May Karol - W indiańskim zamku.pdf

(1223 KB) Pobierz
W indiańskim zamku
K AROL M AY
W INDIAŃSKIM ZAMKU
W D OLINIE Ś MIERCI
Nie wpadało nam zgoła na myśl zameldować komukolwiek o naszym wyjeździe. Kiedy
wieczór zapadł, siedzieliśmy już w wagonie i mknęli prawym brzegiem Missisipi, a potem Red
River ku Shreveport. Tamtędy biegła linia z Jackson i Vicksburg przez Monroe. Według
naszych obliczeń, Judyta musiała przyjechać najbliższym pociągiem tej linii.
Siedzieliśmy w wagonie restauracyjnym i z naprężeniem wypatrywali przybycia Żydówki.
Ponieważ znała mnie i Winnetou, usiedliśmy tak, aby nie zauważyła nas przy wsiadaniu do
pociągu. Emery mógł się nie ukrywać. Skoro pociąg ruszył, Emery wyprawił się na przegląd
wagonów, a wróciwszy, oznajmił wesoło:
— Jest. Siedzi w przedostatnim wagonie.
— Czy się aby nie mylisz?
— Nie mogę się mylić. Ładna niewiasta o typie semickim, obok niej Indianka. Bagaż —
kuferek i torba. Skromny kapelusz, szary płaszcz — tak jak powiedziałeś. Co teraz z nią
poczniemy?
— Pozwolimy jej jechać.
Well! Ale byłoby lepiej, gdybyśmy mogli ją zatrzymać.
— Nie. Właściwie ona nas wcale nie obchodzi. Zależy nam na Meltonach.
— No tak, ale zamierza ich ostrzec.
— Nie zdąży, ponieważ ją wyprzedzimy. Prędzej znajdziemy się w Albuquerque; niż ona.
— Należy się spodziewać. Ale nic nie można przewidzieć. Może lepiej byłoby ją
zatrzymać?
— Jak to uczynimy?
— Przez szeryfa.
— Który musiałaby nas także zatrzymać i sytuacja by się skomplikowała. Nie ulega
wątpliwości, że Judyta zamierza z Gainessyille przedostać się do Nowego Meksyku. Nie
podejrzewa nawet, jakiej to wymaga odwagi i zuchwałości. Może nawet przypuszczać, iż po
drodze zginie marnie. Z nami natomiast, to inna śpiewka. Kupimy w Gainesyille konie i
pojedziemy w góry.
— Ale kto wie, czy po drodze nie czeka nas rozprawa z Komańczami.
— Nie szkodzi. Przygody skracają czas podróży.
Winnetou ofuknął mnie:
1
— Niech mój brat tego nie mówi! Komańcze zachodzą czasem na północ aż do drogi
prowadzącej do Santa Fé. Winnetou jednak nie lęka się ich, mimo że są jego śmiertelnymi
wrogami. Ale skoro śpieszy nam się do Albuquerque, nie możemy tracić czasu na walki.
Milczałem, bo nie mogłem mu odmówić słuszności. Emery znów zajrzał do przedostatniego
wagonu. Judyta drzemała. Dotychczas bowiem nie mogła oka zmrużyć.
W Dallas trzeba było się przesiąść. Musieliśmy przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności,
aby Judyta nas nie zauważyła. Wszak łatwo mogła się wy mknąć w drodze do Sherman. Nie
zauważyła nas jednak ani tu, ani też przy powtórnym przesiadaniu w Denton. Stąd dalej tor był
niedawno ułożony, pociąg więc poruszał się bardzo ostrożnie i powoli; to też dopiero o zmroku
przybyliśmy do ostatniej stacji — Gainesyille.
Czekaliśmy, aż Judyta wsiądzie, po czym wyruszyliśmy za nią. Gainesyille było podówczas
nędzną dziurą. Zabudowania należało raczej nazwać chatkami niż domami. Na stacji nie można
było zasięgnąć żadnych informacji.
Były to dwa tak zwane hotele niestety, tylko tak zwane Nasze zajazdy wiejskie mogły wobec
nich uchodzić za rajskie gospody. Uciekinierka zniknęła za wrotami oberży, która miała o
jedno okno więcej od swej konkurentki, to znaczy, miała trzy okna. Po chwili weszliśmy za
Judytą.
W gospodzie było ciemno, choć oko wykol. Nie palono tu światła, a znikomy blask
głębokiego zmierzchu nie zdołał się przebić poprzez zakurzone szybki.
Z boku rozlegał się głos tubalny. Zapewne z kuchni, gdzie płonęło światełko małej łojówki.
Głos mówił:
All right! Wszystko jest przewidziane. W mgnieniu oka przyniosą światło do salonu!
Usłyszeliśmy lekki szmer zbliżających się kroków, które umilkły w pobliżu. Czy to Judyta
rozmawiała z gospodarzem? Jeżeli tak, to znajdowała się tu, w pokoju, przezwanym przez
hotelarza salonem. Po omacku podeszliśmy do stołu, przy którym stała ława. Stół i ława
sklecone były z ledwie ociosanych desek. Usiedliśmy.
Wreszcie zjawił się oberżysta i postawił na stole lampę. Światło padło na nas.
Halloo, są tu jeszcze i inni goście — rzekł — Bądźcie pozdrowieni, gentlemani.
Zostaniecie na dziś w hotelu? Wytrawna kuchnia, dobre posłania i bardzo niskie ceny.
— Zobaczymy — rzek Emery. — Czy ma pan piwo?
— Jeszcze jakie! Prawdziwy angielski porter.
— Padaj pan trzy flaszki. Skoro nam nektar nie przypadnie do smaku, będziesz go musiał
sam wyżłopać.
— Wielce bym to sobie chwalił, lecz wiem, że nie zakosztuję tej rozkoszy.
2
Przyjemność, której tymczasem doznałem, była większa, niż ta, którą mnie uraczył jego
kiepski odwar jęczmienny. Otóż, skoro gospodarz przyniósł lampę, spostrzegłem na wprost
siebie, na przeciwległej ławie — kogo? Judytę i jej służącą! Jakież to miny przybrały, gdy mnie
zobaczyły! Chyba żadnemu malarzowi nie udało się uchwycić tak doskonałego wyrazu
osłupienia, tak doskonałego, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Po wyjściu
gospodarza podniosłem się, nachyliłem ku Judycie i rzekłem:
Mrs Silverhill, widzi pani, nasze wczorajsze spotkanie tak mnie oczarowało, iż nie mogą
się z panią rozstać. Old Shatterhand wpadł na ślad pani, mimo że wykupiłaś bilet przez
podstawioną osobę.
— Pan… pan… tu w Gainesyille! — bełkotała.
— Czyżby pani przypuszczała, że siedzą jeszcze w jej buduarze? Być może, zresztą, mimo
pani urody zostałbym jeszcze w Nowym Orleanie, lecz w pośpiechu zapomniała pani
dokumentu nader dla niej cennego, przeto czym prędzej udałem się za panią, aby go doręczyć.
Otóż jest, seniora!
Wyciągnąłem z kieszeni zobowiązanie małżeńskie, rozłożyłem i podsunąłem pod światło
lampy. Judyta ledwo przeczytała parę słów, wyrwała mi dokument z ręki i zawołała:
— To moja własność! Odzyskując to świadectwo, nie żałuję reszty rzeczy, które musiałam
porzucić na pastwę losu.
— Niech pani zachowa ten dokument, seniora. Dzięki niemu będzie pani mogła zmusić do
uczciwości jednego z największych oszustów, zanim kat założy mu postronek.
W odpowiedzi syknęła wściekle:
— Milcz pan! Jesteś oszczercą! Senior Hunter to człowiek uczciwszy, po tysiąckroć
uczciwszy od pana. Wolę się z panem nie stykać. Lecz Hunter zemści się na panu, możesz być
tego pewien!
Zwracając się do wchodzącego hotelarza, dodała:
— Senior, czy posiada pan dla kobiety, która nie może przebywać z takimi ludźmi, pokój
oddalony i zamknięty aż do jutra rana, to jest, do mego odjazdu?
— Krzywdzi mnie pani tym pytaniem! — odpowiedział. — Mam pokój, w którym nawet
księżniczka krwi poczuje się niczym u siebie.
— A więc zaprowadź pan tam mnie i moją pokojówkę!
Zabrał lampę i wyprowadził obie niewiasty. Dom składał się właściwie z dwóch izb —
większej, w której siedzieliśmy i mniejszej, stanowiącej kuchnię a zarazem mieszkanie
gospodarza. W jednej i drugiej powała była drewniana, tylko że w kuchni, pośrodku, widniała
czworokątna dziura. Gospodarz przystawił do otworu drabinę i wlazł z lampą w ręku na górę.
3
Judyta i Indianka wspięły się za nim. Siedzieliśmy w ciemnościach, dopóki po kwadransie nie
wrócił, trzymając w ręku małą łojówkę.
— Przepraszam. Messurs! — rzekł. — Dzisiaj mam tylko jedną lampę. Trzy wielkie
żyrandole, które zamówiłem w Little RocK, przyjdą, niestety, dopiero pojutrze. Czy zechcą się
panowie posilić?
— Tak — odparł Emery. — Co można dostać?
— Doskonałą krzyżówkę i do tego naleśniki.
— Kto jest kucharzem?
— Ja sam. Moja żona przybędzie dopiero pojutrze, czterej zaś kelnerzy, którzy mieli
przyjechać jeszcze wczoraj, spóźnili się z winy krawca, gdyż nie wykończył im na czas fraków.
— W takim razie jest to nasze wielkie szczęście, żeś sam jegomość już przybył. Rozmawiał
pan z tą panią na górze. Czy mówiła, dokąd jedzie?
— Nie.
— A kiedy wyjeżdża?
— Też nie mówiła. Ale słyszał pan wszak, że zajmuje mój buduar tylko do jutra rano.
— Czy możemy tutaj przenocować?
— Naturalnie! Będziecie spali, niczym młodzi bogowie.
— Gdzie?
— Tu, w salonie. Posłanie iście królewskie!
— Pięknie! Czy można w tym błogosławionym Gainesyille nabyć konie?
— Rozumie się, sir! Na całym Zachodzie nie znajdzie pan takich koni, jak tutejsze.
Prawdziwe arabskie, perskie i angielskie folbluty. A ceny, ceny powiadam wam, nie warto
nawet o nich mówić! Ja zaś mam najlepsze konie w okolicy.
— A może i siodła?
— Siodła we wszelkich gatunkach, sprowadzone wprost od najsłynniejszych siodlarzy w St.
Louis.
— Życzyłbym tylko sobie, aby konie i siodła były lepsze, niż prawdziwie angielski porter,
który pan tak samo gorąco zachwalał. Jakie wyjście prowadzi z buduaru, w którym senior
umieścił obie kobiety?
— Tylko to jedno. Lecz wybaczcie mi panowie! Muszę się zająć przyrządzeniem kolacji.
Była to szczwana bestia, jakich mało. Porterem nazywał smali beer własnego wyrobu.
Następnie, jako krzyżówkę, podał nam niestrawne ścięgna nóżek cielęcych co się zaś tyczy
naleśników, były to kluski z podłej mąki, parzone we wrzątku. Posłanie składało się z wiórów.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin