko, jak to tylko mo�liwe, ale nie mog�a, nawet teraz, zerwa� ok�w wyszkolenia i uwarunkowa�, jakie wpojono jej, zanim jeszcze nauczy�a si� chodzi�. Krew ponownie nap�yn�a do jej k�ykci. Grzebie� wolno opad�. Po�o�y�a go ostro�nie za sob�, pod lustrem, na stoliku z drewna w kolorze miodu; zrobi�a to tak delikatnie, jakby grzebie� nie by� twardy jak stal, ale kruchy i m�g� p�kn�� na skutek najl�ejszego dotkni�cia. Ponownie by�a opanowana i pewna siebie. - No c�, Bleys - powiedzia�a absolutnie spokojnym g�osem. - My�l�, �e nadesz�a pora, �eby nasze drogi si� rozesz�y. Rozdzia� 2 Bleys wisia� w przestrzeni, samotny i ca�kowicie odizolowany, oddalony o lata �wietlne od najbli�szych gwiazd, nie m�wi�c ju� o jakimkolwiek �wiecie zamieszka�ym przez cho�by jedn� ludzk� ras�. Samotny, ale na zawsze wolny... Tylko jego wyobra�nia nie poddawa�a si�. Nagle straci� i to. W sali klubowej statku wpatrywa� si� w indywidualny ekran, pe�en gwiazd rozmaitej jasno�ci. By� sam, ale towarzyszy�o mu zimne, przera�aj�ce uczucie, kt�re nie opu�ci�o go od chwili, gdy wszed� na pok�ad i usadowi� si� w jednym z tych wielkich, zielonych, nadmiernie wy�cielonych obrotowych foteli statku rejsowego, kt�ry zabiera� go z Nowej Ziemi, gdzie dwa dni wcze�niej zostawi� swoj� matk�, na planet� Zjednoczenie, maj�c� od tej pory by� jego domem. Jeszcze dzie� i znajdzie si� tam. Jako� nie wybieg� wcze�niej my�l� w przysz�o�� poza ten moment, kiedy doprowadzi do konfrontacji z matk�. W jaki� spos�b spodziewa� si�, �e kiedy ju� uwolni si� od niej i legionu wci�� zmieniaj�cych si� opiekun�w, kt�rzy zamykali go w okowach �elaznej rutyny nauki i �wicze�, sprawy automatycznie obior� lepszy kurs. Ale teraz, gdy w ko�cu znalaz� si� w tej przysz�o�ci, troch� si� zagubi�. Jego miejscem dokowania na Zjednoczeniu mia� by� wielki port kosmiczny w Ekumenii. Na ca�ej planecie znajdowa�o si� zaledwie dwana�cie takich kosmodrom�w, gdy� by� to biedny �wiat, ubogi w zasoby naturalne - podobnie jak siostrzana planeta, Harmonia. Wi�kszo�� religijnych kolonist�w, kt�rzy zasiedlili oba �wiaty, utrzymywa�a si� z pracy na roli, korzystaj�c z narz�dzi i maszyn zbudowanych na zamieszkiwanej przez nich planecie, gdy� brakowa�o na niej mi�dzygwiezdnych kredyt�w, by zap�aci� za importowane urz�dzenia - z wyj�tkiem tych sytuacji, gdy oddzia�y m�odych m�czyzn z poboru sprzedawano jako najemnik�w na terminowy kontrakt na inn� planet�, na kt�rej nadal toczy�y si� walki mi�dzy koloniami. Bleys udawa� zaabsorbowanego widokiem celu podr�y na swoim ekranie. Szczeg�lnie gwiazd� przeznaczenia, Epsilon Eridiani, wok� kt�rej kr��y�a zar�wno Zjednoczenie jak i Harmonia. Podobnie jak obiegaj�ce Alf� Procjona Kultis i Mara - bli�niacze �wiaty Exotik�w, gdzie urodzi�a si� i wychowa�a matka Bleysa i sk�d odlecia�a na zawsze w furii, czuj�c obrzydzenie do Exotik�w, kt�rzy nie chcieli przyzna� jej przywilej�w i swob�d, do jakich - by�a pewna - uprawnia�a j� jej wyj�tkowo��. Zjednoczenie dzieli�o od Nowej Ziemi tylko osiem skok�w fazowych - jak zwyczajowo, cho� niepoprawnie nazywano ponowne ustalenie pozycji statku w kosmosie. Gdyby rzecz sprowadza�a si� do wykonania ka�dego przesuni�cia fazowego po kolei, znale�liby si� na Zjednoczenia po up�ywie kilku godzin od opuszczenia Nowej Ziemi. Ale ze skokami fazowymi wi�za� si� pewien problem. Polega� on na tym, �e im wi�ksza by�a - w euklidesowej przestrzeni kosmicznej - odleg�o��, kt�r� �po�era�a� pojedyncza zmiana fazowa, tym mniej pewny stawa� si� punkt, w kt�rym statek mia� si� wy�oni� w normalnej czasoprzestrzeni po dokonaniu przej�cia. A to oznacza�o konieczno�� przeliczenia pozycji statku po ka�dym wykonanym skoku. W zwi�zku z tym, w celu zapewnienia pasa�erom maksymalnego bezpiecze�stwa, t� podr� odbywano na zasadzie ma�ych przesuni�� fazowych, co spra...
gosiadabrowska