ODKRYCIA.doc

(249 KB) Pobierz

Poszukiwanie zielonego luda

Skąd się wzięła sól na Marsie?

Naukowcy mają na to jedną odpowiedź: – To kolejny dowód, że na Marsie w przeszłości musiała być woda! – mówi dr Krzysztof Ziołkowski z Centrum Badań Kosmicznych PAN w Warszawie.

Woda zostawia odciski palców
Żeby sól mogła się wytrącić, potrzebna była woda. I to woda w stanie płynnym, a nie lód.
Dzisiaj wody w tym miejscu na Marsie już nie ma, wyparowała. Ale zostawiła po sobie tę sól, jak odcisk palca.
Marsjański łazik dokonał tego odkrycia przez zupełny przypadek. Dostał bowiem rozkaz z Ziemi: wjedź na szczyt wzgórza. Próbował wykonać to zadanie, ale ugrzązł. Jak się okazało: na szczęście.
Sól, którą znalazł łazik, to siarczan żelaza. Na Ziemi powstaje, kiedy duże ilości wody przenikają przez skały bogate w związki żelaza. A więc w tym miejscu na Marsie wody musiało być kiedyś naprawdę dużo.
– A to świadczy o tym, że na Marsie być może było kiedyś życie! A jeśli było, to może do dziś jeszcze są tam jakieś jego pozostałości? – zastanawia się Krzysztof Ziołkowski.
Dzisiaj Mars przypomina jednak gigantyczną, jałową pustynię. Śmiertelnie zimną pustynię. Co prawda w najbardziej nasłonecznionych miejscach, latem i w dzień, temperatura może sięgnąć 27 stopni Celsjusza, jednak już nad ranem w tym samym miejscu spada do 73 stopni. W innych regionach przeraźliwe zimno panuje ciągle. Na biegunach temperatura nigdy nie jest wyższa niż 50 stopni, a w czasie zimy polarnej bywa tam 150 stopni Celsjusza. Cała planeta jest jak całunem przykryta warstewką rdzawego pyłu.
Było mokro na pustyni
Wygląda jednak na to, że w tym niegościnnym miejscu w przeszłości szumiały morza, po niebie płynęły chmury, a na lądach sączyły się rzeki. Odkrycie soli, którego dokonał amerykański łazik, dostarczyło kolejnego argumentu, że tak kiedyś mógł wyglądać Mars.
Inne argumenty przyniosła europejska sonda Mars Express, która krąży teraz wokół Czerwonej Planety. Przesłała ona na Ziemię dziwne fotografie. Widać na nich twory podobne do głębokich kanionów. Na Ziemi takie kaniony rzeźbią rzeki. Są też zdjęcia z widokami, które przypominają wyschłe delty rzeczne.
Już od pewnego czasu wiadomo, że pewna ilość zamarzniętej na kość wody tkwi na biegunach Marsa. Jednak przed miesiącem naukowcy usiedli nad kolejną porcją danych, które dostarczyła na Ziemię sonda Mars Express. Po długiej analizie doszli do wniosku: znaleźliśmy lodowe morze także poza biegunami!
Według europejskich naukowców, lód tworzy tam warstwę głęboką na 45 metrów. Wody ma tam być mniej więcej tyle, ile na Ziemi w Morzu Północnym. Marsjańskie morze jest jednak przysypane warstwą pyłu.
Te wszystkie odkrycia pasują do siebie jak elementy układanki. Pokazują, że na Marsie musiało być kiedyś mokro.
Co żyje pod różowym niebem?
A co z życiem na Marsie?
W 1976 roku w marsjański pył po raz pierwszy zaryły się dwa ziemskie lądowniki. Lądowniki, które odłączyły się od amerykańskich sond Viking1 i Viking2. Przyleciały, żeby szukać na Marsie życia. Pobrały próbki gleby i zaczęły w niej szukać śladów obecności bakterii. Podgrzewały nawet próbki, żeby, mówiąc w uproszczeniu, zmusić ewentualne bakterie do jakiejś reakcji. Wszystko na nic. Próbniki nie znalazły żadnego śladu po żywym organizmie. Większość naukowców pogodziła się z myślą, że na Marsie życia nie ma.

Jednak może Vikingi szukały nie tam, gdzie trzeba? Może jednak jakieś bardzo proste formy życia w innych rejonach Marsa istnieją? – mówi Ziołkowski.

Skąd te wątpliwości? Między innymi z powodu odkrycia, do którego ostatnio walnie przyczynił się polski instrument badawczy. To spektrometr, który działa sobie na pokładzie sondy Mars Express. Zbudowało go warszawskie Centrum Badań Kosmicznych PAN. – Głównie dzięki temu przyrządowi udało się odkryć w atmosferze Marsa śladowe ilości metanu – tłumaczy Ziołkowski. – A wiadomo, że metan jest gazem nietrwałym. Już po kilkuset latach powinien się w atmosferze rozpaść pod wpływem promieni ultrafioletowych. Skoro jednak metan ciągle tam jest, to znaczy, że coś go wciąż do atmosfery dostarcza – mówi.
Co może go ciągle dostarczać? Metan jest gazem ziemnym. Mogłyby go wypluwać z wnętrza ziemi wulkany. Ale to mało prawdopodobne, bo wydaje się, że Mars jest już wygasły.
A więc skąd bierze się metan pod różowym niebem Marsa? – Źródłem metanu może być też aktywność biologiczna – wyjaśnia krótko Ziołkowski. – Może dowiemy się tego jeszcze przed końcem tej dekady. Amerykańska agencja kosmiczna NASA przygotowuje już misję, która po raz drugi ma poszukać na Marsie życia – dodaje.

***
"W 2012 roku będzie mieć miejsce "hiperaktywnosc slońca", albo jak kto woli 21 grudnia 2012 roku o godzinie 11:11 GMT ma dojść do zimowego przesilenia. Jest to dzień, w którym Słońce znajduje się w zenicie w najdalej na południe wysuniętej szerokości geograficznej. Nic nie byłoby dziwnego (do przesilenia dochodzi dwa razy w roku - letnie i zimowe), gdyby nie fakt, że dzień ten jest ostatnim w kalendarzu Majów.
Nasz Układ Słoneczny ma wejść w tym dniu w tzw. równik Drogi Mlecznej (Galactic Equator), gdzie występuje niesamowite oddziaływanie pola magnetycznego. Wywoła to zmianę biegunowości naszej planety, co może pociągnąć za sobą katastrofalne skutki dla życia na Ziemi.
"Pole magnetyczne Ziemi, podobnie jak pole Słońca, co jakiś czas zmienia biegunowość. Z prac paleomagnetycznych wynika, że w okresie zmiany najpierw przez około 10 000 lat zmniejsza się natężenie pola dipolowego, następnie odbywa się nagła zmiana polarności biegunów i ponowny powolny wzrost natężenia (Carrigan i Gubbins 1979). Jedno z wielu takich zjawisk nastąpiło 66,5 mln roku temu (Harrison i inni, 1979) - na granicy kredy i trzeciorzędu - poprzedzone wyjątkowo długim (ok. 20 mln lat) okresem pola jednokierunkowego." - Kazimierz Borkowski. "
"Większy wpływ słonecznego wiatru na Ziemię!
Wiatr słoneczny silniej niż dotąd sądzono oddziałuje na zjawiska w magnetycznym ogonie Ziemi. Wykazały to polskie badania magnetosfery i jonosfery - poinformowała dr Barbara Popielawska z Centrum Badań Kosmicznych PAN. Wiatr słoneczny to strumień plazmy - jonów wodoru i helu oraz elektronów - wyrzucany z prędkością naddźwiękową ze Słońca ku granicom heliosfery, gdzie zderza się z materią międzygwiezdną. Wiatr, którego prędkość i gęstość jest zmienna unosi ze sobą w kosmos także zmienne słoneczne pole magnetyczne. Przed wiatrem słonecznym chroni Ziemię jej magnetosfera przypominająca gigantyczny pęcherz. Spłaszczona od strony dziennej planety - ciągnie się za nią po nocnej stronie w postaci długiego ogona magnetycznego dochodzącego do 6 mln km długości. Dr. Popielawska badając w oparciu o dane satelitarne zjawiska plazmowe zachodzące pod wpływem wiatru słonecznego w ogonie magnetycznym Ziemi stwierdziła, że zależą one od kierunku międzyplanetarnego pola magnetycznego. Uzyskała ona nowy obraz struktury plazmy w ogonie magnetycznym Ziemi. "Wykorzystałam wcześniejsze dane z satelity "Prognoz 8" z 1981 roku, który był wyposażony w polski przyrząd SAWA do pomiarów fluktuacji pola elektrycznego a także ze szwedzkiego satelity "Viking". "Prognoz 8" był satelitą o nietypowej orbicie, która umożliwiała prawie pionowe przecinanie ogona magnetycznego Ziemi w krótkim okresie" - powiedziała dr Popielawska. Badania wpływu wiatru słonecznego na ogon magnetyczny Ziemi prowadzone w powiązaniu z International Solar Terrestial Physics Program (ISTP) czyli międzynarodowym programem fizyki Słońce - Ziemia. "Wyniki swoich badań rozesłałam do kilkudziesięciu ośrodków na świecie zajmujących się tymi problemami. Zostały one potwierdzone przez najnowsze pomiary satelitarne - japońskiego satelitę "Geotail" i amerykańskiego "Polar"" - zaznaczyła dr Popielawska.

***

Witam Wszystkich
Przedstawiam wam zagadki naszej cywilizacji a jedną z nich przedstawia
kamienna biblioteka dra.Cabrery.Otóz owa biblioteka przedstawia nam nie znaną nam kulture liczaca sobie sporo tysięcy lat.Pochodzenie kamieni jest jak dotąd nie znane a i fałszerstwo jest wykluczone.Przeprowadzono szereg ekspertyz związanych z tymi kamieniami a wyniki okazały sie oszałamiające.
Do dziś świat archeologii nabrał wody w usta i robi wszystko aby nie dopuscić
do wypłyniecia prawdy o naszych korzeniach.Kamienie te ukazują człowieka
żyjącego razem z dinozaurami.Rodzi sie pytanie: czy wiedza nasza nie ma sporych luk co do naszej historii i czy jest w ogóle cokolwiek warta?
Całą sprawa zjeli sie oczywiście wojskowi oraz inne organizacje z tym zwazane.Wydaje mi sie ,że człowiek prehistoryczny potrafił znacznie wiecej niz tylko ciosać kamienie.Na załączonym obrazku pokazany jest człowiek
obserwujacy przelatująca komete.Obrazów ze zbiorów dr.Cabrery wyrytych
w kamieniu jest dośc sporo min.cykle rozwoju jakiegos dinozaura albo operacje
na otwartym sercu to tylko pare wyjątków z dzieł prehistorycznych ludzi.
Osłodze nie co czas na forum tematami które moim zdaniem sa interesujące.
Pozdrawiam Załoge forum
PS.Cały kłopot polega na tym,że głupcy sa pewni siebie,a mądrzy pełni wątpliwosci.....

***

Zatem przedstawie wam inne mity rodem z Sumeru znalezione i spisane na tabliczkach dość ciekawe moim zdaniem.
Oto fragmenty:
"STWORZENIE CZŁOWIEKA

Zanim pojawił się człowiek, bogowie sami próbowali zagospodarować ziemię, lecz pracy mieli dużo, a jedzenia wciąż brakowało. Rozżaleni bogowie poprosili więc boga Enki, żeby stworzył im pomocników. Enki stworzył obraz człowieka w swoim umyśle, a następnie ukształtował go z gliny i wody, dając mu część swej mądrości (I 1,26-27). Bogowie następnie przeznaczyli ludziom pracę, którą mieli wykonywać zamiast bogów, na ich chwałę. Człowiek został więc stworzony do pracy, ma uprawiać ziemię, wykonywać rzemiosła, a plony jego pracy są przeznaczone bogom. Obowiązkiem ludzi jest pomnażanie dobrobytu na ziemi, kult i adoracja bogów, oraz składanie im ofiar i darów (III 1,2 ; III 2,2)."
Mit kończy się opisem powstania istot ułomnych:
"Gdy bogowie byli już lekko pijani po uczcie wydanej z okazji stworzenia człowieka, bogini Ninmah zabrała się do lepienia ludzi, lecz nie szło jej to dobrze. Postacie te były kalekie, jednak Enki im również wyznaczył zadania, np.: "Skoro Enki ujrzał człowieka bez męskiego i bez żeńskiego organu, wyznaczył mu los kroczenia przed królem."
A oto fragment innej:
Tabliczka 10
Kiedy bogowie stwarzali człowieka, śmierć jemu przeznaczyli, życie zachowali we własnym ręku. Ty, Gilgameszu, napełniaj żołądek, dniem i nocą obyś wciąż był wesół. Codziennie sprawiaj sobie święto. Dnie i noce spędzaj na grach i pląsach. Niech jasne będą twe szaty, włosy czyste. Patrz jak dziecię twej ręki się trzyma. Kobiecą sprawę czyń z chętna niewiastą. Tylko takie są sprawy człowieka.
Jak widzicie z palca sobie tego nie wyssałem a opieram sie na przekazach
z czasów gdzies tak około 4 tys lat pne.



Hans fotki skanowałem sam u siebie,trudno coś znależć w sieci na temat kamiennej biblioteki.Natomiast moge dodac,że staroindyjskie teksty opisuja pojazdy latające,których zasade działania dopiero teraz zaczynamy
pojmowac - mowa oczywiscie o słynnej wojnie bogów opisanej w Mahabharacie-która opisywałem juz
wcześniej tu na forum.Sumerowie z kolei na swych pieczęciach ukazuja nasz układ słoneczny,czyżby
sami sie tego nauczyli?Sumeryjscy astronomowie znali najdalsze planety
Układu Słonecznego lepiej jak naukowcy,zanim wystrzelono w przestrzeń kosmiczną sondy badawcze.
Przytocze wam pewien werset z Iliady Homera a sami zgadnijcie o co w nim chodzi, opis walki dwóch
herosów-Achillesa i Hektora:
"Hektor z ogromną tarczą śmiałym stąpa krokiem, jak odziany posępnym Syriusz obłokiem. Raz błyśnie krwawą tarczą, drugi raz się skryje..."
Wiecie juz o co chodzi w tym wersie?
Wklejam jeszcze cos innego a co datowane jest na około 5 tys lat pne.Jest to mapa nieba w oparciu o Kalendarz Wedyjski.

 



Naukowe badania tego fenomenu rozpoczęły się w 1980 r. w "White Horse Hill" przy Westbury, Wiltshire. Jednak do dziś pojawianie się kręgów zbożowych nie zostało jednoznacznie wyjaśnione Już wtedy pojawiła się teoria, że to wyższa inteligencja je tworzy. Teorię tą umocnił fakt, że w Warminster odnotowano istną lawinę doniesień o UFO. W latach 1981 i 1982 pojawiły się kolejne kręgi zbożowe w innych miejscach hrabstw Hampshire oraz Wiltshire. W tym czasie silnie wzrosło także zainteresowanie tym zjawiskiem wśród mediów. W 1983 r. fenomen ten był nadal jedynie lokalnym wydarzeniem, jednak zostawał już uwzględniany w licznych dyskusjach na temat UFO.
Wielu badaczy próbowało przypisać powstawanie kręgów zbożowych naturalnym zjawiskom. Niestety spowodowało to jedynie powstawanie kolejnych, coraz bardziej zwariowanych teorii o tym fenomenie.
Zaczęto wymyślać różne teorie na temat piktogramów zbożowych. Twierdziły one, że formacje te powstały w wyniku działania wiatru, wirów plazmy, czy mistyfikacji. Istnieją wyspecjalizowane grupy w fałszowaniu piktogramów. Jednak grupy te szybko chwalą się, który z piktogramów jest ich dziełem prezentując filmy z ich tworzenia. Mistyfikacje są też szybko wykluczane ze względu na połamane i zniszczone zboże, czego nie ma w autentycznych piktogramach. Najpowszechniejsza jest teoria o działalności obcej inteligencji i kul energii. Potwierdza ją ogromna ilość relacji świadków i fotografii wykonanych w pobliżu piktogramów. Ponadto wewnątrz autentycznych piktogramów zdarzają się różnego rodzaju anomalia.Do dnia dzisiejszego pojawiło się ok. 10000 formacji w ponad 70 krajach świata w różnego rodzaju zbożach, kukurydzy, trawie, lucernie, rzepaku, ryżu, a także na śniegu, na pustyniach.
W jaki sposób one powstaja i dlaczego?Jak do tej pory trudno odpowiedzieć nawet najteższym umysłom.



Czy czeka nas los dinozaurów?
Ziemia w swej historii wielokrotnie zderzała się z najróżniejszymi ciałami niebieskimi. Bezpośrednich tego dowodów pozostało wprawdzie niewiele - procesy geologiczne i silna erozja wygładziły w ciągu stuleci powierzchnię globu i zatarły ślady po kraterach - nadal jednak na powierzchni naszej planety można rozpoznać ponad 200 miejsc uderzeń ciał niebieskich. Niektóre z nich są ogromne. Na przykład średnica krateru w prowincji Quebec w Kanadzie powstałego przed ponad 210 milionami lat (obecnie wypełniony jest przez jezioro Manicouagan) wynosi 62 kilometry. Jeszcze większy meteoryt uderzył w Ziemię 65 milionów lat temu i przyczynił się do wyginięcia największych zwierząt, jakie kiedykolwiek żyły na naszej planecie, dinozaurów. Miał około 100 kilometrów średnicy i upadł w okolicy Chicxulub na Półwyspie Jukatańskim w Meksyku. Chmura pyłów, które po zderzeniu dostały się do atmosfery, znacznie ograniczyła promieniowanie słoneczne docierające do Ziemi. W następstwie tego spadły temperatury globalne, a co za tym idzie, zostały zaburzone wszystkie ekosystemy w morzach i na lądzie, w których do tej pory żyły te gady.Czy taka sytuacja może się powtórzyć? Zdania naukowców są podzielone, choć nikt nie wyklucza takiej ewentualności.Zagrożenia nie można jednak całkiem bagatelizować. Przecież nie tak dawno, bo w 1908 roku, z przestrzeni międzyplanetarnej wpadło do naszej atmosfery całkiem pokaźne ciało niebieskie. Naoczni świadkowie opowiadali o ognistej kuli przelatującej przez niebo, która pozostawiła po sobie smugę dymu. Obiekt ten eksplodował około 5 kilometrów nad Ziemią, w pobliżu rzeki Podkamienna Tunguska na Syberii. Liczne ekspedycje, które tam dotarły (pierwsza dopiero po 19 latach), nie znalazły żadnych śladów poza wypalonym w promieniu 40 kilometrów lasem.
Trzeba to forum troszke urozmaicic przynajmniej do najblizszych wydarzen które nas czekają.Po za tym
chyba nic złego nie robie poruszjąc różne zagadnienia dotyczące bądz co bądz losów człowieka.
Pozdrawiam mniej marudzacych a zainteresowanych krótkimi wycinkami z naszej historii.

Istnieje populacja groźnych dla Ziemi planetoid, których wykrycie stanowi wielki problem. Czają się one pomiędzy Ziemią i Słońcem, a więc żeby je dostrzec, trzeba skierować wzrok wprost na Słońce. A to razi i oślepia nasze teleskopy. 12 marca tego roku jedna z takich planetoid, oznaczona 2002 EM7, przecięła ziemską orbitę zbliżając się do naszej planety na odległość zaledwie 464 tys. km. A wykryto ją dopiero cztery dni później, kiedy już zniknęła ze "ślepej plamki" wzroku teleskopów. Miała średnicę 50-70 metrów, a więc była wielkości meteorytu tunguskiego. 14 czerwca 2002 roku asteroida, o tymczasowej nazwie 2002 MN, z prędkością ponad 38 tys. km/h przeleciała obok Ziemi w odległości zaledwie 120 tys. kilometrów. Miała średnicę 50-120 metrów.
NASA otwarła pod koniec marca 2002 roku stronę internetową, na której znajduje się tam lista znanych planetoid, które mają najbardziej zbliżyć się do Ziemi w ciągu najbliższych 100 lat (nie umieszczono tam więc 1950de, która zagrozi znacznie później), wraz z ich rozmiarami oraz prawdopodobieństwem zderzenia z Ziemią.
W głównym pasie planetoid Układu Słonecznego znajduje się od 1,1 do 1,9 mln planetoid o rozmiarze przekraczającym kilometr, tj. dwa razy więcej, niż dotąd się zdawało - podaje nowy raport opublikowany w tym tygodniu przez Infrared Space Observatory europejskiej agencji kosmicznej ESA. Raport nie zmienia jednak liczby takich kolosów, których orbita przecina się z ziemską - wykryto ich już ponad 500, a drugie tyle - jak się szacuje - wciąż skrywa się w mroku kosmosu. Statystycznie zderzają się one z Ziemią raz na 100-300 tys. lat (na co wskazują ślady na naszej planecie).

Uniknięcie zderzenia z planetoidą
Wylądowanie i popchnięcie
Idea kosmicznego pchacza jest bardzo prosta. Statek kosmiczny wysłany z Ziemi ląduje na planetoidzie, a następnie włączany jest silnik, który powoduje popychanie planetoidy. Jest to jakby holowanie planetoidy. Największą zaletą tego scenariusza jest to, że pozwala on na dużą precyzję. Należy jedynie rozwiązać techniczne problemy związane z manewrowaniem statkiem i przytwierdzeniem go do powierzchni planetoidy.
Taki projekt powstał w 2002 roku w stanach Zjednoczonych, gdzie powstała fundacja B612. Jest to niezależna i niedochodowa organizacja, stawiająca sobie za cel opracowanie i zademonstrowanie technicznych możliwości zmiany trajektorii planetoidy. Zakłada ona lot statku kosmicznego zasilanego reaktorem atomowym do planetoidy o średnicy 200 metrów i wylądowanie na jej powierzchni. Następnie przez 3 miesiące silnik jonowy działając siłą zaledwie 2,5 niutona (jest to ciężar szklanki wody) zmieni prędkość planetoidy o 1cm/s i nieco rozciągnie jej orbitę. Po 12 latach po rozszerzonej orbicie planetoida znajdzie się 6720 km za punktem, w którym by się znalazła, gdyby nie podjęto żadnej akcji. To pozwoli uniknąć zderzenia. Szacowany koszt misji wynosi 1 mld dolarów. W NASA opracowano już konstrukcje reaktorów jądrowych i układów napędowych, które nadają się do tego celu. Fundacja chce zrealizować projekt do 2015 roku.
Staranowanie planetoidy
Metoda ta zakłada użycie istniejących środków technicznych. Należy po prostu wysłać największą rakietę, jaką dysponujemy, i rozpędzić ją do największej możliwej prędkości, by czołowo uderzyła w planetoidę. Biorąc pod uwagę ogromne prędkości względne, potrzebne do odsunięcia sporej planetoidy, najpoważniejszy problem polegałby na takim pokierowaniu rakietą, by cała jej energia kinetyczna posłużyła do zmiany kursu planetoidy, a nie do wywołania jej rotacji albo odłupania niewielkiego fragmentu. Podobnie jak w przypadku eksplozji jądrowej istnieje obawa, że planetoida po prostu rozpadnie się na kilka części.
Na międzynarodowej konferencji dotyczącej sposobów zepchnięcia planetoid będących na kursie zderzenia z Ziemią, która odbyła się we wrześniu 2002 roku hiszpańska firma Deimos-Space przedstawiła projekt ratunkowej misji kosmicznej zwanej Don Kichot, w której wzięłyby udział dwa statki kosmiczne - Hidalgo i Sancho.
Niewielki Hidalgo miałby spełnić funkcję taranu - uderzyć w planetoidę ze sporą prędkością (ok. 10 km/s). Choć raczej nie zrobi ogromnemu głazowi wielkiej krzywdy (podobnie jak Don Kichot wiatrakowi), to jednak impet uderzenia powinien nieco zepchnąć planetoidę z pierwotnego kursu. Wystarczyłoby przesunąć ją z drogi o ułamki milimetra. Z biegiem czasu ta niewielka zmiana kursu będzie się pogłębiała, jeśli więc Hidalgo uderzy dziesiątki lat wcześniej, zdąży urosnąć nawet do setek kilometrów i planetoida minie Ziemię w bezpiecznej odległości. Sancho natomiast ma się przypatrywać akcji z bliska i na bieżąco zmierzyć i ocenić jej skutki.
Hiszpanie chcieliby najpierw przetestować ten plan na jakiejś nieszkodliwej planetoidzie. Mają nadzieję, że projekt zyska uznanie i pieniądze od europejskiej agencji kosmicznej ESA.


Wybuchy jądrowe
Są one przewidywane w dwóch scenariuszach. Można spróbować po prostu rozbić planetoidę w drobny mak. Bardziej wyrafinowany pomysł zakłada zdetonowanie ładunku jądrowego po jednej stronie planetoidy, co spowodowałoby jej silne rozgrzanie od tej strony; związane z tym parowanie skał powierzchniowych wywołałoby niewielkie jej przyśpieszenie w kierunku przeciwnym. Zaletą tej metody jest to, że już teraz dysponujemy odpowiednimi i możliwymi do zastosowania w krótkim czasie środkami technicznymi. Teoretycznie, potężna eksplozja jądrowa zdołałaby zmienić kurs dużej planetoidy nawet na kilka miesięcy przed zderzeniem z Ziemią, kiedy na zastosowanie jakiejkolwiek innej metody byłoby już za późno. Problem tkwi jednak w tym, że jej skutków nie sposób w pełni przewidzieć ani tym bardziej kontrolować. Wybuch mógłby jedynie rozerwać planetoidę na kilka dużych fragmentów, jeszcze bardziej zwiększając zagrożenie, zamiast je wyeliminować.
Wyrzutnik masy
Jest to urządzenie umieszczone na powierzchni planetoidy, które raz po raz miotałoby w przestrzeń skaty z jej powierzchni, powodując niewielkie przyśpieszenie planetoidy w przeciwnym kierunku. Wyrzucenie odpowiedniej ilości skat we właściwym kierunku pozwoliłoby zmienić prędkość planetoidy na tyle, że nie doszłoby do jej zderzenia z naszą planetą. Zaletą tego rozwiązania jest to, że materiał wyrzucany pochodzi z planetoidy i nie trzeba go transportować z Ziemi. Nadanie skatom odpowiedniej prędkości wciąż jednak wymaga potężnego źródła energii. Zaprojektowanie takiej maszyny i zainstalowanie jej na powierzchni planetoidy wydaje się przedsięwzięciem niemal beznadziejnym.
Ablacja
Jest metodą opartą na tej samej idei, co eksplozja jądrowa, lecz mniej gwałtowną. Niewielki obszar na powierzchni planetoidy podlegałby rozgrzewaniu potężnym laserem umieszczonym w pobliżu albo światłem słonecznym skupianym przez gigantyczne kosmiczne zwierciadło. Materia planetoidy, wyparowując, popychałaby ją nieznacznie w przeciwnym kierunku. Zaletą tej metody jest to, że rotacja planetoidy nie ma w jej przypadku większego znaczenia. Niemniej laser czy zwierciadło musi utrzymać swą pozycję względem planetoidy przez długi czas, co wymagałoby zużycia znacznych ilości paliwa, a elementy optyczne takiego urządzenia byłyby narażone na osadzanie się na nich odparowanego materiału.
Ciśnienie światła słonecznego
Statek kosmiczny miałby pokryć powierzchnię planetoidy farbą odblaskową, co spowodowałoby zmianę ciśnienia promieniowania słonecznego i bardzo powolną, acz systematyczną zmianę kursu ptanetoidy. Trudno jednak wyobrazić sobie praktyczne wdrożenie tego pomysłu ze względu na wielka, ilość potrzebnej farby i trudności Z jej nałożeniem na powierzchnię.
Podobny pomysł proponuje wykonanie wielkich żagli "słonecznch" doczepionych do planetoidy, które powoli ściągałyby ją z kursu.

***

Egipt - Znaleziska z Sakkary

 

 


12 lutego 2007 japońscy archeolodzy z kairskiego oddziału Uniwersytetu Waseda, w rejonie słynnej piramidy schodkowej, na terenie nekropoli Sakkara, dokonali odkrycia trzech drewnianych malowanych sarkofagów.

Jeden z nich pochodzi z okresu Nowego Państwa (1570-1085 p.n.e.), a dwa pozostałe z mało poznanego okresu Średniego Państwa, sprzed około 4000 lat. Archeolodzy odkryli również bardzo rzadką, podwójną statuę z drewna przedstawiającą egipskiego skrybę Ka-Hay i jego żonę Spri-Ankh, pochodzącą prawdopodobnie z połowy XXIV wieku p.n.e.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin