NR ID : b00220 Tytu� : Wiersze rozproszone Autor : Jan Andrzej Morsztyn Wiersze rozproszone Pot krwawy Poci si� Jezus zemdla�y: Niebieski kowal, rzemie�lnik jedyny, Kt�ry przy ku�ni, co go w�glem piecze, Pilnej swej prace �ywym potem ciecze; Poci si� Jezus zbola�y: Pospieszny kursor z dalekiej krainy, Kt�ry zbiegaj�c na noc ku gospodzie, Ju� si� zmordowa�, ju� ustaje w ch�odzie. Poci si� Pan, modl�c Ojcu: Waleczny �o�nierz, kt�ry harce zwodz�c Z podbitym piek�em w wszytkich swoich si�ach, Zbytnie si� we krwi rozpali� i �y�ach; Poci si� Jezus w Ogr�jcu: Nowotny Adam, co pod cudze wchodz�c Ci�ary, cudzym przywalon k�opotem, Cudz�, niewinny, p�aci win� potem. Poci si� krwi� m�j B�g prawy: Niebo zgniewane, kt�re na z�e plemi� Ludzkie, i co si� na grzech tylko rodzi, Potopy krwawe wzrusza i powodzi; Pot si� z Pana leje krwawy: �askawa chmura, kt�ra zesch�� ziemi� Serc naszych wdzi�cznie �yzn� ros� kropi I do �yzno�ci przywodzi, nie topi. Poci si� krwi� m�j Stworzyciel: Rzeka mi�o�ci, �ci�niona brzegami, Rwie tam�, kt�ra strzyma� jej nie mo�e, I nad swe dawne rozlewa si� �o�e; Poci si� krwi� m�j Zbawiciel: Morze bole�ci, wzburzone wa�ami Z s�usznego �alu tak, �e w�ciek�ych bieg�w Granica dawnych nie wstrzymuje brzeg�w. Poci si� krwi� (o widoku!): S�o� w bitw� wprawny, w kt�rym zajuszona Ch�� do potkania, kiedy wi�c krew widzi, Naciera naraz, �miele z �mierci szydzi; Pot krwawy bie�y jak z stoku: Ofiara wolna i nieprzymuszona, Kt�ra, ni� padnie przed o�tarzem cicha, Pierwej przebita mi�o�ci� wydycha. Potem si� Pan krwawym poci: Malarz w nauce swojej do�wiadczony, Co krwawym p�dzlem pisze i cynobrem, Jak ci�ko cierpi, jako nam jest dobrem; Poci si� krwi� (o dobroci!): Kr�l, kt�ry w�asnej dochodz�c korony, W szkar�atnej rosie na ubi�r bogaty Namacza swoje purpurowe szaty. Poci si� krwi� i ju� mdleje: Najwy�sza lito��, co na cudze winy P�acz�c, �e na to nie dosy� dwie oczy, Z ca�ego te �zy krwawe cia�a toczy; Poci si� krwi� i truchleje: Wstyd �wi�ty, kt�ry czuj�c bez przyczyny Zel�ywo�� swoj�, tak si� w sercu burzy, �e si� przez sk�r� i ze krwi� wynurzy. Poci si� krwi� zmordowany: Alembik, w kt�rym ogniowa robota P�omienia, zbytniej, i w�gla, mi�o�ci W�dki przepuszcza drogie wonno�ci; Poci si� krwi� sfarbowany: W�r, kt�ry pe�en rubin�w i z�ota, Wprz�d, ni� go gwo�dzie i �elazo podrze, Zap�at� grzech�w ludzkich sypie szczodrze. Poci si� krwi� nios�c brzemi�: Grono dojrza�e, co bez depcz�cego Winiarza nogi i t�ocznych kamieni Samo si� przez si� w s�odkie wino mieni; Potem krwawym broczy ziemi�: Balsam rozrzutnej wonno�ci, z kt�rego, Chocia� �elazem jeszcze nie naci�ty, Perfumy ciek� i olejek �wi�ty. Po�-�e si� krwi�, o m�j Panie: Zdroju �askawy, u kt�rego na dnie, Pierwej, ni� rydel pootwiera� �rod�a, Mi�o�� krynic� �ywota wywiod�a; Po�-�e si� krwi�, me kochanie: Gruncie tak bujny, �e na tobie snadnie Bez �adnej p�ug�w i rade� pomocy Wzesz�a obfito�� zbawiennych owocy. O Mi�o�ci ukrwawiona: Wi�niu niewolny, przykuty za nog�, Kt�ry, zrzucaj�c ten ci�ar niemi�y Nie chc�c si� w sercu zmie�ci�, rwiesz i �y�y; O Krwi, Krwi nieprzep�acona: Kosztowny pocie, czemu� ja nie mog� Tych �wi�tych kropel z krwawymi zmazami Osuszy�, omy� wzdychaniem i �zami! Pokuta w kwartanie O Bo�e, jako� podnie�� grzeszne oczy Tam, gdzie Twoja moc wieczn� �wiat�o�ci� toczy! Jam robak ziemny, proch no�ny, pies zgni�y, We mnie si� wszytkie rynsztoki zrodzi�y, Jam jest nieczystej bia�og�owy szmaty Kawalec, wyw�z miejskich �cierw�w, a Ty Jeste�, kt�ry� jest, wieczny, niepoj�ty, Pan B�g Zast�p�w, �wi�ty, �wi�ty, �wi�ty! Ty� szczera czysto��, niewinno�� bez skazy, Jako� Ci swoje odkrywa� mam zmazy? Jam zwiedzia� gmachy �miertelnego grzechu Siedmiorakiego i straszny w po�miechu Zakon Tw�j mia�em, i Twe przykazanie Ka�dem zniewa�y� albo zgwa�ci�, Panie. Jam nie jednego, chocia� Twa przestroga Przeciwna by�a, mia�a pana i boga; Jam swych wymys��w ba�wanom ofiary Oddawa�, nios�c nami�tno�ci w dary. Brzuch by� m�j bogiem i tak bog�w wiele Mia�em, jako mam zmys��w w w�asnym ciele, Bo jak mi� kt�ry zwyci�y� na�ogiem, Zbyteczno�� pani�, a zwyczaj by� bogiem. Cz�stom cz�owieka tak spodoba� sobie, �em w nim k�ad� wi�ksz� nadziej� ni� w Tobie, Cz�sto godno�ci i dobrego mienia Chciwo�� tak wodze uj�a sumnienia, �em ich posadzi�, jakoby tam Ciebie Nie by�o nigdy, za bogi na niebie. Jam bra� na darmo i z lekk� uwag� Imi� Twe, ci�k� karmi�c Ci� zniewag�; Mie� na blu�nierstwa obrzyd�e otwarty J�zyk za dworstwo mia�em i za �arty. Zakazanymi cz�stom si� kr�powa� Kl�twami, kt�rych skutek nie zdejmowa�; Krzywoprzysi�stwem �em zgrzeszy�, m�j Bo�e, Kt� nad Ci� lepiej prze�wiadczy� mi� mo�e, Kiedym Ci w ca�ej zosta� obietnicy, Kt�r�m uczyni� przy �wi�tej chrzcielnicy. Jam tak si�dmy dzie� �wi�ci� i niedziele, �em rzadko bywa� i w te dni w ko�ciele; Poprzesta�em-ci powszedniej roboty, Alem si� pu�ci� na wi�ksze niecnoty: Wtenczas i ta�ce, i t�ustsze obiady Odprawowa�em, zbytki i biesiady, Jakby ten dzie� by� od roboty pusty Dlatego, abym mia� czas do rozpusty. Jam i rodzicom nie tak by� powolny, �eby im mia� by� �ywot m�j swawolny Zawsze do smaku, jednak wiesz, o Panie, �e szanowa� ich pilne-m mia� staranie; Ale starszego, kt�rego� czci� kaza�, Nie zawszem sobie jak trzeba powa�a�, I gdy napomnia�, mimo uszy hardzie Puszcza�em, wieku siwemu ku wzgardzie. Ja, lubom we krwi z �aski Twej nie zmoczy� R�ki, lecz gniewem cz�sto-m tak wykroczy�, �ebym by� oraz wszystko na to �o�y�, Abym by� swego winowajc� po�y�; Wi�c i to by�o, �em z lekkiej przyczynki Na zakazane wstawa� pojedynki, Tak ch�ci dosy� do zab�jstwa by�o, Twe mi�osierdzie skutku zabroni�o. Jam wszetecze�stwa wszelkiego �wiadomy I obywatel bezbo�nej Sodomy; Rzadki dzie� min��, rzek�, i godzina, �eby nie przyby� �wie�y grzech i wina: To my�l pragn�a, po��da�o oko, To serce ognia zawzi�o g��boko; Ty� badacz nerek i najskrytszych z�o�ci, C� Ci mam swoje wylicza� sprosno�ci? Jam nie krad� ani id�c za po�ytkiem Zmaza�em dusz� wyst�pkiem tak brzydkiem; Czylim te� i krad�, gdym ludziom poczciwym S�awy uw�acza� j�zykiem pierzchliwym; Mog�em te� podczas odkry� z�e zawody I tym bli�niego zachowa� od szkody, Wi�c te, kt�rymi �owi� wi�c nieuki, Dworskie wykr�ty i zdradliwe sztuki, �e si� ustawnie wko�o mnie bawi�y, Snad� i mnie na swe kopyto zrobi�y. Jam fa�szywego nie jest wolen s�owa, Cz�sto si� z my�l� nie zgadza�a mowa, Serce daleko by�o od tej rzeczy, Kt�r� si� j�zyk widzia� mie� na pieczy, I �eby dyskurs nieco tym os�odzi�, �mia�em zmy�lone powie�ci przywodzi�. Jam w swym umy�le zapisa� gospod� Po��dliwo�ci i za w�asn� szkod� S�dzi�em, �e si� nie mnie to dosta�o, Co ju�, za wol� Twoj�, pana mia�o: �y�niejsze by�o u s�siada �niwo W oczach mych, t�ustsze obory i �ywo Zazdro�� mi� piek�a, kiedy�, Panie, komu Wi�ksz� pokaza� �ask� ni� mnie w domu. Tom ja tak Twego Zakonu szanowa�, Takem dr�g, kt�re� ustawi�, pilnowa�! C� chcesz? Jam w bia�ym pokarmie przekl�ty Grzech ssa� od matki, jam w grzechu pocz�ty; Jakom pocz�� by�, jakom si� w �ywocie Ruszy�, tak w grzesznym jestem zaraz b�ocie. I jako� tedy mam zacz�� sw� mow� I, tak niegodny, wni�� z Tob� w rozmow�? Nie �miem, cho� mi� gwa�t prawdziwej potrzeby Przyciska, przerzec i otworzy� g�by; Ale �miem, Panie, bo wiem, �e cz�� cia�a Mojego w niebie chwa�y Twej dosta�a. Wiem i tak wierz�, �e nie po pr�nicy Pan m�j pokrewny po Twej siad� prawicy: Ma tedy pewnie, cho� niedobra sprawa Moja juryst� u Twojego prawa, A czy podobna, aby moja g�owa Za cz�onkiem swoim nie mia�a rzec s�owa? W t� tedy dufno��, w dufno�� obietnice, Kt�r�� Ty dusze zwyk�e cieszy� grzesznice, Przem�wi�, Panie, ale Ty od ducha Ukorzonego nie odwracaj ucha! Zmi�uj si�, Bo�e, a pod�ug lito�ci Boskiej, nie ludzkiej, odpu�� moje z�o�ci, Odkry�em Ci grzech, odkry� swoje rany, Wieczny Medyku, a Ty, ub�agany, Przemyj je winem, miej o nich staranie, O, luto�ciwy m�j Samarytanie! Jam wyzna�, a Ty odpu�� - inszej sprawy Nie masz; jam grzeszny, a Ty b�d� �askawy. Nie wchod� z s�ug� Twym w s�d, bo �aden �ywy Nie ostoi-� si� na s�d sprawiedliwy; Je�li, jak s�uszna, zechcesz kara� z�o�ci, A kt� wytrzyma Twojej surowo�ci? I ze mn� je�li chcesz wst�pi� w rachub�, Ju� widz� sw�j d�ug i gotow� zgub�. Je�li do prawa poci�gniesz cz�owieka, Po pr�nicy� go utworzy� od wieka; Na tysi�c s��w Twych jednego nie powie, Jak si� o wiecznej �mierci milczkiem dowie. C� Ci ma cz�owiek odpowiedzie� �miele, Kiedy� nieprawo�� znalaz� i w aniele? Raczej na �aski Twoje, Panie, wspomni, Kt�re tak dawno �wiat, jak stoi, pomni. Wszak nie na wieki gniew Tw�j b�dzie trwo�y� Ani si� b�dziesz wieczn� gro�b� sro�y�; Wszak nie chcesz �mierci grzesznych, owszem, wrota Otwierasz chc�cym szczerze do �ywota. Jako daleko na d� ziemia spad�a Od g�rnej sfery i jak si� odsiad�a Strona zachodnia od tej, k�dy wschodzi S�o�ce - tak lito�� Twoja nas rozwodzi Z pope�nionymi upornie z�o�ciami I tak granice sypie mi�dzy nami. Twoja, o Panie, mi�o�� nieba wy�sza I macierzy�skie afekty przewy�sza, Bo cho�by matka swoje w�asne dzieci Opu�ci� chcia�a i mie� w niepami�ci, Ty nie zapomnisz o nas w ka�dej toni, Bo� nas na w�asnej wyrysowa� d�oni. Racz�e i teraz pro�by me przypu�ci�, �ask� pokaza�, przest�pstwo odpu�ci�, Zmaza� me d�ugi i rz�dem �askawem, Mi�osierdziem mi� s�dzi�, a nie prawem. A je�li B�g swej zapomni dobroty I tak si� uprze kara� me niecnoty, Wsta� Ty, o Jezu, dosy� urz�dowi Swojemu czyni�c, co Po�rednikowi Nale�y, i wst�p mi�dzy Ojca Twego, Mi�dzy mnie, mi�dzy grzech m�j i gniew Jego, Uka� Mu w r�kach dwie i w nogach rany Od gwo�dzi i bok nieuszanowany, G�ow� pok�ut� cierniem i z obliczem, Zsinia�e cia�o poszarpane biczem, I pot Tw�j krwawy, i przewrotn� rad�, Policzki cz�ste i uczniow� zdrad�, Uka� (�e w jednym s�owie wszytko...
TOMI-3231