Verne Juliusz - Bez Przewrotu.rtf

(317 KB) Pobierz
Sans dessus dessous Bez przewrotu

Juliusz Verne

Bez przewrotu

Tłumaczyła Julia Zaleska

56 ilustracji George'a Rouxa

Nakładem Księgarni Teodora Paprockiego i Spółki

1892

SPIS TREŚCI

ROZDZIAŁ  I              3

ROZDZIAŁ  II              10

W którym delegaci angielski, holenderski, szwedzki, duński i rosyjski mają zaszczyt przedstawić się czytelnikowi.              10

ROZDZIAŁ  III              18

W którym odbywa się licytacya krajów podbiegunowych.              18

ROZDZIAŁ  IV              25

W którym występują na scenę starzy znajomi naszych czytelników              25

ROZDZIAŁ  V              30

Ale zkąd przypuszczenie, że są pokłady węgla ziemnego pod biegunem?              30

ROZDZIAŁ  VI              35

W którym przerwaną jest rozmowa telefoniczna pomiędzy Mistress Scorbitt a panem J. T. Maston.              35

ROZDZIAŁ  VII              42

W którym prezes Barbicane mówi tylko tyle, ile mu powiedzieć wypada.              42

ROZDZIAŁ  VIII              49

„Tak jak na Jowiszu?” – powiedział prezes Klubu Strzeleckiego.              49

ROZDZIAŁ  IX              53

W którym pojawia się Deus ex machina pochodzenia francuzkiego.              53

ROZDZIAŁ  X              56

W którym rozmaite obawy zaczynają na jaw wychodzić.              56

ROZDZIAŁ  XI              62

Co się znajduje w owym kajeciku J. T. Mastona i co się tam już nie znajduje.              62

ROZDZIAŁ  XII              66

W którym J. T. Maston zachowuje bohaterskie milczenie.              66

ROZDZIAŁ  XIII              71

Na końcu którego J. T. Maston daje odpowiedź, godną bohatera.              71

ROZDZIAŁ  XIV              76

Bardzo krótki, ale w którym X. staje się wartością geograficzną.              76

ROZDZIAŁ  XV              77

Zawierający niektóre szczegóły wielce interesujące dla mieszkańców sferoidy ziemskiej.              77

ROZDZIAŁ  XVI              82

W którym chór malkontentów idzie crescendo i rinforzando.              82

ROZDZIAŁ  XVII              85

Co się działo w Kilimandżoro w ciągu ośmiu miesięcy tego pamiętnego roku.              85

ROZDZIAŁ  XVIII              90

W którym ludy Wamasai oczekują sygnału, jaki prezes Barbicane ma dać kapitanowi Nicholl.              90

ROZDZIAŁ  XIX              92

W którym J. T. Maston żałuje gorzko chwil, gdy tłum chciał go zamordować.              92

ROZDZIAŁ  XX              97

Który kończy tę zajmującą historyę, równie prawdziwą jak nieprawdopodobną.              97

ROZDZIAŁ  XXI              101

Bardzo krótki, ale zupełnie uspokajający co do przyszłości świata.              101

 

ROZDZIAŁ  I

Więc pan sądzisz, panie Maston, że kobieta nie jest zdolną przyczynić się do postępu nauk matematycznych i doświadczalnych?

Niestety, takie jest moje przekonanie, łaskawa mistress Scorbitt. Nie zaprzeczam temu, że i kobiety miewały i mają wybitniejsze zdolności do tej gałęzi wiedzy; mimo to jednak sama budowa ich mózgu dowodzi, że kobieta nie może być Archimedesem ani Newtonem.

– O! panie Maston, wybacz, że zaprotestuję w imieniu naszej płci.

– Płci tem więcej uroczej, mistress Scorbitt, że nie jest stworzona do oddawania się naukom wyższym.

– Więc, podług pana, panie Maston, kobieta, patrząc na spadające jabłko, nie odgadłaby praw ciążenia, tak jak to zrobił sławny angielski uczony w końcu XVII wieku.

– Kobieta, mistress Scorbitt, widząc spadające jabłko, nie miałaby innej myśli, prócz tej, żeby je zjeść… na wzór naszej matki Ewy.

– No, widzę, że pan nam odmawiasz wszelkich zdolności do wyższych badań…

– Wszelkich zdolności?… Nie, mistress Scorbitt. A jednak, wybacz, że zwrócę twą uwagę na to, że od stworzenia świata nie pojawiła się ani jedna kobieta, którejbyśmy zawdzięczali odkrycie równej doniosłości, co odkrycia Arystotelesa, Euklidesa, Keplera i Laplace’a w zakresie naukowym.

– Czy to jest powodem, byśmy z przeszłości robili wnioski na przyszłość?

– Hm! to, co się nie stało w ciągu tysięcy lat, nie stanie się już nigdy… zapewne.

– Widzę, że musimy zgodzić się z naszym losem, panie Maston, i że jesteśmy tylko dobre do tego…

– Aby być dobremi! – zakończył J. T. Maston.

Te ostatnie słowa wypowiedział z tą zalotną galanteryą, na jaką może się zdobyć uczony, algebrą naładowany. Zresztą mistress Evangelina Scorbitt gotową była poprzestać na tem.

– A więc! panie Maston – rzekła po chwili, – każdy ma sobie zakreślone granice rodzajów pracy na tym świecie. Pozostań pan znakomitym matematykiem, jakim jesteś. Oddaj się cały bezpodzielnie zagadnieniom tego wielkiego dzieła, któremu ty i twoi przyjaciele poświęciliście swoję egzystencyę. Ja będę tą „dobrą kobietą”, którą być winnam, przynosząc mu pieniężne poparcie…

– Za które przechowamy dla pani niewygasłą wdzięczność – odrzekł J. T. Maston.

Mistress Evangelina Scorbitt zarumieniła się rozkosznie, gdyż doznawała – nie dla wszystkich uczonych, co prawda, ale dla pana J. T. Maston wyłącznie – uczucia… dziwnej sympatyi. Czyż serce kobiety nie jest niezgłębioną przepaścią?

Dzieło, o którem wspomnieliśmy, było w istocie niezmiernej doniosłości i jemu to bogata wdowa chciała poświęcić swoje kapitały.

Objaśnimy pobieżnie czytelnikom plan tego przedsięwzięcia i cel, do jakiego dążyli.

Ziemie północne obejmują, podług Maltebrun’a, Reclus’a, Saint-Martin’a i innych najuczeńszych geografów:

1) Devon północny, to jest wyspy pokryte lodami na morzu Baffińskiem i cieśninie Lankastra.

2) Georgię północną, utworzoną z ziemi Banka i licznych wysp, jak naprzykład wyspy Sabiny, Byam-Martin, Griffith, Kornwallis i Bathurst.

3) Archipelag Baffin-Parry, obejmujący różne części lądu podbiegunowego, nazywające się: Kumberland, Southampton, James Sommerset, Boothia-Felix, Melville i inne, prawie nieznane.

W tej całości, okrążonej przez siedmdziesiąty ósmy równoleżnik, ziemie rozciągają się na tysiącu czterechset tysiącach, a morza na siedmiuset tysiącach mil kwadratowych.

Nieustraszonym podróżnikom nowożytnym udało się przejść poza obręb wyżej wzmiankowanego równoleżnika, zkąd dotarto aż do ośmdziesiątego ósmego stopnia szerokości. Podróżnicy ci odkryli niektóre wybrzeża, leżące poza łańcuchem ław lodowych, dając nazwy przylądkom, odnogom, zatokom tych obszernych okolic, które możnaby nazwać północnemi wyżynami. Kraj, leżący z drugiej strony ośmdziesiątego czwartego równoleżnika, jest tajemnicą, nieziszczonem desideratum geografów. Nikt nie wie, co on zawiera, ziemie czy morza, w tej przestrzeni sześcio-stopniowej, okrytej nieprzebytemi lodowiskami północnego bieguna.

Otóż tedy w roku 189… rząd Stanów Zjednoczonych powziął myśl całkiem niespodzianą zaproponować wystawienie na sprzedaż stref podbiegunowych, dotąd jeszcze nieodkrytych, stref, na które świeżo utworzona amerykańska kompania żądała koncesyi.

Na lat kilka przedtem konferencya berlińska sporządziła osobny kodeks na rzecz wielkich mocarstw, które pożądają cudzego dobra pod pozorem kolonizacyi i otwierania dróg handlowych. Kodeks ten jednak nie mógłby prawdopodobnie być zastosowanym w tej okoliczności, z racyi, że kraje podbiegunowe nie są zamieszkane. Wszelako, wychodząc z zasady, że to, co nie jest niczyją własnością, jest przez to samo własnością całego świata, nowe stowarzyszenie nie starało się „zabrać”, ale „nabyć”, chcąc uniknąć na przyszłość wszelkich pretensyj.

W Stanach Zjednoczonych niema projektu tak śmiałego i trudnego do wykonania, któryby nie znalazł chętnych wykonawców i pieniężnego poparcia. Mieliśmy próbkę tego w roku zeszłym, gdy klub strzelecki z Baltimore powziął myśl wysłania pocisku na księżyc, celem utworzenia bezpośredniej komunikacyi z naszym satelitą. Otóż wtedy czyż to nie ryzykowni yankesi dostarczyli znacznych sum na koszta tej zajmującej wycieczki? A jeśli ona została doprowadzoną do skutku, czyż nie członkom wzmiankowanego klubu to zawdzięczamy? Tak, oni to narazili się na niebezpieczeństwa tego nadludzkiego doświadczenia.

Niech jaki Lesseps poda pewnego pięknego poranku projekt przekopania kanału przez całą szerokość Europy i Azyi – od wybrzeży Atlantyku do morza Chińskiego, – niech jaki geniusz wszechpotężny zapragnie prześwidrować ziemię, by dostać się do pokładów krzemienia, które tam są ukryte w stanie płynnym, – niech jaki pomysłowy elektryk zechce połączyć prądy, rozpierzchłe po powierzchni globu, aby z nich utworzyć źródło niewyczerpane światła i ciepła, – niech jaki śmiały inżynier poweźmie myśl zamknięcia w obszernych kaloryferach nadmiaru letniego gorąca, aby je rozdać podczas zimy strefom, dotkniętym dotkliwem zimnem, – niech jaki znakomity hydraulik spróbuje zużytkować siłę naturalną przypływów i odpływów morskich do wytworzenia gorąca, – niech stowarzyszenia bezimienne lub spółki handlowe potworzą się dla uskutecznienia stu podobnych projektów, – amerykanie znajdą się niechybnie na czele podpisujących się na składkę i strumienie dolarów wpłyną do kas stowarzyszeń, tak jak wielkie rzeki północnej Ameryki do fal oceanu.

Łatwo wyobrazić sobie nadzwyczajne podrażnienie opinii, skoro się rozeszła wiadomość, co najmniej dziwna, że kraje północne mają być wystawione na licytacyę i przysądzone najwięcej dającemu. Przytem nie zawiązała się ani jedna publiczna składka celem tego kupna, na które kapitały leżały w gotowości. Co do dalszych wydatków, przyszłość miała wykazać ich potrzebę w chwili przystąpienia do użytkowania obszaru, stającego się własnością nowych nabywców.

Zużytkować kraje podbiegunowe!… Doprawdy, myśl taka mogła powstać tylko w głowach szaleńców!

A jednak przedsiębiorstwo to było – na ile być może – poważnem.

Wkrótce rozesłano artykuły do dzienników nowego i starego lądu, do pism europejskich, afrykańskich, australskich, azyatyckich i jednocześnie do wszystkich dzienników amerykańskich. Artykuły te wzywały strony interesowane do zbadania stron dodatnich i ujemnych tej sprawy. New-York Herald miał zaszczyt najpierwej ogłosić wspomniany dokument w swych szpaltach. Niezliczeni abonenci tego dziennika mogli wyczytać w numerze z dnia siódmego listopada następujące doniesienie, które, obiegłszy cały świat uczony i przemysłowy, najrozmaiciej było oceniane:

„Odezwa do mieszkańców kuli ziemskiej.

„Okolice bieguna północnego, objęte czterdziestym czwartym stopniem szerokości północnej, nie mogły być dotychczas użytkowane z tej prostej przyczyny, że nie zostały jeszcze odkryte.

„Rzeczywiście, najbardziej oddalone punkty, zwiedzone już przez żeglarzy różnych narodowości, są niżej wymienione:

„82°45’, do którego dotarł anglik nazwiskiem Parry w miesiącu lipcu 1847 roku i który leży na dwudziestym ósmym zachodnim południku na północy Spitzbergu;

„83°20’28’’, dokąd doszedł Markham, należący do wyprawy angielskiej pod dowództwem sir Johna Jerzego Nares, w maju 1876 r.; punkt ten leży na pięćdziesiątym zachodnim południku, na północy ziemi Grinnel;

„83°35’, do którego dotarł Lockwood i Brainard, obaj biorący udział w wyprawie amerykańskiej porucznika Greely, w maju 1882 roku; punkt ten leży na czterdziestym drugim zachodnim południku, na północnym brzegu ziemi Nares.

„Można zatem uważać kraje, rozciągające się od ośmdziesiątego ósmego równoleżnika aż do bieguna, na przestrzeni sześciu stopni, jako niepodzielone pomiędzy różne państwa kuli ziemskiej i z tej zasady mogące się zamieniać na własność prywatną wyrokiem ogółu.

„Otóż, podług prawa, nikt nie powinien mieszkać na terytoryum, niemającem właściciela. Opierając się na wymienionem prawie, Stany Zjednoczone Ameryki postanowiły przyprowadzić do skutku sprzedaż owego terytoryum.

„W Baltimore zawiązało się stowarzyszenie pod nazwą North Polar Practical Association, przedstawiające urzędownie związek amerykański. To stowarzyszenie zamierza nabyć wyżej wymienione kraje na mocy dokumentu, prawnie sporządzonego, który nada mu nieograniczone prawo własności nad lądami, wyspami, wysepkami, skałami, morzami, jeziorami, rzekami i strumieniami wszelkiemi, z których się składa obecnie nieruchomość, leżąca na północy ziemskiej kuli, bez względu na to, czy owa nieruchomość pokrytą jest nietopniejącemi nigdy lodami, czy też ogołocona z nich za nadejściem ciepłej pory roku.

„Zaznacza się, że prawo nie może być unieważnione przedawnieniem, ani też jakiegokolwiek rodzaju zmianami, mogącemi zajść w położeniu geograficznem i meteorologicznem kuli ziemskiej.

„Podawszy to wszystko do wiadomości mieszkańców dwóch światów, wzywamy wszystkie mocarstwa do udziału w licytacyi, która zawyrokuje na rzecz ostatniego i największą ofiarowującego sumę nabywcy.

„Termin licytacyi jest oznaczony na trzeci grudnia roku bieżącego, w sali Auctions w Baltimore, Maryland, Stanach Zjednoczonych Ameryki.

„Po szczegółowsze objaśnienia zwracać się należy do Williama S. Forstera, agenta tymczasowego North Polar Association, 93, High-Street, Baltimore”

Że to ogłoszenie mogło wydać się nonsensem, nie przeczymy wcale. W każdym razie przyznać należy, że ze względu na jasność i wyraźne określenie rzeczy nie było mu nic do zarzucenia. Zaś czyniło niesłychanie poważnem to, że rząd związkowy robił już koncesye na podbiegunowe kraje na wypadek, gdyby licytacya zrobiła go ostatecznie ich posiadaczem.

Wogóle opinia ogółu była pod tym względem podzieloną. Jedni widzieli w tem tylko nadzwyczajny „humbug” amerykański, przechodzący granice bezczelności, gdyby głupota ludzka nie była nieskończoną. Drudzy zaś myśleli, że ta propozycya zasługuje na poważne przyjęcie. Ci właśnie zwracali uwagę ogółu na to, że nowe stowarzyszenie nie odwoływało się do worka publicznego. Ono pragnęło własnemi kapitałami nabyć kraje północne, nie roszcząc żadnych pretensyj do wyciągania dolarów, banknotów, złota i srebra z kieszeni łatwowiernych, dla napełnienia niemi swej kasy. Nie! Ono nie pragnęło nic nad to, tylko, żeby własnemi funduszami zakupić ogromną nieruchomość podbiegunową.

Ludziom liczącym się z groszem zdawało się, że wymienione Towarzystwo potrzebuje tylko złożyć w sądzie akt, zastrzegający jego prawa, jako pierwszego zaborcy, a następnie przystąpić do objęcia ziem, zamiast wystawiać je na sprzedaż przez licytacyę. Ale w tem właśnie była trudność największa, gdyż po dziś dzień przystęp do bieguna był niemożliwy, a przynajmniej za taki uchodził. Otóż na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone zostały nabywcami tych ziem, koncesyoniści chcieli mieć kontrakt formalny, aby nikt w przyszłości nie zaprzeczył im praw nabytych. Niepodobna było mieć im za złe tej ostrożności. Postępowali przezornie; a przyjmując zobowiązania w sprawie tego rodzaju, nigdy zbytecznie ostrożnym być nie można.

Zresztą dokument zawierał klauzulę, zastrzegającą mu spokój na wypadek mogących zajść kwestyj. Ta klauzula różnie przez różnych była tłumaczoną, a właściwe jej znaczenie było niezrozumiałem dla najsubtelniejszych umysłów. Była ona ostatnią i głosiła, że: „prawo własności nie mogło uledz przedawnieniu, nawet na wypadek zmian jakiegobądź rodzaju, mogących zajść w stanie geograficznym i meteorologicznym kuli ziemskiej.”

Co miał znaczyć ten ustęp? Względem jakich wypadków ubezpieczał się? W jaki sposób ziemia miała uledz zmianom, mającym związek ścisły z geografią i meteorologią, i dlaczego kraje wystawione na sprzedaż miały być w tem głównie interesowane?

– Coś w tem jest – mówili najprzezorniejsi, – widocznie coś w tem jest.

Tak więc ludzie mieli obszerne pole do domysłów, które potęgowały przenikliwość jednych, podniecając ciekawość drugich.

Gdy się to wszystko działo, jeden z filadelfijskich dzienników, „Ledger”, umieścił w swych szpaltach następujący artykuł:

„Przyszli nabywcy ziem podbiegunowych dowiedzieli się, prawdopodobnie skutkiem obrachowań matematycznych, że kometa jakaś o bardzo twardem jądrze ma uderzyć w tych czasach o ziemię, i to w takich warunkach, że to uderzenie sprowadzi zmiany geograficzne i meteorologiczne, o których wspomina wymieniona klauzula”.

Frazes był cokolwiek dłuższy, niż przystoi być frazesowi, mającemu pretensyę do naukowości, ale nie wyjaśniał nic a nic. Zresztą przypuszczenie owego spotkania z kometą nie mogło być brane na seryo przez poważne umysły. W każdym razie nie było prawdopodobnem, aby koncesyoniści zajmowali się tak dalece ewentualnością, opartą na samem przypuszczeniu.

– Czy czasem przypadkiem – mówiła „Delta” (dziennik wychodzący w Nowym Orleanie) – nowe Stowarzyszenie nie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin