Jalowosc_i_resentyment--senator_R_Legutko.txt

(8 KB) Pobierz
Jałowoć i resentyment


Porażka, gdy jest niespodziewana i dotkliwa, zakłóca ostroć widzenia i blokuje energię politycznš

  
RYSZARD LEGUTKO 
Działania Platformy Obywatelskiej ostatnich kilku miesięcy stanowiš ewenement, o ile nie precedens w praktyce europejskiego parlamentaryzmu. Nie znam przykładu, by partia niemal koalicyjna stała się w cišgu kilku dni partiš twardo opozycyjnš wobec swojego niedawnego koalicjanta. Przykład ten wskazuje na sytuację z istoty swojej absurdalnš. Pozostawanie w opozycji ma sens wyłšcznie w przypadku zasadniczych różnic historycznych, programowych czy wiatopoglšdowych. Różnic takich między PO i PiS nie ma, a te, które sš, majš charakter drugorzędny bšd możliwy do załagodzenia, kompromisu lub współistnienia. 

Skoro opozycyjnoć nie wynika z różnic fundamentalnych, to jej "twardy" charakter może sprowadzać się wyłšcznie do kwestii personalnych, emocjonalnych lub retorycznych. Na takiej też podstawie oparta jest aktualna ideologia partyjna PO. Głosi ona praktycznie jednš tezę: podstawowym zagrożeniem dla demokracji, ładu i Polski jest PiS. Donald Tusk wygłasza trwajšce kilkadziesišt minut przemówienia o niegodziwoci PiS. Bronisław Komorowski od kilku miesięcy nie wypowiedział publicznie ani jednego zdania, którego treć nie redukowałaby się do pomstowania na Prawo i Sprawiedliwoć. To samo dotyczy Stefana Niesiołowskiego, Pawła piewaka i kilku innych medialnie aktywnych polityków. 

Pierwszy raz absurd tej sytuacji objawił mi się z całš mocš, gdy oglšdałem w telewizji wystšpienie Tuska ogłaszajšce urbi et orbi, że PO przechodzi do twardej opozycji. Oczekiwałem, że przedstawiona zostanie jaka strategia polityczna, alternatywny pomysł na Polskę, koncepcja działania zmierzajšca do osišgnięcia jakiego celu uzasadniajšcego ten krok i nadajšcego sens aktywnoci partii. Nic z tego. Przez kilkadziesišt minut mielimy wyłšcznie obsobaczanie PiS. I tak już pozostało. 

Gdybym był członkiem lub zwolennikiem Platformy, czułbym się wówczas rozczarowany i wciekły. Czy jedynym uzasadnieniem rezygnacji z wielkiego zakresu władzy nad krajem i odpowiedzialnoci za Polskę ma być erupcja pretensji i złoci wobec niedawnego koalicjanta? I po to był ten cały wysiłek ludzki, finansowy i polityczny włożony w wybory, by w końcu powiedzieć "nie", ponieważ PiS-owcy sš wstrętni? 

Dokonujšc tego kroku PO skazała się na politycznš jałowoć. Od kilku miesięcy partia - używajšc niezbyt wyrafinowanej metafory - kręci się w kółko i nie jest zdolna do jakiegokolwiek ruchu twórczego. 

Kilkakrotnie pytałem moich znajomych z PO, jaki jest cel trwania w stanie złoliwej jałowoci, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Częć z nich sama nie rozumie, a częć odpowiada nie tyle wskazujšc cel, ile przyczynę: wszystko dlatego, iż PiS "nie podzieliło się władzš", czyli nie oddawało Platformie MSWiA, lecz trudne resorty gospodarcze. Kwestia MSWiA niczego nie wyjania, ponieważ wszyscy wiedzieli, iż sprawy wewnętrzne i sprawiedliwoci stanowiły okręt flagowy PiS, tak jak sprawy gospodarcze okręt flagowy Platformy. Gdyby PiS chciało sobie wzišć "trudne resorty gospodarcze", to zapewne podniósłby się jeszcze większy rwetes, że jest to zamach na gospodarkę grożšcy powrotem do socjalizmu. 

Jałowoć politycznej postawy Platformy jest także racjonalna, choć w sensie doć perwersyjnym. Wskazanie PiS jako jedynego wroga może mieć przez pewien czas funkcję jednoczšcš. Politycy PO postawili na niechęć do PiS, jaka występuje w niektórych rodowiskach. Działajš według takiego mechanizmu: PO deklaruje, że jest opozycjš i tak się zachowuje; PiS reaguje więc odpowiednio traktujšc PO włanie jako opozycję; na to PO podnosi wrzawę, że PiS nie chce koalicji, bo traktuje PO jako opozycję. Ten mechanizm jest tyleż niedorzeczny, co skuteczny. Niedorzeczny, bo opozycja nie ma prawa mieć pretensji, że nie jest traktowana jako koalicjant, natomiast skuteczny, bo utrwala podziały między PO i PiS. 

Zadziwiać musi, że podobna polityka, mimo oczywistej niedorzecznoci, nie spotyka się z krytykš, ale nawet zyskuje sympatię. Ideolodzy Platformy posłużyli się broniš, która w polskich rodowiskach medialno-inteligenckich jest pewniakiem: Rydzykiem i Lepperem. Jeli tylko zamacha się przed oczami oraz umysłami pewnej częci Polaków Radiem Maryja i Samoobronš - nieważne, jak takie machanie opiera się na bezpodstawnej insynuacji - reakcja, niczym u psa Pawłowa, bywa natychmiastowa. Przeciwnik zostaje zdyskredytowany, natomiast insynuator zyskuje tysišce klakierów, którzy nabierajš dumnego przekonania, że uczestniczš w wielkim starciu między dobrem a złem. 

Ideologiczne pisożerstwo uprawiane przez Platformę najlepiej sprzedaje się poprzez krytykę cech osobowych Jarosława Kaczyńskiego. Okazuje się on być nieodpowiedzialnym politycznym dryblerem, człowiekiem chorobliwie dšżšcym do władzy absolutnej, destruktorem, notorycznym kłótnikiem etc. Lista jest długa i radykalnie przekracza wszystkie możliwe granice dorzecznoci. Subtelni intelektualici w rodzaju Pawła piewaka snujš analogie z Robespierrem, a Stefan Niesiołowski codziennie występuje z jeszcze straszniejszymi skojarzeniami. Temu wszystkiemu przyklaskujš "autorytety niezależne" spoza PO. Kazimierz Kutz powiedział w programie Tomasza Lisa, że Kaczyński przypomina mu bohatera filmu Chaplina "Dyktator". Zważywszy, że film Chaplina był satyrš na Hitlera, polski reżyser powiedział faktycznie, że Jarosław Kaczyński przypomina mu Hitlera. Prowadzšcy dziennikarz - niedoszły prezydent RP - nawet się nie zajšknšł na takš opinię, zajmujšc się kontrowaniem siedzšcego po przeciwnej stronie PiS-owca. Obraliwe idiotyzmy uchodzš nie tylko za przenikliwe opinie polityczne, lecz nadto za przejawy szczególnej wrażliwoci moralnej. 

Ta iloć nierozumu, jakš przywódcy Platformy oraz ich kibice wpompowali w sferę publicznš, nie tylko sprymitywizowała język, ale nadto wydaje się zmieniać stan wiadomoci. Do tej pory przeciwnikiem był komunizm i postkomunizm. Teraz przeciwnikiem głównym jest przyszły lub niedoszły Führer Kaczyński oraz jego partia niebezpiecznie upodabniajšca się do NSDAP. Dziennikarze, w większoci ludzie młodzi i bez wyranych poglšdów politycznych, zaczynajš ten obraz powielać, uznajšc najpewniej, że odzwierciedla on jakš głębszš prawdę, skoro propagowany jest przez "wszystkich". Z wyważonš analizš trudno się przebić. Stworzona atmosfera histerii obniża poziom mylenia w sferze publicznej. 

Mówi się - co jest dla wielu tak oczywiste jak kulistoć ziemi - że Kaczyński "nie chce się dzielić władzš". Proponuję zwrócić się do jakiegokolwiek cudzoziemca, majšcego przynajmniej elementarnš kompetencję politycznš i powiedzieć mu tak: "Jest u nas pewien straszny polityk, który wygrał wybory i nie chciał się podzielić władzš ze swoim potencjalnym koalicjantem. Proszę sobie wyobrazić, że w swojej arogancji proponował koalicjantowi połowę resortów, w tym najważniejsze gospodarcze, administrację, politykę zagranicznš i obronnš. Na dodatek zaoferował szefowi opozycyjnej partii przewodniczenie parlamentowi. Czyż nie ma on zapędów dyktatorskich?" Jeli nie zobaczycie państwo na twarzy swojego rozmówcy wyrazu osłupienia, to jestem gotów do końca życia wychwalać mšdroć politycznš Donalda Tuska. 

Polityk, przegrywajšcy dwa razy wybory, które miał łatwo wygrać, leczy swojš frustrację wzniecaniem resentymentu wobec tego, który go pokonał. Słuchanie histerycznych tyrad Tuska, Komorowskiego, Niesiołowskiego czy - ku mojemu żalowi - Rokity, skłaniać musi do wniosku, że politycy ci znajdujš się faktycznie w stanie głębokiego wewnętrznego nieuporzšdkowania. 

Psychologizacja jest jednak zawsze podejrzana, o ile nie daje się wpisać w szerszš diagnozę. Takš diagnozš w tym wypadku byłby poważny kryzys osobowy i koncepcyjny przywództwa Platformy. Oto opinia, wypowiadana także przez członków i sympatyków PO: w politycznych partiach o dużym dowiadczeniu obowišzuje praktyka, że ten, kto przegrywa wybory, które miał czy mógł wygrać, ustępuje. Nie stanowi to kary czy pokuty, ale jest aktem racjonalnym. Porażka, gdy jest niespodziewana i dotkliwa, zakłóca ostroć widzenia i blokuje politycznš energię. Widzenie nieostre i brak twórczej energii utwierdzajš wszak partię w stanie porażki, a nie pomagajš z niego wyjć. 

Chcę być dobrze zrozumiany. Nie jestem wrogiem Platformy i nigdy nie byłem. Należę do tych, którzy zaangażowali się niedawno w politykę z nadziejš powstania koalicji, jaka miała odmienić Polskę. Wszystko wskazywało, że tak się stanie. Kryzys polityczny i osobowy Platformy podważa takš perspektywę, a w każdym razie jš odsuwa. Jeden z zachodnich dyplomatów powiedział mi: "Gdy wasze dwie partie wygrały wybory, wydawało się, że macie szanse pozostać u steru Polski przez następnych czterdzieci lat. Tymczasem już po czterech miesišcach walczycie o przetrwanie. Czy naprawdę nie dało się inaczej?". 

RYSZARD LEGUTKO, Profesor filozofii UJ, wicemarszałek Senatu RP z rekomendacji PiS, bezpartyjny
Zgłoś jeśli naruszono regulamin