Mateusz.doc

(40 KB) Pobierz
Chociaż minęło już wiele lat od cudownego przeżycia, wspomnienia, którymi chciałbym podzielić się z innymi, "stoją" mi przed o

Już od trzech godzin chodzę w kółko i nie mogę nikogo sensownego spotkać. Jest mi cholernie zimno i nie jestem pewien, czy nie będzie lepiej, jak pójdę do domu. Ale przecież mam wolną chatę, a to nie zdarza się często. Te cholerne pedalskie pikiety – dlaczego nie przychodzą tu ludzie w moim wieku? Przecież jest lato, wakacje w pełni, może rzeczywiście trochę zimno, ale nie przesadzajmy.

Przed jakąś godziną podszedł do mnie dość barczysty pan w wieku około czterdziestu lat i powiedział prosto z mostu:

- Witaj, kolego! Wiesz, przyglądam ci się już jakiś czas i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobasz.

- Witaj - odpowiedziałem i szybko zacząłem coś mówić o kimś, na kogo jakobym czekał od dłuższego czasu.

Dowiedziałem się jeszcze, że on jest wykładowcą probabilistyki na Politechnice Warszawskiej, ma żonę i córkę. Powiedział ­jeszcze, że moje ciemno opalone ciało i czarne, krótkie, nażelowane włosy działają ­na niego tak, że jeśli nie pójdę z nim do hotelu, to on nie wytrzyma i zrobi to przede­ mną. Ja odmówiłem, a on zrobił tak jak powiedział - no, może nie do końca, bo jak­ zobaczyłem, że zaczyna grzebać przy rozporku, to powiedziałem drwiąco: „Cześć", odwróciłem się i odszedłem. Słyszałem - jeszcze, że coś mówił, potem wszedł w krzaki i zaczął się onanizować.

Niesmak po tym zdarzeniu trwał jednak ­nie więcej jak półtorej godzinki, bo ja sam wypatrzyłem kogoś, kto mi się spodobał. ­Miał, podobnie jak ja, krótko ścięte ciem­ne włosy, śniadą, nieskazitelnie gładką cerę. Był chyba troszkę starszy ode mnie, ­mógł mieć jakieś dwadzieścia lat, był dość wysoki i szczupły. Balem się, że on ­tylko tędy przechodzi. Szedł szybkim krokiem i zdawał się nie zwracać na nikogo uwagi - popatrzał jedynie na mężczyznę w granatowej bluzie od dresu, który ga­pił mu się prosto w oczy. Jednak na­wet to przenikliwe spojrzenie nie zatrzymało nowego gościa. Pomyślałem, że on może być jednym z tych, którzy nie wiedząc, gdzie się znajdują, idą krótszą drogą do stacji kolejki podmiejskiej. Odwróciłem się więc i zacząłem iść alejką w dół, do wyłączonej od zawsze fontanny.

Wtedy poczułem czyjś wzrok na swoich plecach. Odwróciłem się. Tak, to był on. Wydawało mi się, że mnie lustruje, zastanawia się, czy jestem wart tego, żeby do mnie podejść. Widząc to, zdjąłem nogę z kamienia, o który przez chwilę się oparłem, i chciałem pójść w jego stronę. powstrzymałem się jednak, bo to on zaczął iść w moim kierunku. Podniosłem wyżej głowę i teraz już wyraźnie patrzałem prosto w jego oczy. On nie pozostawał mi dłużny i równie kokieteryjnie patrzał na mnie. Byłem coraz bardziej podniecony - wiedziałem już, że idzie do mnie. Wtedy nie wytrzymałem i odwróciłem wzrok; przez kilka sekund żałowałem tego - domyślałem się, że mu się podobam, a teraz wszystka mogłem popsuć, mógł przecież pomyśleć, że chcę go w ten sposób zignorować. Jednak zaraz usłyszałem:

- Cześć, przyjacielu! Zauważyłeś może tu coś ciekawego?

Poczułem, że patrzy na mnie ze szczególną uwagą, tak jakby mnie znał już od dawna, jakbym był jego chłopakiem. Wtedy pomyślałem, jak wspaniale byłoby mieć kogoś bliskiego. Teraz patrzał mi już nie tylko w oczy - widziałem, jak spogląda na moją twarz, szyję, ramiona. Zbliżył się do mnie, a ja fizycznie odczułem ciepło jego ciała (od tego stania byłem naprawdę zmarznięty). Zauważyłem również, że używa dość charakterystycznej, ostro pachnącej wody po goleniu - ten zapach wydal mi się tak interesujący, że chciałem wręcz położyć mu głowę na piersi i oddychać tym zapachem.

Nagle podniósł rękę i jej zewnętrzną powierzchnią dotknął mojego lewego policzka; cichym głosem powiedział:

- Może poszlibyśmy do mnie?

Właściwie to cały czas myślałem, że to ja będę musiał zacząć, że to do mnie do domu pójdziemy, że to ja zaproponuję. Dlatego byłem lekko zaskoczony jego propozycją.

- Czemu nie? - spuściłem wzrok i zacząłem niby czegoś szukać w kieszeni.

Do jego domu jechaliśmy taksówką. Siedzieliśmy obok siebie na tylnym siedzeniu, właściwie nie rozmawiając. Taksówka zatrzymała się przed dużym białym domem z czerwonym, spadzistym dachem i szerokim ceglanym kominem. Wydawał się pu­sty. Gdy weszliśmy, on zapalił światło i po­prosił mnie na górę, gdzie miałem chwilę poczekać. Stanąłem przed monitorem włączonego komputera i zacząłem bezmyślnie wpatrywać się w goniące się po ekranie robaczki. Zaraz, zaraz! On stoi za moimi plecami. Odwróciłem się - na stoliku stała butelka z alkoholem, dwie szklanki i Jakiś pojemnik.

Teraz znowu patrzyłem na niego: wydawał się nieco niższy niż tam, w parku, mógł mieć jakiś metr osiemdziesiąt, może osiemdziesiąt pięć, nie wydawał się wyższy ode mnie. Miał bardzo małe uszy i dość wydat­ne usta. Najbardziej jednak działała na mnie jego cera - była dość mocno przybrązo­wiona od słońca i tak gładka, jak buzia ma­łego dziecka. Włożyłem mu rękę we włosy, później zsunąłem ją niżej, na twarz, szyję. Przez cały ten czas przyglądał mi się równie wnikliwie. Gdy położyłem obie ręce na jego ramionach, powiedział:

- Boże! Ja cały czas drżę. Przepraszam, ale nie jestem jeszcze wprawiony w tych rzeczach. Jesteś taki przystojny, że nie mo­gę się opanować. Nie byłem jeszcze z kimś takim jak ty tak blisko.

- Nie przejmuj się, ja też nie jestem jesz­cze starym wyjadaczem - powiedziałem to może nieco zbyt pewnie.

On już nic nie powiedział, tylko wycią­gnął ręce i zaczął zdejmować ze mnie mo­ją przymałą skórzaną kurtkę. Ja zdjąłem jego kamizelkę i ponownie położyłem ręce na jego ramionach, on zaś delikatnie roz­pinał moją koszulę, powoli, guzik po guzi­ku, aż doszedł do końca. Muskał moje sutki i doprowadzał mnie tym do ogrom­nego podniecenia. Mój członek za wszel­ką cenę próbował rozerwać rozporek moich spodni.. On to widział i specjalnie co jakiś czas niby bezwiednie dotykał go. Zaraz potem zaczął zbliżać głowę do mnie, pocałował mnie, raz, lekko, później wysunął język i powędrował nim na mój tors. Zaczął lizać moją klatkę – robił to tak szybko i namiętnie, że wyglądał jak wygłodniały pies. Już dłużej nie mogłem wytrzymać – chciałem go rzucić na tapczan i czuć jego rozpalone ciało pod swoim. Wtedy jeszcze raz złapałem go mocno za włosy i oderwałem od moich piersi. On jednak zdawał się tego nie zauważać i da­lej starał się dosięgnąć mnie swoim języ­kiem. Miał przy tym zamknięte oczy i od­dychał tak głęboko, jakby brakowało mu tchu. Wtedy mocnym, zdecydowanym ru­chem szarpnąłem jego głowę i wciągnąłem ją sobie pod pachę. To było fascynu­jące przeżycie: on sapał. szarpał się i wił pod moją ręką. Po chwili po moim ciele spływały już spore ilości jego śliny. Jego głowa nadal znajdowała się pod moją ko­szulą, lecz teraz był już znacznie spokojniejszy.

Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Jego włosy, choć dość krótkie, były już mocno sfatygowane. Położyłem rękę na jego głowie, ogarniając ją nieco, później zsunąłem ręką na twarz. Poczułem wtedy chłodną wil­goć śliny, jaka pozostała na jego twarzy. Otarłem go, a on ponownie zamknął oczy i zaczął całować i lizać moją rękę od we­wnętrznej strony. Czułem, że on podobnie jak ja, nie ma jeszcze dość. Zdjąłem mu koszulkę przez głowę i objąłem bardzo mocno, później zacząłem go namiętnie całować. Nasze usta połączyły się na dłuższą chwilę, języki oplatały się i wiły w szaleńczym pocałunku; językiem dotykałem jego podniebienia, zębów.

Przerwaliśmy. Popatrzałem mu jeszcze prosto w oczy i ponownie zbliżyłem się do niego, położyłem go delikatnie na tapczanie, zacząłem zdejmować mu spodnie, przez które dokładnie było widać pokaźnych rozmiarów wypukłość. Zdjąłem swoje spodnie i położyłem się obok niego. Przez chwilę wpatrywałem się w sufit, po czym zapytałem:

- Jak masz na imię?

- Mateusz, a ty?

- Jestem Marek.

Pocałowałem go w szyję - raz, drugi, trzeci. Zacząłem całować jego ramiona i pierś. Zobaczyłem, że jego granatowo-­czerwone bokserki zaczynają się ponownie wypełniać. Czułem, że ze mną dzieje się to samo. Moje usta zaczęły powoli przesuwać się do jego pasa. Całowałem jeszcze pokry­ty lekkim meszkiem brzuch. Ponownie wy­sunąłem język, aby włożyć go do jego pęp­ka. Jednocześnie moja prawa ręka zaczęła wchodzić pod spodenki Mateusza. Tam po­czułem wielką rozkosz. Jego penis był w stanie pełnego wzwodu. Był ogromny i bardzo ciepły. Kiedy go dotykałem, Mate­usz włożył mi ręce we włosy i przesunął moją głowę niżej. Zdjąłem mu spodenki i zacząłem dotykać twarzą jego fallusa. On coraz głośniej oddychał i coraz mocniej trzymał mnie za włosy. Rozsunął nogi, a ja całowałem go wokół jego teraz już naprawdę olbrzymiego członka. Zacząłem przygryzać wargami jego włosy łonowe, nawilżałem swoją śliną jego jądra i krocze. Byliśmy doprowadzeni do stanu totalnego podniecenia. Palce mojej lewej ręki splatały się z jego palcami, prawą dłonią masowałem jego nogi, pachwiny i brzuch. Moja głowa była przyciśnięta przez jego sztywnego do granic wytrzymałości penisa do jego brzucha, a mój język lizał go u nasady.

Zeszliśmy z łóżka. On stał, ja klęczałem przed nim i jego wspaniałym fiutem. Przyglądając się mu uważnie, zacząłem ręką zsuwać z niego skórkę. Był wielki i wyprę­żony, pulsujący i gorący. Mateusz coraz głośniej sapał, spazmatycznie i rytmicznie wychylał się do przodu i do tyłu. Obciąga­łem mu jak tylko potrafiłem najlepiej. Wi­działem, że nie wytrzyma już długo. Ja jednak chciałem jeszcze poczuć jego chu­ja w ustach. Wessałem więc go i zaczą­łem ciągnąć, ssałem przesuwając ener­gicznie głowę w górę i w dół. Jego penis wypełniał moje usta. Słychać było tylko jęki Mateusza, szelest ciał i miarowe mla­skanie. Czułem go głęboko w gardle, nie mogłem oddychać i coraz bardziej kręciło mi się w głowie.

Przestałem na chwilę, zaczerpnąłem powietrza. Widziałem już wszystko wyraźnie: Mateusz stał przede mną z wyprężo­nym, czerwonym i ociekającym od mojej śliny penisem. Nadal był niemiłosiernie podniecony. Zacząłem przesuwać palce między jego pośladkami, wyczułem tam kropelki potu. Palec wskazujący mojej prawej ręki zaczął zagłębiać się powoli i konsekwentnie w jego rów. Lewą dłonią złapałem wyprężonego fallusa i zacząłem mu trzepać konia. Nie przestawałem świ­drować mu palcem w tyłku. Otworzyłem usta, czekając kiedy będzie miał wytrysk, chciałem poczuć ciepło jego spermy. Obie ręce poruszały się coraz szybciej, coraz rytmiczniej, coraz mocniej ściągałem mu skórę z rozpalonej pały. Już nie mogłem nadążyć z panowaniem nad sobą. Główka jego męskości coraz częściej dotykała moich warg. Starałem się nie przeoczyć jego wytrysku. On tylko głośno sapał i z zamkniętymi oczyma obracał głową w podnieceniu:

- Mocniej, ja już do-cho-..

I wtedy złapał mnie mocno za głowę, i wbił się we mnie z całej siły. Wszedł tak głęboko, że poczułem skurcz w gardle i myślałem, że nie wytrzymam. Poczułem silne uderzenie gorąca gdzieś w głębi, później kilka kolejnych strzałów. Każdy z nich zalewał mi gardło w taki sposób, że wydawało się, jakby wlał już we mnie kil­ka szklanek swojego płynu. Nie nadąża­łem nawet połykać wszystkiego i krztusiłem się, wydając z siebie zduszone odgłosy. Ogromne, aż bolesne hausty jego spermy rozdzierały mi gardło. Dopiero teraz zrobiłem się naprawdę podniecony.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin