02.Aladyn i czarodziejska lampa.pdf

(352 KB) Pobierz
11013097 UNPDF
Format pdf:
cyranek64@gmail.com
"Aladyn i czarodziejska lampa"
Z cyklu: "Baśni 1001 nocy"
W pewnym mieście chińskiego cesarstwa żył sobie biedny krawiec. Miał syna
imieniem Aladyn, który od najmłodszych lat był urwisem i zbijał bąki.
Kiedy chłopiec ukończył dziesiąty rok życia, ojciec postanowił wyuczyć go
rzemiosła. Był jednak zbyt ubogi, aby go posłać do terminu lub do szkoły
na naukę. Wziął go więc do własnego warsztatu z zamiarem wyuczenia
krawiectwa. Ponieważ Aladyn był jednak wielkim nicponiem i o niczym innym
nie myślał jak tylko o łobuzowaniu się z chłopakami z sąsiedztwa, nie
potrafił nigdy wysiedzieć całego dnia w warsztacie; czekał tylko chwili,
kiedy ojciec wyjdzie coś załatwić lub jakiegoś klienta odwiedzić, aby
czmychnąć natychmiast na ulicę i wałęsać się z innymi psotnymi
terminatorami nie lepszymi od niego. I tak bywało zawsze. Aladyn rodziców
nie słuchał, a ojciec smucił się i frasował z powodu przywar swego syna,
aż w końcu zachorował ze zmartwienia i umarł. Aladyn jednak wcale nie
myślał o poprawie. Kiedy matka uświadomiła sobie, że męża już nie ma, a
syn jest wartogłowem do niczego niezdatnym, sprzedała warsztat i wzięła
się do przędzenia, aby pracą rąk zarabiać na życie swoje i swego
nieudanego syna. Ten zaś, kiedy nie potrzebował się już obawiać surowości
ojca, rozzuchwalił się jeszcze bardziej. Ba, nawet doszło do tego, że do
domu wracał już tylko na posiłki i nocleg. W dniu, kiedy Aladyn skończył
piętnasty rok życia i bawił się jak zwykle na ulicy z psotnymi
chłopakami, nagle podszedł do nich derwisz* i zatrzymał się, aby
przyjrzeć się dzieciom. Przy tym szczególnie badawczo przyglądał się
Aladynowi, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. Derwisz ten pochodził z
Mauretanii* i był czarnoksiężnikiem, który potrafił siłą swoich czarów
góry przesuwać. Był też w astrologii nader biegły. Przyjrzawszy się
dokładnie Aladynowi, powiedział sam do siebie: "Oto chłopiec, którego
szukam. Opuściłem moją ojczyznę po to, aby go odnaleźć". Potem odwołał
jednego z chłopców na stronę i zapytał, czyim synem jest Aladyn, a
chłopiec opowiedział mu wszystko, co owego dotyczyło. Wtedy derwisz
podszedł do Aladyna, wziął go na bok i zapytał: - Synu mój, czy
przypadkiem ojcem twym nie jest krawiec, który się tak a tak nazywa? -
Tak jest, efendi* - odparł chłopiec - ale mój ojciec dawno już umarł.
Skoro mauretański czarodziej to usłyszał, porwał Aladyna w objęcia i
zaczął go całować, a łzy spływały strumieniami po jego wychudłych
policzkach. Kiedy Aladyn ujrzał to dziwne zachowanie się Mauretanina,
zdziwił się wielce i zapytał: - Czemu płaczesz, efendi? I skąd znałeś
mojego ojca? Tamten zaś odpowiedział smutnym, załamującym się głosem: -
Synu mój, jak możesz mnie pytać o powód mojego smutku, kiedy sam
powiedziałeś mi, że ojciec twój, a mój brat, już nie żyje. Zaiste rodzic
twój był moim bratem. Przywędrowałem z dalekiej krainy, żyjąc tylko tą
jedną nadzieją, że brata mego tu zobaczę. Ty zaś mówisz mi o jego
śmierci. Zew krwi oznajmił mi, że jesteś synem mego brata i rozpoznałem
cię od razu wśród innych chłopców, chociaż twój ojciec, kiedyśmy się
rozstawali, nie był nawet jeszcze żonaty. Los skazał nas na rozłąkę.
11013097.001.png
Przeznaczeniu bowiem nikt nie zdoła ujść, a na to, co Allach postanowił,
nie ma rady. Po czym położył Aladynowi rękę na ramieniu i mówił dalej: -
Synu mój, nie mam już teraz innej pociechy prócz ciebie, ty zastąpić mi
musisz mego zmarłego brata, gdyż kto pozostawia potomka, całkowicie nie
umiera. Rzekłszy to, derwisz włożył rękę do torby, wyjął dziesięć denarów
i wręczył je Aladynowi, mówiąc: - Synu mój, powiedz mi teraz, gdzie jest
wasz dom i gdzie znajduje się twoja matka, wdowa po moim bracie? Aladyn
ujął go wtedy za rękę i wskazał drogę wiodącą do ich domu, a czarodziej
na to: - Synu mój, przyjmij te pieniądze i oddaj je twojej matce. Pozdrów
ją ode mnie i oznajmij, że stryj twój powrócił z dalekich krajów; jeśli
Allach pozwoli, przyjdę jutro rano do was, aby matkę twą powitać i
obejrzeć dom, w którym mój brat mieszkał, oraz miejsce, gdzie znajduje
się jego mogiła. Tedy Aladyn pocałował Mauretanina w rękę i pełen radości
pobiegł szybko do matki. Wesoło wszedł do izby i zawołał: Matko,
przynoszę ci dobrą nowinę! Stryj mój powrócił z dalekich krajów i kazał
mi cię pozdrowić. - Aladynie - odparła biedna wdowa - czyż chcesz
naigrawać się ze mnie? O jakim stryju mówisz? Przecież brat mego męża
dawno już nie żyje! Aladyn zaś na to: - Matko, jak możesz mówić, że nie
mam stryja, kiedy przecież ten człowiek, który przybył, mówi, że jest
bratem mojego ojca? Objął mnie czule i ucałował ze łzami w oczach, i
powiedział, abym ci o jego przybyciu doniósł. - Aladynie - odpowiedziała
matka - wiem, że miałeś kiedyś stryja, ale on dawno umarł, a nie jest mi
wiadome, żeby mąż mój miał więcej braci. Na drugi dzień rano mauretański
czarodziej wyszedł na ulicę, aby spotkać Aladyna, gdyż zamiarem jego było
już się z nim nie rozstawać. Podszedłszy do niego, chwycił go za rękę,
objął i ucałował, a potem wyjął z sakiewki dwa denary i rzekł: - Idź do
twojej matki, daj jej jeszcze te dwa denary i powiedz: "Mój stryj
chciałby dziś wieczór w naszym domu spożyć posiłek, przeto weź te
pieniądze i przygotuj smaczną wieczerzę!" Ale przede wszystkim pokaż mi
teraz jeszcze raz drogę do waszego domu. - Chętnie to uczynię, stryju -
zawołał Aladyn, poszedł przodem i pokazał dokładnie drogę do swego domu.
Potem Mauretanin pożegnał się i odszedł, Aladyn zaś poszedł do matki,
opowiedział jej o wszystkim, dając owe dwa denary, i dodał: - Mój stryj
życzy sobie spożyć u nas wieczerzę. Matka Aladyna ubrała się co żywo,
poszła na bazar i kupiła wszystko, co było potrzebne do wieczerzy. Potem
wróciła do domu i zabrała się do przyrządzania potraw, pożyczywszy od
sąsiadów brakujące półmiski i naczynia. A kiedy wieczór zapadł, rzekła do
Aladyna: - Synu mój, wieczerza jest gotowa, może jednak twój stryj nie
zna dobrze drogi do naszego domu, przeto wyjdź mu na spotkanie. - Słucham
i jestem posłuszny - odparł syn. Ale kiedy tak ze sobą rozmawiali,
zapukano do drzwi. Aladyn poszedł otworzyć, a przed drzwiami stał
mauretański czarodziej ze sługą, który niósł za nim wino i owoce. Aladyn
chciał wprowadzić ich do izby, ale sługa nie śmiał wejść, a wszedł tylko
Mauretanin i pozdrowił matkę Aladyna. Po czym zapytał: - Gdzie jest
miejsce, na którym mój zmarły brat zwykle siadywał? Tedy matka Aladyna
wskazała miejsce, na którym jej mąż za życia zwykł był siadać. Derwisz
zaś padł na kolana i ucałował ziemię, mówiąc z płaczem: - Ach, jakież
niezupełne jest moje szczęście i jakże smutny mój los, kiedy cię już nie
ma, mój bracie, źrenico mojego oka! I w ten sposób zawodził i lamentował,
aż matka Aladyna uwierzyła, iż jest to naprawdę jej szwagier, a kiedy z
całego tego płaczu i narzekania omdlał, podeszła do niego, podniosła z
ziemi i rzekła: - Nic już nie pomoże, gdybyś się nawet na śmierć
zamartwił. Następnie poprosiła go, aby usiadł, a kiedy to uczynił,
zaczęli gawędzić, nim wniesiono stół z potrawami. - Żono mojego brata -
mówił czarodziej - nie dziw się, że nie widziałaś mnie nigdy tutaj, nawet
za życia mojego brata. Opuściłem bowiem ten kraj przed czterdziestu laty
i cały czas przebywałem z dala od was. Wędrowałem po Indiach dalszych i
bliższych i przemierzyłem całą Arabię. Potem udałem się do Egiptu i przez
dłuższy czas mieszkałem w jego stolicy, która zalicza się do największych
cudów świata, a w końcu wyjechałem na najdalszy Zachód i w kraju owym
pozostałem przez lat trzydzieści. Pewnego dnia wszakże, o żono mojego
brata, przypomniał mi się kraj rodzinny i mój umiłowany brat, który
obecnie zeszedł już z tego świata, i opanowała mnie przemożna tęsknota.
Zacząłem płakać i rozpaczać, aż w końcu postanowiłem wyjechać do kraju, w
którym się byłem urodził, aby mego brata znowu zobaczyć. Mówiłem przy tym
do siebie: "Człowiecze, za długo przebywasz już na obczyźnie, a masz
przecie tylko jednego jedynego brata. Ruszaj więc w drogę, aby go jeszcze
zobaczyć, zanim umrzesz! Któż bowiem zna koleje losu i zmienność chwili
bieżącej? Allach miłościwy, za to niech Mu będą dzięki, obdarzył cię
wielkim bogactwem, a brat twój, być może, żyje tam w ubóstwie i
niedostatku. Mógłbyś mu więc pomóc, a równocześnie nacieszyć się jego
widokiem". Udałem się przeto zaraz w drogę i przybyłem do tego miasta po
długich trudach i znojach, które wszakże pod łaskawą opieką Allacha
szczęśliwie zniosłem. Kiedy przybywszy tu przechadzałem się wczoraj po
ulicach i ujrzałem twego syna, jak się z rówieśnikami bawił, zaraz, o
żono mojego brata, serce moje zabiło mocniej na jego widok, gdyż krew
czuje pociąg do swojej krwi, a głos mego serca przemówił do mnie, że to
właśnie on. Zapomniałem od razu o zmęczeniu i troskach i miałem wrażenie,
że skrzydła urosły mi u ramion. Ale kiedy chłopiec mnie powiadomił, że
brat mój stoi już przed tronem miłosiernego Allacha, to z niezmiernego
smutku i zmartwienia niemal omdlałem. Teraz wszakże znalazłem już trochę
pociechy dzięki Aladynowi, który w moim sercu zajął miejsce nieboszczyka,
gdyż powiedziane jest, że kto pozostawia potomstwo, nie umiera
całkowicie. Wypowiedziawszy te słowa, mauretański czarodziej zauważył, że
wzruszył staruszkę do łez. Zwrócił się przeto teraz do Aladyna: - Synu
mój, powiedz mi, jakiego rzemiosła cię nauczono i jaki posiadasz zawód?
Czy nauczyłeś się pracy, która mogłaby was oboje, ciebie i matkę,
wyżywić? Wówczas Aladyn poczuł się zawstydzony i zwiesił głowę do ziemi,
matka jego zaś zawołała: - Ale skądże! Prawdę mówiąc, to syn mój nic nie
umie. Takiego nicponia, jak on, jeszcze w życiu nigdy nie widziałam.
Całymi dniami włóczy się z psotnymi rówieśnikami z całej naszej
dzielnicy, którzy się w niczym od niego nie różnią. Jego ojciec, a twój
brat, umarł ze zmartwienia z jego powodu. A ja z jego winy żyję obecnie w
nędzy. Mozolnie przędę dniami i nocami, aby zarobić na tę trochę chleba,
które oboje spożywamy. Zaiste taki jest mój los, kochany szwagrze. Klnę
się na moje życie, że syn mój przychodzi do domu jedynie na posiłki i
nocleg. Myślałam nawet o tym, aby drzwi przed nim zamknąć i nigdy mu już
ich nie otworzyć, by wreszcie poszedł szukać jakiegoś zarobku. Jestem
stara i brak mi sił, aby się tak męczyć i na chleb powszedni dla nas
obojga zarabiać. Wielki Boże, czyż muszę sama myśleć o własnym
utrzymaniu? Konieczny jest mi ktoś, kto by mnie na starość żywił! Wówczas
Mauretanin zwrócił się do Aladyna tymi słowy: - Jakżeż się to dzieje, o
synu mego brata, że się tak źle prowadzisz? To hańba dla ciebie! Nie
godzi się tak postępować ludziom naszej krwi! Masz przecie bystry rozum i
jesteś dzieckiem rodziców cieszących się ogólnym poważaniem. Wstyd, że
twoja matka mimo sędziwego wieku musi jeszcze troszczyć się o wasze
utrzymanie, gdy ty jesteś już mężczyzną, który powinien umieć matkę swą
wyżywić. Rozejrzyj się, mój synu, po naszym mieście! Jest tu, chwała
niech będzie Allachowi, tylu nauczycieli jak w żadnym innym! Obierz sobie
rzemiosło, które ci odpowiada, abym cię mógł posłać na naukę. Chcę ci
dopomóc, na ile tylko potrafię! Kiedy jednak Mauretanin zauważył, że
Aladyn milczy i nie daje odpowiedzi, zmiarkował, że chłopiec w ogóle nie
kwapi się do żadnej pracy i woli prowadzić życie próżniacze. Powiedział
tedy do niego: - Synu mojego brata, nie chcę cię urazić, ale jeśli nie
chcesz uprawiać żadnego rzemiosła, to urządzę ci sklep z
najkosztowniejszymi tkaninami, abyś zasłynął wśród ludzi jako bogaty
kupiec szanowany w całym mieście. Skoro Aladyn to usłyszał, uradował się
wielce. Wiedział bowiem dobrze, że bogaci kupcy noszą wykwintne i zawsze
świeże szaty. Spojrzał z wdzięcznością na Mauretanina i skinął głową na
znak, że się zgadza. Ten zaś widząc, że chłopiec ma ochotę zostać kupcem,
tak mówił dalej: - Ponieważ widzę, że masz ochotę, abym zrobił z ciebie
kupca i założył ci sklep, synu mojego brata, to pokaż, co umiesz! Jutro,
jeśli Allach pozwoli, wezmę cię ze sobą na bazar i sprawię ci wykwintne
szaty, jakie noszą bogaci kupcy. Potem wyszukam ci sklep i wywiążę się z
danego ci słowa. Matka Aladyna, która do tego czasu ciągle jeszcze trochę
wątpiła, czy Mauretanin jest rzeczywiście jej szwagrem, teraz
usłyszawszy, że przybysz chce nabyć dla jej syna sklep, uwierzyła, że
Mauretanin jest jej szwagrem, gdyż obcy człowiek nie zechciałby przecież
jej syna tak hojnie obdarować. Dlatego jęła strofować Aladyna i
przestrzegać go, aby wybił sobie z głowy wszelkie głupstwa, pokazał, co
umie, i zawsze stryjowi swemu, który zastępuje mu ojca, był posłuszny. Po
czym nakryła stół i wniosła wieczerzę. Wszyscy troje usiedli i zaczęli
jeść i pić, a Mauretanin z Aladynem rozprawiali o sprawach kupieckiego
stanu. Kiedy wszakże Mauretanin zauważył, że noc zapada, pożegnał się i
odszedł, obiecując, że na drugi dzień powróci, aby wraz z Aladynem pójść
na bazar i sprawić mu wykwintne kupieckie szaty. Nazajutrz rano zapukał
też bardzo wcześnie do drzwi. Matka Aladyna zerwała się z posłania i
poprosiła go do izby. Czarodziej jednak nie chciał wejść, tylko wywołał
Aladyna, aby wraz z nim udać się na bazar. Tam wstąpili do sukiennika, u
którego były wystawione na sprzedaż przeróżne stroje. Mauretanin zażądał
gotowego ubrania najwyższej jakości. Kiedy zaś kupiec przyniósł kilka
pięknie skrojonych i uszytych strojów, stryj zwrócił się do bratanka: -
Wybierz, co ci się najbardziej podoba! Chłopiec nie posiadał się z
radości, widząc, że stryj pozostawia mu wybór, i dobrał sobie według
własnego gustu szaty, które mu się najbardziej podobały. Mauretanin nie
targując się zapłacił kupcowi żądaną cenę i zaprowadził Aladyna do łaźni.
Wykąpawszy się opuścili izbę łaziebną i wypili sorbet* na wielkiej sali,
po czym Aladyn wesół i radosny wdział nowo nabyty strój, pokazał się
stryjowi i z wdzięczności za jego dobroć pocałował go w rękę. Z łaźni
udali się na bazar do bogatych kupców. Stryj oprowadził bratanka po całym
bazarze, tłumacząc, jak się odbywa handel, a potem rzekł: - Teraz, mój
synu, godzi się, abyś nawiązał z tymi ludźmi stosunki, zwłaszcza z
najbogatszymi spośród nich, aby nauczyć się od nich sztuki handlowania,
bo przecież to ma być twój przyszły zawód. Następnie pokazawszy mu całe
miasto, meczety, ogrody i wszelkie godne widzenia osobliwości, przywiódł
go do karawanseraju, gdzie sam mieszkał, i zaprosił na ucztę kilku
zamożnych kupców, którzy również tam się zatrzymali. Kiedy zaproszeni
przyszli, Mauretanin opowiedział im, że chłopiec, który z nim przyszedł,
jest synem jego zmarłego brata i nazywa się Aladyn. Zjadłszy i wypiwszy
odprowadził Aladyna do domu matki. Skoro ta ujrzała syna, który robił
teraz wrażenie bogatego kupca, nie posiadała się z radości i w oczach jej
ukazały się łzy szczęścia. Dziękowała swemu szwagrowi z Mauretanii za
jego dobroć, mówiąc: - Nie mogę wprost znaleźć odpowiednich słów, aby ci
podziękować, kochany szwagrze, nawet gdybym przez całą resztę mojego
życia ci dziękowała i wielbiła cię za te wszystkie dobrodziejstwa, jakieś
memu synowi wyświadczył. Zanoszę modły do Allacha, aby cię strzegł i od
wszelkich nieszczęść uchronił, żeby obdarzył cię długim życiem, byś mógł
tego sierotę otoczyć opiekuńczym skrzydłem, a on powinien ci być zawsze
posłusznym i uległym. - Żono mojego brata - odparł Mauretanin - Aladyn
jest już tak dorosły i rozsądny, że potrafi zastąpić swego ojca i stanie
się ukojeniem dla twoich łez. Ale jest mi bardzo przykro, że nie mogę od
razu jutro ofiarować mu sklepu, ponieważ to piątek i wszyscy kupcy po
nabożeństwie w meczecie wylegną za miasto. Jeśli jednak Allach pozwoli,
uczynię z jego pomocą w sobotę to co zamierzam. Jutro też do was przyjdę,
aby wziąć ze sobą Aladyna i pokazać mu położone za miastem ogrody i
parki. Tam spotka odpowiednich ludzi: bogatych kupców i wykwintne
towarzystwo, które się tam zwykle udaje na przechadzkę. Na drugi dzień
Mauretanin przyszedł znowu do domu krawca i zapukał do drzwi. Aladyn tej
nocy nie zmrużył oka, rozpamiętując wszystkie te przyjemności, których
poprzedniego dnia dzięki swemu stryjowi zaznał, i nie mogąc się doczekać
świtu, kiedy stryj miał znowu po niego przyjść, aby mu pokazać ogrody i
parki. Skoro więc tylko usłyszał pukanie, skoczył szybki jak iskra,
otworzył na oścież drzwi i ujrzał przed sobą przybysza z dalekich krajów.
Ten objął go i ucałował, po czym wyszli razem na miasto. - Synu mego
brata - rzekł Mauretanin - dzisiaj pokażę ci coś, czego jeszcze nigdy w
życiu nie widziałeś. Przy tym uśmiechnął się do chłopca i zachęcał
przyjacielskimi słowy. Tak gawędząc wyszli poza bramy miasta. Oglądali
rozległe parki i podziwiali wznoszące się wysoko pałace. Mauretanin zaś
zatrzymywał się raz po raz i pytał: - Podoba ci się, Aladynie? A chłopcu
wydawało się, że szczęście dodaje mu skrzydeł. Patrzył bowiem na rzeczy,
których nigdy jeszcze w życiu nie widział. I tak szli coraz dalej, aż
poczuli zmęczenie. Weszli do olbrzymiego ogrodu, który napawał
wspaniałymi widokami ich oczy, a piękność jego radowała im serca.
Fontanny biły do góry wśród kwiecia, tryskając srebrzystymi strumieniami
z paszcz lwów odlanych ze złotożółtego mosiądzu. Usiedli przy stojącym
tam marmurowym stole, aby odpocząć. Aladyn uszczęśliwiony i pełen radości
zaczął żartować i przekomarzać się z Mauretaninem, jak gdyby ten naprawdę
był jego stryjem. Ten zaś rozwiązał pas, wyciągnął spod niego torbę, w
której był chleb i owoce, i powiedział: - Synu mego brata, zapewne jesteś
już głodny, weź i jedz. Chłopiec zabrał się zaraz do jedzenia, a
Mauretanin jadł razem z nim. I tak odpoczywali w weselu i spokoju ducha.
Potem Mauretanin rzekł: - Synu mojego brata, kiedy odpoczniesz,
powędrujemy dalej. Aladyn wstał natychmiast i powędrowali od ogrodu do
ogrodu, aż minęli wszystkie i stanęli przed wysoką górą. Aladyn, który
dotąd nigdy jeszcze miasta nie opuszczał i w ciągu swego życia jeszcze
tak dalekiej drogi nie odbył, rzekł: - Stryju, powiedz, dokąd idziemy, bo
przecież pozostawiliśmy już wszystkie podmiejskie ogrody poza sobą i
stoimy u stóp wysokiej góry! A jeśli droga jest jeszcze daleka, to nie
mam już sił iść dalej, osłabłem bowiem ze zmęczenia. Wracajmy do miasta!
- Mój synu - odparł Mauretanin - tędy prowadzi nasza droga, a ogrody się
jeszcze nie skończyły. Zwiedzimy teraz ogród, jakiego nawet królowie nie
posiadają. Wszystkie, któreśmy dotychczas zwiedzali, są niczym w
porównaniu z tamtym. Musisz więc przemóc zmęczenie i iść dalej. Jesteś
przecie, dzięki niech będą Allachowi, niemal dorosłym mężczyzną. Po czym
Mauretanin zaczął przymilnymi słowy odwracać uwagę chłopca od zmęczenia,
opowiadając mu przedziwne opowieści, prawdziwe i zmyślone, aż doszli do
owego miejsca, które było celem przybycia mauretańskiego czarodzieja z
dalekiego Zachodu do chińskiego cesarstwa. A kiedy w owo miejsce
przybyli, powiedział do Aladyna: - Synu mojego brata, usiądź i wypocznij,
gdyż oto jest miejsce, któregośmy szukali. Jeśli Allach pozwoli, pokażę
ci teraz cudowne rzeczy, jakich jeszcze żaden człowiek na tym świecie nie
oglądał. Nikt nie miał możności ujrzeć tego, co ty ujrzysz. I tak mówił
dalej do Aladyna: - Nazbieraj trochę gałęzi i chrustu, możliwie jak
najsuchszego, abyśmy mogli rozpalić ognisko. Potem, o synu mego brata,
coś ci pokażę, ale na razie o nic nie pytaj, dowiesz się wszystkiego, gdy
nadejdzie po temu pora. Skoro Aladyn to usłyszał, zapomniał o zmęczeniu,
zerwał się z miejsca i zaczął zbierać suche gałęzie i chrust, aż
Mauretanin powiedział: - Wystarczy, kochany bratanku! Następnie wydostał
z torby szkatułkę, otworzył ją i wyjął z niej szczyptę kadzidła. Kadził,
czynił gusła, wypowiadał zaklęcia i mruczał jakieś niezrozumiałe wyrazy.
Natychmiast zrobiło się ciemno, rozległ się grzmot, ziemia zadrżała i
rozwarła się, tak że Aladyn przestraszył się wielce i w swym przerażeniu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin