T. Zahn - Fool's bargain.docx

(64 KB) Pobierz

Tytuł oryginału: STAR WARS: Fool's Bargain.
Autor: Timothy Zahn.
Przekład: Wojciech “Quother” Bogucki.
Korekta: Mateusz „Freedon NaddSmolski

Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów




Mżyło już od jakiegoś czasu, gdy szturmowcy z 501 Legionu Imperialnego zebrali się na pozycjach wyjściowych do bitwy, na którą wszyscy liczyli, że będzie ostatnią w tej kampanii. Zanim wydano rozkazy i poszczególne kompanie zaczęły zajmować miejsca w szyku szturmowym, mżawka zamieniła się w regularną burzę z towarzyszącym jej porywistym wiatrem i niebem wystarczająco czarnym, by otaczający miasto i jego okolice półmrok zamienił się w ciemną noc.
- Wygląda, jakby była żywcem wyjęta z jakiejś kiepskiej legendy – dobiegło z prawego rzędu siedzących na ławkach pod ścianą szturmowców mruczenie Chorala z oddziału Aurek-Cztery, gdy ich pokryty maskowaniem transporter posuwał się ostrożnie po cichych ulicach miasta.
- Co wygląda? - zainteresował się w imieniu pół tuzina siedzących obok żołnierzy Dropkick z Aurek-Trzy.
- A jak myślisz? - Choral kiwnął głową w kierunku monitorów, pokazujących scenerię na zewnątrz transportera.
Twister, dowódca czteroosobowego oddziału Aurek-Siedem zmarszczył brwi pod hełmem, przyglądając się temu obrazowi. Musiał przyznać, że Choral trafił w sedno. Wyrastająca z ziemi na skraju miasta forteca zawsze była otoczona jakąś upiorną, nierzeczywistą aurą. Teraz, gdy w przesmykach pomiędzy budynkami dostrzegali na krótko jej czerwono-szare wieże, smagane w dodatku wiatrem i otoczone przez pojawiające się co jakiś czas błyskawice, to wrażenie nierealności wydawało się jeszcze bardziej wyraziste.
Siedzący na lewo od Twistera, jego kolega z oddziału, Watchman, wydał ciche prychnięcie.
- Ja tam zawsze lubiłem stawiać czoła legendom – oznajmił. - Jest dużo zabawy w pokazywaniu im, że jednak nimi nie są - wskazał gestem na monitor. - Oby tylko ten jaszczurzy syn tam był.
- No cóż, jeśli go tam nie będzie, to szkoda całego tego wysiłku – zadudnił siedzący po drugiej stronie Watchmana Cloud. - Tym bardziej, że Eikarysi nareszcie ruszyli. Gdybym to ja rządził, dałbym im jeszcze miesiąc na zagonienie Lakran z powrotem do tych ich żuczych nor, a potem bym je wszystkie rozwalił i wrócił do koszar.
- Ale o ile więcej Eikarysów zginęłoby w ciągu tego miesiąca? - zapytał Shadow, czwarty członek oddziału Aurek–Siedem, siedzący po prawej stronie Twistera. - Jeśli dajemy komuś broń a potem napuszczamy go na jego prześladowców, to powinniśmy dopilnować, żeby nie został zmasakrowany w jakiejś krwawej jatce.
- No dobrze – zgodził się Cloud. - Ale przecież Kariek to ich świat a nie nasz. Wydaje mi się, że mając przez tyle lat do czynienia z Warlordem i jego bandą zbirów, to właśnie Eikarysom powinien się dostać przywilej przepędzenia ich stąd.
- Przepędzenia albo wykonania egzekucji – dodał Watchman. - Wydaje mi się, że zwyczajowe prawo Eikarysów wymaga wyjątkowo straszliwej śmierci dla Warlorda. - Chętnie bym to obejrzał – odezwał się szyderczo Cloud. - Ale to nadal nie wyjaśnia, dlaczego zwyczajnie nie rozwalimy tej całej fortecy. Bycie pogrzebanym pod paroma tonami skał to chyba wystarczająco straszliwa śmierć, nawet jak na preferencje Eikarysów.
- Jestem przekonany, że generalicja miała swoje powody – uciął Twister głosem na tyle ostrym, by pozostała trójka rozważyła przerwanie dyskusji.
- Taa… - mruknął pod nosem Cloud, najwyraźniej zainteresowany dalszym drążeniem tematu. - Po prostu uważam, że ten facet nie jest wart życia większej ilości imperialnych żołnierzy niż do tej pory kosztował.
Twister nie odpowiedział. Reszta zrozumiała aluzję i rozmowa ucichła.
„Ale ta sprawa,” przyznawał w duchu, „nadal wisiała w powietrzu.” W gruncie rzeczy, wisiała nad każdym z nich w tym transporterze.
Nie dotyczyło to jedynie czterdziestu ludzi z kompanii Aurek.
Nie, żeby aż tak.
Były jeszcze setki imperialnych żołnierzy czekających na bitwę, wliczając w to trzy kolejne kompanie z Pięćset Pierwszego. Większość z nich czekała gdzieś w lasach i na równinach po drugiej stronie fortecy, przygotowywując się do bezpośredniego natarcia ze wsparciem z ziemi i powietrza. Imperium Ręki czyniło poważne starania, żeby schwytać tyrana, gnębiącego ten świat i jego mieszkańców przez ostatnie pięćdziesiąt standardowych lat.
Ale w jakim celu?
Cloud miał rację. Choć wytrzymałe, starożytne warownie Eikarysów nie były zaprojektowane z myślą o opieraniu się takiej sile ognia, jaką dysponowało Imperium Ręki. Jeśli wywiad uważał, że on tam jest, to parę godzin porządnego bombardowania zamieniłoby fortecę w stertę zgliszczy, usianą martwymi Lakrańskimi najemnikami, o Warlordzie nie wspominając. Pozbawione wodza, pozostałe gniazda oporu byłyby już łatwe do wyeliminowania, tym bardziej, że cała planeta zjednoczyłaby się przeciwko najemnikom. Byłoby to szybkie, sprawne i o wiele łatwiejsze zarówno dla szturmowców, jak i dla pozostałych jednostek lądowych.
Najwidoczniej istniała jednak jakiś ważna przyczyna, dla którego Imperium Ręki potrzebny był żywy Warlord. Pytanie brzmiało: co to była za przyczyna?
Twister potrząsnął w myślach głową. Wiedział, że zwykły żołnierz nie zaprzątałby sobie głowy takimi sprawami, a nawet jeśli, to zachowałby to dla siebie.
Wszystkich żołnierzy uczono słuchać rozkazów bez sprzeciwu i wykonywać je bez wahania.
Oczywiście, do pewnego stopnia odnosiło się to też do imperialnych szturmowców.
Ale tylko do pewnego stopnia.
To już nie było Imperium Palpatine’a, a siedzący w transporterze nie byli już bezdusznymi, niezdolnymi do myślenia, zabójczymi maszynami, które kiedyś wypuścił przeciwko Republice.
Elitarnych żołnierzy Imperium Ręki wyselekcjonowano zarówno pod względem inteligencji jak i umiejętności na polu bitwy. Byli szkoleni, by poruszać się po tej cienkiej linii oddzielającej posłuszeństwo od inicjatywy i uczciwe pytanie od bezgranicznego zaufania.
Twister powoli zlustrował wzrokiem czterdziestu uzbrojonych mężczyzn, siedzących w ciszy dookoła niego.
»To był jego prawie szósty rok w kompanii Aurek, z czego dwa lata jako dowódca oddziału Aurek-Siedem, i w tym czasie zdążył się przekonać, że niewiele było wyzwań, którym szturmowcy, jeśli się już tego podjęli, nie mogliby sprostać.
«Mieli rozkaz wejść do środka i schwytać Warlorda. Nie miał cienia wątpliwości, że to się nie uda. Zaś żaden z nich, a już na pewno on sam, nie musiał znać powodów wydania rozkazu.
Choć pytania pozostały.
- Minuta – krzyknął kierowca.
Miejsce nagle się ożywiło, kiedy żołnierze po raz ostatni sprawdzali swoje karabiny blasterowe BlasTech E 11 i resztę wyposażenia.
Transporter zwolnił, otwierając tylne drzwi. Bezszelestnie, czwórkami, szturmowcy zaczęli wysypywać się w deszcz na zewnątrz, zajmując wyznaczone pozycje na opustoszałych ulicach.
Aurek-Siedem wyszedł jako ostatni. Twister zbiegł truchtem na ziemię i po paru krokach zatrzymał się, szybko omiatając wzrokiem okolicę. We wznoszących się wokół nich budynkach nie było wiele świateł i, tak samo jak na ulicy, panowała w nich cisza.
- Chyba Eikarysi doszli do wniosku, że przebywanie w pobliżu Warlorda może nie wyjść im na dobre – zauważył zza jego pleców Cloud.
- Dla ich dobra, lepiej żeby tak właśnie było – odrzekł Twister, kończąc inspekcję terenu i określanie pozycji oddziału. - Ruszamy.
Ich punkt docelowy znajdował się dwie przecznice dalej, w wąskiej uliczce, pomiędzy czteropiętrowym blokiem a jednym z wielu w tym mieście, obskurnych lokali niższej kategorii. Z tego miejsca, według hologramów zwiadu, powinni mieć widok na wschodnie podejście do budynku oznaczonego kryptonimem Strażnica-2.
Para strażnic była osobliwym eikaryjskim konceptem militarnym, o którym większość szturmowców nie wyrażała się zbyt entuzjastycznie. Choć wyglądały jak zwykłe domy mieszkalne czy budynki biurowe, były to w istocie nowoczesne wartownie i stacje nasłuchowe, dedykowane odległej o dwa kilometry od miasta fortecy i połączone z nią zbrojonymi podziemnymi przejściami. W nie tak odległej przeszłości, kiedy brutalna walka plemienna była na Karieku na porządku dziennym, strażnice umożliwiały aktualnie zajmującym fortecę plemieniu kontrolę nad jego przeciwnikami, którzy przybywali do miasta w celach handlowych, towarzyskich lub na przykład żeby zdradziecko zaatakować.
Gdy Warlord i jego najemnicy zawładnęli wszystkimi fortecami na planecie, wykorzystywali je mniej więcej w tych samych celach, z tą jednak różnicą, że dla nich każdy Eikarys był potencjalnym wrogiem. I tak, wielu niezadowolonych obywateli, narzekając w prywatnej rozmowie z przyjacielem w zaciszu ulicy na bezlitosne rządy Warlorda zbyt późno odkrywało, że są obserwowani, nagrywani, oskarżani i skazywani, czasami nawet jeszcze zanim pogawędka dobiegła końca.
Same strażnice nie miały większego znaczenia strategicznego, biorąc pod uwagę fakt, że miasto było już kontrolowane przez niedawno powstałe Dowództwo Zjednoczonych Plemion. Natomiast ich użyteczność, i był to właśnie powód żywionej ku ich strategicznej wartości niechęci szturmowców, leżała w tunelach łączących ich z fortecą. Jeśli kompanii Aurek udałoby się zając jedną lub obie strażnice, mogliby dostać się do schronienia Warlorda bez narażania się na krzyżowy ogień obrońców, których ciężki sprzęt już czekał, aby powitać ogniem gromadzące się pod miastem jednostki imperialne.
Rzecz jasna, Warlord też nie był głupi. Z pewnością wyposażył tunele w najskuteczniejszy możliwy system obronny, włączywszy w to miny, bomby-pułapki, klastery i tylu Lakrańskich najemników ilu dało się tam zmieścić. Ale miał do czynienia z Pięćset Pierwszym Legionem, legendarną „Pięścią Vadera.”
W swej długiej historii, dawał on sobie radę z gorszymi rzeczami.
Da sobie radę i z tą.
Aurek-Siedem dotarł do wyznaczonej uliczki i Twister szybko się rozejrzał. Wzdłuż podstawy budynku rozmieszczonych było pół tuzina zejść wiodących do przydomowych ogródków i niewielkich, pogrążonych w ciemności sklepików. Tymczasem w lokalu świeciły się tylko standardowe światełka bezpieczeństwa, typowe dla zamkniętej knajpy. Nikogo nie było widać. Trzymając karabin blasterowy na wysokości piersi, Twister wślizgnął się w uliczkę, a reszta oddziału rozproszyła się za jego plecami.
Byli już przy drzwiach lokalu, kiedy mignięcie na umieszczonym w hełmie ekranie czujnika zwróciło uwagę Twistera.
- Uwaga, ktoś tam jest… - ostrzegł pozostałych, kierując broń we wskazanym kierunku i przyglądając się uważniej wyświetlaczowi. Niestety, padający deszcz zniekształcał podczerwony obraz i wykluczał też jakąkolwiek możliwość analizy wydychanego powietrza, czyniąc niemożliwym odróżnienie nieszkodliwego Eikarysa od wrogo nastawionego Lakranina.
- Bądźcie czujni.
Ledwo skończył wypowiadać ostrzeżenie, gdy drzwi kantyny otworzyły się i w uliczce pojawił się młody eikaryjski samiec. Deszcz spływał kaskadami po lśniących pasach czarnych łusek, okalających jego zieloną twarz. Nie był ubrany w typową, jaskrawo-kolorową, warstwową, wieczorną szatę, lecz w ciemne, dopasowane spodnie, niskie buty i luźne serape.
- Dobry wieczór, Imperialni… – przywitał się w znośnym wspólnym. - Oby Wasze plemię znalazło radość.
- A Twoje dostatek - Twister użył tradycyjnej formuły i zmarszczył brwi, spoglądając przez czujniki w hełmie.
Ciężko było wyrokować w ciemności, ale nie mógł jakoś dostrzec w pomarańczowym wizerunku twarzy żadnych barwnych fluktuacji, które zazwyczaj przekazywały większość emocjonalnych odczuć Eikarysów. Młody obcy był spokojny i opanowany – dość nietypowa reakcja zwykłego obywatela, stającego nagle oko w oko z czterema imperialnymi szturmowcami.
Mogło to sugerować, że albo Eikarys był bardziej pijany niż kiedykolwiek miał prawo być o tej porze dnia, albo spotkanie nie było na tyle przypadkowe, na ile to się mogło wydawać.
- Można spytać, co tu robisz? - zapytał tubylca.
Pomarańczowy wizerunek spłynął na ciemnoróżowo, co było odpowiednikiem ironicznego uśmiechu.
- Dziwne – odezwał się. - Miałem Was spytać o to samo.
Uniósł rękę zanim Twister zdążył odpowiedzieć.
- Ale to nie miejsce na dyskusje – kontynuował. - Jestem przekonany, że wewnątrz będzie o wiele wygodniej.
- Doceniamy Twoją troskę – oznajmił Twister, skinąwszy nieznacznie ręką. Wokół siebie wyczuł poruszenie, gdy reszta grupy swobodnie utworzyła kwadrat, przyjmując szyk obronny.
Mimo pięćdziesięciu lat brutalnej tyranii i niedawnego sojuszu zawartego przez wszystkich głównych wodzów plemiennych, Warlord wciąż cieszył się niewielkim, choć nie nieznaczącym poparciem wśród zwykłych Eikarysów. Część z nich kolaborowała, a ich życie i dochody narażone byłyby na ryzyko, gdyby Warlord został obalony, ale większość była prostymi mieszkańcami, obawiającymi się i przeciwstawiającymi się jakimkolwiek zmianom, nawet jeśli miałyby to być zmiany na lepsze.
Jeśli to była pułapka . . .
- Budynek – doszedł go zza pleców szept Watchmana. - Wolno i swobodnie.
Twister ostrożnie się odwrócił.
Puste zejścia wiodące do sklepików nie były już puste. Na każdym z nich znajdowało się teraz po trzech lub czterech Eikarysów. Każdy z nich miał na sobie to samo ciemne odzienie i wszyscy byli uzbrojeni: w blastery, granatniki i miejscowe starożytne wyrzutnie pocisków.
Rzecz jasna, cała broń była wymierzona w szturmowców.
- Tak jak mówiłem – powtórzył spokojnie Eikarys - To nie jest miejsce na dyskusje. Proszę: pierwsze schodki?
Twister ściągnął usta, błyskawicznie analizując dostępne możliwości.
W normalnych okolicznościach, już dawno użyłby uruchamianego językiem przełącznika, by uruchomić komlink i wezwać posiłki. Aurek-Cztery i Aurek-Dziewięć znajdowały się na sąsiedniej ulicy i pojawiłyby się tu w dziewięćdziesiąt sekund.
Ale tym razem wszystkie jednostki miały zachować bezwzględną ciszę radiową. Warlord posiadał wyrafinowane systemy wykrywające i nawet pomimo imperialnego systemu kodowania, czyniącego transmisję nieczytelną, najprawdopodobniej byłby w stanie namierzyć każdy sygnał i w ten sposób określić położenie przeciwnika. Jeśli jeszcze nie wiedział o dzisiejszym ataku, to taka transmisja załatwiłaby sprawę.
Mógł także, rozkazać swoim ludziom otworzyć ogień, pokładając wiarę, że ich pancerze wytrzymają kontrę Eikarysów wystarczająco długo, by zagrożenie zostało zneutralizowane. Ale odgłosy blasterowego ognia dochodzące z ciemności wokół strażnicy byłyby o wiele bardziej dyskredytujące niż namierzona transmisja.
Poza tym byli tam, by mieszkańców uwolnić, a nie powystrzelać.
- Jak sobie życzysz – stwierdził, dając znak swoim ludziom, by spoczęli.
- Jest Pan pewny, że chcemy to zrobić? - dobiegł go cichy głos Clouda.
- Gdyby trzymali z Warlordem, nie zapraszaliby nas na pogaduszki – zauważył Twister. - Zaczęliby strzelać i byłoby po wszystkim.
- To, że nie są po jego stronie wcale nie oznacza, że są po naszej – z głosu Watchmana przebijała nieufność. - A mnie się nie podoba, że nasze czujniki nie wykryły, jak się tutaj czaili.
- Może to przez ten deszcz – powiedział Twister, patrząc na swój wyświetlacz. Tubylcy byli już pokazywani tak jak trzeba.
- Jego było widać – przypomniał mu Watchman, kiwając głową w kierunku stojącego samotnie w strugach deszczu Eikarysa, który wciąż czekał na decyzję okrążonych.
- Możemy się ich o to spytać wewnątrz – zdecydował Twister i to był już rozkaz. Musiał przyznać, że Cloud miał rację; wcale nie był taki pewny, że sam chce to zrobić. Ale na chwilę obecną, wachlarz możliwości był bardzo ograniczony.
- Zniżcie broń i za mną.
Po kilkunastu schodkach zeszli do niewielkiego sklepiku krawieckiego, wyglądającego na opuszczony od wielu lat. Wewnątrz czekał na nich jeszcze tuzin Eikarysów, rozstawionych w okręgu pod ścianami i uzbrojonych równie silnie jak ci na zewnątrz. »Kiedy weszli jeden za drugim do pokoju, młody Eikarys, z którym rozmawiali, minął ich, a potem usiadł na zardzewiałym stole służącym jako maszyna krawiecka.
«- Spytam znowu – powiedział, przyglądając się każdemu z nich po kolei - Co wy i wasi towarzysze robią o tej porze w naszym mieście?
- Czy tak właśnie wygląda eikaryjska gościnność? - odciął się Twister, próbując przypomnieć sobie wszystko, co lecąc tu dwa miesiące temu czytał o lokalnych zwyczajach. Jak do tej pory Kompania Aurek nie miała zbyt wiele okazji do bezpośredniej styczności z tubylcami, ale miał wrażenie, że w ciągu kilku najbliższych minut zaległości zostaną w pełni nadrobione. - Zadawać pytania, zanim jeszcze zostaliśmy sobie przedstawieni?
- Nie odpowiadaj! - surowo ostrzegł stojący pod ścianą, starszy Eikarys, a jego początkowo pomarańczowy wizerunek przeszedł z czerwieni do purpury. - On mówi leworęcznie, bo chce przehandlować twoje imię Warlordowi.
Twister zmarszczył brwi a potem nagle się zorientował. “Leworęczny” oznaczało w eikaryjskim slangu “kłamstwo," podczas gdy „praworęczny” było synonimem prawdy.
- Nie mówię leworęcznie – podkreślił. - Jeśli nie będzie mi wolno odpowiedzieć na jakieś pytanie, powiem wam to. Ale nigdy nie będę mówił do was leworęcznie.
Starszy Eikarys pociągnął nosem.
- Czyż nie w ten sposób zapewniałby nas o tym leworęczny mówca…?
- Wystarczy, Ha-ran – przerwał mu siedzący na stole Eikarys. - Jego pytanie, przynajmniej o naszą gościnność, jest praworęczne.
Spojrzał znów na szturmowca.
- Nazywam się Su-mil - oznajmił. - A Ty?
- Mówią na mnie Twister – odrzekł Twister. - A to moi ludzie: Shadow, Cloud i Watchman.
Odwrócił się w stronę Ha-rana.
- I z całym szacunkiem dla Twojego plemienia i jego książąt – dodał – Jeśli wierzysz, że jesteśmy tu po to, by wchodzić w jakieś interesy z Warlordem, to chyba musiałeś przegapić te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce na Twojej planecie przez ostatnie osiem miesięcy. Nasi ludzie bezustannie walczyli po stronie Eikarysów, żeby zabrać rękę Warlorda z Waszego gardła.
- To dlaczego atakujecie jego twierdzę w taki sposób? - wyrzucił z siebie Ha-ran. - Dlaczego jej po prostu nie zniszczycie z nim w środku? Dlaczego narażacie życie, by spotkać go twarzą w twarz?
Twister skrzywił się pod hełmem. Tej nocy wszyscy na planecie zdawali się zadawać sobie to samo pytanie.
- A dlaczego Wy narażacie życie, by spotkać nas twarzą w twarz? - spróbował zyskać na czasie.
»Jak się okazało, nie było to najlepszą rzeczą, którą mógł powiedzieć.
«- Sprowadziliśmy Was tutaj, żeby się dowiedzieć, co zamierzacie – oświadczył Ha-ran, a jego wizerunek stał się niemal zupełnie czarny. - I, być może, zawrzeć z Wami układ. Chyba, że chcecie go zawrzeć z Warlordem?
- A jakiż to układ mielibyśmy z nim zawrzeć? - zaprotestowal Watchman. - Przyszliśmy tutaj, żeby go zniszczyć.
- Doprawdy? - żachnął się Eikarys. - A może tylko podbić?
- A po co? - upierał się Watchman. »- Cóż mógłby nam zaoferować …?
«- Watchman – włączył się cicho Twister.
Szturmowiec przerwał.
- Nie wiemy, dlaczego tutaj jesteśmy – przyznał szczerze Twister. - Żaden z nas nie zajmuje wystarczająco wysokiej pozycji w radzie książąt naszego plemienia by udzielono mu takich wyjaśnień.
- Zwą ich “generałami” a nie „książętami” – wtrącił Su-mil. – A wy nie macie plemion tylko pojedyncze Imperium Ręki. Nie rób z nas durniów, żołnierzu.
Twister odwrócił się i spojrzał mu w twarz. Mała cząstka jego umysłu odnotowała, że było coś komicznego w postawie siedzącego na krawieckim stole i wymachującego nogami jakieś pół metra nad ziemią Eikarysa.
Ale w tej samej chwili, widoczna w jego posturze i oczach siła i determinacja, kazała odrzucić wszelkie powody do śmiechu.
- Masz rację – przyznał Twister. - Próbowałem po prostu operować pojęciami, które byłyby zrozumiałe dla Twoich ziomków.
- My rozumiemy wiele pojęć – zapewnił go Su-mil.
- A więc skoro tak – powiedział Twister. - Proszę o wybaczenie za moją niezamierzoną gafę.
Eikarys przyglądał mu się przez chwilę, a potem jego pomarańczowy wizerunek zamienił się w złocisto-żółty.
- Przeprosiny przyjęte – oznajmił. - A więc przyznajecie, że chcecie się spotkać z Warlordem osobiście?
- Nasze rozkazy brzmią: spenetrować fortecę i wziąć go żywcem - odpowiedział Twister. - Jak już mówiłem, nie znam powodów wydania takich właśnie rozkazów.
- To może wysłuchasz naszej opinii – zaproponował Su-mil. - Uważamy, że Wasze Imperium Ręki ma zamiar zawrzeć z Warlordem układ, trefny układ, który zniszczy wszystkich, którzy podniosą nań rękę. Naszym zdaniem, zjednoczyliście Eikarysów tylko po to, by zdobyć dla siebie lepszą pozycję przetargową.
- To absurd – zaprzeczył odruchowo Twister. - Nie wierzę, żeby moi ksią… moi dowódcy przyłożyli do tego rękę.
- A czemuż to? - spytał Ha-ran. - Czy Wy, którzy podróżujecie wśród gwiazd, nie splądrowalibyście chętnie zabytków i skarbów Eikarysów?
- A może Warlord jest już Waszym sprzymierzeńcem? – dodał Su-mil. - Nikt z Eikarysów nie widział go nigdy bez zbroi. Z tego, co wiemy, może być on nawet człowiekiem, jak Wy.
Twister wziął głęboki wdech. Niestety, to było kolejne dobre pytanie. Z tego, co wiedział, nikt w Imperium także nie wiedział, jaka istota przywdziewa osobliwą zbroję Warlorda.
Ale możliwość, że był to jakiś imperialny renegat, nigdy nie przyszła mu na myśl.
- Nie znam przesłanek, stojących za moimi rozkazami – powtórzył. - Ale to jest moja trzecia kampania w służbie Imperium Ręki i miałem też okazję przestudiować historię wielu innych. Z pewnością moi dowódcy popełniali błędy, ale nigdy się z tym nie spotkałem, żeby zdradzili tych, którzy im zaufali.
- Więc dla Ciebie, wszystko sprowadza się do kwestii zaufania? - spytał Su-mil.
- Myślę, że w ostatecznym rozrachunku dotyczy to każdego z nas – odpowiedział Twister. - Ufaj dowódcom i sprzymierzeńcom, a tym, którzy zaufali tobie, okaż lojalność.
Wskazał gestem w kierunku drzwi.
- W tej właśnie chwili, na zewnątrz znajdują się żołnierze, którzy zaufali nam, że będziemy chronić ich flankę na wypadek ataku. Pokornie prosiłbym, abyście pozwolili nam nie zawieść tego zaufania.
Przez dłuższą chwilę pokój pogrążył się w milczeniu. Su-mil spojrzał na niego, a w miarę jak się zastanawiał, jego wizerunek stopniowo zmieniał odcień. A potem nagle powrócił do pierwotnej pomarańczowej barwy.
- Zaproponuję Ci mój własny układ - postanowił. - W lochach fortecy, którą będziecie próbowali spenetrować, znajdują się setki Eikarysów, przetrzymywanych tam latami przez Warlorda i jego żołnierzy. Jedynym przestępstwem większości z nich było opieranie się tyranii. Czy zobowiążesz siebie i swoich ludzi, by uwolnili ich, zanim bitwa przeniesie się do wewnętrznej twierdzy Warlorda.
Twister poczuł przechodzący go nieprzyjemny dreszcz. Nie szkolono go, by negocjował z mieszkańcami planety. Tym bardziej nie był upoważniony do przeprowadzania z nimi taktycznych uzgodnień.
szkoleni by poruszać się po tej cienkiej linii oddzielającej posłuszeństwo od inicjatywy …
- Nie jestem pewny, czy mogę to obiecać – zaczął ostrożnie. - Moje rozkazy są bardzo precyzyjne a na...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin