01.Ali Baba i czterdziestu rozbójników.pdf

(283 KB) Pobierz
11013096 UNPDF
Format pdf:
cyranek64@gmail.com
"Ali Baba i czterdziestu rozbójników"
Z cyklu: "Baśni 1001 nocy"
Dawno, bardzo dawno temu w pewnym mieście perskiej prowincji Horasanu
żyło sobie dwóch braci, synów tego samego ojca i tej samej matki. Jeden z
nich nazywał się Kasim, a drugi Ali Baba. Ojciec ich był już dawno umarł,
a to, co im w spadku pozostawił, niewielką przedstawiało wartość i nie
stanowiło mienia, które mogłoby stać się ciężarem. Obaj bracia podzielili
między sobą dziedzictwo równo i sprawiedliwie, bez waśni i swarów. Po
podzieleniu ojcowizny Kasim ożenił się z bardzo bogatą niewiastą, która
posiadała wiele ziemi uprawnej i ogrodów, winnic i komór wypełnionych
wszelakim dobytkiem i cennymi towarami, które i zliczyć było trudno.
Zaczął więc Kasim trudnić się handlem i został kupcem. Wkrótce też
doszedł do wielkiego majątku, bo los mu sprzyjał, i zasłynął z bogactwa
zarówno wśród kupieckiego stanu, jak i wśród innych zamożnych i znacznych
ludzi. Jego brat Ali Baba natomiast pojął za żonę biedną dziewczynę,
która nie miała ani dirhema*, ani denara*, ani domu, ani kawałka gruntu.
Toteż w krótkim czasie wydał wszystko, co odziedziczył po ojcu, i doszło
do tego, że zagnieździły się u niego nędza i ubóstwo wraz ze wszystkimi
towarzyszącymi im zawsze troskami i kłopotami. Ali Baba był bezradny i
nie wiedział, co począć. Nie widział już możliwości, jak się przeżywić i
utrzymać przy życiu. A był przecież człowiekiem, któremu nie brakowało
wiedzy i rozumu, ćwiczony był w naukach i obyty w świecie. Lamentował
więc nad swoją niedolą w mowie wiązanej, a wypowiedziawszy wierszem
gorzkie skargi, począł zastanawiać się nad swym tragicznym położeniem.
Dokąd od tej nędzy uciec? Skąd zdobyć środki utrzymania? Czym zarobić na
chleb powszedni? I w końcu tak sam do siebie powiada: - Kiedy za
pieniądze, które mi jeszcze pozostały, kupię siekierę i nabędę kilka
osłów, udam się w górę, narąbię trochę drzewa, a potem zejdę znów w
dolinę i sprzedam drwa na miejskim rynku, to na pewno tyle za to dostanę,
że moja bieda się skończy i będę mógł przeżywić rodzinę. Jak postanowił,
tak i zrobił. Szybko zakupił osły i siekierę. Nazajutrz wczesnym rankiem
wyruszył w góry z trzema osłami, z których każdy nie był mniejszy od
muła. Tam pozostał przez cały dzień zajęty ścinaniem drzewa i wiązaniem
drew w wiązki. Kiedy zaś zapadł wieczór, naładował drwa na osły i podążył
z nimi do miasta. Tam drzewo spieniężył, a z uzyskanej gotówki mógł -już
coś niecoś zakupić dla siebie i rodziny. W ten sposób pozbył się
kłopotów, i troski już go nie gnębiły. Chwalił więc i wielbił Allacha, i
spędził noc z lekkim sercem, w pogodnym usposobieniu i ze spokojną głową.
Kiedy znów nadszedł ranek, Ali Baba wybrał się ponownie w góry i postąpił
tak samo jak poprzedniego dnia. I to weszło mu w zwyczaj. Co rano
wyruszał w góry, a wieczorem powracał do miasta, udawał się, na bazar,
aby drwa sprzedać, a z uzyskanych pieniędzy poczynić zakupy na utrzymanie
rodziny. Z czasem przyzwyczaił się uważać cały ten proceder za
błogosławieństwo i stale go uprawiał. Aż pewnego dnia, kiedy znów,
przebywał w górach i rąbał drzewo, ujrzał tumany kurzu, które unosiły
11013096.001.png
się, w powietrzu i przysłaniały wszystko jakby szarym welonem. Gdy chmura
kurzu się rozwiała, ukazała się gromada jeźdźców podobnych do groźnych
lwów. Byli uzbrojeni po zęby, przyodziani w błyszczące pancerze i z
krzywymi szablami u boku. Każdy miał w ręku dzidę, a sajdak* z łukiem i
strzałami przewieszony przez plecy. Ali Baba zląkł się. Trzęsąc się i
drżąc na całym ciele, podbiegł do wysokiego drzewa, wdrapał się na jego
wierzchołek i ukrył w listowiu, aby stać się niewidzialnym dla jeźdźców,
których wziął za rozbójników. Tak ukryty w koronie drzewa, bacznie
przyglądał się nieznajomym. Wnet rozpoznał, że naprawdę byli to zbójcy i
łotrzykowie, policzył ich i stwierdził, że było ich czterdziestu, a każdy
dosiadał szlachetnego konia. Wtedy Ali Baba zląkł się jeszcze bardziej, a
strach legł na nim ciężkim brzemieniem. Jego członki drżały, ślina
wyschła mu w ustach i sam już nie wiedział, co się z nim dzieje. Jeźdźcy
tymczasem zatrzymali się, zeskoczyli z koni i zawiesili im worki z
jęczmieniem na łbach. Następnie każdy ze zbójców chwycił za torbę
przytroczoną do siodła, zdjął ją z końskiego grzbietu i przewiesił sobie
przez ramię. Wszystko to działo się, gdy Ali Baba im się przyglądał z
wierzchołka drzewa. Herszt zbójców, który kroczył na przedzie, podszedł
do skalnej ściany i zatrzymał się przed małą, kutą z żelaza furtką, tak
zarośniętą krzewami i głogiem, że z daleka jej widać nie było. Toteż Ali
Baba, choć był tu już nieraz, nigdy jej przedtem nie dostrzegł i nie
zauważył. Kiedy tak zbójcy przed kutą z żelaza furtką stali, herszt
zawołał, jak mógł tylko najgłośniej: Sezamie, otwórz się! I w tym samym
momencie, kiedy te słowa wymówił, furtka się otwarła. Herszt wszedł
pierwszy do środka, a czterdziestu zbójców za nim, dźwigając na plecach
swoje ciężkie torby. Ali Baba nie mógł wyjść ze zdumienia, nie wiedząc,
co to wszystko znaczy, i pomyślał, że każda torba musi być pełna bitych
srebrnych monet i czerwonego złota. I naprawdę tak było. Łotrzykowie ci
bowiem zwykli byli napadać na szerokich traktach, plądrować wsie i
miasteczka i znęcać się nad ich mieszkańcami, aby z nich ostatni grosz
wydusić. Każdorazowo zaś kiedy obrabowali karawanę czy splądrowali wieś,
wieźli swój łup w to odległe i dobrze ukryte miejsce, niedostępne dla
oczu innych ludzi. Ali Baba siedział w swojej kryjówce na drzewie,
przyczaiwszy się nieruchomo, aby nie zdradzić swej obecności. Nie
spuszczał jednak furtki z oka i czekał, co dalej nastąpi. Wreszcie
prowadzeni przez swego herszta wszyscy zbójcy z pustymi torbami
powychodzili z jaskini jeden za drugim. Potem przytroczyli znów torby do
siodeł, tak jak mieli je przedtem, założyli wierzchowcom wędzidła,
wskoczyli na siodła i odjechali w tym samym kierunku, skąd przybyli.
Oddalali się powoli, aż znikli mu z oczu. Ali Baba siedział nieruchomo na
swym drzewie i ze strachu ledwie śmiał oddychać. Kiedy jednak zbójcy
znikli mu wreszcie z oczu, zsunął się z drzewa i podszedł do kutej w
żelazie furtki. Tam przystanął i przyglądając się jej pytał siebie w
duchu: "Czy też furtka ta otworzy się przede mną, kiedy zawołam jak
herszt zbójców: Sezamie, otwórz się?!" Potem podszedł całkiem blisko,
wymówił te słowa i - patrzcie - furtka się otwarła. Rzecz miała się
bowiem tak: miejsce to było przez złe duchy i dżinny* zaczarowane i
potężną mocą czarodziejską zaklęte. A słowa Sezamie, otwórz się! były
tajemnym zaklęciem, aby miejsce to z mocy czarodziejskiej wyzwalać i kutą
w żelazie furtkę otwierać. Kiedy Ali Baba ujrzał, że furtka się otwarła,
wszedł do środka. Ale jak tylko przeszedł przez próg, furtka się za nim
zatrzasnęła. Ali Baba przeraził się okropnie, ale kiedy potem pomyślał,
że zna słowa zaklęcia Sezamie, otwórz się!, przerażenie go opuściło i
powiedział sobie w duchu: "Nic mnie to nie obchodzi, że furtka się
zatrzasnęła, ponieważ znam zaklęcie, którym mogę ją znowu otworzyć. Potem
zrobił kilka kroków naprzód, a ponieważ mniemał, że jaskinia jest
pozbawiona światła, nie mógł się nadziwić, gdy ujrzał przed sobą jasną
salę wykładaną marmurem z wysokimi kolumnami i wspaniałymi ozdobami na
ścianach. W sali było nagromadzone tyle potraw i napoi, ile dusza
zapragnie. Stamtąd Ali Baba przeszedł do drugiej sali, która była jeszcze
większa i obszerniejsza od pierwszej. Były tam przedziwne sprzęty,
wysadzane najrzadszymi kamieniami, których blask oślepiał i których
piękna nikt nie zdoła opisać. Leżało tam mnóstwo sztab szczerego złota
oraz przeróżnych przedmiotów kowanych z czystego srebra. Denary i dirhemy
leżały usypane w kupy niczym żwir czy piasek w nieprzeliczonej ilości.
Gdy Ali Baba po tej wspaniałej sali przez chwilę się rozejrzał, otwarły
się przed nim jeszcze jedne drzwi. Przez nie wszedł do trzeciej sali,
która była jeszcze wspanialsza i piękniejsza od poprzednich i cała
wypełniona po brzegi najwykwintniejszymi tkaninami ze wszystkich krain
świata. Były tam bele kosztownej delikatnej bawełny, cienkie jedwabie i
wypukły złotogłów. Nie było chyba ani jednego gatunku tkanin, którego byś
w tej sali nie znalazł. Pochodziły one z syryjskich równin i odległych
afrykańskich krain, z Chin i doliny Indii, z Nubii i najdalszych
prowincji Hindustanu. Następnie Ali Baba przeszedł jeszcze do innej sali,
pełnej drogich kamieni, która była największa i najcudowniejsza ze
wszystkich. Znajdowały się tam lśniące matowym blaskiem perły i różne
klejnoty, których nie można było ogarnąć wzrokiem ani przeliczyć,
opalizujące hiacynty*, ciemnozielone szmaragdy, blade turkusy i
różnokolorowe topazy. Pereł leżały całe góry, a obok nich - przejrzyste
agaty* i różowe korale. Wreszcie Ali Baba przeszedł do jeszcze jednej
sali, pełnej zamorskich korzeni, kadzidła i przeróżnych wonności. I to
była już ostatnia sala. Znajdowały się tam specjały najbardziej wyszukane
i najdelikatniejsze. Gorzka woń aloesu* i mocny zapach piżma*` unosiły
się w powietrzu, ambra* i cynamon roztaczały najpiękniejszy aromat.
Słodki zapach mirry*, wody różanej i mieszanina różnych innych wonności
napełniały całą salę. jak drwa na opał leżało wszędzie drogocenne drzewo
sandałowe, a zamorskie korzenie rozrzucone były niczym chrust, jakby nie
miały wartości. Ali Baba był widokiem tych wszystkich niezmierzonych
skarbów oślepiony i niemal nie postradał zmysłów, a rozum jego był
bezradny. Stał tak przez chwilę nieruchomo, jakby odurzony i urzeczony
tym cudownym widokiem. Potem podszedł bliżej skarbów, aby im się
dokładniej przyjrzeć. To brał do ręki najczarowniejszą z pereł, to
wyszukiwał wśród klejnotów najdrogocenniejszy kamień, to odkładał na bok
sztukę złotogłowiu, to znów ulegał pokusie i podchodził do błyszczącego
złota. Zbliżał się do delikatnych i cienkich jedwabi i wchłaniał w siebie
aromaty aloesu i kadzidła. Wreszcie powiedział sobie w duchu, że gdyby
zbójcy nawet gromadzili te wszystkie skarby przez długie szeregi lat, nie
zdołaliby przecie nazbierać nawet drobnej części tego bogactwa. Skarbiec
musiał już istnieć, zanim zbójcy do niego trafili, i na pewno nie nabyli
oni tych bogactw w uczciwy i zgodny z prawem sposób. Toteż jeśli on, Ali
Baba, tę sposobność wykorzysta i weźmie sobie trochę z tych wszystkich
nieprzeliczonych skarbów, nie popełni grzechu i na pewno nie zasłuży na
naganę. A wreszcie ponieważ skarbów tych jest tyle, że zbójcy z pewnością
nigdy nie mogli ich porachować, nie zmiarkują, jeśli coś niecoś z nich
ubędzie, i nigdy się o tym nie dowiedzą. Pomyślawszy tak, Ali Baba
postanowił z leżącego tam złota wziąć tyle, ile będzie mógł udźwignąć, i
zaczął wynosić wory pełne złotych monet; a za każdym razem, kiedy chciał
wejść czy wyjść, wymawiał zaklęcie: Sezamie, otwórz się! i furtka się
posłusznie otwierała. Kiedy zaś skończył wynosić przeznaczoną do zabrania
część skarbów, objuczył nimi osły, ukrywając wory ze złotem pod cienką
warstwą drzewa opałowego. Po czym pognał ciężko objuczone zwierzęta, aż
znów dotarł do miasta i w wesołym i pogodnym nastroju powrócił do swego
domu. Kiedy Ali Baba przestąpił próg domu, zamknął szczelnie za sobą
drzwi, ponieważ obawiał się, aby ludzie go nie podpatrzyli. Przywiązawszy
osły w stajni i zadawszy im paszy, wziął jeden wór ze złotem, zaniósł go
do żony i rzucił jej do stóp. Potem zszedł znów na dół i przyniósł drugi.
I tak nosił jeden wór po drugim, aż wszystkie zostały wniesione na
piętro. Żona jego przypatrywała się temu z coraz to większym zdumieniem.
Kiedy zaś dotknęła jednego z worów i poczuła twarde monety, oblicze jej
pobladło, a serce w niej zamarło. Myślała bowiem, że mąż jej całe to
złoto ukradł. Zawołała więc: - Coś ty narobił, nieszczęsny człowiecze?
Nie potrzeba nam nieuczciwie nabytego majątku i kradzionego mienia nie
pragnę. Wystarczy mi to, czym Allach mnie obdarzył. Zadowolona jestem z
mego ubóstwa i składam dzięki Allachowi za to, co mi przeznaczył. Nie
pożądam tego, co inni posiadają, i nie chcę tego, co mi się nie należy! -
Niewiasto - odparł jej Ali Baba - miej ufność i poniechaj udręki! Daleki
jestem od tego, aby ręka moja mogła dotknąć niesprawiedliwego bogactwa.
Te monety znalazłem w jaskini pełnej skarbów. Skorzystałem ze
sposobności, która mi się nadarzyła, wziąłem złoto i oto je przynoszę.
Potem opowiedział żonie całe zajście ze zbójcami od początku aż do końca.
Nie powtarzamy tu jednak jego opowiadania, aby czytelników nie nużyć.
Skończywszy opowiadać, Ali Baba przestrzegł swą żonę, aby trzymała język
za zębami i tajemnicy nikomu nie zdradziła. Kiedy żona Ali Baby wszystko
to usłyszała, zdziwiła się bardzo, wszelki strach ją opuścił, a potężna
radość wypełniła jej serce. Ali Baba wypróżnił wory w izbie, a kiedy ze
wszystkich złotych monet usypał wielki kopiec, żona, zaskoczona ich
ilością, zaczęła je rachować. Wtedy Ali Baba rzekł do niej: - Głupia, nie
zdołasz ich przeliczyć, nawet gdybyś liczyła je przez dwa dni. To zajęcie
bezcelowe, nie potrzebujesz tego teraz czynić, lepiej wykopiemy dół i
schowamy w nim nasz skarb, aby rzecz się nie wydała i nikt naszej
tajemnicy nie wykrył. A żona Ali Baby na to: - Jeśli nie chcesz, żeby
złoto było przeliczone, to pozwól je przynajmniej zmierzyć, abyśmy choć
mniej więcej wiedzieli, ile tego mamy. - Rób, co ci się podoba - odparł
Ali Baba - ale obawiam się, że ludzie się dowiedzą o tym, co się nam
przytrafiło, a wtedy zasłona opadnie z naszej tajemnicy i będziemy
żałowali, kiedy będzie już za późno. Lecz żona Ali Baby nie zważała na
słowa męża i wyszła, aby pożyczyć szaflik do mierzenia zboża. Nie
posiadała bowiem żadnej miary w domu, ponieważ była bardzo biedna. Poszła
więc do swojej szwagierki, żony Kasima, i poprosiła ją o szaflik. Ta
zgodziła się chętnie, ale idąc po szaflik powiedziała w duchu: "Żona Ali
Baby jest przecież bardzo uboga i w ogóle nigdy nie miała nic do
mierzenia. Skądże by mogła mieć dzisiaj jakieś ziarno, aby je tym
szaflikiem mierzyć? Strasznie była ciekawa dowiedzieć się wszystkiego
dokładnie. Dlatego też wlała na dno szaflika trochę wosku, aby coś niecoś
z mierzonego ziarna doń się przylepiło. Potem wręczyła szaflik ubogiej
szwagierce. Ta wzięła szaflik, podziękowała za uprzejmość i wróciła
pośpiesznie do domu. Usiadła, aby złoto przemierzyć, i okazało się, że
było tego dziesięć szaflików. Radośnie podniecona, opowiedziała o tym
mężowi, który tymczasem wykopał głęboki dół. Do dołu wrzucił złoto i
przyklepał nad nim ziemię. Żona jego zaś pobiegła, aby odnieść szaflik
szwagierce. Zostawmy teraz ich oboje i zajmijmy się małżonką Kasima.
Skoro tylko żona Ali Baby ją opuściła, małżonka Kasima zajrzała do
szaflika i zauważyła złotą monetę, która się przylepiła do wosku. Była
tym niesłychanie zdziwiona, ponieważ wiedziała, że Ali Baba jest ubogim
człowiekiem, i przez chwilę siedziała, nie bardzo wiedząc, co dalej
począć. Potem przekonawszy się jeszcze raz, że u Ali Baby mierzono
prawdziwe złoto, zawołała: - Ali Baba twierdzi, że jest ubogi, a mierzy
złoto szaflikami! Skąd się wzięło u niego takie bogactwo? W jaki sposób
doszedł do takiej ilości złota? I zawiść wkradła się do jej serca i
rozpaliła w jej duszy istny pożar. Czekała więc na powrót swego męża
pełna bolesnej niecierpliwości. Jej małżonek Kasim zwykł był codziennie
wczesnym rankiem udawać się do swego sklepu i pozostawać tam aż do
późnego wieczoru, poświęcając cały swój czas sprzedaży i kupnu oraz
wszelkim interesom handlowym. Tego dnia wszakże małżonka nie mogła się go
wprost doczekać, pożerana troską i zazdrością. Kiedy nadszedł wieczór i
mrok już zapadł, Kasim zamknął sklep i udał się do domu. Skoro tylko
wszedł do izby, ujrzał swoją żonę ponuro spoglądającą przed siebie, z
miną wielce zafrasowaną. Oczy miała zapłakane, a serce pełne trosk.
Ponieważ Kasim ją bardzo kochał, zapytał natychmiast: - Co ci się stało,
radości moich oczu i skarbie mojego serca? Czym się tak turbujesz? Czemu
ronisz łzy? A małżonka Kasima na to: - Jesteś do niczego i nie umiesz
niczemu podołać. Och, czemuż nie wyszłam za twojego brata! On, to co
innego, chociaż zasłania się ubóstwem, szczyci się swoją biedą i boży
się, że nie ma żadnego majątku, ma jednak tyle złota, że tylko jeden
Allach może je porachować, i dlatego trzeba je mierzyć szaflikami. Ty
zaś, który twierdzisz, że jesteś zamożny i majętny, i który pysznisz się
swoim bogactwem, w gruncie rzeczy jesteś nędzarzem w porównaniu z bratem.
Liczysz swoje denary po jednemu i widocznie zadowoliłeś się byle czym, a
jemu odstąpiłeś lwią część spadku. Potem opowiedziała mężowi, co się
przydarzyło jej z żoną Ali Baby, jak ta pożyczyła od niej szaflik, a ona
wylała na dno trochę wosku i jak złota moneta się do wosku przylepiła.
Kiedy Kasim wysłuchał jej słów i obejrzał dokładnie monetę, nabrał
przekonania, że jego brat musi być bardzo bogaty. Ale Kasim się z tego
nie cieszył, przeciwnie, wielka zazdrość opanowała jego serce i powziął
złe zamiary wobec brata. Był bowiem z natury zawistny i podejrzliwy,
nikczemny i skąpy. Spędził więc ową noc wraz z żoną w ponurym nastroju,
gdyż wielkie było ich poczucie krzywdy i gorzkie rozpamiętywanie. Nie
zmrużyli oka, a sen omijał ich z daleka. Pełni niepokoju, nie
zdrzemnąwszy się nawet na chwilę, przeleżeli całą noc, aż nastał świt i
rozjaśnił świat dookoła. Odmówiwszy ranną modlitwę, Kasim udał się jak
mógł najwcześniej do swego brata i wszedł niespodziewanie do jego domu.
Skoro Ali Baba go ujrzał, przywitał się z nim grzecznie i przyjął jak
najgościnniej. Okazał radość z jego przybycia i poprosił, aby usiadł na
honorowym miejscu. Kiedy Kasim tam usiadł, tak do swego brata powiada: -
Kochany bracie, dlaczego udajesz, że jesteś ubogi i niezamożny, gdy
tymczasem posiadasz bogactwa, których nawet ogień zniszczyć nie może? Z
jakiego powodu jesteś taki skąpy i prowadzisz takie nędzne życie?
Posiadając tak wielki majątek, mógłbyś o wiele więcej wydawać! Bo i na
cóż człowiekowi pieniądze, jeśli ich nie używa? Wiesz chyba, że skąpstwo
należy do najgorszych i najszpetniejszych grzechów i zaliczane jest do
najbardziej nikczemnych i ohydnych wad! A brat jego na to: - Ach, oby to
naprawdę tak było, jak powiadasz! Ale tak nie jest. Jestem biednym
człowiekiem i nie posiadam innego majątku, jak tylko moje osły i moją
siekierę. To, co powiedziałeś, wydaje mi się nader dziwne i nie mogę
sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć! Ale Kasim ciągnął dalej: - Twoje
kłamstwa i udawanie teraz ci już na nic się nie zdadzą. Nie dam się
nabrać, gdyż prawda o tobie wyszła na jaw, a to, co ukrywałeś, zostało
odsłonięte. - Potem pokazał mu złotą monetę, która się do wosku
przylepiła, i powiedział: - Oto, co znaleźliśmy w szafliku, któryście od
nas pożyczali. Gdybyś nie miał tyle złota, to szaflik byłby wam
niepotrzebny, aby nim złoto mierzyć! Teraz dopiero Ali Baba zrozumiał, że
spadła zasłona i tajemnica jego ukazała się w pełnym świetle; a to
wszystko dlatego, że jego żona była tak głupia, iż zachciało się jej
złoto szaflikiem mierzyć, a on popełnił wielki błąd, że na to pozwolił.
Ale czy jest na świecie taki rumak, który się nigdy nie potknie? Albo czy
jest taka strzała, która nigdy nie chybi celu? Uświadomił więc sobie Ali
Baba, że omyłki swojej nie zdoła inaczej naprawić, jak tylko przez
wyjawienie tajemnicy, i że obecnie jedynie słusznym będzie nic już nie
ukrywać i brata we wszystko wtajemniczyć. Zresztą ponieważ w jaskini było
tego złota więcej, niż można to było sobie wyobrazić, jego własne
szczęście nic na tym nie ucierpi, jeśli podzieli się nim ze swym bratem i
pewną część skarbów mu odda. Ba, nie zdołaliby zużytkować wszystkiego,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin