Merritt Jackie - Ostatnia szansa.pdf

(607 KB) Pobierz
43486402 UNPDF
JACKIE MERRITT
Ostatnia
* •
szansa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Christy Allen cała się trzęsła. Odczuwała wewnętrzne
napięcie, a poza tym było jej po prostu zimno, gdyż
w drodze z biura Morrison Logging Company do
szpitala całkiem przemokła. Mżyło, niebo przygnębiało
szarością, a temperatura nie przekraczała dziesięciu
stopni. Po telefonie od matki Christy rzuciła wszystko
i jak nieprzytomna pobiegła do samochodu, nie
zabierając nawet żakietu.
Miała na sobie tylko bawełnianą bluzkę w czerwono-
-białą kratę i dżinsy. O wiele za mało, by ogrzać jej
ogarnięte lękiem serce. Strach swój skrywała jednak
starannie i doskonale panowała nad emocjami.
- Mamo, Joe z tego wyjdzie. Musimy w to wierzyć
- pocieszała siedzącą obok matkę, trzymając ją za rękę.
- Christy, modlę się, żeby tak było. - Z oczu
Laury popłynęły łzy.
Do małej poczekalni wszedł doktor Martin. Za­
chowywał się jak zwykle, ale pomimo to Christy
wyczuła, że niepokoi się o swego pacjenta. Joe doznał
poważnych obrażeń, więc ich zaufany lekarz nie mógł
niczego upiększać ani ukrywać.
- Dzień dobry, Christy. Cieszę się, że jesteś.
- Dzień dobry, doktorze.
Doktor Martin usiadł obok Laury i ujął jej dłoń.
- Lauro, zabieramy Joego na operację. Stwier­
dziliśmy wewnętrzny krwotok i musimy zlokalizować
jego źródło.
Christy zdawała sobie sprawę, ile wysiłku kosztowało
jej matkę zachowanie spokoju. Hart ducha nie należał
6
OSTATNIA SZANSA
do zalet charakteru Laury Morrison. Była kobietą
z natury nieśmiałą, cichą, łagodną, całkowicie zado­
woloną ze swej roli gospodyni domowej i żony Dużego
Joego Morrisona.
Laura i Christy wiedziały już, że miał złamaną
prawą nogę, rękę i trzy żebra, dlatego ostatnia
informacja sprawiła, że Laurze znowu łzy napłynęły
do oczu. Uwolniła ręce, aby zakryć twarz.
Christy napotkała pełne troski spojrzenie doktora,
ale nie chciała zadawać mu pytań przy matce. Joe był
w dobrych rękach. Zrobiono dla niego wszystko, co
w ludzkiej mocy, ona zaś musiała myśleć o Laurze
i pomóc jej przetrwać ten trudny okres.
- Proszę nas o wszystkim informować - powiedziała
cicho.
- Ależ oczywiście. Przyjdę zaraz po operacji.
- Dziękuję, doktorze.
Kiedy znów zostały same, Christy objęła matkę.
- Mamo, bądź dobrej myśli - odezwała się łagodnie.
- Joe będzie zdrowy. Powtarzaj to sobie.
Laura zaszlochała gwałtownie i opuściła ręce.
- Potrzebna mi nowa chusteczka - powiedziała
przez łzy, a kiedy Christy podała jej swoją, dodała:
- Niepokoiło mnie to wchodzenie na dach, ale dziura
nad kuchnią była coraz większa i przecież sama go
znasz. On po prostu musi zawsze sam wszystko
naprawiać.
Christy uważała, że Joe powinien był wziąć kogoś
do reperacji dachu. Dawno przekroczył sześćdziesiątkę
i nie był już tak zręczny jak kiedyś. Pośliznął się na
mokrym dachu i runął w dół.
Przebiegła w myślach wydarzenia poranka. Sobotnie
przedpołudnia spędzała zwykle w biurze, natomiast
Joe udawał się na miejsce wyrębu. Ale tego ranka
postanowił naprawić dach.
Joe Morrison był ojczymem Christy. Kochała go
7
równie mocno, jak wspomnienie ojca, który umarł,
kiedy miała dziewięć lat. Laura zaczęła pracować
jako kelnerka w Mabel's Cafe i tam spotkała Joego.
Christy miała czternaście lat, gdy matka i Joe pobrali
się. Mimo całej swej szorstkości Joe okazywał pasier­
bicy wyłącznie dobroć i miłość.
Ód pięciu lat Christy pracowała u niego, prowadząc
biuro i księgowość. Po studiach mieszkała przez jakiś
czas w Seattle, ale w okresie wakacji dowiedziała się,
że parę miesięcy wcześniej wyjechała sekretarka
i księgowa Joego. W rachunkach przedsiębiorstwa
panował okropny bałagan, więc Christy zdecydowała
się wrócić do Oregonu.
Nigdy nie żałowała swej decyzji. To Joe opłacał jej
studia i przez te wszystkie lata był dla niej bardzo
szczodry. Zabrała się do pracy i szybko przywróciła
porządek w dokumentach. Wiedziała, że Joe był
z niej zadowolony.
Jednak jej praca miała czysto urzędniczy charakter
i siedząc z matką w szpitalnej poczekalni, Christy
w pewnym momencie uświadomiła sobie niepewną
przyszłość przedsiębiorstwa. Jeśli, w najlepszym razie,
Joego czeka długa rekonwalescencja, kto poprowadzi
firmę? Kto zajmie się pracownikami? Kto nimi
pokieruje?
Oto następny powód do niepokoju, następne
zmartwienie, z którym musiała poradzić sobie sama.
Laura niezbyt przejmowała się interesami i nie miała
o nich bladego pojęcia.
- Mamo, może napiłabyś się kawy?
- Kawy? - Laura wydawała się zbyt oszołomiona,
by podjąć nawet tak prostą decyzję, więc Christy
zrobiła to za nią.
- Wpadnę do baru na dole i za parę minut będę tu
z kawą - powiedziała wstając i całując matkę w policzek.
Kiedy zmierzała do wyjścia, dobiegł ją odgłos
OSTATNIA SZANSA
8
OSTATNIA SZANSA
zbliżających się kroków. Ciężkich kroków. Zanim
dotarła do drzwi, pojawił się w nich mężczyzna.
Vincent Bonnell! Co on tu robił? Cóż za przedziwny
zbieg okoliczności przywiódł tutaj największego
konkurenta Joego, i to właśnie w takiej chwili?
- Dzień dobry - powiedział, mierząc ją wzrokiem.
Christy nigdy dotąd z nim nie rozmawiała, ale widziała
go wiele razy. W Rock Falls nie można było skutecznie
kogoś unikać, lecz Vincent Bonnell i Joe Morrison
nie utrzymywali ze sobą żadnych stosunków, gdyż
prowadzili dwa największe w okolicy przedsiębiorstwa
wyrębu lasu i obaj ubiegali się o zlecenia drzewne,
których miejscowy tartak wyjątkowo skąpił.
Ich ludzie to osobny temat. Pracownicy Bonnella
i Morrisona bardzo często bili się w lokalnych barach,
ponoć w imię lojalności wobec swoich szefów. Ta
wojna irytowała Christy, ale próbowała ją ignorować.
Bezpośrednie spotkanie z Vincentem Bonnellem
wprawiło ją w duże zakłopotanie. Zdawał się należeć
do tego rodzaju mężczyzn, jakich bezwzględnie unikała.
Wystarczyło jej jedno doświadczenie z takim nazbyt
pewnym siebie, zadufanym w swej męskości typem.
Ów bolesny epizod miał miejsce, zanim wróciła do
Rock Falls. Postanowiła wówczas wybrać samotność
i nie wiązać się już z nikim, komu nie mogłaby ufać.
A Vincent Bonnell wyglądał na takiego człowieka.
Zresztą nie tylko jego pewność siebie nakazywała
Christy zachować ostrożność. W tym zaskakującym
spotkaniu coś ją zastanowiło - co, u diabła, Vincent
Bonnell tu robi?
Nie mogła oderwać od niego oczu. Był młodszy niż
Joe, raczej w jej wieku. Wysoki, przystojny, o wyrazis­
tych rysach twarzy i przenikliwych szarych oczach,
z czupryną Clemnych, prawie czarnych włosów. Vince,
jak go niekiedy nazywano, był drwalem w drugim
pokoleniu. Jego ojciec założył Bonnell Logging
Zgłoś jeśli naruszono regulamin