Letnia impreza.doc

(79 KB) Pobierz
Chociaż minęło już wiele lat od cudownego przeżycia, wspomnienia, którymi chciałbym podzielić się z innymi, "stoją" mi przed o

Bartkowi niedawno minęła osiemnastka, a zachowywał się jak dzieciak. Przed lekcją wf-u do­stawał drgawek, a po lekcji chował się w najdalszym kącie szatni, by nikt go nie zauważył; lub raczej "mu" nie zauważył. Powód był o tyleż prosty, co i skomplikowany: nikt z chłopa­ków nie miał w spodniach tyle, co Bartek. Przez gimnastyczne szorty oba jaja było mu widać jak dwie bi­lardowe kule, a penisa - całego! I ja­ki jest gruby, i skąd dokąd! Gdy to Bartek spostrzegł, omal zawału nie dostał. U innych to wszystko aż tak nie rzucało się w oczy. Owszem, u Miśka widać zarys małego w no­gawce, ale to normalka. U Rafała też widać pokaźną, równo okrągłą gór­kę, która mu idealnie wypełniała rozporek, ale u niego niczego z osobna nie da się zauważyć. Poza tym Rafał to Rafał, już mu dwu­dziestka siedzi na karku i nie ukry­wa, że regularnie dupi, bo by mu ja­ja rozerwało. Od tamtej pory Bartek zaczął się obawiać kolegów. Co zro­bią, gdy spostrzegą zawartość jego majtek? Już sobie wyobrażał te wy­mowne spojrzenia, te drwiące ko­mentarze. Ale jak na razie nikt nic nie komentował. I to nie koledzy je­mu, ale Bartek kolegom coraz natar­czywiej zaczął się przyglądać, zwłaszcza Rafałowi, aż kiedyś sam się przyłapał, że swą niesforną wyobraźnią rozbiera ich, by sycić oczy ich wyimaginowaną nagością. Wtedy resztką świadomości przywoływał się do rozsądku. któregoś dnia zrozumiał, że naprawdę chciałby zo­baczyć gołego chłopaka, że - po prostu podobają mu się chłopcy! To był szok... I zaczął się dla Bartka ist­ny horror, zakończony, jak sądził, wymuszonym załatwieniem zwol­nienia z wf-u.

Wkrótce potem zdarzyło się, że z woja przyjechał chłopak Magdy. To, że Magda ma chłopaka i to, że przyjechał, nie było niczym nad­zwyczajnym. Ale starzy, typowy be­ton, stanowczo oświadczyli, że ich córka przed ślubem pod ich da­chem - nigdy! Tak więc Wojtek za­gościł w pokoju Bartka. Już od pro­gu oświadczył, że nie ma zamiaru eksmitować go z tapczanu, zmiesz­czą się we dwóch. Nie widział miny Bartka, który z przerażenia spocił się jak mysz. A gdy mu Wojtek szepnął: "Razem będziemy spać tyl­ko kawałek nocy, rozumiesz, prze­cież przyjechałem do Magdy, nie do ciebie..." i dyskretnie do swego rozporka przyłożył dłoń Bartka, nieszczęśnikowi zrobiło się ciepło i słabo, i krew mu z twarzy odpły­nęła, a serce niemalże przestało bić. Wojtkowi stało! I daje mu ta­kiego macać? Więc jak Bartkowi stanęło! A Wojtek spokojnie dopy­tywał się, o której starzy się kładą i czy mają twardy sen.

Czym bliżej było wieczora, tym bardziej Bartek czuł drgawki na ca­łym ciele. Samogwałt niczego nie rozwiązał, pała cały czas dokuczała. Wojtek do późna siedział u Magdy, ale w tym samym czasie mama sie­działa przed telewizorem. Potem Magda pluskała się w łazience i po­szła do siebie, potem Wojtek wziął tusz i położył się u Bartka, potem Bartek skorzystał z łazienki, a na końcu mama. Wreszcie, gdy w całym domu zapanowała cisza, Bartek od­ważył się zgasić nocną lampkę, bły­skawicznie się przebrał, spytał: "Śpisz?" - by usłyszeć: "Ani mi to w głowie" - i dopiero wtedy nad wy­raz ostrożnie wsunął się pod kołdrę.

- Oczywiście mogę na tobie po­legać - mówił Wojtek. - Nikt się nie dowie, że mnie tu jakiś czas nie bę­dzie. Ku...! Powiedz, jak to jest, że taki kawałek ciała może człowieko­wi tak dokuczać! - i położył jego rę­kę na swoich slipach!

Bartkowi po raz drugi odjęło mo­wę i oddech, a serce popadło w arytmię.

- Sorry, bracie - zreflektował się Wojtek. - Zapomniałem, że jeszcze nie byłeś w woju. Tu dopiero rozu­miesz, że każdy chłopak ma takie sa­me potrzeby i każdemu pała staje. Nikt się z tym nie chowa, po prostu trzeba sobie ulżyć i już. Niektórzy idą na kurwy, ale mnie to, wiesz, obrzydza, w jednej dziurze tyle ku­tasów. Wolę, jak mi chłopak spuści, a ja jemu. Za to dziś! Wiesz, jaką Magda ma kochaną cipeczkę? I całe­go, po jaja! - Wojtek rozpływał się jak nabuzowany, a Bartek czuł, jak się pręży jego twardy penis i drżał na myśl, co by było, gdyby tak Woj­tek sięgnął ku jego piżamie. Na szczęście nie sięgnął.

Czas wlókł się w nieskończoność. Bartek, odwrócony tyłem, udawał, że śpi, a Wojtek kręcił się i wiercił, co rusz wpatrując się w tarczę ze­garka. Wreszcie w największej kon­spiracji wyszedł; było po drugiej. Która była, gdy wrócił, Bartek nie wie, bo naprawdę usnął. Przebudził się, gdy Wojtek go poruszył, by zro­bił mu miejsce.

- I jak...? - szepnął Bartek rozbu­dzony, bez związku i bez konkretnej myśli.

- Luks, bracie, żal było wracać. Co miłość robi z człowieka! Ciebie też kocham! - Wojtek stłumił radość i zamaszyście pocałował Bartka, przekraczając go i wchodząc pod kołdrę. Bartkowi natychmiast opa­dły z powiek resztki snu.

- Gdzie masz slipy? - spytał, gdy mignęła nad nim dyndająca fujarka Wojtka.

- Brudne, bracie, poklejone. To jest mokra robota, rozumiesz. My­ślę, że mi jutro pożyczysz coś swo­jego? - po czym odwrócił się, loku­jąc swój nagi tyłek w fałdach piżamy Bartka, która akurat w tym miejscu była dokładnie wypełniona jego oka­załą moszną i tęgą, mięsistą pałą.

Bartek odruchowo wyrżnął bio­drami w tył i zamarł bez ruchu.

- Sorry, bracie - Wojtek sięgnął ku niemu ręką. - Ja sobie ulżyłem, a ciebie skazałem na wojnę z prze­ścieradłem. Jak ci mały nie da spać, przytul go do mnie, przerepetuj i wypal. W woju tak robimy. Bardzo ci dokucza?

Wojtek oczywiście trafił w penisa, ale miękkiego. Gdyby od razu cofnął dłoń, wszystko by było w porządku. Ale nie cofnął, a w tym momencie Bartek już nie miał nic do powiedze­nia. Jego pała błyskawicznie zaczęła tężeć. Wojtek stracił rozeznanie, bo to, czego dotykał, było na tyle duże, że wydawało mu się już wyprężone, tymczasem ono dopiero teraz za­czynało się powiększać i rosnąć do niebotycznych rozmiarów! Wojtek był zbity z tropu, a Bartek leżał jak kłoda.

- Pomóc ci? - szepnął Wojtek kryjąc wahanie, nad którym wzięła górę zwykła ciekawość. - Daj, robi­liśmy tak na unitarce - i zsunął mu dół piżamy.

Bartek nie wykrzesał z siebie naj­mniejszego oporu. Drżał jak osika, a Wojtek najpierw po prostu zanie­mówił, potem dopiero wziął ten okaz w rękę, przyglądnął mu się do­kładniej i z niedowierzaniem popar­tym dociekliwą wędrówką palców od dołu do góry i z powrotem, bez słowa, patrząc mu w oczy, jakby oczekując zgody, przyłożył tę pałę do swych warg i pokaźną, rozłożystą żołądź zaczął dotykać językiem. Gdy drugą dłoń ułożył na mosznie, obda­rzając Bartka wyrafinowaną piesz­czotą, chłopakiem rzuciło jak w fe­brze, zacisnął powieki i zęby, noz­drza mu zafalowały, powiedział tyl­ko: "Uważaj" - i wypalił Wojtkowi w twarz z taką siłą, że sperma roz­prysnęła się dokoła. Wojtek panicz­nie się zasłonił, jęknął: "Ku..., co ro­bisz!", ale już było za późno. Spermę miał nie tylko na twarzy, ale we wło­sach, w uszach, na dłoniach, na szyi. Próbował ją zetrzeć, lecz czym? Przetarł więc tylko oczy, patrząc półprzytomnie.

Bartek dyszał ledwie żywy. Sam do końca nie wiedział, co się stało. Dopiero słowa Wojtka: - Zlałeś się jak ogier! - powoli przywracały mu świadomość. - Ileś ty go nie spusz­czał?

Bartka naraz opanował wstyd i czarna, bezdenna rozpacz. Z tru­dem stłumił łzy.

- Lepiej powiedz, w co mogę się wytrzeć - rzekł Wojtek, tuszując tym i swoje zmieszanie.

Bartek uniósł biodra, wciągnął spodnie od piżamy i wstał. Wyszedł na palcach. Woda zaszumiała i uci­chła, a Bartek wrócił, podając Wojt­kowi mokry ręcznik.

- Zaświeć na chwilę - poprosił Wojtek - bo nie wiem, gdzie...

Bartek zaświecił. Najpierw rzu­cił okiem w nagość Wojtka i przez moment brakło mu tchu - przecież Wojtek to prawdziwy chłopak, nie jakiś tam dzieciak, to kawał byczka, i jak zbudowany, i ile ma tam wło­sów; a Bartek pierwszy raz widział gołego chłopaka! Natomiast Woj­tek, który siedział na brzegu tap­czanu, wycierając się, znów miał na wysokości oczu przepełnioną piża­mę Bartka i pomyślał, że czegoś ta­kiego nigdy w życiu nie widział i pewnie już nie zobaczy, więc mo­że by jeszcze raz? Najpierw popa­trzył Bartkowi w oczy, jakby pro­sząc go o zgodę, ale Bartek tego spojrzenia nie widział; więc Woj­tek, włożywszy mu obie dłonie na biodra pod gumkę, ponownie po­woli zsuwał mu spodnie. Bartek stanął wyprężony jak struna. Tym bardziej, że co Wojtek odsłonił, dotykał ustami w delikatnym poca­łunku: podbrzusze, i niżej, i jesz­cze, to już nasada penisa, i jeszcze trochę, już wyłania się penis, już dotknęły go usta... Dalej piżama sa­ma opadła. Wojtek patrzył jak za­uroczony.

- Nikogo z takim nie widziałem. Jesteś mistrzem w swojej klasie - wyszeptał i, wykorzystując pierw­sze nasycenie penisa, objawiające się nieznaczną miękkością i ciężkim pochyleniem w dół, wessał mu fal­lusa do ust.

Bartka otoczyła fala gorąca. Dreszcz targnął jego ciałem, ale tym razem nie z powodu grożące­go wytrysku. To była błogość, to była namiastka rozkoszy! Ale już przechodziła w natychmiastowy, mocny wzwód i Wojtek penisa ustami już nie objął. Lecz pieszczot nie zaniechał, a Bartek nawet przed sobą nie przyznałby się, że właśnie czegoś takiego pragnął! Wszystko to razem skutecznie pozbawiło go oporu, wstydu i jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież Wojtek wie, co robi, a że dopiero był u Magdy, no to wiadomo, że nie jest pedałem, więc niech robi. I - sam zrzucił z siebie bluzę piżamy, chcąc być jak Wojtek: nago. Wojtek przywoływał najróżniejsze piesz­czoty, nawet przykrywał Bartka swoim ciałem, podbrzuszem praso wał mu ten pulsujący korzeń, do­prowadzając go na granicę wytry­sku. Wyczuwał, kiedy Bartek może wystrzelić, bo wtedy ten zgniecio­ny pod nim właściciel takiej pały chwytał go za pośladki i mocno ści­skał udami, a jego fallus rozpychał się, jakby chciał Wojtka wyrzucić do góry. Więc Wojtek przerywał, pozwalając Bartkowi złapać drugi oddech, po czym ponownie pro­wokował mu fallusa namiętną pieszczotą lub pozwalał, by teraz Bartek zajął się jego wyprężoną fu­jarką. Bartek tak gorliwie się nią za­jął, że dopiero gdy nagły strumień strzelistej, perłowej lawy wypełnił mu usta, przełyk i krtań, gdy Bartek zakrztusił się nie wiedząc, czy ma to wszystko połknąć, czy wypluć ­oderwał się od niego, a Wojtek, pieszcząc mu ramiona i plecy, wy­szeptał: "Świetny jesteś"...­

Tej nocy Bartkowi po prostu świat runął na głowę. Zasnął w obję­ciach Wojtka, wyczerpany szaleń­stwem zmysłów i nieznaną mu w tym wymiarze, niezwykle inten­sywną rozkoszą, szczęśliwy bez gra­nie. Gdy się przebudził, słońce już było wysoko, Wojtka ani śladu; i ani śladu jego majtek! Zamiast nich ­kartka nabazgrana ręką Wojtka: "Pożyczyłem sobie, wiesz co, na du­pie ciasne, w kroku za luźne, ale wy­trzymam." Wojtek był z Magdą na spacerze. A po obiedzie pojechał.

Wszystko, co się zdarzyło tej no­cy, zostało okryte wymownym mil­czeniem i owiane mgłą zaprzysiężo­nej tajemnicy. Bartek nigdy Wojtka nie zdradził. Nawiasem mówiąc, Magda i Wojtek rozstali się. A miała to być podobno miłość, jakiej świat nie widział. Bartek trochę tego żało­wał, lecz potem pomyślał, że to le­piej dla Magdy. Bo Wojtek...

Przekonał się o tym po jego dru­giej i ostatniej wizycie, parę tygodni później.

Wszystkie wieczorne czynności przebiegły dokładnie tak samo. Te­raz leżeli obok siebie, wyczekując, aż starzy zasną. Bartka już pała bo­lała od nieustającej erekcji, lecz Wojtek jej nawet nie dotknął! Na­wet ręki na nim nie położył, nawet mu w jajach nie zamieszał, a Bartek tak tego pragnął! Wojtek powie­dział, że co się odwlecze, to nie uciecze, że jak wróci, bo teraz mu­si małego w pełnej sprawności za­chować dla Magdy. Ta sprawność coś dzisiaj u Wojtka była nie bardzo. Bartek zauważył, że mały wcale Wojtkowi nie stoi, a tamtym razem na samo wspomnienie Magdy mało mu gaci nie rozerwał. Bartek od­wrócił się na bok, ale i tak nie za­snął. O drugiej Wojtek wyszedł. Bartek myślał, że czas bez niego bę­dzie mu się dłużył w nieskończo­ność, tymczasem wcale nie. Wojtek u Magdy był krótko, wrócił w sli­pach, ciężko walnął się w pościel, pytanie: "Jak było?" zbył milcze­niem, a gdy Bartek spytał: "Co ci?", usłyszał: "Nie wyszło..." Bartek nie rozumiał, co tu mogło nie wyjść, ale nie spytał. Wojtek dodał, że się za bardzo w koszarach wyeksploato­wał, miał parę gorących nocy, ale jak nowi przyszli, no to wiadomo, że trzeba było im pomóc. Bartek już wiedział, jaka to pomoc. Odważnie położył dłoń na slipach Wojtka, od­najdując jego fujarkę: była mała, miękka, skurczona, ale pod jego do­tykiem powoli zaczynała się podno­sić. Wojtek rozluźnił się, rozsunąłuda, powiedział: "Możesz mi wyjąć, jak chcesz". Więc Bartek wyjął i na­tychmiast przywarł do niej ustami. Wojtek westchnął: "Gdyby mi Mag­ da tak wzięła, ale ona do buzi nie bierze", i z goryczą dodał, że skoń­czył przed Magdą i potem już nie mógł jej dać, bo "mały nie chciał" i "było do dupy". A teraz proszę! jak stoi! Bartek ponownie nie rozu­miał, co to znaczy, żeby mały nie chciał, bo jego "mały" bez przerwy by chciał. "Daj mi, co możesz, ja też ci dam" - zakończył Wojtek, po czym zdjął slipy, rozebrał Bartka z piżamy, wziął jego pałę, powie­dział: ,,Ty naprawdę masz zbója, nikt takiego nie ma!" i położył się na Bartku, biorąc tego wielkiego, gru­bego gnata między swe uda, a swo­ją fujarkę lokując na jego brzuchu. Bartek czuł cudowne ciepło płynące z drugiego ciała, które zamykało go sobą i pod sobą, które wzmagało w nim pożądanie i pragnienie. Woj­tek przechodził samego siebie: ssał mu sutki, przygryzał je, językiem drażnił mu szyję i ramiona, odwra­cał go na brzuch, całował mu uda i pośladki, jakby się zupełnie zapa­miętał w tym, co robi, to znów, opanowując się nieco, wilgotnym koniuszkiem języka przemierzał je­go napięty kręgosłup od lędźwi po sam kark. Bartek, przepełniony ero­tyzmem, tracił oddech i czucie, pra­gnąc niewiadomego, które stało się nagle, gdy Wojtek swoją fujarką na­parł mocno na jego zwieracz - i za­marł bez ruchu, a potem targany wstrząsami całego ciała skleił mu pośladki spermą. Wtedy Bartek poczuł, że z każdym rzutem Wojtka i porcją wyrzucanej spermy jego fu­jarka rozpycha mu odbyt i przeciska się do środka! Coś go ukłuło, coś nagle zabolało, Bartek wyprężył się, wstrzymał oddech, a fujarka Wojtka wjechała do środka... i... stało się. Bartek chciał zawołać: ,Wojtek, co ty...!", lecz nie umiał otworzyć ust. Zbierał rozpierzchłe myśli, nawet nie czuł rozsadzającego bólu. To na pewno był przypadek, przecież Wojtek tego nie chciał! Lecz gdy usłyszał: "Lekko mnie wziąłeś, głę­boko, ale jak tego nie chcesz, to po­wiedz" - zrozumiał, że to jednak nie był przypadek. Nie odpowie­dział. Bo cóż miał powiedzieć, jeże­li czuł, że penis Wojtka naprawdę w nim tkwi i że to wcale nie jest przykre? Co miał powiedzieć, jeśli nie miał pojęcia, co to jest seks i jak to naprawdę będzie? Więc niech będzie!

Przez cały czas trwania tego aktu Bartek szukał w nim przyjemności, ale że skupiał się na tym, jak Wojtek to robi, a nie na tym, co sam czuje, tej przyjemności nie znalazł. Prze­wartościował więc swoją opinię o Wojtku. Stwierdził, że on na pew­no w woju to robi, więc na pewno jest pedałem i dlatego jego fujarka z Magdą tego "nie chce" i jest "do dupy", a z chłopakiem "zawsze blu­es." Sam tak powiedział, gdy skoń­czył, swoimi slipami wycierając spermę z pośladków Bartka. Bartek doszedł do wniosku, że to on wolał­by leżeć na Wojtku, lecz Wojtek nie chciał podłożyć dupy pod tyle ciała. Wolał wyssać Bartkowi spermę; i wyssał. I to było przyjemne. Więc Bartek nie miał do Wojtka pretensji; wręcz przeciwnie.

Czym więcej czasu upływało od tamtych nocy, tym większe czuł Bar­tek rozgoryczenie i rozdrażnienie. Nie umiał sobie miejsca znaleźć. Pała mu wręcz rozrywała spodnie, nie da­jąc się wziąć na lep samogwałtu. Bar­tek nie był naiwny, by nie rozumieć, że pragnie - chłopaka! Trzymać w rę­kach jego korzeń, ssać go, obciągać, przygryzać mu jaja, patrzeć, jak bije mu sperma, dołożyć do niej swoją...

- Mistrzu, bardzo się spieszysz? ­usłyszał pewnego razu tuż za plecami.

Oglądnął się niespokojnie. Za nim stał niewysoki, szczupły mężczyzna. Bartek nie umiał powiedzieć, ile mógłby mieć lat: trzydzieści, więcej? Zwracał na siebie uwagę przede wszystkim gładko wygoloną twarzą, wysportowaną sylwetką i nienagan­nym kantem odprasowanych spodni. Bartek natychmiast prze­biegł wzrokiem po jego męskim wzgórku; zawsze od tego zaczynał lustrowanie płci męskiej; widać, że jest tu, co trzeba.

- A co? - spytał jak przygłup.

- Proponuję ci wypad za miasto ­to mówiąc elegant mignął mu kluczykami od samochodu.

- Po co?

- Nie wyglądasz na uszkodzonego zespołem Downa - głos niezna­jomego był twardy, konkretny, ale spojrzenie tym razem pobłażliwe. ­Jak się dobrze spiszesz, to i w kie­szeń coś wpadnie - i nieznacznie poprawił rozporek, dając wyraźniej do zrozumienia, o co chodzi.

- Ale tylko trochę... - wydukał Bartek półprzytomny. Taka okazja! Jeśli będzie to tak, jak z Wojtkiem, to nad czym się zastanawiać!

Nie pojechali daleko. Gość był cholernie napalony i gdy tylko zapię­li pasy, sięgnął do jego rozporka. Bartek drżał ze strachu. Pała mu sta­ła jak dzwon! Gość gwizdnął z cicha, gdy ją namacał, rzucił ostre: ,Wyj­muj, chcę to zobaczyć", a Bartek nie umiał trafić palcami do guzików. Lecz gdy tuż po chwili padło: "Słyszałeś? Nie powtarzam dwa razy!" ­Bartek struchlał. Z trudem wyjął. Facet najpierw dał po hamulcach ­"Dobry sk... syn z ciebie" - i zaraz potem w gaz. Skręcili za starą hur­townię i tu. w chylących się blaskach wczesnego wieczoru. Bartek zdej­mował spodnie. stojąc na gumo­wych nogach, a facet sycił się wido­kiem jego niebotycznej lagi. Którą drażnił mu, miętosząc ostro, prawie do bólu. Swoją dał mu do ust, kazał brać całą, głęboko, a Bartek dusił się bez oddechu i brało go na wymioty. Potem. oparty o maskę, z wypiętą dupą, drżał ze strachu wiedząc. co się za chwilę stanie. Facet nie miał fujarki jak Wojtek, miał co w ręku trzymać. I stało się. Jak mu facet wdupił...! Bartek zawył. "Mm, nie­grzeczny chłopczyk" - usłyszał i do­stał w dupę tęgiego klapsa; już nie wiedział. co bardziej go boli. Myślał, że ducha wyzionie. Bolało do końca. Nie tylko dlatego. że facet po cham­sku. ordynarnie go pieprzył. ale też że zgniatał mu jaja i kręcił lachę. jak­by je chciał wyrwać. Bartek zaciskał zęby w bólu i łzach i czekał końca...

Do domu wracał z zaciętymi ustami. pełen poniżenia. gniewu i pretensji do całego świata. Nawet nie umiał docenić słów gościa. które paliły mu uszy: "Z takim sprzętem u nas byłbyś mistrzem". Mistrzem... A w kieszeni palił go banknot opa­trzony kilkoma zerami. Wizytówkę, którą dostał. że "gdyby potrzebował parę groszy", od razu potargał. Wła­śnie wtedy powziął postanowienie, że będzie tym mistrzem! Jeśli trzeba to robić właśnie tak. jak robił to z nim ten gostek, to będzie tak robił! Ostro, brutalnie. aż do bólu całej dupy, jaj, bólu głowy. rąk, nóg i ca­łych wnętrzności!

Tak - ale z kim...?

Rafał wpadł do Bartka zdyszany.

- Tylko ty - powiedział. - To co, że zwolniony. po jednym meczu za­wału nie dostaniesz. Pamiętasz. jak żeśmy razem punkty zbierali? A teraz czwarta "be" ma oddać mistrzo­stwo jakimś palantom? - i porwał go niemal za klapy. zaciągnął do budy przed oblicze belfra, powiedział: "Drużyna w komplecie" - i już.

Bartkowi nagle nie przeszkadzały jego przeładowane gimnastyczne spodenki. Tyle czasu nie miał piły w rękach! I mistrzostwo pozostało w czwartej "be". Szał radości.

Po meczu Rafał powiedział. że ma do niego sprawę, żeby poczekał. A zwracając się do młodszych dodał:

- No. młodzieży. zwolnić szatnię. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin