opowiadanie o Rowling.doc

(53 KB) Pobierz

OPOWIADANIE: Harry Potter i "Harry Potter"


***

-Skąd ona miała tak dokładne dane?
-Naprawdę nie wiem, panie ministrze. Nie sądzę, by kiedykolwiek miała styczność z czarodziejami. Żaden z nich nie mieszka w okolicy jej domu. Jej rodzina również jest mugolska w stu procentach...
-Więc skąd, Heathrow? SKĄD?

***

- "Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni...", zresztą po co mam czytać dalej, przecież i tak wszyscy znają, co dalej: sowy latające tam i z powrotem po pierwszym upadku Voldemorta, Harry podrzucony swojej ciotce i spędzający tam 11 lat - głos ministra magii, Korneliusza Knota, niósł się po jego obszernym gabinecie, w którym siedzieli Dumbledore, McGonagall, Moody, Lupin, kilku szefów departamentów Ministerstwa oraz sprzedawca z księgarni "Esy i Floresy"- John Zitt. - Wszystko, rozumiecie, WSZYSTKO tak samo jak w rzeczywistości...
- Pan sugeruje, ministrze, że jakiś czarodziej poszedł do tej pani i opowiedział jej ze szczegółami całe CV Harry'ego? - zapytał Moody, który dopiero co pociągnął z piersiówki tęgi łyk.
- Alastorze, na tym etapie dochodzenia nie można niczego wykluczyć. Pytanie tylko, kim był ten mag? - odezwał się milczący dotąd Lupin.
- Moi koledzy z pracy roztoczyli już dyskretną opiekę nad panią Rowling. Prędzej czy później dojdzie do jej spotkania z informatorem. Zapowiedziała, że napisze jeszcze 6 tomów do tej serii, więc nieraz będzie musiała zasięgać jego wiedzy o sprawie.
- Chcesz powiedzieć, że ta kobieta opisze cały pobyt Harry'ego w Hogwarcie? - McGonagall była tym lekko wstrząśnięta. - Bo jeśli w "Kamieniu" opisuje jego pierwsze lata, to w 7 części musi skończyć na opuszczeniu przez Harry'ego szkoły. To znaczy, że wspomni i Komnatę Tajemnic, i Turniej Trójmagiczny, i...
- Tak, Minerwo, i próbę przejęcia przeze mnie kontroli nad Hogwartem. Teraz wiem, jaki popełniłem błąd. Dlaczego, Dumbledore, nie pozwoliłeś mi wtedy złożyć dymisji? - zwrócił się minister do dyrektora.
- Uznałem, że mimo wszystko jesteś dobrym człowiekiem, tylko za nic nie chciałeś przyjąć powrotu Voldemorta do wiadomości. I stąd wszystkie twoje sankcje wobec nas. A poza tym, jak ja, zwykły dyrektor szkoły, mógłbym namawiać mojego zwierzchnika do dymisji? - uśmiechnął się lekko Dumbledore. - To by było trochę niepoważne.
A wracając do sprawy- ta książka- wziął do ręki "Kamień Filozoficzny" - oznacza, że mugole poznają prawdę o nas. Dowiedzą się, że tuż obok nich istnieją czarodzieje i że władze wiedzą o naszym istnieniu. Stracą do nich zaufanie. To samo zresztą będzie z czarodziejami. Gdy poznają, że przez tę mugolkę ujawniono nasz świat, być może zbuntują się przeciwko nam. Osobiście nie mam nic przeciw mugolom, ale ta kobieta stwarza prawdziwe zagrożenie.
- Tak, Dumbledore, musimy coś zrobić. Dlatego zaprosiłem tu was- najtęższe głowy Anglii, aby rozwiązać problem, przed którym postawiła nas ta mugolka- J.K.Rowling.- rzekł minister. - Zacznijmy od początku. Zitt, jak ten egzemplarz trafił w pana ręce?

***

"Drogi Harry,
Na wstępie listu chciałbym Cię pozdrowić i zapytać, jak wiedzie Ci się w Instytucie [Amerykański Instytut Szkolenia Aurorów imienia Czarownic z Salem- przypis A.K.]? Podobno ten semestr ma być bardzo ciężki. Pisał mi o tym mój chrześniak, który jest tam trenerem quidditcha. Wierzę, że dasz sobie radę i będzie z Ciebie auror nie gorszy od Alastora i Nimfadory.
Być może ciekaw jesteś, co wydarzyło się w Hogwarcie po ukończeniu przez Ciebie szkoły. A więc: mamy nowego nauczyciela OPCM-u, który zapowiedział, że wyjaśni, dlaczego jego stanowisko jest tak pechowe. Poza tym, zatrudniłem nowego człowieka od eliksirów, bo profesor Snape wciąż nie jest w najlepszej formie od czasów Drugiego Upadku. Hagrid zamierza ożenić się z madame Maxime: prosili mnie i McGonagall, żebyśmy byli ich świadkami. Rzecz jasna, poinformuję Ciebie, Rona i Hermionę o terminie ślubu. To tyle, jeśli chodzi o Hogwart.
Przejdę teraz do sedna. Czy mógłbyś, Harry, przyjechać do Hogwartu na sobotę i niedzielę? W czasie Twojej nieobecności wydarzyła się sprawa, która ma duży związek z Tobą, a także z całym naszym światem. Dlatego proszę Cię o przybycie w najbliższy weekend. Pozdrowienia, Dumbledore"

***

Mały powozik, zaprzęgnięty w czwórkę testrali, wjechał na dziedziniec szkolny. Po chwili wysiadł z niego mężczyzna średniego wzrostu, o czarnych, długich włosach, opadających na czoło i zielonych oczach ukrytych za okularami. Zabrał swoją walizkę i ruszył do zamku.
Minął pełną po same brzegi Wielką Salę (była pora obiadu) i ruszył schodami do gabinetu dyrektora szkoły. Po drodze minął kilkoro spóźnialskich uczniów oraz dwa zagadane portrety. Dotarłszy na miejsce zaczął zastanawiać się, kto mógłby podać mu hasło.
Usłyszawszy, jak ktoś wchodzi po schodach, Harry zawołał na niego. Po chwili pożałował, że się odezwał. Miał przed sobą Severusa Snape'a.
Snape był teraz ruiną człowieka. Jego czarne, tłuste niegdyś włosy, teraz poszarzały, a nawet poczęły wypadać, tak że mistrz eliksirów był na środku głowy nieomal łysy. Twarz zachowała dawny, niezdrowy kolor oraz złośliwy par excellence wyraz oczu. Taki, a nie inny wygląd Snape'a spowodowany był jego udziałem w ostatecznej walce przeciw Voldemortowi, w której to otrzymał kilkanaście złowrogich zaklęć, a nawet przeżył tortury, które zadawał mu Lucjusz Malfoy.
- Witam pana, panie Potter. Czegóż pan szukasz w tej szkole? Czy nie dość narozrabiałeś, ty i twoi przyjaciele? - sarkazm Snape'a sprawił, że hydra na drzwiach do Dumbledore'a skrzywiła pysk.
- Jestem umówiony z dyrektorem, profesorze. Czy byłby pan łaskaw podać mi hasło do jego gabinetu?
- Harry! Witaj!
Dumbledore był niezmiernie uradowany widokiem Harry'ego, w przeciwieństwie do Snape'a, który oddalił się, mrucząc coś pod nosem.
- Pozwól do mojego gabinetu, Harry. Jest minister, Remus, Alastor i jeszcze kilka osób.
- Czy stało się coś szczególnego, panie profesorze? Miałem małe trudności z wydostaniem się z Instytutu. Tam jest okropny rygor...
- Tak, Harry. - przytaknął Dumbledore, jednocześnie otwierając drzwi. - Coś szczególniejszego niż myślisz.

***

- O mnie? Ktoś napisał o mnie książkę? - Harry był pewny, że się przesłyszał, gdy minister minorowym głosem poinformował go o sprawie.
- Taka jest prawda, Harry. A oto dowód. - Dumbledore wyciągnął z szuflady biurka tom "Kamienia Filozoficznego". - Wszystko tak, jak było. A przy tym dobrze napisane. Nie można odmówić tej kobiecie talentu.
Harry otworzył książkę na chybił-trafił. Czytał o tym, jak wraz z Ronem, Hermioną i Nevillem uciekali przed Filchem, by trafić na trójgłowego psa Puszka. "Z deszczu pod rynnę" - pomyślał Harry. - "Stare dzieje". Nagle owładnęła nim myśl. Jeśli ktoś- ów tajemniczy "informator" opisał wydarzenia, jak te z Puszkiem, to oznaczało, że Harry był w Hogwarcie śledzony.
Wypowiedział tę myśl na głos.
- Myśleliśmy już nad tym, Harry, ale gdyby tak było, to któreś dnia musiałbyś go zobaczyć na Mapie Huncwotów. A, o ile pamiętam, nic takiego nie nastąpiło. Albo nie poinformowałeś nas o tym. Ostatecznie miałeś tyle na głowie... - odezwał się Moody, jednocześnie pisząc coś na pergaminie.
- Niemożliwe! - odezwał się Lupin. - Właśnie wtedy Harry był najbardziej wyczulony na wszystkich obcych. Z pewnością powiedziałby nam coś o swoich podejrzeniach- gdyby takowe miał.
Była to prawda. Harry rzeczywiście przez ostatnie dwa lata pobytu w Hogwarcie nie rozstawał się z Mapą Huncwotów, w obawie, że jakiś szpieg Voldemorta wniknie do Hogwartu, mimo wszystkich zabezpieczeń użytych przez Dumbledore'a.
To oznaczało jedno- tajemniczy szpicel, śledzący przez 7 lat Harry'ego, dysponował naprawdę zaawansowanymi umiejętnościami.
- Dumbledore - rozległ się głos ministra w głębokiej ciszy. - Czy nie uważasz, że należy tego ogłosić na forum Konfederacji?
- Uważasz, Korneliuszu, że nic innego nam nie zostało?
- Tak, Albusie. Dobrze się stało, że wciąż zasiadasz w Radzie Siedmiu, mimo że już nie jesteś Najwyższą Szychą. To już nie jest tylko nasz problem. To kwestia "być albo nie być" całego czaroświata.
- Dobrze, złożę wniosek. Za jakieś trzy do czterech tygodni Przewodniczący powinien zwołać zebranie nadzwyczajne.
Harry tymczasem siedział na biurku Dumbledore'a i wpatrywał się tępo w czubki swoich butów. "Wiedzą o mnie wszystko. Wszystko. O wszystkich moich grzeszkach, o moim stosunku do nauczycieli, o tym, co czułem do Cho... Jak to możliwe... Jak...?..."

***

- Witam wszystkich przybyłych na Nadzwyczajnym posiedzeniu Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów - rozległ się głos przewodniczącego, podgłośniony czarem Sonorus.
Aerhelli O'Brienow był jedynym liczącym się kandydatem na Przewodniczącego Konfederacji po ostatecznym ustąpieniu Dumbledore'a. Ten 45-letni Australijczyk miał wielkie plany, dotyczące ściślejszej współpracy czarodziejów z mugolami (zwłaszcza jeśli chodzi o misje pokojowe), co przysporzyło mu zwolenników wśród młodych czarodziei, którzy uważali, że "dinozaury w stylu Dumbledore'a powinny dawno odczłapać do muzeum" (cytat z artykułu R.Skeeter). Teraz jednak musiał zająć się czymś innym.
Po raz ostatni odwrócił się do tyłu. Za jego plecami znajdowało się podwyższenie dla Rady Siedmiu, która zawsze miała ostatnie słowo w każdej kwestii proponowanej przez delegatów. RS (jak ją nazywano) składała się z przedstawicieli 7 państw o największej renomie w świecie czarodziejów- chodziło o Anglię (przedstawiciel w Radzie- Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu), Polskę (Alojzy Pietrzykiewicz- polski minister magii), Egipt ( Eron Massan, szef egipskiego Gringotta), Nepal (Xi Ormuzze- właściciel koncernu różdżkarskiego Orm), Australię (Kobo Ajjansky- najsławniejszy auror półkuli południowej), Argentynę (Wynder Campio- szef Brazielionu, szkoły czarów) i USA (Brederick Formio- amerykański minister magii).
O'Brienow odwrócił się w stronę delegatów państw i rozpoczął przemowę:
- Delegaci! Jak zapewne pamiętacie, ostatnie Nadzwyczajne posiedzenie Konfederacji odbyło się niemal dwadzieścia lat temu, kiedy to w Albionie (Przewodniczący miał słabość do starych nazw) zaczął działać niebezpieczny czarnoksiężnik, znany ogółowi jako Lord Voldemort. Jego celem życiowym stała się władza, nieśmiertelność i oczyszczenie świata z mugoli i półkrwi czarodziejów. Wielu czarodziejów i aurorów próbowało go powstrzymać, niestety bez skutku. Jego zwolennicy, zwani śmierciożercami, byli doskonale zakonspirowani i dostali się na szczyty władzy. Chwalić Boga, ostatecznie Voldemort został powstrzymany. I to nie przez wielkich czarodziejów pokroju, na ten przykład, pana Dumbledore'a, ale przez małego chłopca, którego nazwisko stało się już synonimem najwyższego bohaterstwa. Mówię, rzecz jasna, o Harry Potterze.
Harry, zakameleonowany przez Moody'ego, poczerwieniał, gdy wszyscy delegaci, publiczność i prasa (zgromadzona na galeriach) zaczęli bić brawo i wiwatować na cześć "chłopca, który przeżył". "Dobrze, że nie wiedzą, że tu jestem" - ucieszył się w duchu Harry. "Kto wie, do czego by doszło".
- Tenże chłopiec - minister musiał przekrzykiwać czarodziejów - trzy lata temu ostatecznie ukrócił samowolę wrażego czarnoksiężnika i od tej pory czaroświat Anglii i nasz jest bezpieczny. Nie muszę wspominać, że Harry został odznaczony Orderem Merlina Pierwszej Klasy, Zieloną Wstęgą Konfederacji i Wielkim Orderem Magii Wszechruskiej! (Wiwaty)
Przewodniczący otarł czoło (mokre z emocji) i strzelił z różdżki, by uciszyć ludzi. Dopiero za trzecim razem udało się i na sali zapadła cisza.
- Teraz jednak... mamy do czynienia z czymś równie... a może nawet groźniejszym niż Voldemort.
Harry skrzywił się. Jak dla niego, nikt nie był groźniejszy od Voldemorta. Ale ostatecznie mógł zrozumieć O'Brienowa. Harry też, gdyby nie walczył z czarnoskiężnikiem, nie byłby świadom jego mocy- czarodziejskiej i psychicznej.
- Oto - Przewodniczący zawiesił głos, czekając, aż napięcie wzrośnie... - Pewna mugolska pisarka, niejaka J.K.Rowling, wydała niedawno książkę... Książkę, w której opowiada historię chłopca, który w wieku jedenastu lat dowiaduje się, że jest czarodziejem... że zwyciężył najpotężniejszego czarnoksiężnika Anglii... że jest słynny... że jest Harry Potterem.
Sala zaszemrała jak ul pełen rozgniewanych pszczół. Zewsząd zlatywały się zwitki pergaminu z prośbą o zabranie głosu. Na chybił-trafił otworzył jeden z nich. Odczytał nazwisko: "Samuel Hirtzgold, Afganistan".
- Prosimy na trybunę, panie Hirtzgold! - Po chwili mag znalazł się na miejscu przewodniczącego, rzucając jednocześnie na siebie zaklęcie Translati Britani (dzięki któremu mógł mówić w swoim języku, a wszyscy słyszeli, że mówi po angielsku). Zdjął z głowy tiarę, wyszytą w złote trójkąty i zaczął:
- Szanowni państwo, Wielka Rado i Panie Przewodniczący! Nie mnie jednemu z pewnością się zdaje, iż wysoce podejrzanem jest to, iż zwykły mugol mógł bez niczijej pomocy napisać dzieło, poświęcone magii. O ile mi znano, jedynymi mugolami na świecie, którzy są w stanie coś o nas rzec, są prezydenci, premierzy, królowie i zasiadający na tej sali Specjalny Delegat ONZ-u. Głęboki szacunek dla Pana Delegata! - to rzekłszy skłonił się mugolowi -siedzącemu w loży dla prasy- który pełnił funkcję reprezentanta Narodów Zjednoczonych na forum Konfederacji (Instytucję Delegata wprowadzono w 1966 roku)
Hirtzgold kontynuował:
- A zatem, mili państwo. Skoro o magii znają tylko niektóre osoby, to jakim sposobem taka książka mogła w ogóle powstać? Nasuwa się to, że jakowyś szpieg-magik przeniknął do nas, dla nieznanego nam celu opisał czaroświat i teraz sączy to do ucha pani Rawling...
- Rowling, szanowny panie - odezwał się Przewodniczący.
- Mniejsza o to. Ta sprawa nie jest mi obca, śledzę jej tok od jakiegoś czasu. Niektórzy z mych rodaków dysponują już owym "Kamieniem Filozoficznym". Porównując to z życiorysem pana Pottera, który opisał niedawno "Mag Pasztuński", otrzymujemy równość.
- Pańska opinia jest słuszna, panie Hirtzgold. Nasze ministerstwo również sądzi, że ktoś śledził Harry'ego - powiedział Dumbledore. - Chodzi teraz o to, czy ma pan jakąś propozycję, by usunąć to zagrożenie dla naszego świata?
- Nie sądzę, panie Dumbledore, by to było wielkie zagrożenie. Kto dziś z mugoli wierzy w magię? Krajów Zachodu nie trzeba przekonywać, bo one i tak są wysoce niemagiczne. Afryka, część Azji... Tamtych ludzi nie ma sensu indoktrynować, że magii nie ma, bo oni tak czy siak w to wierzą- wystarczy, że nie znają prawdy o jej zorganizowaniu i upaństwowieniu. Jeśli przetrwali jakoś próbę wyplenienia ich stylu życia, który nierozerwalnie wiąże się z czarami, to nasze działania nie mają tam sensu.
- Ale nie możemy tak tego zostawić! - wykrzyknął polski minister - Zawsze znajdzie się garstka ludzi, którzy dzięki "Potterowi" będą próbowali znaleźć wejście do, załóżmy, Świętego Munga czy naszej Alei Twardowskiego. Pan Dumbledore doniósł mi, że już teraz nasilił się ruch mugoli w pobliżu 9 i 10 peronu King's Cross.
- Panowie - odezwał się Przewodniczący, obserwujący dyskusję z boku. - Moje zdanie jest bliskie zdaniu panów Dumbledore'a i Pietrzykiewicza. Należy usunąć zagrożenie, póki jest małe. Niektórzy, jak pan Hirtzgold, uznają, że ta sprawa to mały chwast, niewarty uwagi. Ale jeśli nic z nim nie zrobimy, rozrośnie się do potężnych rozmiarów.
Reasumując: trzeba użyć wszelkich środków do tego, aby zdyskredytować "Pottera" w oczach mugoli. Teraz niech zabierze głos pan Andrew Cotton, przedstawiciel mugoli, i powie nam, co jego zdaniem najlepiej zadziała na jego pobratymców.
Pokonując długą drogę do mównicy, Cotton musiał znieść wiele szeptów, nieżyczliwych syków i ostrych spojrzeń, rzucanych mu ukradkowo lub całkiem jawnie. Niektórzy magowie do dziś nie pogodzili się z tym, że mugol może brać udział w posiedzeniach Konfederacji, która przecież powstała jako obrona przed tymi, którzy wszystkich czarodziejów chcieli zabić "Młotem na czarownice" i innymi bredniami. Kiedy więc Delegat dotarł na trybunę, był lekko wyczerpany. Mimo to zaczął bardzo zdecydowanie:
- Magowie. Moja rasa przez wiele lat rozwinęła wiele narzędzi i środków, dzięki którym możemy ukryć prawdę lub przedstawić daną osobę lub grupę osób w niekorzystnym świetle. Obecnie najsilniejszą organizacją, mogącą coś takiego uczynić, są media. I dlatego właśnie w mediach należy w najbardziej krzywym ze zwierciadeł przedstawić "Pottera". Używając kilku ważkich argumentów, osiągniemy cel. Możemy więc:
- oskarżyć "Pottera" o propagowanie okultyzmu, wiary w diabła, czarnej magii;
- przypomnieć cytaty z Biblii dotyczące magii i jej zakazu (m.in. opowieści o Szymonie Magu);
- znaleźć ciemne strony z życia autorki "Pottera";
- namówić skrajne, populistyczne organizacje i grupy religijne do zbluzgania książki;
- i wykorzystać opinie znanych osób, negatywnie nastawionych do książki;
Kampania musi być prowadzona w prasie, radiu, telewizji oraz Internecie. Jeżeli wszystko zostanie dokładnie opracowane i skoordynowane, nie będzie żadnych obaw do niepokoju. Czego życzę sobie i wam wszystkim.
Po ostatnich słowach Cottona sala ponownie zaszumiała. Tymczasem Przewodniczący zaczął naradzać się z członkami Rady Siedmiu w sprawie powołania specjalnej, międzynarodowej grupy, która miałaby za zadanie realizację punktów zaproponowanych przez Delegata ONZ-tu.


AdamK --- genialny autor tego opowiadania

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin