Złe miasto- Wiesław Wernic.pdf

(693 KB) Pobierz
WIES£AW WERNIC
WIESŁAW WERNIC
ZŁE MIASTO
ILUSTROWAŁ STANISŁAW ROZWADOWSKI
CZYTELNIK • WARSZAWA 1990
Od wydawcy
ZŁE MIASTO — to ostatnia powieść Wiesława Wernica, zamykająca, już
niestety, 19—tomowy cykl znanych i popularnych “westernów", które od
przeszło dwudziestu lat stanowiły ulubioną lekturę nastolatków. Swą ostatnią
książkę pisał autor w ciągu miesięcy ciężkiej choroby, nie przerywając pisania
nawet w szpitalu, a ukończył ją na kilka tygodni przed śmiercią (5 sierpnia
1986).
Wiesław Wernic, urodzony w 1906 r., maturę uzyskał w gimnazjum im.
Mikołaja Reja. Jeszcze jako uczeń założył wraz z kolegami grupę literacką
“Kwadryga", która wydawała czasopismo o tym samym tytule. Publikował
wtedy w prasie krótkie opowiadania i nowele, a po studiach w Szkole Głównej
Handlowej rozpoczął pracę w dziennikarstwie. W latach wojny należał do Armii
Krajowej, brał udział w powstaniu warszawskim, skąd został wywieziony do
obozu w Austrii. Do kraju wrócił w 1945 r. i odtąd pracował jako dziennikarz: w
“Rzeczpospolitej", w Polskim Radiu, potem, aż do przejścia na emeryturę w
“Tygodniku Demokratycznym".
Tu właśnie, na redakcyjnej maszynie, zacząłem pisać “Tropy wiodą przez
prerię" — wspominał w rozmowie z redakcją “Świata Młodych". — Napisałem
około 80 stron, ale w nawale zajęć maszynopis odłożyłem, zapomniałem.
Przypomniał mi o nim syn, który przeczytał kiedyś początek mojej powieści i
domagał się zakończenia. Dopisałem więc dalszy ciąg, a całość zadedykowałem:
“Mojemu synowi". Bo chyba głównie jemu zawdzięczam jej ukończenie.
Ta pierwsza książka Wiesława Wernica ukazała się w 1965 r., a jej ogromne
powodzenie i liczne listy od młodych czytelników zachęciły autora do dalszej
twórczości literackiej.
Nazwano go “klasykiem współczesnego westernu", bo ten gatunek literatury
upodobał sobie i konsekwentnie uprawiał, wykorzystując zdobywaną skrzętnie
od młodzieńczych lat wiedzę na temat historii podboju Dzikiego Zachodu, a
jego książki, utrzymane w konwencji klasycznego westernu, są próbą podjęcia
tradycyjnej tematyki w nietradycyjny sposób.
Zafascynowała mnie ta historia — mówił w jednym z wywiadów. —
Problemami Ameryki Północnej i legendą Dzikiego Zachodu interesowałem się
zawsze. Od czasu najwcześniejszych lektur Karola Maya (...) Miałem tę
przewagę nad Mayem, że widziałem jego błędy, a przede wszystkim
dysponowałem wspaniałymi materiałami źródłowymi (...) Byłem dwukrotnie w
Kanadzie i raz w USA (...). Dużo podróżowałem (...), zwiedzałem rezerwaty
Indian, przesiadywałem w bibliotekach, poszukując nowych opracowań i
autentycznych tekstów z końca XIX wieku i znajdując zawsze inspiracje do
moich powieści (...) Moje zainteresowania geografią, a także znajomość języka
angielskiego umożliwiają mi korzystanie z przebogatej literatury dotyczącej tej
epoki. Książki moje opowiadają o czasach z końca XIX w. To pisarza
zobowiązuje. Trzeba znać i dzieje cywilizacji amerykańskiej, i obyczaje Indian,
i realia historyczne, geograficzne i przyrodnicze.
Rzeczywiście, akcja wszystkich powieści Wiesława Wernica rozgrywa się w
ostatnich dwu dziesięcioleciach ubiegłego wieku na zachodnich terenach
Ameryki Północnej, od Nowego Meksyku aż po daleką północ Kanady.
Jest to wielotomowa saga traperska, której głównymi bohaterami są dwaj
przyjaciele: Karol Gordon, dzielny, doświadczony myśliwy, romantyczny
westman i obrońca Indian, nazwany przez nich Wielkich Bobrem, oraz doktor,
pełniący rolę narratora, który podczas wspólnych wędrówek przez bezkresne
puszcze, dzikie góry i dziewicze puszcze poznaje tajniki traperskiego życia.
Uczestnicząc w kolejnych perypetiach, nieprzewidzianych awanturach,
przyjmuje na ogół postawę komentatora, zachowując dystans do własnych
wspomnień, co potęguje wrażenie autentycznej relacji. Zawsze jednak ci dwaj
przyjaciele, wplątani w groźne afery, narażeni na rozliczne niebezpieczeństwa,
wystawiani na ciężkie próby w zaskakujących, często tajemniczych
okolicznościach, bronią pokrzywdzonych i tropią wszelką nieprawość w imię
dobra i sprawiedliwości — podstawowych racji moralnych. Zawsze również
atrakcyjna fabuła powieści, obfitująca niejednokrotnie w sensacyjno—
kryminalne wątki, osnuta jest na szeroko zarysowanym tle epoki.
Autor, dbały o rzetelność sprawdzonych i udokumentowanych
realiów, dużą wagę przywiązywał do przekazywania czytelnikom nieznanych
wydarzeń i anegdot wyszperanych ze starych pamiętników, a zwłaszcza
wzmianek o Polakach, którzy — głównie po powstaniu 63 r. — znaleźli się na
Dzikim Zachodzie. Wierny świadomie wybranej konwencji literackiej,
przeciwstawia się jednocześnie fałszywym mitom i uproszczeniom,
pokutującym do dziś wśród amatorów westernów, aby przekazać
skomplikowaną prawdę historyczną.
Przez ponad dwadzieścia lat każda nowo wydana książka Wiesława Wernica
budziła entuzjazm młodych, i nie tylko młodych, czytelników oraz nową falę
recenzji i notek prasowych. Nic więc dziwnego, że znalazła już trwałe miejsce w
historii polskiej literatury i z pewnością — dzięki atmosferze szlachetnej
przygody, tak charakterystycznej dla wszystkich jego powieści — fascynować
będzie również i następne pokolenia nastolatków.
W Center Point
Wysiedliśmy w Center Point. Śmieszna nazwa*. To maleńkie miasteczko na
pewno nie jest centralnym punktem na mapie Nevady. Stanu od 1864 roku.
Dlaczego wysiedliśmy w Center Point? Ponieważ linia kolejowa biegła dalej ku
południowemu zachodowi, a my zamierzaliśmy dotrzeć do źródeł rzeki
Humboldta — na północy. Taki był cel naszej kolejnej, wiosenno—letniej
wyprawy w świat pierwotnej przyrody i bezdroży miłych dla każdego
wędrowca, który nigdzie się nie spieszy.
Przesadzam? Spróbujcie!
Gdy zeskoczyliśmy ze stopni wagonu na prymitywny peron, złożyłem na nim
cały swój bagaż i spojrzałem na zegarek. Była siódma piętnaście. Rano. A więc
godzina siódma minut piętnaście, dnia 12 kwietnia 1894 roku. Teraz już
wszystko dokładnie ustaliłem. Czy to ważne? Przyszłość pokaże.
Mój towarzysz, czyli Karol Gordon — westman i myśliwy, nauczyciel traperki i
serdeczny przyjaciel — tkwił nieruchomo o krok ode mnie, obciążony siodłem,
jukami, strzelbą marki Remington oraz grubym, zrolowanym w długą parówkę
kocem. Razem nieźle to ważyło.
— No i cóż, Janie? — zagadnął nieco sennym głosem. — Sprawdziłeś godzinę,
która jest oczywiście dokładna, ale dla twego rodzinnego Milwaukee. Tu
obowiązuje nieco inny czas. Cofnij wskazówki o dwie godziny i chodźmy.
Przecież nikt na nas nie czeka i my na nikogo.
— O, do licha!— wykrzyknąłem tłumiąc ziewanie. — Zupełnie o tym
zapomniałem. A więc mamy piątą rano! I dlatego tak tu pusto. Ty o wszystkim
zawsze pamiętasz, Karolu — westchnąłem.
Center Point — środek, punkt centralny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin