kiedyś cię zabiję.rtf

(15 KB) Pobierz

ęłęóHarry padał z nóg. Dawno nie czuł się tak zmęczony, powieki same mu się zamykały, a tu jeszcze trzeba zdjąć z siebie te ubłocone szmaty... Ziewając, wszedł do domu zostawiwszy uprzednio miotłę w schowku i zamknąwszy ją byle jak jednym machnięciem różdżki, stanął w przedpokoju i przeciągnął się. "Ale mi się nie chce przebierać..." pomyślał i zamarł. Z kuchni dochodziły bardzo wyraźnie jakieś odgłosy. W Harrym podskoczył żołądek i natychmiast odechciało mu się spać. Ostrożnie podszedł do kuchennych drzwi i, delikatnie je uchyliwszy, wsunął głowę do środka. Jego wnętrzności wykonały skomplikowaną woltę, serce zaczęło walić jak oszalałe. "A więc jednak" przebiegło mu przez głowę i nie był w stanie powstrzymać drgnięcia ust. Mimo wszystko odczuł coś na kształt satysfakcji, choć przytłoczonej całą gamą znacznie bardziej skomplikowanych - i znacznie bardziej gwałtownych - emocji. Pod niewielkim oknem stał mianowicie w nonszalanckiej pozie, sącząc leniwie coś, co wyglądało jak mrożony sok, nie kto inny jak Draco Malfoy.
- Cześć - powiedział do Harry'ego i lekko się poruszył, jakby zamierzał podejść i zrezygnował.
- Cześć - odparł Harry, mając nadzieję, że wypadło to w miarę możliwości beztrosko. Ale wtedy Draco odstawił nagle szklankę z sokiem i przeszedł przez kuchnię, po czym zatrzymał się tuż przed Harrym, patrząc na niego ni to przepraszająco, ni to zuchwale, przygryzając przy tym dolną wargę w taki sposób, że pod Harrym momentalnie ugięły się kolana i w jednej chwili zrezygnował z wszelkich pozorów.
- Gdzie byłeś, do jasnej cholery?! - wybuchnął Draconowi prosto w twarz - Siedziałem tu jak głupi dwa dni bez przerwy, czekałem na ciebie, myślałem, że coś ci się stało! - oddychał z trudem, walcząc ze wzburzeniem i jednoczesną chęcią przytulenia Malfoya teraz, zaraz, natychmiast, nie zważając na to, że byłoby to i głupie, i upokarzające. Draco natomiast zdawał się czytać w jego myślach, bo zamiast odpowiedzeć na wściekłe okrzyki, podszedł jeszcze jeden krok bliżej i, uśmiechając się tak jak tylko on to potrafił, powiedział cicho wprost do ucha Harry'ego:
- Idź wziąć prysznic. Śmierdzisz jak skunks po tym treningu...

Stojąc pod strumieniem gorącej wody, myślał tylko o jednym: to się musi skończyć, albo cholerny Draco Malfoy doprowadzi go do obłędu. Od początku zresztą było wiadomo, że każdy z nich ma inne plany na przyszłość, że kiedyś obaj spotkają kobiety, z którymi zapragną się związać. Ale póki co, Draco zachowywał się tak, jakby Harry był jego własnością. Pojawiał się kiedy chciał, czasami pomieszkiwał całymi tygodniami. Aportował się bez żadnego uprzedzenia, pytał co na obiad i w najmniejszym stopniu nie zdawał się liczyć z jakąkolwiek przyzwoitością. Choć akurat na to - Harry musiał to przyznać, chciał tego czy nie - nie mógł narzekać. To właśnie ten całkowity brak przyzwoitości przyspieszał Harry'emu puls do prędkości śmiało mogących konkurować z kosmicznymi... Mimo woli uśmiechnął się pod nosem - mignęło mu przed oczami wspomnienie gorącego oddechu i bezwstydnych oczu o bezczelnym spojrzeniu... Zaraz potem jednak w jego miejsce pojawiło się inne: Draco zawinięty w prześcieradło, wychodzący z sypialni i bez słowa znikający w łazience po to, by nie pojawić się przez blisko tydzień. Bez powodu, bez żadnego wyjaśnienia. Nigdy nie był szczególnie wylewny, ale teraz naprawdę przesadził. Fakt, być może Harry nie był do końca najdelikatniejszy tej akurat nocy, ale do licha! Mógł się chociaż odezwać, przysłać jakąś wiadomość, cokolwiek! Na nowo zły, Harry zakręcił wodę i sięgnął po omacku po ręcznik. Wytarł włosy, otworzył oczy, spojrzał w lustro i odruchowo podskoczył - dwa kroki za nim stał Draco i najwyraźniej przyglądał mu się już od dłuższej chwili. Harry okręcił się w miejscu i spojrzał na niego wrogo.
- Czego mnie straszysz?
- Oj, bo pomyślę, żeś ty taki strachliwy, Potter - odezwał się Draco kpiąco i włożył ręce do kieszeni.
- Bardzo śmieszne. Bądź łaskaw wyjść, chciałbym się wytrzeć do końca, a poza tym - urwał i zaklął pod nosem, bo ręcznik upadł mu na podłogę. "Opanuj się, Potter" - warknął na siebie w myślach i podniósł głowę, by dokończyć to, co chciał powiedzieć, ale Malfoya już nie było w miejscu, w którym stał poprzednio.
- Naprawdę chcesz, żebym wyszedł?... - usłyszał szept, znów tuż przy swoim uchu. Szarpnął głową, ale we włosach czuł już palce Draco.
- Odsuń się, pomoczę ci ubranie - powiedział szorstko Harry. Spojrzał w bok, napotkał wzrok Malfoya i odrobinę zmiękł. - Odsuń się, zobacz, jestem cały mokry - powiedział już łagodniej.
Ale Draco nie cofnął ręki. Patrzył na Harry'ego wzrokiem, w którym nie było śladu po niedawnej kpinie. A kiedy się odezwał, głos miał lekko ochrypły i jakby... wilgotny?...
- Wiesz, że lubię, kiedy jesteś mokry, Potter - wymruczał.
- Harry - poprawił go Harry.
- Mhm - Draco delikatnie pociągnął go za włosy i przyciągnął jego głowę do swojej.
- Harry - powtórzył Harry z naciskiem.
- Harry - wyszeptał ledwie dosłyszalnie Draco, i pocałował go.
- Kiedyś cię zabiję, przysięgam - wymamrotał Harry prosto w jego rozchylone wargi i lekko ugryzł go w język, zanim odwzajemnił pocałunek.

Obaj oddychali coraz szybciej. Harry czuł jak Draco napiera na niego całym ciałem, po to by za chwilę ująć go za przeguby rąk i spróbować obrócić tyłem do siebie, twarzą w kierunku ściany.
- Nie - zaprotestował Harry cichym i zdyszanym, ale stanowczym głosem.
- Nie? - Draco przesunął dłońmi po jego pośladkach - Mój mały chłopczyk się stawia, no proszę... - przeciągał sylaby, patrząc poprzez ramię Harry'ego w lustro naprzeciwko nich. Na jego ustach błąkał się uśmieszek, który Harry znał tak dobrze. Poczuł, że dostaje gęsiej skórki.
- No cóż... - Draco ogarnął go ramionami i obrócił z powrotem do siebie - Skoro tak - zaczął, patrząc Harry'emu prosto w oczy - to chyba będziemy musieli pomyśleć o czymś... - znów się lekko uśmiechnął - innym - zakończył i zaczął powoli osuwać się na kolana, ze wzrokiem wciąż utkwionym w twarzy Harry'ego. Harry patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Kątem oka widział delikatne ręce o długich, szczupłych palcach, błądzące teraz leniwie po jego udach, obserwował głowę zsuwającą się centymetr po centymetrze, a później wtuloną w jego brzuch, i poczuł jak zaczyna drżeć od koniuszów palców u stóp po sam czubek głowy, zanim nawet jeszcze Malfoy otworzył usta.

Był środek nocy. Harry obudził się nagle i rozejrzał nieprzytomnie po pokoju. Przez zasłony sączyło się wątłe, delikatne światło księżyca, na podłodze majaczyły zarysy porozrzucanych rzeczy. Spojrzał w dół i uśmiechnął się mimowolnie - Draco spał w swojej ulubionej pozycji, to znaczy z głową ułożoną w pachwinie Harry'ego i ręką na jego brzuchu. Oddychał równomiernie przez rozchylone usta, najwyraźniej pogrążony w głębokim śnie. Harry spróbował się delikatnie obrócić na bok, zsuwając Malfoya z siebie i układając go obok, ale ledwie zdążył przysunąć sobie poduszkę, usłyszał pełne wyrzutu westchnienie i poczuł oplatające go ramię. Dłoń przynależna do tego ramienia pełzła władczo po jego ciele, po to by z powrotem spocząć na brzuchu, a w sekundę później Harry poczuł jak jej właściciel przylgnął do niego całym swoim nagim sobą. Po następnej sekundzie dłoń zaczęła pełznąć niżej. Harry otworzył zamknięte już oczy i obrócił lekko głowę.
- Halo? Tu się śpi - powiedział na wpół żartobliwie, na wpół prowokująco.
- Mmmmm?... - wychuchał mu Draco w szyję. Harry chwycił jego dłoń i przytrzymał.
- Pamiętasz, mam nadzieję, że ja jutro muszę wcześnie wstać - spytał, i tak z góry znając odpowiedź. Znów się uśmiechnął.
- Mmmmmm - Draco już wodził językiem po jego uchu. Harry parsknął, ale więcej było w tym czułości niż rozdrażnienia.
- Świetnie się z tobą rozmawia - skwitował, i obrócił się twarzą do Malfoya.

- Wyjmij żel - powiedział cicho, z ustami tuż przy jego wargach.
Oczy Draco zdawały się świecić w ciemności, kiedy sięgał za siebie.

Rano Harry'ego obudziło wpadające przez okna słońce i hałas dobiegający z kuchni. Coś spadło, zabrzęczało przeraźliwie, ucichło i znów zabrzęczało. Rozległo się zduszone przekleństwo, a w chwilę później w drzwiach pokoju stanął Draco. Harry przetarł oczy, nie wierząc w to, co widzi. Draco, ubrany w ulubiony t-shirt Harry'ego i zawiązany na nim kuchenny fartuszek, trzymał w rękach tacę. Na niej stała parująca filiżanka, talerzyk ze stosikiem tostów, słoiczek dżemu i cukierniczka. Harry usiadł na łóżku, otworzył usta żeby coś powiedzieć i je zamknął. Otworzył jeszcze raz, ponownie nie zdołał wydusić słowa, znów zamknął, otworzył po raz trzeci i wydukał:
- Co się?...
- Nic. A co się miało stać? - Draco stłumił uśmiech zadowolenia, podszedł ostrożnie, postawił tacę na łóżku i zdjął fartuszek. Koszulka ledwie zakrywała mu brzuch, więcej nie miał na sobie nic. Harry zatrzymał się wpół gestu, z ręką nad tostami, ale Malfoy tylko się uśmiechnął zagadkowo i mrugnął do niego.
- Spoko, wiem że masz dzisiaj mecz i nie możesz się spóźnić - powiedział z trochę słabo udawaną obojętnością.
- Nie, ja nie... - Harry patrzył na jego odsłoniętą kość biodrową i walczył z ogarniającą go falą rozczulenia - Zresztą wiesz, o co mi chodzi - dokończył niezbyt zgrabnie i ugryzł wreszcie tosta. "Nawet nie przypalony" - odnotował z lekkim zdziwieniem i sięgnął po dżem.
- Słuchaj... - zaczął Malfoy, przysiadając na łóżku obok tacy, tonem, który zupełnie nie był do niego podobny. Harry spojrzał pytająco znad herbaty.
- A, w sumie nic. Tak chciałem zapytać, czy ty z tym zabijaniem to na poważnie - Malfoy zaśmiał się głośno i prawie arogancko, ale wzrok miał wciąż czujnie utkwiony w oczach Harry'ego. Harry westchnął i odłożył powoli tosta na talerzyk.
- Musimy porozmawiać - powiedział poważnie.
- No - kwinął głową Draco, przysuwając się bliżej.
- Nie "no", tylko tak - Harry odsunął się odrobinę.
- No... Bo wiesz, jak mam tu zamieszkać, to chciałbym wiedzieć czy przypadkiem naprawdę nie masz zamiaru mnie wykończyć któregoś dnia - wypalił Draco na jednym oddechu.
- Tak dalej nie może być. Musimy coś... - ciągnął Harry, nie zwracając na niego uwagi, po czym nagle zamrugał bardzo szybko powiekami - CO?!
- To. Słyszałeś chyba, co mówiłem, nie? Ale dobra, jak nie chcesz, to nie ma... - Draco odwrócił głowę i uniósł się, żeby wstać. Harry szybko chwycił go za rękę.
- Tak.
- Co: tak?
- Tak, chcę, zgadzam się - wyrzucał z siebie bez zastanowienia w takim tempie, że aż się zawstydził własną gorliwością.
- Tak - dodał już spokojniej - możesz tu zamieszkać. Nie mam nic przeciwko. A nawet...
- Co nawet? - podchwycił błyskawicznie Malfoy, obracając się znów do niego.
- A nawet się cieszę - dokończył Harry, uśmiechając się pod nosem i dolewając sobie herbaty - Pod warunkiem, że będziesz grzeczny, oczywiście - podniósł wzrok i zobaczył, jak Malfoy prycha i wstaje.
- Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Idę po rzeczy - Draco podniósł z podłogi swoje dżinsy, wciągnął je powoli i podszedł do lustra.
- Kurcze, te spodnie jednak beznadziejnie leżą - powiedział - Muszę je wyrzucić, od razu mówiłem, że będą okropne, ale się uparłeś - spojrzał na Harry'ego przez ramię - Że też ja się zawsze muszę ciebie posłuchać - i wyszedł. Chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe.
Harry wzniósł oczy do sufitu i, śmiejąc się, pomyślał, że czeka go baaardzo ciężkie życie.


KONIEC
 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin