Roszel Renee - Czar jemioly.pdf

(442 KB) Pobierz
249138022 UNPDF
RENEE ROSZEL
Czar jemioły
249138022.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Elissa uderzyła łokciem o podłogę. Głuchy łoskot i ból sprawił,
że obudziła się i skrzywiła boleśnie. Jęknęła, ale w tej samej
chwili zatkała sobie usta ręką.
Usłyszał?
Wzdrygnęła się – raczej ze strachu niż z zimna – i przetarła
zaspane oczy. W pomieszczeniu panował gęsty mrok, rozpraszany
jedynie smugą światła ze szpary pod drzwiami składziku, w
którym się ukryła. Jak mogła zasnąć w takiej sytuacji – nawet
mimo wyczerpania!
Smuga światła pod drzwiami?
Uświadomiła sobie, że nastał świt. Była tu przez całą noc. Koło
północy wyrwała obluzowaną deskę, którą zabite było okno, i
weszła do opuszczonej rezydencji rodziny D’Amour. Była pewna,
że prześladowca nie widział, gdzie się ukryła, ale na wszelki
wypadek uciekła do składziku na pierwszym piętrze. Ze strachu
ledwie śmiała oddychać. Siedziała nieruchomo przez wiele
godzin, aż w końcu zasnęła.
Była okropnie zziębnięta i obolała. Na dworze panował mróz.
W grudniu normalna rzecz. Elissa nie przywykła jednak do
nocowania w opuszczonych i nie ogrzewanych rezydencjach,
249138022.003.png
zwłaszcza gdy za sypialnię służyła ciasna graciarnia. Rzuciła
okiem na zegarek. Siódma! Nie do wiary!
Cóż za fatalny początek dnia urodzin! Najpierw w drodze
powrotnej złapała gumę, potem odkryła, że koło zapasowe nie
nadaje się do użytku, więc ruszyła w stronę domu. Na domiar
złego w pobliskich krzakach ktoś się poruszył. Jakiś facet – i to
rosły. Kiedy wyłonił się z zarośli, coś błysnęło w świetle księżyca.
Zegarek? Sprzączka u paska? Ostrze siekiery? U Elissy odezwał
się natychmiast instynkt samozachowawczy; przecież w ubiegłym
tygodniu dostała przerażający anonim. Pobiegła z nim na
komisariat. Policjanci obiecali wyjaśnić sprawę. Dobrotliwy
sierżant próbował jej wmówić, że to zwyczajny wygłup i nie ma
się czego obawiać.
W końcu Elissa przełamała strach i ostrożnie wyszła z
rupieciarni. Gdy znalazła się w korytarzu, podłoga skrzypnęła, a
dziewczynie zimny dreszcz przebiegł po plecach. Natychmiast
wzięła się w garść.
– Tchórzysz, Elisso – powiedziała drżącymi wargami. – Rusz
się wreszcie.
Najciszej, jak się dało, poszła w głąb korytarza, w którym
każda deska skrzypiała i jęczała. Potem zeszła schodami w dół, do
holu. Wyjrzała przez okno i doszła do wniosku, że żaden
napastnik nie czai się w pobliżu. Wymknęła się na zewnątrz,
249138022.004.png
przeklinając zbyt wąską tweedową spódnicę.
W odległości mniej więcej stu metrów ujrzała swoje stare auto.
Nie mogła stamtąd zobaczyć fasady budynku. Poczuła chłód i
ciasno objęła się ramionami. Co robić? Po pierwsze, trzeba wyjść
z tego cało; po drugie, należy się dostać do domu i zadzwonić na
policję. Będzie szybciej, jeśli pójdzie na skróty przez lasek.
Gdy minęła róg budynku, zastąpił jej drogę mężczyzna o
imponującej posturze i stalowoszarych oczach.
– O Boże! – krzyknęła.
Ten facet nadal tu był. Odruchowo pomyślała o samoobronie.
Była przecież na kursie. Paznokciami przeorała twarz napastnika;
kolanem trafiła tam, gdzie trzeba.
– A masz, ty zboczeńcu!
Nieznajomy jęknął i zgiął się wpół. Zamroczyła go na tyle, by
zyskać czas na ucieczkę. Wpadła do lasku, potykając się o
korzenie drzew. W biegu uświadomiła sobie, że mężczyzna był
dobrze ubrany i wyglądał na zadbanego. Może znała go z czasów,
gdy pracowała jako prawnik. Zdyszana dopadła tylnych drzwi
swego zajazdu i przystanęła na moment, by zaczerpnąć powietrza.
Mniejsza z tym, czy go zna. Pracowała w kancelarii
adwokackiej w Kansas City zaledwie cztery lata. Miała wrażenie,
że od tamtej pory minęły wieki. Ostatkiem sił weszła po schodach.
Drżącą ręką odgarnęła płomiennorude loki. Nadal nie wiedziała,
249138022.005.png
co o tym wszystkim myśleć.
– Kim on jest? – westchnęła. – O co mu chodziło?
W towarzystwie dwu młodych policjantów, którzy przyjechali
na jej wezwanie, Elissa od razu poczuła się lepiej. Mundurowi
przeszukali rezydencję i lasek dzielący posesje. Zabrali także do
miasteczka uszkodzoną oponę, dali ją do załatania, zmienili koło i
odstawili samochód pod dom. Elissa uwielbiała prowincję!
Glinom z Kansas City nigdy by to nie przyszło do głowy.
Policjanci obiecali, że będą częściej patrolować okolicę.
Zanotowali również rysopis napastnika. Na odchodnym jeden z
nich, zbudowany niczym zawodowy futbolista, niespodziewanie
zaprosił pannę Crosby na kolację. Dziewczyna zastanawiała się
właśnie, jak grzecznie odmówić, a przy tym nie zrazić sobie
policjanta, gdy drzwi jej gabinetu nagle się otworzyły. Podniosła
wzrok i ujrzała ciemną sylwetkę potężnego mężczyzny.
Nieznajomy miał na sobie doskonale skrojony garnitur. Był
przystojny, ale urodziwą twarz szpeciły trzy świeże zadrapania.
Kiedy napotkała jego spojrzenie, zobaczyła szare oczy, lśniące
srebrzystym blaskiem. Krzyknęła, chwyciła leżący na biurku nóż
do papieru i skierowała go w stronę intruza.
– To zboczeniec, który napadł na mnie rano!
W tej samej chwili do pokoju wślizgnął się ukradkiem inny
249138022.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin