LU. IV-VI. Szklarski Alfred - 2 - Tomek na Czarnym Lądzie.pdf
(
979 KB
)
Pobierz
Alfred Szklarski - 2 - Tomek na Czarnym L¹dzie.rtf
ALFRED SZKLARSKI
TOMEK NA CZARNYM L
Ą
DZIE
Londyn, dnia 20 czerwca 1903 roku.
Droga Sally!
Wczoraj przyjechał do Londynu mój kochany Ojciec! Wiesz ju
Ŝ
zapewne, co to oznacza. Wyruszamy na now
ą
wypraw
ę
łowieck
ą
, tym razem
do Kenii i Ugandy w Afryce. B
ę
dziemy chwytali: goryle, hipopotamy, nosoro
Ŝ
ce, słonie, lwy i
Ŝ
yrafy! Czy mo
Ŝ
esz to sobie wyobrazi
ć
?! Po
usłyszeniu tej wiadomo
ś
ci nie spałem niemal cał
ą
noc, my
ś
lałem ju
Ŝ
o niezwykłych przygodach, jakie mog
ą
si
ę
nam przydarzy
ć
na Czarnym
L
ą
dzie.
Jutro wyje
Ŝ
d
Ŝ
amy do Hamburga. Ojciec spotka si
ę
tam z panem Hagenbeckiem trudni
ą
cym si
ę
sprzeda
Ŝą
dzikich zwierz
ą
t do cyrków i
ogrodów zoologicznych. Ojciec z panem Smug
ą
, tym sławnym podró
Ŝ
nikiem i łowc
ą
zwierz
ą
t, którego poznała
ś
podczas naszego pobytu w
Australii, pracowali do tej pory w przedsi
ę
biorstwie pana Hagenbecka. Ale obecn
ą
wypraw
ę
organizujemy całkowicie na własn
ą
r
ę
k
ę
. Stało si
ę
to mo
Ŝ
liwe dzi
ę
ki spieni
ęŜ
eniu bryły złota ofiarowanej mi w Australii przez pana O’Donella, gdy dopomogłem jemu i jego synowi w uwolnieniu
si
ę
z r
ą
k rozbójników.
Udajemy si
ę
wi
ę
c do Afryki. Oprócz ojca i pana Smugi jedzie z nami równie
Ŝ
bosman Nowicki. Oczywi
ś
cie zabieram mego wiernego Dinga.
Zmienił si
ę
bardzo od czasu, kiedy ofiarowała
ś
mi go na pami
ą
tk
ę
. Z młodego, rozkosznego psiaka przeistoczył si
ę
w dzielnego Przyjaciela.
Oddali
ś
my go w Anglii do specjalnej szkoły, gdzie przyucza si
ę
psy do polowania na grubego zwierza. Byłaby
ś
z niego dumna tak jak ja, gdyby
ś
mogła go teraz zobaczy
ć
. W tej chwili le
Ŝ
y przy moim biurku i przekrzywiwszy głow
ę
, spogl
ą
da na mnie, jakby wiedział, do kogo pisz
ę
.
My
ś
lałem,
Ŝ
e przed wyruszeniem na now
ą
wypraw
ę
uda mi si
ę
razem z ojcem odwiedzi
ć
wujostwa Karskich w Warszawie. T
ę
skno mi troch
ę
za nimi, bo przecie
Ŝ
sp
ę
dziłem u nich tyle lat po
ś
mierci Matki. Nie jest to jednak mo
Ŝ
liwe, dopóki Rosjanie okupuj
ą
Warszaw
ę
. Na pewno zaraz
by aresztowali Tatusia, który za spiskowanie przeciwko carowi musiał ucieka
ć
za granic
ę
.
Dzi
ę
kuj
ę
Ci, kochana Sally, za miłe listy. Kiedy je czytam, zawsze mi si
ę
przypomina, jak to dzi
ę
ki Dingowi znalazłem Ci
ę
wtedy zagubion
ą
w
buszu w pobli
Ŝ
u Waszej farmy. Widzisz,
Ŝ
e ch
ę
tnie dotrzymuj
ę
obietnicy i cz
ę
sto pisz
ę
w swoim oraz Dinga imieniu. Mam nadziej
ę
,
Ŝ
e naprawd
ę
przyjedziesz z wizyt
ą
do Anglii, jak zapewniaj
ą
Twoi Rodzice. Poznałem Twego Stryja, u którego masz zamieszka
ć
po przybyciu do Londynu.
Mówił mi,
Ŝ
e spodziewa si
ę
Ciebie za kilka miesi
ę
cy. On równie
Ŝ
, chocia
Ŝ
nie jest ju
Ŝ
tak młody, kocha podró
Ŝ
e i przygody.
Teraz oczekuj moich listów z Afryki. Postaram si
ę
przesła
ć
Ci kilka ciekawych fotografii. Pozdrawiam Ci
ę
serdecznie, moja Droga
Przyjaciółko, a Dingo li
Ŝ
e ró
Ŝ
owym j
ę
zorem Twój mały nosek.
Tomasz Wilmowski
P. S. Dingo naprawd
ę
polizał Twoj
ą
fotografi
ę
. Kupiłem doskonały nó
Ŝ
my
ś
liwski.
Tomek
1
NIEZWYKŁE SAFARI
Tomek poruszył si
ę
niespokojnie na w
ą
skiej koi. Otworzył oczy i natychmiast rozejrzał si
ę
po kabinie. Promienie wschodz
ą
cego sło
ń
ca
o
ś
wietlały j
ą
przez okr
ą
gły iluminator. Zrazu chłopiec nie mógł poj
ąć
, dlaczego zbudził si
ę
nieoczekiwanie o tak wczesnej porze. Zacz
ą
ł wi
ę
c
czujnie nasłuchiwa
ć
; po krótkiej chwili nie miał w
ą
tpliwo
ś
ci - jego sen przerwało nagłe znieruchomienie statku.
Zgrzyt ła
ń
cuchów opuszczanych kotwic oznaczał,
Ŝ
e przybyli ju
Ŝ
do Mombasy w Afryce Równikowej.
Tomek zerwał si
ę
z koi. Szybko narzucił na siebie ubranie, po czym wybiegł na pokład. Marynarze zakotwiczali statek w malowniczej
zatoce. Bł
ę
kitno-zielone morze otaczał półkolem l
ą
d porosły wspaniał
ą
, tropikaln
ą
ro
ś
linno
ś
ci
ą
. Z dala mo
Ŝ
na było rozró
Ŝ
ni
ć
strzeliste palmy
kokosowe z pióropuszami koron obok starych, zadziwiaj
ą
cych ogromem baobabów, rozło
Ŝ
yste drzewa mangowe, szerokolistne migdałowce i
smukłe papajowce. W
ś
ród drzew bieliły si
ę
mury domów, a na wzgórzu w
ś
rodku miasta sterczały rumowiska dawnej budowli obronnej.
Białawe rafy koralowe, ci
ą
gn
ą
ce si
ę
wzdłu
Ŝ
pokrytego bujn
ą
zieleni
ą
wybrze
Ŝ
a, dodawały Mombasie niezapomnianego uroku.
W zatoce stało kilkadziesi
ą
t statków ze zwini
ę
tymi
Ŝ
aglami. Wi
ę
kszo
ść
z nich miała nieskazitelny kształt starych arabskich
Ŝ
aglowców. Gdy
si
ę
na nie spogl
ą
dało, wydawa
ć
si
ę
mogło,
Ŝ
e tutaj czas nie post
ę
puje naprzód. Od wieków niezmiennie północno-wschodni monsun, wiej
ą
cy od
wybrze
Ŝ
y Azji, przywiewał podobne stateczki do Mombasy, natomiast wiatr południowo-zachodni umo
Ŝ
liwiał im powrót do portów
macierzystych. Jak dawniej, tak i teraz z kuchni okr
ę
towych mieszcz
ą
cych si
ę
pod płóciennymi dachami unosił si
ę
zapach korzeni, którymi
Arabowie zwykli przyprawia
ć
po
Ŝ
ywienie.
Tomek rozgl
ą
dał si
ę
z zainteresowaniem. Przecie
Ŝ
port Mombasa miał bardzo ciekaw
ą
, cho
ć
nie zawsze chlubn
ą
przeszło
ść
. Od paru
wieków stanowił niejako bram
ę
dla całej Afryki Wschodniej. Podczas dawnego najazdu Portugalczycy spalili miasto, lecz dzi
ę
ki w
ę
złowemu
poło
Ŝ
eniu na szlaku komunikacji morskiej, szybko d
ź
wign
ę
ło si
ę
z popiołów. Przez długie lata Mombasa była jednym z głównych o
ś
rodków
handlu niewolnikami. Dziesi
ą
tki tysi
ę
cy afryka
ń
skich Murzynów wywieziono st
ą
d na dalekie kontynenty.
Tomek rozmy
ś
lał o tym i nie mógł po prostu poj
ąć
, i
Ŝ
w tak uroczym zak
ą
tku popłyn
ę
ło tyle krwawych łez nieszcz
ę
snych bra
ń
ców.
- A to dopiero z ciebie ranny ptaszek! - odezwał si
ę
Wilmowski, podchodz
ą
c do syna ze Smug
ą
i bosmanem Nowickim.
- Zbudziłem si
ę
, gdy maszyny ucichły na statku - odparł chłopiec. - Podziwiam pi
ę
kny krajobraz i stoj
ą
ce w porcie malownicze stare
Ŝ
aglowce. Zastanawiam si
ę
, czy nie słu
Ŝ
yły do wywo
Ŝ
enia st
ą
d niewolników.
- Jestem tego niemal pewny - wtr
ą
cił bosman Nowicki i zaraz dodał ciszej: - Słyszałem, brachu,
Ŝ
e w Mombasie podobno jeszcze teraz
handluje si
ę
lud
ź
mi. Je
Ŝ
eli masz wielk
ą
ochot
ę
, to za sztuk
ę
perkalu mo
Ŝ
esz kupi
ć
tutaj Murzyna lub Murzynk
ę
.
- Czy to naprawd
ę
mo
Ŝ
liwe, tatusiu? - zapytał Tomek, gdy
Ŝ
niezbyt dowierzał słowom
Ŝ
artobliwego bosmana.
- W roku tysi
ą
c osiemset czterdziestym pi
ą
tym Anglicy wymogli na miejscowym sułtanie podpisanie porozumienia zakazuj
ą
cego
wywo
Ŝ
enia niewolników z Afryki Wschodniej. Łatwiej jednak było spowodowa
ć
zawarcie umowy, ni
Ŝ
dopilnowa
ć
zaprzestania handlu
przynosz
ą
cego du
Ŝ
y dochód Arabom oraz niektórym kacykom murzy
ń
skim. Nic wi
ę
c dziwnego,
Ŝ
e i dzisiaj jeszcze handluje si
ę
w tym kraju
niewolnikami - odpowiedział Wilmowski.
Tomek nie prosił o dalsze wyja
ś
nienia, gdy
Ŝ
uwag
ę
jego pochłon
ę
ła du
Ŝ
a motorówka, w której przybyli na statek angielscy urz
ę
dnicy
portowi. Dzi
ę
ki rekomendacjom Hagenbecka, dobrze znanego władzom angielskim, Wilmowski szybko załatwił wszelkie formalno
ś
ci celne i
łowcy wkrótce mogli zej
ść
na wybrze
Ŝ
e.
W porcie panował nadzwyczaj o
Ŝ
ywiony ruch. Murzyni oraz Arabowie rozładowywali i załadowywali statki, w zakamarkach pokładów
bawiły si
ę
gromady brudnych, półnagich dzieci. Murzy
ń
scy rybacy wynosili z łodzi kosze pełne wielkich, kolorowych krabów, poruszaj
ą
cych
niezgrabnie długimi ko
ń
czynami.
Dalsze obserwacje Tomka i jego towarzyszy przerwał wysoki, chudy m
ęŜ
czyzna, który wła
ś
nie do nich podszedł.
- Czy mam przyjemno
ść
powita
ć
panów Wilmowskiego i Smug
ę
? - zapytał, uchylaj
ą
c białego korkowego hełmu.
- To zapewne pan Hunter? Spodziewali
ś
my si
ę
,
Ŝ
e b
ę
dzie nas pan oczekiwał w porcie - odparł Wilmowski, wyci
ą
gaj
ą
c dło
ń
. - Oto reszta
towarzystwa: pan Smuga, bosman Nowicki i mój syn Tomek.
Hunter przywitał si
ę
ze wszystkimi kolejno. Był on zawodowym przewodnikiem i tropicielem zwierz
ą
t. Został polecony Wilmowskiemu
przez jednego ze współpracowników Hagenbecka na przewodnika wyprawy łowieckiej, a powiadomiony telegraficznie o dniu ich przyjazdu, ju
Ŝ
czekał na wybrze
Ŝ
u.
Nale
Ŝ
y wyja
ś
ni
ć
,
Ŝ
e organizatorzy ekspedycji łowieckich zazwyczaj najmowali zawodowych wytrawnych białych strzelców-tropicieli,
znaj
ą
cych doskonale okolic
ę
. Zagł
ę
bianie si
ę
bez nich w dziki, nieznany kraj byłoby zwykłym szale
ń
stwem. Hunter ju
Ŝ
od dawna przebywał w
Kenii i brał udział w wielu wyprawach. Posiadał szczególn
ą
dla naszych łowców zalet
ę
- władał do
ść
biegle j
ę
zykiem polskim, którego nauczył
si
ę
towarzysz
ą
c polskiemu podró
Ŝ
nikowi i badaczowi Janowi Dybowskiemu
w jednej z jego wypraw do Konga. Hunter mieszkał w Mombasie w
małym jednopi
ę
trowym domku poło
Ŝ
onym w pobli
Ŝ
u malowniczych ruin dawnej fortecy portugalskiej. U niego rozgo
ś
cili si
ę
nasi łowcy.
Nast
ę
pnego dnia po przybyciu do Mombasy Wilmowski zwołał z samego rana waln
ą
narad
ę
. Zaraz na pocz
ą
tku rozmowy tropiciel zapytał,
na jakie zwierz
ę
ta łowcy maj
ą
zamiar polowa
ć
. Wyja
ś
nie
ń
udzielił mu podró
Ŝ
nik Jan Smuga, on to bowiem na pro
ś
b
ę
Wilmowskiego opracował
plan wyprawy.
- Nasze stosunkowo skromne
ś
rodki finansowe z góry wykluczaj
ą
łowy na zbyt wiele gatunków zwierz
ą
t - mówił Smuga. - Dlatego te
Ŝ
mamy zamiar chwyta
ć
jedynie okazy, za które b
ę
dziemy mogli uzyska
ć
w Europie najwy
Ŝ
sze ceny. Uzgodnili
ś
my t
ę
spraw
ę
z Hagenbeckiem i
zarz
ą
dem ogrodu zoologicznego w Nowym Jorku. Uzyskali
ś
my konkretne zamówienia. Z tego powodu przede wszystkim interesuj
ą
nas goryle.
Hunter gwizdn
ą
ł z cicha. Po krótkiej chwili milczenia powiedział: - W Kenii nie znajdziecie małp człekokształtnych.
- Słusznie, lecz w okolicach jeziora Kiwu, a wi
ę
c na pograniczu Konga i Ugandy,
Ŝ
yj
ą
goryle górskie, natomiast w d
Ŝ
ungli Ituri znajdziemy
goryle wła
ś
ciwe. Tam wła
ś
nie mamy zamiar na nie polowa
ć
- odparł Smuga.
Po do
ść
długim namy
ś
le Hunter powiedział:
- Prawd
ę
mówi
ą
c, nie brałem dot
ą
d udziału w polowaniu na goryle. Jak wynika z tego, co tu usłyszałem, chcecie złowi
ć
je
Ŝ
ywe. No, nie
wiem, czy przemy
ś
leli
ś
cie dobrze cał
ą
spraw
ę
. Nie b
ę
dzie to takie łatwe przedsi
ę
wzi
ę
cie.
- Nie jeste
ś
my nowicjuszami, panie Hunter - spokojnie wtr
ą
cił Wilmowski.
- Wiem o tym, lecz moim obowi
ą
zkiem jest przestrzec was przed niebezpiecze
ń
stwem gro
Ŝą
cym podczas łowów na goryle - odparł Hunter. -
Nie tylko niedost
ę
pno
ść
terenu oraz dziko
ść
zwierz
ą
t b
ę
d
ą
utrudniały łowy. W tamtych okolicach nie jest zbyt spokojnie. Na pewno przyjdzie
nam si
ę
zetkn
ąć
z plemionami murzy
ń
skimi, które jeszcze nie widziały białych ludzi lub, co gorsza, wycofały si
ę
ze wschodnich wybrze
Ŝ
y w
obawie przed handlarzami niewolników. Mo
Ŝ
emy si
ę
spotka
ć
z niezbyt
Ŝ
yczliwym przyj
ę
ciem.
- Musimy si
ę
z tym liczy
ć
- przyznał Smuga. - Jeste
ś
my wyposa
Ŝ
eni w doskonał
ą
bro
ń
. Postaramy si
ę
równie
Ŝ
o godnych zaufania,
odwa
Ŝ
nych ludzi, aby móc polega
ć
na nich we wszystkich okoliczno
ś
ciach.
- Najlepsza bro
ń
palna, nawet w r
ę
ku wytrawnego strzelca, nie ustrze
Ŝ
e przed zatrut
ą
strzał
ą
zdradliwego Bambutte... - wolno powiedział
Hunter.
W tej chwili bosman Nowicki zrobił
ś
mieszny grymas. Tomek zachichotał, lecz szybko si
ę
opanował i zapytał:
2
- Kto to s
ą
ci Bambutte?
- To Pigmejczycy zamieszkuj
ą
cy okolice nad rzek
ą
Semliki Chocia
Ŝ
s
ą
najni
Ŝ
szymi lud
ź
mi
ś
wiata, ka
Ŝ
dy z nich potrafi zatrut
ą
strzał
ą
wypuszczon
ą
z łuku powali
ć
nawet najwi
ę
kszego słonia - wyja
ś
nił Hunter. - Idziesz niby to przez nie zamieszkan
ą
przez ludzi d
Ŝ
ungl
ę
, a tu
nagle z drzewa
ś
wi
ś
nie mała strzała i byle ci
ę
tylko drasn
ę
ła,
Ŝ
egnasz si
ę
z tym
ś
wiatem.
Bosman wstrz
ą
sn
ą
ł si
ę
, mrukn
ą
ł pod nosem co
ś
nieprzyjemnego o Pigmejczykach Bambutte. Hunter znów zagadn
ą
ł Smug
ę
:
- Jakie jeszcze zwierz
ę
ta oprócz goryli macie zamiar łowi
ć
?
- Czy słyszał pan co
ś
o okapi? - zapytał Smuga.
Twarz Huntera spochmurniała jeszcze bardziej. Wzruszył ramionami i rzekł:
- Słysze
ć
to i słyszałem... Wspominał mi o tym gubernator Ugandy, Sir Harry Johnston. Dowiedział si
ę
od Stanleya, z którym sam
rozmawiał,
Ŝ
e w puszczach na zachód od Jeziora Alberta rzekomo
Ŝ
yje du
Ŝ
e, podobne do osła zwierz
ę
. Budow
ą
ma jakoby przypomina
ć
Ŝ
yraf
ę
.
Krajowcy mówi
ą
c o tym zwierz
ę
ciu u
Ŝ
ywali nazwy okapi.
- Czy Stanley lub Johnston widzieli okapi? - zaciekawił si
ę
Wilmowski.
- O ile mi wiadomo, do tej pory
Ŝ
aden biały człowiek nie widział tego legendarnego zwierz
ę
cia. My
ś
l
ę
równie
Ŝ
,
Ŝ
e w ogóle nikt go nie
widział. Co
ś
mi si
ę
wydaje,
Ŝ
e podczas naszego safari b
ę
dziemy tropi
ć
jakie
ś
senne mary - powiedział Hunter chmurz
ą
c czoło.
- No, jak pan jednak widzi, nie zostałem tak całkowicie bł
ę
dnie poinformowany - zauwa
Ŝ
ył Smuga u
ś
miechaj
ą
c si
ę
przyja
ź
nie. - O okapi
słyszałem w Szwajcarii, i to od kogo
ś
, kto w zupełno
ś
ci zasługiwał na zaufanie. Podobno zwierz
ę
ta te mo
Ŝ
na spotka
ć
.
- Je
Ŝ
eli nie s
ą
one jedynie wytworem czyjej
ś
wyobra
ź
ni, b
ę
dziemy łowili okapi i, jak mówili
ś
my, goryle. Co jeszcze macie panowie w
programie? - zapytał tropiciel.
Smuga roze
ś
miał si
ę
i odparł:
- Przebrn
ę
li
ś
my ju
Ŝ
chyba przez najgorsze. Reszta zapewne stanowi dla pana codzienny chleb. Chcemy łowi
ć
lwy, lamparty,
Ŝ
yrafy i
szympansy. Mamy równie
Ŝ
zamiar schwyta
ć
par
ę
młodych hipopotamów i słoni oraz nosoro
Ŝ
ca. Musimy przecie
Ŝ
zapewni
ć
sobie rentowno
ść
wyprawy na wypadek, gdyby nie udało si
ę
dowie
źć
do Europy
Ŝ
ywych goryli i gdyby
ś
my nie zdołali wytropi
ć
okapi, w których istnienie tak
bardzo pan pow
ą
tpiewa.
- Zwierz
ę
ta te mogliby
ś
my znale
źć
w Kenii. Natomiast pierwsze przedsi
ę
wzi
ę
cie b
ę
dzie wymagało, no... powiedzmy... du
Ŝ
ego ryzyka. Czy
panowie stanowczo obstajecie przy wykonaniu zało
Ŝ
onego planu?
- Postaramy si
ę
zrealizowa
ć
go w cało
ś
ci - powa
Ŝ
nie potwierdził Smuga. - Wypraw
ę
t
ę
urz
ą
dzamy na własny koszt. Nie mo
Ŝ
emy sobie
pozwoli
ć
na straty.
- Czy ma to oznacza
ć
,
Ŝ
e bez wzgl
ę
du na gro
Ŝą
ce niebezpiecze
ń
stwa jeste
ś
cie zdecydowani wyruszy
ć
na t
ę
wypraw
ę
? - upewniał si
ę
Hunter.
- Nie zwa
Ŝ
aj
ą
c na nic, drogi panie!
- Nawet na bezpiecze
ń
stwo tego chłopca? - zdumiał si
ę
tropiciel wskazuj
ą
c Tomka.
- Zostaw pan naszego mikrusa w spokoju - wtr
ą
cił rubasznie bosman Nowicki, który mimo wielu lat sp
ę
dzonych poza Warszaw
ą
nie zatracił
gwary u
Ŝ
ywanej na Powi
ś
lu. - U tego chłopaka nie znajdziesz pan cykorii nawet na lekarstwo, a głow
ę
ma nie od parady. Jestem ciekaw, czy
przyci
ś
ni
ę
ty do muru mierzyłby
ś
pan tygrysowi mi
ę
dzy
ś
lepia zamiast w komor
ę
. Bo nasz mikrus inaczej nie strzela!
- Czy pan mówi to powa
Ŝ
nie? - zapytał Hunter.
- Bosman powiedział szczer
ą
prawd
ę
- odparł Smuga. - Tomek zabił w ten sposób tygrysa, który przypadkowo wydostał si
ę
z klatki na statku
podczas naszej ostatniej wyprawy. Strzałem tym uratował mi
Ŝ
ycie i swoje równie
Ŝ
. Jest bardzo odwa
Ŝ
ny, strzela nadzwyczaj celnie. Musz
ę
jeszcze dla
ś
cisło
ś
ci doda
ć
,
Ŝ
e jako strzelec. Tomek jest uczniem bosmana Nowickiego.
- Niech si
ę
pan o mnie nie obawia, prosz
ę
pana - wtr
ą
cił Tomek. - Bosman zawsze sprawuje nade mn
ą
opiek
ę
podczas łowów, a przecie
Ŝ
Ŝ
aden goryl nie dorówna mu sił
ą
.
Bosman obruszył si
ę
na to mimowolnie dwuznaczne porównanie. Reszta m
ęŜ
czyzn roze
ś
miała si
ę
ubawiona. Hunter pierwszy spowa
Ŝ
niał i
powiedział:
- Goryl przegryza z tak
ą
łatwo
ś
ci
ą
luf
ę
karabinu, jak ty łamiesz zapałk
ę
w palcach. Wi
ę
c chcecie panowie zaryzykowa
ć
wszelkie
niebezpiecze
ń
stwa?
- Nie b
ę
dziemy si
ę
lekkomy
ś
lnie nara
Ŝ
ali, lecz mamy szczery zamiar wykona
ć
nasz plan całkowicie - o
ś
wiadczył Wilmowski. - Czy
potwierdza pan teraz sw
ą
zgod
ę
na udział w wyprawie?
Hunter przenikliwym wzrokiem obrzucił czterech łowców. W jasnych oczach Wilmowskiego odzwierciedlały si
ę
rozwaga i opanowanie.
Hunter pomy
ś
lał,
Ŝ
e człowiek ten nie zwykł post
ę
powa
ć
nierozwa
Ŝ
nie. Z postaci Smugi biła znów stanowcza pewno
ść
siebie, której si
ę
nabywa
jedynie przez pokonywanie niebezpiecze
ń
stw. Tak wi
ę
c i Smuga budził zaufanie jako towarzysz przyszłych łowów. Błyski niecierpliwo
ś
ci w
oczach Tomka mówiły za siebie. Gdy Hunter spojrzał z kolei na herkulesowo zbudowanego bosmana, napotkał jego kpi
ą
cy wzrok. Wydało mu
si
ę
,
Ŝ
e ten s
ę
katy jak pie
ń
drzewny olbrzym drwi sobie z niego i jego zastrze
Ŝ
e
ń
. Pod wpływem tego ironicznego spojrzenia rumie
ń
ce wyst
ą
piły
na twarz tropiciela.
“Małpolud... Zło
ś
liwy małpolud! - pomy
ś
lał. - Ale naprawd
ę
wygl
ą
da na to,
Ŝ
e mo
Ŝ
na z nim wzi
ąć
nawet diabła za rogi!”
Tropiciel nie wytrzymał niemej drwiny bosmana z Powi
ś
la. Przymkn
ą
ł na chwil
ę
oczy, a gdy je znów otworzył, nie było ju
Ŝ
w nich cienia
wahania.
- No, pal licho goryle i te... okapi. Id
ę
z wami - zadecydował troch
ę
podniesionym głosem.
- Wobec tego układ jest ostatecznie zawarty - powiedział zadowolony Wilmowski. - Anga
Ŝ
ujemy pana na okres pół roku. Zaliczk
ę
na poczet
honorarium w wysoko
ś
ci dwumiesi
ę
cznej pensji wypłacamy natychmiast, reszt
ę
zdeponujemy u bankiera, którego wska
Ŝ
e nam pan w
Mombasie. Zgoda?
- Zgoda! - powtórzył Hunter i podał siln
ą
dło
ń
Wilmowskiemu.
- Byłem pewny,
Ŝ
e pan z nami pójdzie - zawołał Tomek.
- A to dlaczego?
- Bo... bo chyba ka
Ŝ
dy łowca chciałby sprawdzi
ć
, czy okapi istniej
ą
w rzeczywisto
ś
ci. Przecie
Ŝ
to ogromnie ciekawe!
Hunter powa
Ŝ
nie spojrzał na chłopca.
- Dziwne to, synu, ale naprawd
ę
si
ę
nie pomyliłe
ś
. Sprawa okapi intryguje mnie od wielu lat. Pewien znajomy proponował mi kiedy
ś
wypraw
ę
w celu rozwi
ą
zania tej zagadki. Odmówiłem mu jednak, mimo
Ŝ
e sp
ę
dziłem z nim prawie cały rok na polowaniu w okolicach Jeziora
Wiktorii. Wtedy wi
ę
cej przywi
ą
zywałem wagi do
Ŝ
ycia ni
Ŝ
dzisiaj...
- Czy spotkało pana co
ś
złego? - zapytał Tomek nie
ś
miało.
- Rok temu umarła moja
Ŝ
ona, któr
ą
bardzo kochałem.
- To przykre - szepn
ą
ł chłopiec. - Wiem, jak si
ę
robi smutno i ci
ęŜ
ko, gdy człowiek zostaje sam.
3
PRZYGOTOWANIA DO WYPRAWY
Po słowach Tomka zapanowała w izbie chwila kłopotliwego milczenia. Ka
Ŝ
dy z obecnych stracił ju
Ŝ
przecie
Ŝ
kogo
ś
z najbli
Ŝ
szych lub za
kim
ś
t
ę
sknił. Tote
Ŝ
łowcy szczerze współczuli Hunterowi. W milczeniu spogl
ą
dali na jego pochylon
ą
na piersi głow
ę
. Pierwszy odezwał si
ę
Smuga:
- Nikt nie uchroni si
ę
przed swoim przeznaczeniem. Zamiast wi
ę
c teraz rozmy
ś
la
ć
o smutnych konieczno
ś
ciach
Ŝ
ycia, zastanówmy si
ę
nad
tym, co nas czeka podczas wyprawy. Przede wszystkim ka
Ŝ
dy powinien si
ę
orientowa
ć
w stosunkach panuj
ą
cych w Kenii i Ugandzie, aby nie
narazi
ć
si
ę
pó
ź
niej na ró
Ŝ
ne niespodzianki.
- Musz
ę
wyja
ś
ni
ć
,
Ŝ
e pan Smuga, jak zwykle podczas naszych łowów, b
ę
dzie odpowiedzialny za bezpiecze
ń
stwo uczestników ekspedycji -
poinformował Wilmowski. - Jest do
ś
wiadczony, ju
Ŝ
kilkakrotnie podró
Ŝ
ował po Afryce, ja znów słyszałem du
Ŝ
o o tym kontynencie, lecz
bosman i mój syn przybyli tu po raz pierwszy. Tymczasem, jak zaznaczył pan Smuga, dla unikni
ę
cia w przyszło
ś
ci niespodzianek wszyscy
powinni
ś
my zna
ć
tutejsze warunki, a nawet i troch
ę
historii tego kraju. Porozmawiajmy wi
ę
c teraz na ciekawi
ą
ce nas tematy.
- Je
Ŝ
eli o mnie chodzi, to orientuj
ę
si
ę
ju
Ŝ
w historii Afryki - wtr
ą
cił Tomek niby to oboj
ę
tnym tonem, lecz przekorne błyski w jego oczach
ś
wiadczyły,
Ŝ
e od dawna przewidział mo
Ŝ
liwo
ść
sprawienia ojcu niespodzianki.
- Hm, z twoich słów wynika,
Ŝ
e wiesz co
ś
nieco
ś
o Kenii i Ugandzie - zdziwił si
ę
Wilmowski. - Mo
Ŝ
e wi
ę
c podzielisz si
ę
z nami swymi
wiadomo
ś
ciami?
Tomek rozsiadł si
ę
wygodnie, poło
Ŝ
ył dło
ń
na głowie siedz
ą
cego przy nim Dinga i przymru
Ŝ
ywszy oczy wyrecytował nieomal jednym
tchem:
- W ko
ń
cu czternastego wieku Portugalczycy, jako pierwsi z Europejczyków, zainteresowali si
ę
wschodnimi wybrze
Ŝ
ami Afryki.
- Fiu, fiu! A to
ś
si
ę
gn
ą
ł, brachu, gł
ę
boko - mrukn
ą
ł bosman Nowicki rozsiadaj
ą
c si
ę
wygodniej.
Tomek spojrzał na niego z wyrzutem i ci
ą
gn
ą
ł dalej: - Wyparli arabskich i perskich kupców, a potem w ró
Ŝ
nych punktach wybrze
Ŝ
a
rozmie
ś
cili małe garnizony wojskowe dla ochrony swych interesów. W pierwszej połowie osiemnastego wieku Arabowie z Omanu
Chłopiec odetchn
ą
ł gł
ę
boko. Triumfuj
ą
co spojrzał na m
ęŜ
czyzn.
- Brawo, Tomku! Sk
ą
d si
ę
tego wszystkiego dowiedziałe
ś
? - zapytał Smuga.
- Z encyklopedii w londy
ń
skiej bibliotece - wyja
ś
nił Tomek z zadowoleniem.
- Mo
Ŝ
na ci powinszowa
ć
roztropno
ś
ci i pilno
ś
ci - pochwalił ojciec. - Widz
ę
,
Ŝ
e jeste
ś
dobrze przygotowany na t
ę
wypraw
ę
. Mo
Ŝ
e teraz pan
Hunter łaskawie poinformuje nas o stosunkach panuj
ą
cych w
ś
ród krajowców, z którymi podczas łowów b
ę
dziemy musieli si
ę
zetkn
ąć
.
- Ludy zamieszkuj
ą
ce Keni
ę
Ŝ
yj
ą
jeszcze w stanie plemiennym, to znaczy grupuj
ą
si
ę
w plemionach nie tworz
ą
c jakiegokolwiek pa
ń
stwa -
wyja
ś
nił Hunter. - Ludno
ść
nie jest zbyt liczna z powodu du
Ŝ
ej
ś
miertelno
ś
ci, no i panosz
ą
cego si
ę
do niedawna jeszcze handlu niewolnikami.
Poszczególne plemiona cz
ę
sto prowadz
ą
mi
ę
dzy sob
ą
wojny o bydło b
ą
d
ź
broni
ą
si
ę
przed białymi kolonistami zagarniaj
ą
cymi im najlepsze
pastwiska. Obecnie najwi
ę
cej kłopotu sprawiaj
ą
wojowniczy Masajowie i Nandi, którzy napadaj
ą
nie tylko na swych słabszych współbraci, ale
tak
Ŝ
e na poci
ą
gi kursuj
ą
ce od roku tysi
ą
c dziewi
ęć
set pierwszego na linii Mombasa-Kisumu. Mimo to dotarcie kolej
ą
do granic Ugandy stanowi
najłatwiejszy odcinek naszej marszruty.
- Jak sobie przypominam, Masajowie zamieszkuj
ą
okolice Kilimand
Ŝ
aro. Tam, w razie nie sprzyjaj
ą
cych warunków w Ugandzie, mamy
zamiar odby
ć
drug
ą
cz
ęść
łowów - wtr
ą
cił zafrasowany Wilmowski.
- Postaramy si
ę
nawi
ą
za
ć
z nimi przyjazne stosunki. Znam jednego z ich wodzów - uspokoił go Hunter. - Gorzej jednak b
ę
dzie w Ugandzie,
dok
ą
d musimy si
ę
uda
ć
, aby schwyta
ć
goryle i okapi. Przecie
Ŝ
wpływy Anglików s
ą
tam jeszcze bardzo powierzchowne. Mieszka
ń
cy
południowej i zachodniej cz
ęś
ci Ugandy nie s
ą
zbyt łatwi do ujarzmienia. W przeciwie
ń
stwie do plemion zamieszkuj
ą
cych Keni
ę
, dawno ju
Ŝ
utworzyli kilka silnych królestw. Najwi
ę
ksz
ą
rol
ę
odgrywa królestwo Bugandy, od którego, razem z reszt
ą
wcielonych prowincji, cały kraj
przybrał nazw
ę
Ugandy.
Wilmowski uwa
Ŝ
nie słuchał tych wyja
ś
nie
ń
; teraz rozło
Ŝ
ył na stole map
ę
. Wszyscy si
ę
nad ni
ą
pochylili.
- Wydaje mi si
ę
,
Ŝ
e terenem naszych łowów b
ę
dzie Buganda - odezwał si
ę
Smuga podnosz
ą
c głow
ę
znad mapy.
- Kto tam jest obecnie władc
ą
? - zagadn
ą
ł Wilmowski.
- Kabak
ą
, czyli królem, jest obecnie kilkuletni chłopiec Daudi Chwa - odparł Hunter.
- Jak krajowcy ustosunkowani s
ą
do białych? - pytał dalej Wilmowski.
- Przyja
ź
nie, gdy to odpowiada ich interesom - rozpocz
ą
ł Hunter. - Kiedy w roku tysi
ą
c osiemset siedemdziesi
ą
tym pi
ą
tym Stanley przybył
do Bugandy, ówczesny kabaka, Mutesa, oznajmił mu,
Ŝ
e ch
ę
tnie b
ę
dzie widział misjonarzy w swoim kraju. Ochłódł jednak szybko, gdy za nimi
nie ujrzał wojska, koniecznego do ochrony przed zakusami Egipcjan. Jego nast
ę
pca, Mwanga, dwukrotnie stawiał opór Anglikom. Teraz rz
ą
dzi
tam jego nieletni syn bardziej ulegaj
ą
cy wpływom, ale kto wie, czy nie jest to tylko cisza przed burz
ą
. Nieliczne oddziałki brytyjskie s
ą
kropl
ą
w
g
ę
stwie d
Ŝ
ungli.
Hunter zamilkł. Wilmowski i Smuga spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Tropiciel słusznie przestrzegał ich przed niebezpiecze
ń
stwem.
Trzeba było mie
ć
doborow
ą
, siln
ą
eskort
ę
, aby si
ę
nie narazi
ć
na kłopoty. Tylko bosman Nowicki zdawał si
ę
nie przejmowa
ć
sytuacj
ą
. Wesoło
mrugn
ą
ł do Tomka, po czym odezwał si
ę
niefrasobliwie:
- Co
ś
cie tak, szanowni panowie, pospuszczali nosy na kwint
ę
? Bugandczyki nie lubi
ą
Anglików i nie ma im si
ę
co dziwi
ć
. Któ
Ŝ
by kochał
naje
ź
d
ź
ców? Nasza wyprawa to zupełnie inna para kaloszy. Tomek pobawi si
ę
troch
ę
z małoletnim kabaka i wyklaruje mu raz dwa,
Ŝ
e Polacy
nie lec
ą
na niczyj
ą
ziemi
ę
.
Tomek natychmiast si
ę
o
Ŝ
ywił:
- Pan bosman podsun
ą
ł mi pewn
ą
my
ś
l - zawołał. - Je
Ŝ
eli król Bugandy jest tak młody, to na pewno usposobi si
ę
do nas przychylnie, gdy mu
ofiarujemy jak
ąś
ładn
ą
zabawk
ę
.
- Chyba kocioł do gotowania je
ń
ców - mrukn
ą
ł Hunter.
- Czy oni s
ą
ludo
Ŝ
ercami? - zaniepokoił si
ę
Tomek.
- Wprawdzie nie słyszałem o tym, ale wiele dziwnych rzeczy mo
Ŝ
na ujrze
ć
w gł
ę
bi Czarnego L
ą
du - odparł Hunter.
- Nie martwmy si
ę
na zapas, a na wszelkie niespodzianki najlepszym lekarstwem jest odpowiednie zabezpieczenie si
ę
przed nimi - wtr
ą
cił
Smuga. - Przede wszystkim musimy mie
ć
pewn
ą
eskort
ę
. Kogo radzi pan zaanga
Ŝ
owa
ć
?
- Musimy si
ę
zastanowi
ć
. Idziemy mi
ę
dzy wojownicze plemiona, powinni
ś
my wi
ę
c mie
ć
ludzi odwa
Ŝ
nych i sprawnych do walki, aby nie
zawiedli w niebezpiecze
ń
stwie. Masajowie b
ę
d
ą
si
ę
chyba najlepiej nadawali do tego celu.
- Czy oni naprawd
ę
s
ą
tak dzielni? - zapytał Tomek.
- O, tak, odwaga ich jest powszechnie znana. To prawdziwi wojownicy - potwierdził tropiciel. - Wyobra
ź
sobie,
Ŝ
e ju
Ŝ
od niemowl
ę
cia
przygotowuj
ą
chłopców do rzemiosła wojennego.
- W jaki sposób to robi
ą
?
4
Plik z chomika:
chomiczunio51
Inne pliki z tego folderu:
LP. IV-VI. Bahdaj Adam - Gdzie twój dom, Telemachu.pdf
(1297 KB)
LP. IV-VI. Bunsch Karol - Dzikowy skarb.pdf
(1656 KB)
LP. IV-VI. Prus Bolesław - Katarynka.pdf
(104 KB)
LP. VII-IX. Domagalik Janusz - Koniec wakacji.pdf
(759 KB)
LP. VII-IX. Mickiewicz Adam - Grażyna.pdf
(386 KB)
Inne foldery tego chomika:
@ NOWE foldery
◙ SITA J.Angielski
█▬█ █ ▀█▀ MUZA+🎧+ (🔑)
█MUZA
✔Fiszki
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin