Schopenhauer - Erystyka.pdf

(432 KB) Pobierz
Microsoft Word - Schopenhauer - Erystyka.doc
1
Artur Schopenhauer
D i a l e k t y k a E r y s t y c z n a
Czyli
Sztuka Prowadzenia Sporów
Już w starożytności słów „logika" i „dialektyka" używano jako synonimów mimo, iż pierwotnie ,Logika",
oznaczająca zastanawianie się, obliczanie lub przemyśliwanie czegoś, zasadniczo różniła się znaczeniem od
„dialektyki", używanej na określenie czynności rozmawiania. „Dialektykę" (postępowanie dialektyczne,
człowiek dialektyczny) po raz pierwszy zastosował w swych pismach Platon, rozumiejąc pod tym terminem stałe
posługiwanie się i doskonalenie rozumu (Fajdros, Sofista, Państwo). Podobnie Arystoteles, choć miał on zrazu
używać terminu „logika" i mówił o „trudnościach, manowcach lub przesłankach logicznych". Wynika stąd, iż
„dialektyka" byłaby nazwą starszą od ,Logiki". U Cycerona i Kwintyliana oba wyrazy występują zamiennie (...).
Również w Średniowieczu i czasach nowożytnych aż po nam współczesne utrzymała się równoznaczność obu
terminów, z tym, iż u Kanta „dialektyka" otrzymuje zabarwienie negatywne jako „sofistyczna sztuka dyskusji"
— stąd częściej posługiwano się słowem „logika" jako mniej obciążonym. Ciągle jednak oba wyrazy są
synonimami i w naturalny sposób oznaczają to samo.
Osobiście ubolewam, iż ,,dialektyka" i „logika" traktowane są od tak dawna jako równoznaczniki. Toteż, mając
chęć dokonania ich rozróżnienia, nie w pełni jestem do tego uprawnionym. Wszelako powiedziałbym, iż
„logika" (od przemyśliwania i obliczania, ale także od pojęć „słowo" i „rozum") to ,,nauka o zasadach myślenia,
czyli metodach funkcjonowania rozsądku", podczas gdy „dialektykę" (od czynności rozmawiania, czyli
komunikowania sobie wzajem faktów lub poglądów — stąd jej charakter historyczny lub komunikatywny)
ująłbym jako „sztukę dyskutowania" w znaczeniu nowoczesnym. Wówczas logika za swój przedmiot będzie
miała prawa myślenia i działanie rozsądku, co da się określić a priori bez odwoływania się do doświadczenia.
Proces ów zachodzi podczas pozostawania rozsądku w oderwaniu od przeszkód istniejących poza nim, czyli w
trakcie samotnego myślenia istoty rozsądnej, która nie zostaje wprowadzona w błąd. Natomiast dialektyka
obejmowałaby jednoczesne współmyślenie dwu istot rozsądnych; brak zgody między nimi prowokuje dyskusję,
tj. ścieranie się umysłów. Gdyby rzecz tyczyła tylko czystego rozumu obie istoty zgadzałyby się nieuchronnie.
Ale różnice wynikają z indywidualizacji każdej z istot, zatem opierają się na empirii. Logika, tj. nauka o
myśleniu, czyli działaniu czystego rozumu, pozwala na konstrukcję zupełnie aprioryczną. Natomiast dialektyka
jest z natury aposterioryczna, uwzględniająca znajomość zaburzeń czystego rozumu poprzez zróżnicowanie
myślenia dyskutujących ze sobą istot rozsądnych lub środków, jakimi posługują się dla przedstawienia swego
indywidualnego myślenia jako w pełni poprawnego i obiektywnego. 'Taka jest bowiem natura ludzka, że
podczas wspólnego myślenia, rozumianego jako wymiana zdań (przy wykluczeniu aspektu historycznego) A
dostrzega, że myślenie B różni się od jego własnych myśli w danym przedmiocie; wówczas A nie zmienia swych
myśli o owym przedmiocie, ani nie szuka w nich błędu, ale zaczyna szukać błędu w myśleniu przeciwnika.
Oznacza to, iż człowiek z natury swojej dąży do posiadania racji, a co z tego wynika zawarte jest w nauce, którą
chciałbym nazwać „dialektyka". Dla uniknięcia nieporozumień użyję terminu „dialektyka erystyczna" na
oznaczenie nauki o przyrodzonym człowiekowi pragnieniu, by zawsze mieć rację.
Dialektyka erystyczna — to sztuka dyskutowania w sposób, który pozwala zachować pozory racji, czyli
wszelkimi dozwolonymi lub niedozwolonymi sposobami (per fas et nefas). Albowiem tak bywa, iż człowiek —
obiektywnie rzecz ujmując — posiada słuszność, lecz w jego otoczeniu i w nim samym rodzi się wrażenie, iż jej
nie ma. Następuje to wtedy, gdy przeciwnik podważył dowód, co odczytano jako obalenie całego twierdzenia,
choć mogą istnieć jeszcze inne dowody na jego prawdziwość. Oczywiście, w tej sytuacji pozycja przeciwnika
jest dokładnie odwrotna; ulega wrażeniu, że to on ma słuszność, podczas gdy obiektywnie rzecz ujmując jej nie
posiada. Toteż obiektywna prawda jakiegoś twierdzenia a przekonanie o jego słuszności dyskutantów i
słuchaczy — są to bardzo odmienne sprawy. (Dialektyka zajmuje się właśnie tą drugą rzeczą).
Skąd się to bierze? — Stąd, iż człowiek jest zły z natury. Gdyby było inaczej, gdybyśmy byli z gruntu
uczciwi, wówczas w każdej dyskusji zabiegalibyśmy tylko o osiągnięcie prawdy, bez względu na jej zgodność z
naszym wcześniejszym poglądem, czy też poglądem przeciwnika; nie miałyby one znaczenia lub byłyby
całkowicie drugoplanowe. Ale tak właśnie jest, że to zawsze kwestia zasadnicza, a wrodzona próżność,
osobliwie czuła względem własnej umysłowej sposobności nie pozwala, by nasze wyjściowe twierdzenie miało
być fałszywe, zaś przeciwnika — słuszne. Zdawać by się mogło, iż dlatego każdy powinien unikać twierdzeń
niesłusznych, najpierw myśląc, a potem mówiąc. Większość ludzi wszakże wrodzoną im próżność podkreśla
gadatliwością i nieuczciwością. Ludzie, nim pomyślą — już plotą; a gdy widzą, że się pomylili i nie mają racji,
2
pragną, by choć we wrażeniu mieć odrobinę słuszności. Osiąganie prawdy, które motywowało wysuwanie
choćby i niesłusznego twierdzenia zostaje zastąpione przez próżność; to, co słuszne winno zdawać się fałszem i
na odwrót.
Wszelako to nadużycie, objawiające się walkąo twierdzenie, które sami skłonni jesteśmy podejrzewać o fałsz,
jest ostatecznie do usprawiedliwienia. Bowiem z początku sporu nasze przekonanie o słuszności jest szczere,
dopiero później odnosimy wrażenie, iż argument prze-ciwnikaje obalił: jeśli zatem wycofamy się właśnie teraz,
to istnieje prawdopodobieństwo, że uczynimy to za wcześnie; może dowodziliśmy błędnie, ale istniał inny,
słuszny dowód, a ów trafny argument nie przyszedł nam na myśl. Dlatego walczymy z sądem przeciwnym nawet
wówczas, gdy i nam zdaje się on trafny, w przeświadczeniu, że to stan chwilowy, a dyskusja ostatecznie pozwoli
na zastosowanie właściwszego argumentu, który zniweczy rację przeciwnika lub dokaże naszą w odmienny
sposób. Toteż niemal zmuszeni jesteśmy w dyskusji zachowywać się nieuczciwie, a na pewno ulegamy tej
skłonności. Tak oto niemoc rozumu i perfidia woli podpierają się wzajem. Stąd wniosek, iż dyskutując nie tyle
walczymy o prawdę, ile o przewagę naszego sądu, niczym w obronie ojczyzny i domu (pro ara et focis),
postępując na wszelki dozwolony i niedozwolony sposób (per fas et nefas); dowiedliśmy zatem, iż odmienne
postępowanie jest z natury trudne.
Nic dziwnego, że każdy usiłuje przeforsować swą rację nawet wówczas, gdy sam wątpi w nią w danej chwili.
[Machiavelli rekomenduje władcy skorzystanie z byle słabości sąsiada dla zaatakowania go, w przeciwnym
bowiem przypadku może on wykorzystać w przyszłości taką chwilę słabości u władcy. Odmiennie można by
postępować, gdyby w życiu panowała uczciwość i rzetelność; wszakże, gdy tak nie jest, to i samemu nie ma co
się na nie oglądać, albowiem zapłata za nie będzie kiepska. — Podobnie w dyskusji; nawet gdybym
zaakceptował argumenty przeciwnika sądząc, że ma właśnie rację, trudno spodziewać się, że on postąpi tak
samo w sytuacji odwrotnej. Raczej będzie działał wszelkimi dozwolonymi i niedozwolonymi sposobami (per
nefas), dlatego i ja jestem zmuszony działać podobnie. Klarowną jest konstatacja, że prawda winna zajmować
miejsce główne i wobec niej nie należy faworyzować żadnego, w tym i własnego twierdzenia. Ale nie sposób
zakładać, że tak samo myśli przeciwnik. Poza tym, skoro już obmyśliłem własne twierdzenie, to czemuż
miałbym odrzucać je dla chwilowego wrażenia, wywołanego argumentacją przeciwnika, zwłaszcza, że mógłbym
wówczas odrzucić prawdę na rzecz fałszu?].
Zatem niezbędnych środków użycza każdemu po części jego własna przebiegłość i złe skłonności, co wyraża
się w codziennej praktyce. Tak więc każdy z nas dysponuje wrodzoną dialektyką, podobnie jak wrodzoną logiką,
tyle, że pierwsza wpływa na nas mniej pewnie od drugiej. Niełatwo jest bowiem myśleć i rozumować w
sprzeczności z prawami logiki: błędne sądy są nader częste, natomiast błędne wnioski pojawiają się rzadko.
Najczęściej występuje u nas niedostatek wrodzonej dialektyki, bardziej niż logiki. To z natury nierówny podział,
podobnie jak z właściwością wydawania sądów w zestawieniu z rozumem, którym wszyscy obdarzeni jesteśmy
w stopniu mniej więcej jednakowym. Nierzadko pozorna argumentacja powoduje nasze ustąpienie w sporze
mimo, iż posiadamy słuszność albo odwrotnie; bowiem zwycięstwo zawdzięczamy nie duszności rozumowania
przy prezentacji twierdzenia, lecz chytrości i zręczności w jego obronie. Najdoskonalej sprawdzają się przy tym
cechy wrodzone („nauka rozwija moc wrodzoną" — Horacy, Pieśni), wszakże umiejętność oraz dobra
znajomość metod, dzięki którym my zyskujemy przewagę lub nasz przeciwnik osiąga ją nad naszą
argumentacją, wydatnie wzmacniają szansę. Zatem nawet jeśli logice daleko do praktycznej korzyści, to jednak
dialektyka pozwala ją osiągnąć. Można sądzić, iż właśnie Arystoteles swą analitykę, tj. logikę właściwą ukazał
jako podstawę dialektyki, która też znaczyła dla niego najwięcej. Za przedmiot logiki uznaje się formę
twierdzeń, za przedmiot dialektyki ich substancję, tj. treść; toteż najpierw należy zajmować się formą ogólną, by
następnie przyjrzeć się treści jako czemuś szczególnemu.
Arystoteles pojmuje cel dialektyki nie tak jednoznacznie, jak w moim ujęciu; i dla niego dyskutowanie
stanowi cel najważniejszy obok odnajdywanie prawdy. Dalej mówi: twierdzenia traktowane wedle prawdy
posiadają wymiar filozoficzny, natomiast wedle wrażenia lub aprobującego osądu — dialektyczny. Oddziela on
twierdzenia niosące prawdę obiektywną od tych, których zadaniem jest osiągnięcie uznania lub aprobaty,
wszakże czyni to nieostro, co nie pozwala przypisać tych ostatnich zadań wyłącznie dialektyce. Toteż uważam,
iż Arystoteles nie w pełni rozwiązał tę kwestię, bowiem winno się zawsze precyzyjnie oddzielać przedmiot
jednej dyscypliny od drugiej. Arystoteles w sposób właściwy swej metodzie naukowej, wielce systematycznie i
metodycznie podważył w pracy O wybiegach sofistycmych samo rozumienie dalektyki; wzbudza to wielki
podziw, choć efektu praktycznego autor w pełni nie osiągnął. Po rozbiorze w części analitycznej (Analińcis) z
punktu widzenia czystej formy pojęć wniosków i sądów, zajmuje się on dalej treścią, chociaż rozpatruje już
wyłącznie pojęcia, zawierające treść. Twierdzenia i wnioski ze swej istoty to jedynie forma: natomiast pojęcia
tworzą ich treść. Rozumuje natępująco: w każdej dyskusji występuje teza albo problem (odróżniające się
wyłącznie formą) tudzież twierdzenia służące ich rozwiązywaniu. Rzecz zasadzą się niezmiennie na wzajemnym
stosunku pojęć względem siebie. Nade wszystko funkcjonują cztery przejawy takich stosunków. Aby określić
pojęcie szukamy albo l) definicji dla niego lub 2) jego rodzaju, czy też gatunku (genus) 3) jego szczególnie
istotnej właściwości, cechy (propńum) oraz 4) jego cechy przypadkowej (accidens), tj. bez zwracania uwagi na
swoistość i wyłączność, byle był to jakiś orzecznik. W każdej dyskusji odnajdziemy trzon oparty na wzajemnym
3
usytuowaniu jednego z tych stosunków. W Wybiegach... Arystoteles poucza o wzajemnych relacjach między
pojęciami, aby jedno względem drugiego stanowiło jego właściwość, jego cechę przypadkową, jego rodzaj lub
definicję dla niego; wskazuje jakie błędy łatwo popełnia się w takich relacjach oraz na co trzeba zważać, ilekroć
samemu tworzy się taki stosunek, a wreszcie jak można go przewalczyć, gdy podaje go przeciwnik. Na
określenie każdej z tych reguł, czy też ogólnych zależności występujących między kategoriami pojęć Arystoteles
używa nazwy „Topica".
„Topos" (z gr. miejsce, okolica) nie stanowi niczego materialnego, a jedynie określa wzajemną relację
zespołów pojęć, możliwą dla bardzo wielu tychże zespołów, gdy analizować je z punktu widzenia czterech
wyżej wymienionych przejawów, które zdarzają się w każdym sporze. Tym czterem przejawom przyporząd-
kowane są dalsze kategorie. Rozważane są nadal w pewnym sensie formalnie, choć już nie w tym stopniu co
w logice (...). Niemal wszystko, co mówi o tym Arystoteles wynika w naturalny sposób z relacji pomiędzy
pojęciami i jest samo przez się oczywiste, a zdrowy rozum sam to odkrywa.
Przykłady:
Gdy rozpoznajemy rodzaj (genus) jakiejś rzeczy, to istnieje przyporządkowany mu gatunek (species); jeśli tak
nie jest, twierdzenie okazuje się błędne. Oto mówią, iż dusza podobno znajduje się w ruchu; a zatem trzeba
mówić o jakimś określonym gatunku tego ruchu jak lot, chód, wyrastanie, zanikanie itd. Gdy tego brak,
wówczas dusza nie pozostaje w ruchu. Zatem gdy coś nie jest przypisane do konkretnego gatunku, to również
nie należy do konkretnego rodzaju. Tę zależność Arystoteles określa mianem „topos". „Topos" służy tak do po-
stawienia argumentu jak i do jego przewalczenia. I na odwrót: gdy coś nie ma rodzaju, nie ma też gatunku.
Powiadają, że ktoś tam mówił o kimś, że wyrażał się źle o kimś innym, ale wystarczy udowodnić, że w ogóle nic
nie mówił, a cały zarzut upada.
W kwestii swoistej właściwości (proprium) Arystoteles twierdzi: Dla obalenia argumentu, gdy przeciwnik
wysuwa argument oparty na postrzeganiu zmysłowym można go przewalczyć, albowiem co zmysłowe jest
niepewne, zwłaszcza, gdy zwracamy się ku innej płaszczyźnie poznawania. Na przykład przeciwnik nasz
utrzymuje, iż właściwością słońca jest to, że świeci najjaśniej z gwiazd przesuwających się nad ziemią. Ta
wypowiedź traci wartość po zachodzie słońca, albowiem wtedy uchodzi już ono z granic naszych zmysłów. Dla
wysunięcia argumentu właściwość o tyle jest słuszna, o ile nie przyswajamy jej zmysłami lub istnieje niezależnie
od nich, np.: przedstawiając właściwość jakiejś powierzchni stwierdzamy, że uprzednio ją ufarbowano.
Właściwość ta, choć zmysłowa, jest słuszna, gdyż wiemy, że istnieje.
To wszystko, gdy chodzi o dialektykę w ujęciu Arystotelesa. Ponieważ mniemam, iż nie osiąga on celu,
postarałem się wykonać rzecz odmiennie. (...)
A zatem bez względu na prawdę obiektywną (będącą przedmiotem logiki), dla właściwego umocnienia dia-
lektyki należy rozumieć ją jak sztukę, w zastosowaniu której opieramy się zawsze na posiadaniu racji, co
oczywiście zda się łatwiejszym, gdy zawiera ona prawdę. Dialektyka sama w sobie jedynie naucza, w jaki
sposób bronić się przed napaścią wszelkiego rodzaju, zwłaszcza przed nieuczciwą, lecz również jak obalać
twierdzenia innych bez obalania lub konfliktowania się z własnymi i jak bronić ich przed przeciwnikiem.
Wyraziście trzeba oddzielić odnajdywanie obiektywnej prawdy od sztuki przewalczania swych racji jako
słusznych; ta pierwsza czynność zamyka się w rozeznaniu, przemyśleniu i doświadczeniu, i żadna sztuka nie jest
w niej pomocna;
czynność druga to właśnie przedmiot dialektyki. Sformułowano ją jako grę pozorów, co jest nietrafne, gdyż
służyłaby wówczas tylko obronie fałszywych racji; jednak i ten, kto ma słuszność znajdzie w dialektyce
skuteczny środek dla obrony; należy poznać nieuczciwe chwyty, aby się im przeciwstawić, wręcz samemu
stosować je, by zwalczyć przeciwnika jego własnym orężem. Z tego wniosek, iż prawda obiektywna w dia-
lektyce zajmuje miejsce mniej istotne lub zgoła przypadkowe, a cała energia skupia się na obronie swojego i
obaleniu twierdzenia przeciwnika. Zasady dialektyki nie uwzględniają prawdy obiektywnej, bowiem zazwyczaj
nie wiadomo, gdzie ona jest (bywa, że dyskutanci kłócą się zażarcie, po czym idą do domów przyswoiwszy
sobie poglądy przeciwnika; naturalnie zamienili się poglądami).
Zazwyczaj nie potrafimy określić, czy nasze twierdzenia są prawdziwe; bywa, że tak wierzymy, choć to
nieprawda, czasem wierzą w to obaj uczestnicy sporu. Albowiem „prawda ukryta jest głęboko". Gdy rodzi się
spór, na ogół każdy sądzi, że to on wyraża prawdę; podczas sporu obie strony zaczynają w to powątpiewać; lecz
dopiero finał ma określić prawdę i ją umocować. Zatem tymi aspektami dialektyka zajmować się nie powinna,
tak jak fechmistrza nie interesuje zagadnienie słuszności, które zapoczątkowało pojedynek, a tylko celne
trafienia i obrona. Dialektyka również sprowadza się do umysłowej szermierki i tylko wtedy zyskuje miano
nauki. Wyłącznie obiektywna prawda przynależy logice; jeśli natomiast zamierzamy udowodnić błędność sądu,
paramy się sofistyką. W obu sytuacjach należałoby wiedzieć gdzie jest, a gdzie nie ma prawdy obiektywnej,
czego nigdy z góry nie wiadomo. Toteż najtrafniejszym rozumieniem dialektyki jest, jak powiedziano wyżej,
szermierka umysłowa, stosowana dla wykazania swojej racji w sporze. Najwłaściwszą wszakże nazwą byłaby,
4
moim zdaniem „erystyka" (gr. eris — kłótnia, spór), a jeszcze lepiej „dialektyka ery-styczna". Pożytek z niej nie
ulega wątpliwości; tym gorzej, iż została tak bardzo zarzucona.
W takim rozumieniu dialektyka to ledwie określony system reguł, mających na celu prezentację sposobów,
którymi posługują się wszyscy spierający się ludzie w momencie, gdy chcąc osiągnąć zwycięstwo wiedzą już, że
nie ma ono nic wspólnego z tym, czy prawda jest, czy też nie jest po ich stronie. Toteż dialektyka w ujęciu
naukowym nie rozstrzyga, ani nie szuka prawdy, albowiem nie o nią chodzi w pierwotnej i wrodzonej
dialektyce, skupionej wyłącznie na posiadaniu przewagi w dyskusji. Cel nadrzędny dialektyki naukowej polega
na ukazywaniu i badaniu nieuczciwych sposobów, mających umożliwić praktyczny cel, aby w rzeczywistych
sporach natychmiast je rozpoznać i udaremnić. Toteż, rozumiejąc naukową dialektykę tak właśnie, przyznajemy,
iż nadrzędnym jej celem jest tylko racja pozorna, nie zaś prawda obiektywna.
Nie znam nic, choć patrzyłem wszędzie, co napisano by na tym polu*, może poza zaginioną pracą Teofrasta,
wspominającą o naszym problemie. Toteż należy przede wszystkim czerpać z doświadczenia i obserwacji, aby
stwierdzić, jaki rodzaj sztuczek stosują ludzie w sporach. Powtarzane wybiegi i chwyty wy-magąjądalej
uogólnienia, a z nich powstaje znajomość „fortelów w walce" (stratagemata), służących do przeciwstawienia się
adwersarzowi tak we własnej praktyce, jak i w sytuacji, gdy stosuje je przeciwnik.
Podstawy każdej dialektyki
Najpierw, przed wszystkim innym, trzeba zrozumieć istotę każdej dyskusji, czyli jak ona przebiega i co
podczas niej zachodzi.
Przeciwnik stawia określoną tezę (albo jest ona naszego autorstwa, co wszystko jedno). Istnieją dwie metody i
dwie drogi, aby ja przewalczyć.
l. Metody:
a) odwołująca się do rzeczy (modus ad rem)
b) odwołująca się do człowieka (modus ad hominem) lub do twierdzeń, czy mniemań przeciwnika (ex con-
sensis). tzn. albo dowodzimy, iż:
a) twierdzenie jest sprzeczne z naturą rzeczy, z obiektywną i absolutną prawdą, lub
b) pozostaje sprzeczne z innymi twierdzeniami przeciwnika lub jego wcześniejszymi mniemaniami, które
zaaprobował, czyli z subiektywną, względną prawdą;
w tym przypadku brak jakichkolwiek związków z prawdą obiektywną i całość konstrukcji ma charakter
względny.
2. Drogi:
a) bezpośrednie przewalczenie twierdzenia
b) pośrednie przewalczenie twierdzenia. Na drodze bezpośredniej podważamy tezę u jej przyczyn, a na
pośredniej — u jej skutków. W bezpośrednim przewalczeniu dowodzimy, iż teza nie jest słuszna, natomiast w
pośrednim — że słuszną nigdy być nie mogła.
l) Na drodze bezpośredniej dysponujemy parą możliwości. Pierwsza to ukazanie przeciwnikowi, że myli się
podając błędne przesłanki, czyli przez negację przesłanki większej lub mniejszej (nego majorem; minorem).
Druga polega na zaakceptowaniu przesłanek i udowodnieniu, iż dane twierdzenia z nich nie wynika;
podważyliśmy tu zatem konsekwencję (nego conse-quentiam), samą formę wnioskowania.
2) Na drodze pośredniej wykorzystujemy:
a) apagogę, czyli niemożność przeciwstawienia twierdzenia przeciwnego,
b) instancję, czyli przykład przeciwieństwa.
a)Apagoga
Gdy uznajemy słuszność twierdzenia przeciwnika wiążemy je z innym, powszechnie traktowanym jako
prawdziwe. Zważywszy, że z obu tych twierdzeń — służących nam za przesłanki w dalszym rozumowaniu —
możemy uzyskać konkluzję jawnie błędną, sprzeczną albo z naturą rzeczy aż do absurdalności (ad absurdum),
albo z głoszonymi wcześniej twierdzeniami przeciwnika, czyli niesłuszną co do rzeczy (ad rem) i co do
człowieka (ad hominem), wykazujemy tym samym, iż wyjściowe twierdzenie przeciwnika także jest błędne.
Bowiem słuszne przesłanki leżą u podstaw zawsze słusznego twierdzenia, wszakże z błędnych niekiedy wynika
twierdzenie prawdziwe.
b) Instancja
— przykładem zastosowania przeciwieństwa (exemplum in contrarium) jest przewalczenie twierdzenia ogólnego
przy pomocy bezpośredniego udowodnienia pojedynczych przypadków objętych zakresem tego twierdzenia.
5
Gdy wykażemy, iż to twierdzenie w tych przypadkach nie jest słuszne, wówczas i jego ogólna postać zostaje
zakwestionowana.
Oto szkielet i rusztowanie każdej z dyskusji, czyli jej osteologia. Do tego sprowadza się w zasadzie każdy
spór. Może on jednak mieć rzeczywisty lub pozorny przedmiot, toczyć się przy użyciu prawdziwych albo nie-
prawdziwych argumentów. I dlatego właśnie, iż niełatwym jest ustalenie stanu faktycznego, dyskusje są tak
długotrwale i zawzięte. Nawet podając reguły ogólne niemożliwym jest oddzielenie prawdy od pozorów, gdyż
zrazu sami uczestnicy sporu tego nie wiedzą. W tym celu podaję wybiegi i chwyty do zastosowania bez względu
na obiektywną prawdę; zwłaszcza, że taką świadomością na ogol nie dysponujemy, a nabywamy ją dopiero w
efekcie przeprowadzonej dyskusji.
Ponadto każda dyskusja i każda argumentacja prowadzi do uzgodnienia choćby jednej rzeczy, która służy za
podstawę danej kwestii: Z kimś, kto zaprzecza zasadom nie należy prowadzić sporu.
Sposób l
— polega na uogólnieniu. Należy rozszerzać argumentację przeciwnika poza założone przez niego lub
naturalne granice, dokonywać jej bardzo ogólnej interpretacji, przerysowywać i wyjaskrawiać, akceptując
zarazem w bardzo poszerzonym i rozmytym sensie. Natomiast swoją wypowiedź utrzymać w precyzyjnych
ramach, w wąskim i określonym znaczeniu. Bowiem: im ogólniejsze twierdzenie, tym bardziej podatne jest na
zarzuty. Sposobem jest nie budzące wątpliwości określenie tego, o co się spieramy (status controversiae).
Przykład l:
Oświadczyłem, iż Anglicy przodują w dziedzinie dramatu. Przeciwnik, wykorzystując metodę instancji
odpowiada, iż ogólnie wiadomym jest brak sukcesów Anglików w muzyce, więc i w muzyce operowej. Kontruję
uwagą, że muzyka nie wchodzi w zakres pojęcia sztuki dramatycznej, gdyż ta odnosi się tylko to komedii i
tragedii. Przeciwnik wiedział o tym doskonale, lecz próbował dokonać takiego uogólnienia mojej myśli, aby
dotyczyła wszelkich form teatralnych, to jest i oper, a także muzyki — w ten sposób chciał mnie pokonać.
Odwrotnie, uratować się można zacieśniając znaczenie swej wypowiedzi, nawet w stosunku do wyjściowego
zamiaru, o ile tylko wyraz, którego użyliśmy na taki zabieg pozwala.
Przykład 2:
A rzecze: Pokój z 1814 r. przywrócił niezależność wszystkim niemieckim hanzealyckim miastom. B wyko-
rzystuje instancję przez przeciwieństwo (instantia in dontrarium) i dowodzi, że pokój ten odebrał Gdańskowi
niezależność przyznaną przez Napoelona. Wówczas A kontrargumentuje w sposób następujący: Mówiłem o
wszystkich niemieckich hanzeatyckich miastach, natomiast Gdańsk to polskie miasto hanzeatyckie.
Wybieg ten występuje już uArystotelesa (O wybiegach sofistycznych).
Przykład 3:
Lamarck (Philosophie wologigue) utrzymuje, iż polipy nie czują, gdyż brak im tkanki nerwowej. Wszelako
jest dowiedzionym, iż polipy kierują się ku światłu, zatem postrzegają, nie mając żadnych osobnych narządów
zmysłowych. Sądzono, iż zmysły są równomiernie rozłożone we wszystkich częściach ich dała. To obala tezę
Lamarcka, który kontrargumentuje: Gdyby we wszystkich częściach ciała polipów rozmieszczone były receptory
zmysłów, polipy nie tylko czułyby, ale mogłyby się poruszać, wykazywać odruchy woli, a nawet myśleć. W ten
sposób polip byłby najdoskonalej wyposażony w każdym punkcie swego ciała, kto wie, czy nie doskonalej niż
człowiek, gdyż każda jego cząstka wykazywałaby zdolności, które człowiek posiada jako całość. Czemuż by
zresztą nie objąć tym twierdzeniem najprymitywniejszej formy zwierzęcej — monady lub nawet roślin, które
także żyją?
Od zdania: całe ciało polipów jest unerwione, gdyż reagują one na światło, Lamarck przechodzi do zdania:
całe ich ciało myśli. Stosując tę sztuczkę autor zdradza, iż wie o swoim błędzie.
Sposób 2
— polega na zastosowaniu dwuznaczności (homonimia), aby spożytkować pojęcie, które poza tym, iż
określane jest tym samym wyrazem, ma niewiele lub nic wspólnego z przedmiotem dyskusji; potem należy tę
wypowiedź obalić stwarzając wrażenie, jak gdybyśmy obalili także argumentację związaną z samym
twierdzeniem. (...) Przykłady homonimów (tj. wyrazów jednakowo brzmiących, choć znaczących co innego):
ostry, głęboki, wysoki — w odniesieniu do rzeczy oraz, w drugim przypadku, w odniesieniu do dźwięków.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin