Samuel Podhajecki - Wspomnienia z Berezy.pdf

(171 KB) Pobierz
Samuel Podhajecki
Wspomnienia z Berezy
Tekst pochodzi z książki "Kartki z Dziejów KPP" rozdział "Wspomnienia z Berezy" strony
413-461 wyd. Książka i Wiedza 1958 Łódź. Dziękujemy towarzyszowi Helmundowi za pomoc.
Tekst jest bardzo dobry i należy go rozpowszechniać, gdzie tylko się da, by pokazać
prawdziwe oblicze II RP.
Niedziela 19 kwietnia 1936 r. Wieczór.. Światła we lwowskim więzieniu "Brygidki" zgasły...
Więźniowie układają się do snu. W naszej celi nr 79, w której normalnie siedziało 14-18
więźniów, przebywa obecnie kilkadziesiąt osób. Panuje zaduch nie do zniesienia, nie możemy
zasnąć. Półgłosem rozmawiamy o walkach ulicznych w dniu 16 kwietnia we Lwowie, które
pochłonęły wiele ofiar. Zastanawiamy się, jak zareagują masy na krwawą rzeź we Lwowie.
Nagle słychać jakieś odgłosy z korytarza... Stąpanie kroków, głuche uderzenia, stłumione
okrzyki... Z hałasem otwierają się drzwi naszej celi. Wpada grupa dozorców z aspirantem
Koniecznym na czele. Cuchnie od nich wódka. Wywołują nazwiska: "Zbierać się".
Nim zdążyliśmy zerwać się z łóżka, dopadają do nas, ściągają na podłogę, biją, tratują i wloką
na korytarz. To samo dzieje się i w innych celach. Z korytarza pędzą nas na wartownię, której
okna wychodzą na ulicę Kazimierzowską.
"Pożegnajcie się na zawsze ze Lwowem!" - krzyczy do nas Konieczny.
Na dany przez niego znak rzucają się na nas dozorcy więzienni. Pod groźbą skierowanych luf
rewolwerowych musimy rozebrać się do naga. Pojedynczo wciągają nas do łazienki, biją
gumowymi patkami i rękojeściami od rewolwerów
W bestialski sposób zostali pobici: Nawioka, dr Litwak, Schafel, Press, Jolles, Sperber,
Fischer i inni. Specjalnym okrucieństwem odznaczali się: Konieczny, Sobota i Huk, którzy
kopali nas, gdzie popadło. i We lwowskich ,,Brygidkach" dają nam odczuć przedsmak Berezy.
Po zmasakrowaniu nas w łazience pozwalają się ubrać, ale przez dwie godziny musimy stać
na baczność, twarzą do ściany.
O godzinie 11 w nocy zaczyna się "strzyżenie" włosów.
Każdy musi klęknąć, a oprawcy więzienni dosłownie wyrywają nam maszynką elektryczną
włosy, zostawiając dla zeszpecenia "pejsy". Krzyki i jęki rozdzierają ciszą nocną, przedostają
się na zewnątrz. Ulice są puste... we Lwowie panuje stan wojenny.
O północy otwiera się brama więzienna Uzbrojony od stóp do głów wkracza oddział policji.
Zakuwają nas w kajdany i wrzucają do stojących przed wiezieniem aut ciężarowych. Asystuje
przy tyra oficer armii. Otoczeni wieńcem motocykli, pod eskortą policjantów uzbrojonych w
ręczne karabiny maszynowe jedziemy na Dworzec Główny,
Tu dołączają grupę złodziei, zesłanych do Berezy wraz z nami, kilkudziesięcioma anty
faszystami, aby pokazać opinii publicznej, że sprawcami lwowskich zajść są nie tylko
"komuniści", ale także szumowiny miejskie.
Delegat Wojewódzkiego Wydziału Bezpieczeństwa wygłasza krótkie przemówienie,
ostrzegając, byśmy się zachowywali spokojnie, gdyż w przeciwnym razie policja zrobi użytek
z broni.
1
Pociąg rusza... Myśli krążą wokół bliskich, pozostawionych we Lwowie. Czy naprawdę
żegnamy się na zawsze ze Lwowem? Jak odbędzie się poniedziałkowy strajk protestacyjny
we Lwowie?
Po kilku godzinach znajdujemy się na Wołyniu. Z niewiadomych nam przyczyn jedziemy w
kierunku Równego. Na poszczególnych stacjach z grup kolejarzy stojących na peronie
podnoszą się pięści do pozdrowienia antyfaszystowskiego.
W południe pociąg przyjeżdża do Kowla. Dołączają do nas wagon, w którym znajduje się
grupa ukraińskich działaczy robotniczych i chłopskich z Przemyśla, Sanoka, Sambora i
Drohobycza. Po krótkim postoju ruszamy dalej. Dotychczas eskorta policyjna nie zezwoliła
narn na zakup prowiantu. Przez cały czas jesteśmy skuci, dokucza nam pragnienie. Wszyscy
jesteśmy pobici i zmęczeni.
W Brześciu doręczają nam zawiadomienie wojewody lwowskiego o zesłaniu nas do Berezy.
Teraz policjanci pozwalają na kupno żywności, lecz wciąż jesteśmy skuci. Przez całą noc
pociąg 'nasz stoi w Brześciu. Nad ranem wyjeżdżamy. Za godzinę jesteśmy w Berezie na
bagnistym Polesiu.
Rozwiewa się mgła spowijająca poleskie miasteczko i oczom naszym ukazują się rozłożone
po obu stronach szosy dwupiętrowe budynki z czerwonej cegły.
"To obóz koncentracyjny" - szepce Schafel, który zaledwie dwa miesiące temu został stąd
zwolniony.
Z zainteresowaniem i zarazem z trwożnym niepokojem spoglądamy na te ongiś wojskowe
koszary carskiej Rosji.
Z daleka widać granatowe mundury policjantów pełniących straż w obozie. Wkraczamy do
Komendy Miejsca Odosobnienia (tak brzmi skromnie oficjalna nazwa polskiego obozu
koncentracyjnego). Lwowska policja wycofuje się i otaczają nas strażnicy policyjni z Berezy.
Od razu padają wyzwiska i przekleństwa. Popychani szturchańcami wchodzimy do kancelarii
komendy.
Na ścianie olbrzymi obraz wojewody poleskiego, Kostka-Biernackiego. Tuż obok niego z
prawej strony małe, ledwo widoczne fotografie Pilsudskiego i prezydenta Mościckiego. Jest
to symboliczne. Degenerat i sadysta Biernacki, znany ze znęcania się w twierdzy wojskowej
w Brześciu w roku 1930 nad przywódcami sejmowej opozycji demokratycznej: Witosem,
Liebermanem, Barlickim, jest nieograniczonym władcą osadzonych w obozie
koncentracyjnym. Jego przyboczny sędzia śledczy wydaje na podstawie zwykłej denuncjacji
szpicla lub konfidenta wysłanym do Berezy przeciwnikom rządu nakaz osadzenia w obozie
na 3 miesiące, nakaz wciąż potem przedłużany. Kostek-Biernacki osobiście czuwa nad
udoskonaleniem wyrafinowanego systemu maltretowania internowanych.
W Katowni
W kancelarii urzęduje aspirant Piotr Jarzęcki. Jego zimne oczy, głęboko ukryte w nabrzmiałej
twarzy, patrzą przenikilwie na każdego z nas. Wypytuje o personalia i notuje coś.
Wyprowadzają nas. "Biegiem marsz!" - wołają policjanci i rozpoczyna się bieg do
położonego po drugiej stronie szosy bloku aresztanckiego. Po drodze sypią się na nas
uderzenia. Zdyszani, nie mogąc złapać tchu, wpadamy na pierwsze piętro koszar.
2
Tu wpędzają nas do ogołoconej z wszelkich sprzętów sali. Tak jak na wartowni w
"Brygidkach", zmuszeni jesteśmy stać w pozycji na baczność, twarzą do ściany, przez kilka
godzin. Za najmniejsze poruszenie zostaje się dotkliwie pobitym przez kręcących się
policjantów.
Około południa zjawia się policjant Pytel, komendant bloku aresztanckiego. Zaczyna się
nauka regulaminu obowiązującego w Berezie.
"W Miejscu Odosobnienia panuje bezwzględna cisza" - głosi regulamin.
"To znaczy - dodaje Pytel - że nie wolno Warn, s...syny, słowa wypowiedzieć. Jesteście niemi.
Dosyć pyskowaliście na wolności. Odpowiadać wolno tylko na pytania panów komendantów.
Każdy policjant musi być w Berezie tytułowany przez was: panie komendancie".
"Każdy rozkaz musi być wykonywany przez aresztowanego szybko i ochoczo".
"To znaczy - dodaje Pytel - że przez cały czas pobytu w obozie nie wolno aresztowanemu
nawet trzech kroków zrobić zwykłym krokiem. Zawsze musicie biegać. Przy pracy musicie
poruszać się szybko My wam pokażemy w Berezie amerykańskie tempo".
,"Niewykonanie rozkazu zostanie przełamane siłą. a nawet użyciem broni".
"Bici i tak będziecie - komentuje ochrypłym głosem Pytel - ale biada temu, kto się nam
przeciwstawi".
"Reszta regulaminu nie jest dla was ważna - wtrąca się policjant Wieczorek, jeden z tych,
którzy w Berezie najwięcej się nad nami znęcali - bo i tak nie dostaniecie ani książek, ani
gazet, ani paczek żywnościowych. Również widzenia są zakazane".
Zaczyna się lekcja "meldowania". W Berezie aresztowany na każdym kroku musi się przed
policjantem "posłusznie" meldować.
"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie pójścia do ustępu".
"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie splunięcia".
"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie wytarcia sobie nosa".
Wywijając pałą Pytel krzyczy:
"Nic wam nie wolno robić z własnej inicjatywy, dranie, nawet myśleć..."
Wiedząc, co nas czeka w razie przeciwstawienia się, powtarzamy za Pytlem i Wieczorkiem
"lekcję", lecz słowo "posłusznie" w ustach naszych brzmi niezdarnie i natychmiast z
otaczającej nas sfory policyjnej padają wyzwiska, przekleństwa i uderzenia.
Przychodzi kolej na "ćwiczenia". Pada komenda: "Odlicz!"
"Raz!"... "dwa!"... - "Try!" - wykrzykuje młody chłopak ukraiński z zagłębia naftowego,
Czuba, który nawet w Berezie manifestuje w ten sposób swe przywiązanie do ojczystego
języka
"Powtórz!"
"Raz!"... "dwa!".,. - "Try!"... - odpowiada hardo ukraiński antyfaszysta Czuba.
Policjanci ze zdumieniem spoglądają na młodego śmiałka.
"Tu nie Ukraina: policzymy się później'' - zapowiada Pytel.
3
Długo nie czekaliśmy: Czuba został wyciągnięty z szeregu i wyprowadzony do innej sali.
Gdy wrócił, twarz jego była sinoczarna i nie mógł poraszać nogami. Przez cały dzień
staliśmy: nie wolno było oprzeć się o ścianę lub usiąść. Nie dostaliśmy nic do jedzenia i picia.
Ani na minutę nie odstępowali nas policjanci, prowadząc lekcję "dobrego zachowania się" w
Berezie przy akompaniamencie pałek gumowych, i karnych ćwiczeń.
"Padnij! Powstań!"
"Padnij! Powstań!"
"Siadaj! Powstań!"
"Klęknij! Powstań!"
"Padnij! Powstań!"
Z niesłychaną szybkością zwalaliśmy się na cementową posadzkę i w mig zrywaliśmy się, by
znowu upaść. Rozbijaliśmy sobie głowy, kolana i w straszliwym tłoku jeden drugiemu
wybijał zęby.
Trwało to tak długo, dopóki większość z nas mimo spadających razów na grzbiety nie mogła
się już podnieść. Wtedy następowała krótka przerwa.
Zapada zmrok. Prowadzą nas grupami do lekarza. W przedpokoju rozbieramy się do naga.
Długo czekamy na rozpoczęcie badań. Tymczasem sadyści policjanci poszturchują i uderzają
nas pałkami gumowymi gdzie popadnie: po głowie, karku, po plecach, krzyżach, nogach.
Pojedynczo wpędzają do lekarza, który nawet nie patrzy na wprowadzonego. "Zdrów! -
krzyczy - odmaszerować!" Pod gradem piekących jak ogień uderzeń i brutalnych kopnięć
ubieramy się. Nie uszanowali nawet siwych włosów. Staruszek, robotnik z Sanoka, Grzegorz
Grosz, został tak brutalnie pobity, że żal było patrzeć.
Znowu jesteśmy w sali i znowu lekcje meldowania, karne ćwiczenia przy akompaniamencie
gumy.
"Do depozytu!"
Biegniemy przez długi korytarz do tzw. depozytu w celu złożenia pieniędzy i wszystkich
przedmiotów, jakie posiadamy. Co 5 kroków stoi policjant. Każdego policjanta prosimy
"posłusznie" o pozwolenie przejścia. Każdy z nich hojnie częstuje nas pałą.
Zdyszany od biegu stanąłem przed stupajką Malinowskim i proszę zgodnie z regulaminem, by
mi zezwolił dalej biec do depozytu. W odpowiedzi otrzymałem straszliwe uderzenie kolanem
pod brzuch.
"Ty łotrze bolszewicki - darł się Malinowski, degenerat o odrażającej ospowatej twarzy - ja
ciebie nauczę, z jakiej odległości należy się do mnie zwracać!"
Tak nas "ujeżdżano" do godziny 11 w nocy. Nareszcie dostajemy rozkaz "położyć się spać".
Nie dają sienników ani koców. W samej bieliźnie, ponieważ ubranie musimy, podobnie jak w
więzieniach, wynosić na korytarz, kładziemy się na zimną cementową posadzkę. Ciało
każdego zbolałe, pełne sińców. Nie można zasnąć. Leżymy z otwartymi oczyma, z
zaciśniętych kurczowo ust wyrywają się ciche, stłumione jęki
Dzień w Berezie
4
O godzinie 4, gdy zaczęto świtać, rozległ się gwizdek.
"Pobudka!"
Pospiesznie ustawiamy się w dwuszereg. Za chwilę wpada straż policyjna.
"Odlicz!"
Ktoś się w szeregu pomylił. Natychmiast pada komenda:
"Padnij! Powstań!"
"Siad! Powstań!"
"Padnij! Powstań!"
Poranna gimnastyka karna trwa przeszło kwadrans.
Gwizdek. "Ubierać się!"
Wybiegamy na korytarz. Każdy chwyta przygotowane już dla nas łachmany więzienne. W
ciągu 2-3 minut musimy być ubrani. Na wąskim korytarzu panuje niesłychany tłok. Jeden
drugiego depcze. Z sadystycznym zadowoleniem policjanci wymachują gumą - to przed
śniadaniem.
Znowu gwizdek (W Berezie wszystko robi się na gwizdek). Chwytamy menażki i pędzimy na
podwórze myć się. Biegniemy do beczek z wodą wśród szpaleru policjantów, nie żałujących
nam kopnięć.
"Prędzej!"
"Szybciej!"
"My was nauczymy biegać!"
Kulawy na obie nogi Rosentreber, szewc z Sambora, musiał razem z nami brać udział w tym
morderczym biegu. Wciąż się przewracał. Policjant Świerkowski biegł koło niego i śmiejąc
się "pomagał" mu wstawać - butem
Nie zdążyliśmy się umyć, a już znowu gwizdek.
"Do jadalni na śniadanie - biegiem marsz!"
Mamy pięć minut czasu. Parzymy sobie usta czarną kawą. Dławimy się kęsami czarnego
chleba. Gwizdek.
"Z powrotem do sali". Na schodach witają nas policjanci gumą. Ledwie znaleźliśmy sio, na
sali - znowu gwizdek.
"Do ustępu - biegiem marsz!"
W każdym ustępie w ciągu pięciu minut kilkadziesiąt osób. Gwizdek.
"Biegiem na plac zbiórki!" Znowu biegniemy przez ten sam znęcający się szpaler
policjantów.
Na podwórzu oczekuje nas aspirant Jarzecki w zastępstwie przebywającego w Warszawie
inspektora Karmali-Kurhańskiego. Każdy z nas musi podejść do niego i zameldować się:
"Panie aspirancie, aresztowany X melduje posłusznie swoje przybycie do Miejsca
Odosobnienia w Berezie Kartuskiej z miasta X".
Gdy ktoś zameldował się niezbyt wyraźnie, natychmiast otrzymywał na rozkaz Jarzęckiego
kilka pał od stojącego w pobliżu policjanta.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin