Štefl Jiři - Morderca dusz.pdf

(1130 KB) Pobierz
JI Ř I ŠTEFL
MORDERCA DUSZ
TYTUŁ ORYGINAŁU: VRAH DUŠI
PRZEKŁAD: RUDOLF JANI Č EK
PA Ń STWOWE WYDAWNICTWO „ISKRY” WARSZAWA 1959
797184613.001.png 797184613.002.png
Podaj mi r ę k ę , drogi Czytelniku, i pójd ź ze mn ą . Udamy si ę razem w drog ę , przede
wszystkim w niedawn ą przeszło ść , to jest mniej wi ę cej do roku 1937. Potem pow ę drujemy za
morze, do kraju dobrobytu i przygód, do Ameryki, gdzie rozum w przeciwie ń stwie do uczu ć
ludzkich odniósł zwyci ę stwo nad przyrod ą , do Ameryki, gdzie obok znanych na całym ś wie-
cie bogaczy ż yj ą miliony nie znanych nikomu biedaków, poniewa ż nawet socjalista Upton
Sinclair i drugi socjalista Upton Lewis woleli pisa ć o milionerach ani ż eli o prostym amery-
ka ń skim człowieku, który jest tak prosty, jak ka ż dy inny prosty człowiek na ś wiecie, tak pro-
sty, jak ameryka ń skie domki rodzinne, tak bardzo ró ż ne od dumnych ameryka ń skich wie ż o-
wców. Tak, z Ameryki importujemy tylko kra ń cowo ś ci, a przecie ż jest to równie ż kraj soli-
dnej przeci ę tno ś ci, nie ró ż ni ą cej si ę chyba od naszej, i to bez wzgl ę du na fakt, ż e ka ż dy
ameryka ń ski chłopak, który czy ś ci buty, wyobra ż a sobie, ż e zostanie prezydentem Stanów
Zjednoczonych, poniewa ż wbijaj ą mu to w szkole do głowy. Gdyby miało tak by ć w istocie,
musieliby w Ameryce ż y ć prezydenci jeszcze wówczas, gdy sło ń ce dawno ju ż wystygnie, a
ż ycie na ziemi wyga ś nie, o ile nie ocali go rozbicie atomu.
Ale droga nasza prowadzi ć b ę dzie jeszcze dalej ni ż do Ameryki i do niedawnej prze-
szło ś ci. Pow ę drujemy razem po zwojach kory mózgowej człowieka, po szlakach, na których
odgrywa si ę wła ś ciwie cały nasz ś wiat, pójdziemy tam razem jako bezstronni obserwatorzy,
ciekawi, co zobaczymy. Zobaczymy tam niejedno — to, czego prawdopodobnie nie znamy, a
nawet si ę nie spodziewamy. W ś ród owych zwojów istnieje bowiem wiele miejsc, do których
nie dotarła jeszcze my ś l ludzka, mimo ż e w tych wła ś nie miejscach si ę rodzi. Zagł ę bimy si ę
we własne i cudze „ja” i mo ż e nie dostaniemy zawrotu głowy od tych gł ę bin, jakie spotkamy,
bowiem b ę d ą one tak wielkie, ż e rozum nasz nie potrafi ich ogarn ąć . Człowiek dostaje zawro-
tu głowy tylko z tego, co widzi; s ą ludzie, którzy nie cierpi ą na zawrót głowy podró ż uj ą c
luksusowym statkiem przez najwi ę ksze gł ę biny Oceanu, poniewa ż tych gł ę bin nie widz ą , na-
tomiast zakr ę ci im si ę w głowie, gdy spojrz ą w przepa ść nie wi ę ksz ą ni ż sto metrów. Znałem
człowieka, linoskoczka, który chodził po sznurze pewniej ni ż ty po chodniku, potrafił na nim
ta ń czy ć , a wieczorem po przedstawieniu nie wystarczała mu szosa, poniewa ż komórki
mózgowe miał zatrute alkoholem.
Pójdziemy wi ę c razem po tych znanych i nieznanych szlakach, a ty b ę dziesz miał t ę
wygod ę , ż e kiedykolwiek ci ę podró ż znudzi, b ę dziesz mógł pu ś ci ć m ą r ę k ę i wróci ć do rze-
czywisto ś ci. A ja, który zamierzam t ę dziwn ą histori ę opowiedzie ć , mam nadziej ę , ż e uda mi
si ę j ą sko ń czy ć tak, jak j ą obecnie ochoczo zacz ą łem, i ż e podró ż y naszej nie przerwie ani
twój brak zainteresowania, ani nieprzychylno ść losu lub okoliczno ś ci.
I
Na siedemdziesi ą tym drugim pi ę trze w Empire Building w Nowym Jorku, najwy ż szym
budynku w najwi ę kszym mie ś cie ś wiata, siedziało w jednym pokoju pi ę ciu m ęż czyzn. Jeden
z nich miał na sobie mundur ameryka ń skiego policjanta, pozostali czterej byli po cywilnemu,
ale wszyscy bez bluz, poniewa ż na dworze był czerwcowy upal, ciepły i wilgotny, jaki mo ż e
zdarzy ć si ę tylko tutaj, w tym mie ś cie wybrukowanym asfaltem i otwartym na wszystkie
wpływy klimatu północnego i południowego. Nawet policjant był bez bluzy, bowiem od
pewnego czasu policja pełniła słu ż b ę w czasie upałów wprawdzie w mundurowych spodniach
i w szaroniebieskich koszulach, ale bez bluz. Doszło do tego prawdziwie po ameryka ń sku.
Kieruj ą cy ruchem policjanci przesłali pewnego dnia do dyrekcji policji podanie, prosz ą c, aby
w czasie upałów mogli pełni ć na skrzy ż owaniach ulic słu ż b ę bez bluz. Dyrektor policji, który
otrzymał to podanie w swoim ochładzanym kilkoma wentylatorami gabinecie, o ś wiadczył z
uczuciem człowieka sytego, który głodnemu nie wierzy, ż e policjanci ameryka ń scy od czasu,
gdy ubywa gangsterów i szanta ż ystów, staj ą si ę coraz bardziej zniewie ś ciali. Gdyby dyrektor
był Europejczykiem, na tym by si ę te ż prawdopodobnie sko ń czyło i podanie zostałoby odrzu-
cone — zreszt ą w Europie istotnie nie wida ć na ulicy policjantów bez bluz. Ale poniewa ż by-
ło to w Ameryce, wi ę c nawet taki dygnitarz jak dyrektor policji miał w sobie tyle sportowego
ducha, ż e nacisn ą ł guzik, zawołał szofera, wsiadł do samochodu, kazał si ę zawie źć na
skrzy ż owanie Pi ą tej Avenue i Broadwayu, na najbardziej ruchliwe miejsce w Nowym Jorku, i
wezwał pełni ą cego słu ż b ę policjanta, ż eby go wpu ś cił do kabiny punktu obserwacyjnego.
Rzecz jasna wszyscy policjanci na prostych ulicach zauwa ż yli to i patrzyli z szacunkiem, jak
ich dyrektor obejmuje na chwil ę posterunek swego podwładnego, nie po to, ż eby si ę przeko-
na ć , czy jest tam gor ą co, czy nie, lecz widocznie dlatego, ż eby im pokaza ć , i ż da si ę to wy-
trzyma ć . Kierowanie ruchem w tym najwi ę kszym mie ś cie ś wiata jest daleko łatwiejsze ni ż na
przykład w Brnie, mimo ż e Nowy Jork ma 15 milionów mieszka ń ców, a Brno tylko 300000.
Ale w Nowym Jorku s ą wsz ę dzie automatyczne sygnały ś wietlne, kierowcy s ą doskonale wy-
szkoleni i w rezultacie policjant kieruj ą cy ruchem musi jedynie uwa ż a ć , ż eby nie da ć innego
znaku, jak sygnał ś wietlny. Poza tym widzi na lewo i prawo, z przodu i z tyłu, poniewa ż ulice
s ą równe jak lineał, widzi innych kieruj ą cych ruchem policjantów i nie czuje si ę osamotniony.
W ten sposób policjanci mieli mo ż no ść widzie ć chocia ż by z daleka swego wielkiego bossa,
jak wst ę puje na kazalnic ę i zaczyna kierowa ć ruchem. Mimo ż e, jak ju ż wspomnieli ś my, jest
to tam o wiele prostsze ani ż eli w Brnie czy nawet Uherskem Hradi ś ti — które ma jedno tylko
skrzy ż owanie, ale za to niebezpieczne — panował w kabinie odpowiedni upał, który pan
dyrektor u ś wiadomił sobie nagle po kilku ruchach, skwar, który ró ż nił si ę w sposób zasadni-
czy od chłodu jego sztucznie ochładzanego gabinetu. Pot wyst ą pił mu na czoło, ale trzymał
si ę jeszcze m ęż nie przez jakie ś dwadzie ś cia minut, kiedy nagle zauwa ż ył, ż e asfalt na prze-
ciwległym chodniku jest tak rozpalony, ż e Murzyn sma ż y sobie na nim na patelni jajecznic ę .
Gdy pan dyrektor to zobaczył, a nawet odniósł wra ż enie, ż e usłyszał — chocia ż w ulicznym
zgiełku było to niemo ż liwe — jak skwierczy tłuszcz i jak prze ź roczyste białko ś cina si ę w
biał ą mas ę , zrobiło mu si ę słabo, pomy ś lał, ż e zemdleje, i w tej sytuacji rozpi ą ł kołnierz i
zdj ą ł bluz ę . Poczuł natychmiast ulg ę , a gdy przyszedł do siebie, ujrzał po czterech stronach,
jak okiem si ę gn ąć , kieruj ą cych ruchem policjantów, odejmuj ą cych bluzy. W rzeczy samej
chłopcy ci uwa ż ali to za komend ę , wydan ą w ameryka ń skiej, romantycznej formie i w całym
mie ś cie na trasach długo ś ci kilku kilometrów policjanci zdj ę li tego dnia bluzy i wdziali je
dopiero w jesieni. Na drugi dzie ń Times zamie ś cił na ten temat wzruszaj ą cy i wesoły artykuł i
od tego czasu wszyscy ameryka ń scy policjanci chodz ą w lecie bez bluz i jest im w tym do
twarzy.
A wi ę c w pokoju, o którym mowa, wszyscy byli bez bluz, wszyscy siedzieli przy
biurkach i pracowali ka ż dy na swój sposób albo przynajmniej udawali, ż e pracuj ą . Policjant
drzemał, dwaj cywile co ś czytali, trzymaj ą c nogi na biurku, jeden co ś zapisywał, a jeden
siedział bezczynnie przy oknie. Na biurku le ż ały przed nim jakie ś papiery, ale nie zwracał na
nie uwagi, tylko patrzył z okna na płyn ą ce pod nim w dole chmury (nie zapominajmy, ż e
znajdował si ę na 72 pi ę trze) i obserwował ze słabym zainteresowaniem samolot, okr ąż aj ą cy
pod nim budynek. Była to otwarta sportowa maszyna i widział wyra ź nie pilota, trzymaj ą cego
dr ąż ek sterowy. Zacz ę ło mu si ę robi ć niedobrze, zupełnie jak wtedy, gdy tu przyjechał przed
dwoma miesi ą cami. Miał wówczas w ogóle pecha; przyjechał z Europy na starym parowcu,
który miał dwa zbiorniki na naft ę , a w podró ż y zu ż ył zawarto ść tylko jednego, w rezultacie
czego parowiec płyn ą ł od połowy drogi przechylony w jedn ą stron ę . Nasz znajomy przyzwy-
czaił si ę do tego stopnia chodzi ć z jedn ą nog ą skurczon ą , ż e na l ą dzie sprawiało mu to pewne
trudno ś ci i kiedy pierwszego dnia po przyje ź dzie przyszedł przedstawi ć si ę w dyrekcji policji,
dyrektor, ten sam, który rok przedtem pojechał zdj ąć oficjalnie bluz ę na najbardziej ruchli-
wym skrzy ż owaniu, pocz ę stował go uwag ą :
— W li ś cie nic pan nie pisał, ż e ma pan jedn ą nog ę drewnian ą .
Nie była to zreszt ą jedyna zło ś liwo ść , jak ą go przywitał. Znajomy nasz, kiedy przyje-
chał na 72 pi ę tro po raz pierwszy w ż yciu i wyjrzał z okna, dostał zawrotu głowy. Stan jego
pogarszał jeszcze fakt, ż e od chwili gdy wysiadł na l ą d, ci ą gle miał wra ż enie, ż e statek si ę ko-
łysze. Uprzejma i urocza sekretarka wzi ę ła go za rami ę i zaprowadziła do dyrektora, który po
pierwszej uwadze o sztuoznej nodze — dodał:
— Ju ż pierwszego dnia chodzi pan pod r ę k ę z moj ą sekretark ą . To powa ż ny post ę p jak
na cudzoziemca.
Znajomy nasz nie dał si ę wyprowadzi ć z równowagi, cho ć w gruncie rzeczy był tak
zmieszany, ż e było mu wszystko jedno. Dziewczyna natomiast przestraszyła si ę i pu ś ciła go,
w rezultacie czego nasz bohater zatoczył si ę .
— Przedpołudnie, a ju ż pan pił? — brzmiała dalsza uwaga dyrektora, zanim znajomy
nasz zd ąż ył zgromadzi ć kilka obcych wyrazów i przedstawi ć si ę .
Obecnie zawrotów głowy ju ż nie miał i mógł spogl ą da ć w dół na panuj ą cy pod nim
ruch na ziemi i w powietrzu, ale ogarniała go dziwna t ę sknota. Czuł si ę samotny, opuszczony
i niepotrzebny. Nie miał apetytu, wła ś ciwie nie miał ochoty na nic, nawet do ż ycia, a przy
tym bał si ę ś mierci, bał si ę , ż e w tym dalekim kraju umrze niepotrzebnie, ż e nie wróci do
domu i daremnie wmawiał w siebie, ż e ma tylko starych rodziców ż e jest. kawalerem i nie
musi si ę nikim opiekowa ć . Jechał do Ameryki z takim zapałem; spodziewał si ę , ż e zawojuje
ś wiat, a tymczasem ś wiat zawojował jego. Jako młody urz ę dnik ś rodkowoeuropejskiego
pa ń stwa otrzymał wysokie stypendium, po raz pierwszy jechał przez Ocean, wszystko było
wspaniałe i naraz ogarn ę ło go przygn ę bienie, jakiego w ż yciu nie zaznał, które przeszkadzało
mu w jakiejkolwiek pracy. Pocz ą tkowo s ą dził, ż e dolegliwo ś ci jego s ą natury fizycznej, ale w
ko ń cu do ś wiadczony lekarz, rodak nazwiskiem Hulka zdradził mu, ż e s ą to dolegliwo ś ci czy-
sto psychiczne, fachowo nazywa si ę to depresja. Wyraz ów zna ka ż dy Amerykanin, od czasu
gdy chorob ę t ę przechodziła gospodarka ameryka ń ska i kiedy to leczenie pochłon ę ło wszy-
stkie oszcz ę dno ś ci Amerykanów, zdeponowane w rozmaitych bankach. Dowiedział si ę rów-
nie ż , ż e objawy trapi ą cej go choroby nazywaj ą si ę po łacinie odium vitae , czyli wstr ę t, wzgl ę -
dnie niech ęć do ż ycia. Stan jego był tak godny po ż ałowania, ż e nie zainteresowało go nawet
zapewnienie lekarza, ż e choroba przejdzie sama, ż e objawy jej nie s ą zaawansowane i ż e nie
trzeba b ę dzie wysyła ć go do sanatorium lub szpitala. Niech si ę stara co ś robi ć , nic wprawdzie
z tego nie wyjdzie, ale przynajmniej zabije jako ś czas, zanim mu to nie minie. Nasz bohater
czekał wi ę c cierpliwie, ż eby mu to min ę ło, czekał niczym podró ż ny, którego niedaleko od
celu złapał deszcz i któremu nie pozostało nic innego, jak czeka ć . Doktor Hulka przemilczał
jedno, ż e choroba, zanim przejdzie, trwa nieraz par ę tygodni, a niekiedy par ę lat, ale tego si ę
chorym nie mówi. Niemniej jednak, podobnie jak wszyscy tego rodzaju pacjenci, nasz boha-
ter w diagnoz ę zbytnio nie wierzył, s ą dz ą c, ż e dolegliwo ś ci jego musz ą mie ć podło ż e fizy-
czne. On sam był człowiekiem na tyle wykształconym, ż eby mie ć jakie ś poj ę cie równie ż o
medycynie, mimo ż e był w gruncie rzeczy prawnikiem. Zawód komisarza policji wymagał
bowiem od niego ogólnego bodaj zorientowania równie ż w pozostałych dziedzinach.
Tak, nasz nieszcz ę sny bohater był komisarzem Salakiem z Praskiej Dyrekcji Policji.
Otrzymał stypendium na roczny pobyt w Stanach Zjednoczonych, wybrał si ę tam pełen na-
dziei, a teraz siedzi tutaj i nie tylko, ż e si ę do niczego nie nadaje, ale równie ż nic go nie inte-
resuje. Pocieszało go tylko to, ż e nie jest sam, ż e tego rodzaju chorych jest wielu, ż e neurozy i
depresje mno żą si ę , zwłaszcza w Ameryce i zwłaszcza w ś ród ludzi inteligentnych.
„Oho — powiedział sobie, gdy mu to przyszło na my ś l o tych inteligentnych ludziach
— zdaje si ę , ż e powraca mi pró ż no ść . B ą d ź pozdrowiona pierwsza jaskółko powracaj ą cego
zdrowia psychicznego. Oby was wkrótce było całe stado”.
Albowiem Salak przy swoich dolegliwo ś ciach stracił nie tylko swe dodatnie cechy, ale
równie ż złe. Nie był ju ż ambitny, nie był równie ż pró ż ny, było mu oboj ę tne, co zje, i było mu
zupełnie oboj ę tne, co pomy ś l ą o nim inni ludzie. Czuł si ę jak człowiek po przejedzeniu,
któremu jest niedobrze i którego nic nie interesuje. Powtarzał sobie, ż e przez cał ą podró ż po
morzu ani razu nie cierpiał na morsk ą chorob ę , a teraz, teraz j ą przechodzi — co prawda bez
torsji, ale ze wszystkimi oznakami wstr ę tu. Starał si ę przebywa ć w towarzystwie, tak jak
poradził mu doktor Hulka, ale nie przydało si ę to na nic; mimo ż e do ść cz ę sto bywał zapra-
szany do rodaków i swoich ameryka ń skich kolegów, nie zmieniło to jego nastroju. Od czasu
do czasu ogarniały go ataki smutku i wolał wtedy siedzie ć w domu. „Co jest warte ż ycie —
powtarzał sobie — i tak doczekam si ę chwili, kiedy umr ę , doczekam si ę na pewno”. I ta my ś l
natr ę tna prze ś ladowała go do tego stopnia, ż e kilkakrotnie miał ju ż ochot ę ow ą chwil ę w
sztuczny sposób przybli ż y ć , ale mimo wszystko zaufał rozumnemu lekarzowi; wiedział, po-
niewa ż jego intelekt i zdolno ść rozumowania pozostały nienaruszone, ż e wszystko to przej-
dzie, albo przynajmniej w to wierzył.
Kiedy po raz pierwszy przyłapał si ę na tym, ż e zastanawia si ę , i ż jego dolegliwo ś ci psy-
chiczne trafiaj ą si ę ludziom inteligentnym, zrozumiał, ż e oto powraca jego dawna pró ż no ść ,
ż e dusza jego znów otrzymuje wreszcie jak ąś barw ę , pomimo ż e jest to barwa poniek ą d
czarna, poniewa ż pró ż no ść ci ą gle uwa ż amy za cech ę ujemn ą , cho ć jest ona w gruncie rzeczy
głównym motywem ludzkiej działalno ś ci. Zacz ą ł wi ę c znowu zastanawia ć si ę nad tym, jak si ę
leczy ć .
— Powinien pan sobie znale źć jakie ś hobby lub w ogóle jak ąś prac ę , na przykład fizy-
czn ą , która zaprz ą tn ę łaby pa ń sk ą uwag ę — radził mu Hulka.
Ale to si ę tylko łatwo mówi; „konika” ż adnego nie miał, nic go nie interesowało, da-
wniej bawiła go praca, a teraz była dla ń wstr ę tna. Zupełnie automatycznie kontynuował nauk ę
j ę zyka angielskiego, mechanicznie przegl ą dał registratur ę dyrekcji policji, odwiedzał ró ż ne
miejsca, gdzie popełniono zbrodnie, i brał udział w dochodzeniach na miejscu; chodził ni-
czym automat do prosektorium, do zakładu medycyny s ą dowej i miał wra ż enie, ż e wszystko
to do niczego nie prowadzi. I nie podejrzewał w ogóle, ż e podczas gdy jego strona uczuciowa
jest chora i słaba i nie pozwala kierowa ć si ę rozumem, sam rozum pracuje bez jego udziału,
gromadz ą c materiał, który wkrótce, gdy dusza jego b ę dzie znowu zdrowa, zrobi z niego czło-
wieka bardziej wydajnego ni ż kiedykolwiek przedtem. Nie zdawał sobie z tego sprawy, po-
niewa ż miał uczucie, ż e zadziwiaj ą ca maszyneria jego ciała zawiodła i ż e gdy ocknie si ę po-
nownie do ż ycia, nigdy nie b ę dzie ju ż takim, jak dawniej. Zapominał, ż e ataki smutku mog ą
zmieni ć si ę w powa ż ne rozumowanie, ż e jego m ę drkowanie mo ż e nabra ć ę bi i ż e pewnego
dnia owe nagromadzone, chocia ż by mechanicznie, wiadomo ś ci nabior ą kształtów i wydadz ą
owoce, tak jak musi je wyda ć wszystko, co w naturze padło na wła ś ciw ą gleb ę , chocia ż by
gleba ta była w porze zimowej stwardniała od mrozu i niepłodna. Zapominał, ż e wszystko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin