Autor: KIR BU�YCZOW Tytul: Zha�bione miasto (Opozoriennyj gorod) Z "NF" 8/98 Pi�tno ha�by, jakim los naznaczy� czo�o Wielkiego Guslaru, tak jak ka�de pi�tno, by�o niezmywalne. I nie mo�na obwinia� za nie mason�w, syjonist�w, CIA czy mafi�. My jeste�my winni. Ale przyzna� si� do tego nie mo�emy. Wszystko zacz�o si� od tego, �e w okolicach Wielkiego Guslaru wyl�dowa� taki sobie zwyczajny statek kosmiczny z systemu Scypiona. Na statku by� jeden kosmita. Nie wiadomo, jak si� nazywa�. Przybysz najprawdopodobniej nie mia� z�ych zamiar�w. Mo�e by�a mu potrzebna pokrzywa, uwa�ana w Galaktyce za uniwersalny �rodek wychowawczy, a mo�e chcia� nazrywa� konwalii dla swojej przyjaci�ki. Kosmonauta wybra� bezludne miejsce w lesie, niedaleko od Wielkiego Guslaru, wypatrzy� jaskrawozielon� polan� i nacisn�� na hamulce. Gdy statek powoli zbli�a� si� do Ziemi, kosmonauta przejrza� si� w lustrze. Wszystko by�o w porz�dku, wygl�da� jak najzwyklejszy guslarski grzybiarz. To na wypadek, gdyby w lesie dosz�o do jakiego� przypadkowego spotkania. Kosmita �ci�le przestrzega� zasady nieingerencji. Statek dotkn�� ziemi, trawa rozchyli�a si� i na powierzchni pojawi�o si� czarne b�oto. Okaza�o si�, �e na skutek niedopatrzenia ze strony kapitana i przyrz�d�w, statek wyl�dowa� na niedu�ym, ale g��bokim trz�sawisku. Kosmita szybko otworzy� g�rny luk statku podobnego do gigantycznego srebrnego jaja i wydosta� si� na zewn�trz. Przez jakie� p� minuty sta� na szczycie statku. Ci�gle mia� nadziej�, �e na chwil� statek dotknie dna trz�sawiska. Ale gdy czarna ma� zacz�a ze wszystkich stron podchodzi� do jego but�w, kosmita zebra� si�y i skoczy� na suchy brzeg, oddalony od statku o jakie� dziesi�� metr�w. Kosmita posta� tak z dziesi�� minut, patrz�c na znikaj�cy w trz�sawisku statek. Bagno zamlaska�o, wsysaj�c go, zako�ysa�o si� i uspokoi�o. Kosmita got�w by� si� rozp�aka�. Sytuacj�, w jakiej si� znalaz�, mo�na by�o nazwa� tragiczn�. By� dziesi�tki lat �wietlnych od domu i najbli�szej stacji technicznej, ca�kiem sam, na planecie, na kt�rej wcze�niej nie posta�a stopa �adnej istoty z cywilizowanego Kosmosu, musia� odlecie� z niej, nie nawi�zuj�c kontaktu z miejscowymi w�adzami i pras�. Je�eli nie uda mu si� zrealizowa� tego nierealnego zadania, pozostanie mu tylko samob�jstwo. A samob�jstwo by�o dla tego kosmity czynem nie tylko niewykonalnym, ale i wstr�tnym. Nie podj�wszy �adnej decyzji, kosmita ruszy� w stron� Wielkiego Guslaru, maj�c nadziej�, �e po drodze uda mu si� co� wymy�li�. Jak ka�dy galaktyczny podr�nik, kosmita mia� za sob� szko�� prze�ycia. M�g� nie oddycha� przez trzydzie�ci dwie minuty, wydosta� si� z g��boko�ci pi�ciuset metr�w bez akwalungu, spa�� z sz�stego pi�tra i nie zabi� si�, m�g� porozumiewa� si� z napotkanymi istotami w ich j�zyku, biega� szybciej ni� ameryka�scy Murzyni, p�ywa� lepiej ni� krokodyl. I zna� sztuczki, do kt�rych kosmonauci mogli si� ucieka� na obcych planetach. Rozmy�laj�c o mo�liwo�ciach ratunku, kosmita przypomnia� sobie jedn� tak� sztuczk�, kt�ra mog�a mu pom�c, je�li mieszka�cy Ziemi byli sk�onni do powszechnego w Galaktyce grzechu czy, powiedzmy raczej, s�abo�ci. Nale�a�o to sprawdzi�. Rozmy�laj�c w ten spos�b, kosmita wszed� do Wielkiego Guslaru. Na przedmie�ciach kr�luj� jednopi�trowe domki, ale im bli�ej centrum, tym domy s� wy�sze, osi�gaj�c w centrum wysoko�� czterech pi�ter. Pomi�dzy domami stoj� cerkwie, kt�re przetrwa�y antyreligijn� propagand�, ulicami je�d�� rowerzy�ci i motocykli�ci. Mercedes�w kosmita nie zauwa�y�, chocia� zna� si� na markach ziemskich samochod�w. Kieruj�c si� w stron� centrum, przybysz studiowa� lokalizacj� sklep�w i sklepik�w. We wszystkich sklepach kosmita zastyga� przed lad� i d�ugo wpatrywa� si� w towar, pr�buj�c zrozumie�, na co jest popyt, a co nie wywo�uje zainteresowania klient�w. Doszed� do wniosku, �e nikt nie kupuje napoju kawopodobnego "Rze�ki poranek". W jego sk�ad wchodzi�y produkty czyste ekologicznie: m�ka z �o��dzi, palona kora g�ogu i inne interesuj�ce komponenty. Wydawa�o si�, �e ten produkt b�dzie odpowiedni do eksperymentu psychologicznego. Kosmita usiad� na �awce w ogr�dku, nieopodal cerkwi Paraskiewy Piatnicy, i patrzy� na p�yn�ce ob�oki. Zachowywa� si� jak paj�k, kt�ry nieruchomo i nawet leniwie czeka na swoj� zdobycz. Zdobycz pojawi�a si� po dziesi�ciu minutach w osobie zasapanej od d�wigania ci�kiej torby staruszki, kt�rej imienia nie znamy. Babcia siedzia�a przez minut� albo dwie w milczeniu, zanim jej s�siad zwr�ci� si� do niej z pytaniem. - Ci�nienie? Babcia odwr�ci�a g�ow� i zobaczy�a obok siebie cz�owieka raczej m�odego, nale��cego do typu m�czyzn, kt�rzy wzbudzaj� zaufanie w�a�nie w starszych paniach. Z takich m�czyzn wychodz� doskonali zi�ciowie i beznadziejni m�owie. - Zam�czy�o mnie - zgodzi�a si� babcia. - Od rana w g�owie tak stuka i stuka, jakby poci�g jecha� i jecha� i nie m�g� przejecha�. - A mojej mamie przesz�o, jak r�k� odj��. Mog� za�wiadczy�. - A co zrobi�a? - zainteresowa�a si� babcia. - Nie wiem wprawdzie, czy macie to u was w sklepach - �rodek na pierwszy rzut oka dziwny, nikt by si� nie domy�li�, a mojej mamie - jak r�k� odj��. W tym momencie kosmita przerwa� i zacz�� si� wpatrywa� w ob�oki, tak jakby w �yciu nie widzia� nic bardziej interesuj�cego. - Niech�e pan m�wi, niech pan m�wi, chyba �e to sekret. - W�a�ciwie to da�em mamie s�owo, �e nikomu nie powiem... Ale czuj� do pani sympati� i wsp�czuj�, wi�c zdradz� pani tajemnic�. - Obiecuj� - nikomu ani s�owa! - powiedzia�a na wszelki wypadek babcia. M�ody cz�owiek ju� jej nie s�ucha�. Jak modlitw�, jak poga�skie zakl�cia, mamrota�: W gor�cej wodzie rozpu�cisz Dwie, trzy �y�ki na szklank� odmierzysz I do czterdziestu policzysz Nap�j lecznicy otrzymasz! - Jak, jak pan powiedzia�? - przej�a si� staruszka. Ba�a si�, �e zapomni. - Zapisa�, czy nauczy si� pani na pami��? - zapyta� kosmita. - Nap�j kawopodobny "Rze�ki poranek". Kosmita zapisa� czterowiersz drukowanymi literami. Potem powiedzia�: - Lepiej nie gotowa�. Doprowadzi� do wrzenia, ale nie gotowa�. - Rozumiem - babcia z trudem oderwa�a si� od kartki. - Dwie, trzy �y�ki na szklank� odmierzy�, nap�j leczniczy otrzymasz. Nie widzia�a ju� kosmity. Mia�a przed sob� szczytny cel. Kosmita poszed� do hotelu, oczarowa� dy�urn� i dosta� ��ko w apartamencie. Mieszka�o tam jeszcze dw�ch facet�w. Z wojew�dztwa. Nie zdejmuj�c but�w, kosmita po�o�y� si� na ��ku i zacz�� my�le�. Nikt mu nie przeszkadza�. W �rodku roboczego dnia w pokoju nikogo nie by�o. Ten pierwszy krok jeszcze nic nie znaczy�. Nawet gdyby mia� szcz�cie. Puszczona przez niego plotka mog�a ucichn��, gdyby trafi�a na niezainteresowanego po�rednika. Trzeba by�o dzia�a� dalej, tymi samymi �rodkami. Zanim b�dzie mo�na przej�� do punktu g��wnego, kosmita musia� oszo�omi� miasto, rozhu�ta� je jak ��dk�, sprawi�, �eby zagubi�o si� jak dziecko w g�stym lesie. Potrzebny by� kolejny nonsens. - Eureka! - krzykn�� kosmita, zrywaj�c si� z ��ka po p�godzinie intensywnego my�lenia. - Eureka! Oczywi�cie, s�owo "eureka" jest tylko przybli�onym t�umaczeniem jego okrzyku. Przybysz wyszed� na g��wn� ulic� i rozpocz�� poszukiwania przedmiotu swojej kolejnej dywersji. Podszed� do straganu, gdzie gruba w�sata kobieta handlowa�a nietypowymi dla Guslaru owocami: bananami, ananasami, mango, kiwi. Trzy albo cztery osoby sta�y w kolejce nie denerwuj�c si�, nie krzycz�c i nie boj�c si�, �e owoc�w zabraknie - oto, jakie czasy nasta�y! Kosmita poczeka� na swoj� kolej, wybra� ki�� co ��ciejszych banan�w. Nie odchodzi� daleko, nie chowa� si� nigdzie, �eby je zje��, przeciwnie, podszed� do piaskownicy, w kt�rej maluchy uczy�y si� wznosi� zamki z piasku. Mamy i babcie siedzia�y obok na �awkach. Kosmita roz�o�y� du�� chusteczk�, usiad� na niej, a banany po�o�y� na �aweczce obok siebie. Potem od�ama� jednego banana i powoli, demonstracyjnie, obra� go ze sk�rki. Robi� to tak elegancko, �e m�ode mamy patrz�c na niego my�la�y: jaka szkoda, �e los da� mi za m�a Pieti� albo podsun�� Wasi�. Dlaczego nie poczeka� i nie wyda� mnie za tego skromnego, pe�nego wewn�trznej godno�ci cz�owieka. Wtedy ten pe�en godno�ci cz�owiek zburzy� przyjemny obrazek. Obra� banana, wyrzuci� do kosza owoc, zostawi� sk�rk�. I zacz�� j� po�era� z dziwn�, nieludzk� �ar�oczno�ci�. Tylko prosz� nie my�le�, �e sprawia�o mu to przyjemno��. Wr�cz przeciwnie, w normalnych warunkach kosmita nigdy by nie zrobi� czego� tak wynaturzonego. Niekt�re mamy zacz�y ocha�, inne odwraca�y wzrok. A kosmita pomy�la�, �e nast�pnym razem powinien wzi�� jajka. Mo�na bardzo efektownie wylewa� zawarto�� pod nogi i chrz�ci� skorupkami. Mamy, rozczarowane, milcza�y, a jaka� babcia, trzymaj�c w r�ku nap�j "Rze�ki poranek", ruszy�a w stron� przybysza, �eby go skarci�. Ale nie zd��y�a. Wyprzedzi�a j� trzyletnia dziewczynka Wiera. Dziewczynka podesz�a do wujka, kt�ry jad� sk�rk� od banana i powiedzia�a: - Jeste� g�upi, tak? - Nie - odpowiedzia� kosmita, z rado�ci� przys�uchuj�c si� ciszy, kt�ra zapanowa�a w ogr�dku. - Nie jestem g�upi. - To dlaczego jesz sk�rk�? Trzeba je�� banana. - Nie masz racji dziewczynko - odpowiedzia� kosmita. - Jem to, co zdrowe. - To ty jedz to, co zdrowe, a mnie daj to, co niezdrowe - i dziewczynka pokaza�a pozosta�e banany. Wtedy jej mama, przystojna, farbowana blondynka ze sk�onno�ci� do tycia, podbieg�a do przybysza, z�apa�a Wierk� i ci�gn�c j� za r�k�, powiedzia�a: - Niech si� pan nie gniewa na dziecko, ona jest ju� taka wra�liwa... - Prosz� - powiedzia�a babcia z pude�kiem "Rze�ki...
mikung