Skrzydlate kurioza.docx

(514 KB) Pobierz

Skrzydlate kurioza
Czas zawsze sprzyja opowieściom z dreszczykiem, a szczególnie sezon ogórkowy. Od wieków ludzie donoszą o skrzydlatych dziwadłach, które pojawiają się na niebie przynosząc zdumienie i podziw wobec nieznanego jeszcze do końca świata. Czym jednak są te opowieści? Czy mówią jedynie o naszej potrzebie współegzystencji z potworami, czy też może wskazują na realne zdarzenia dotyczące realnych… monstrów? Na to swą uwagę starali się zwrócić wszelkiej maści badacze szeroko pojmowanych zjawisk forteańskich, których werdykt mówi… wierzcie lub nie!

Loren Coleman, Mothman and other Curious Encounters (fragment)

Odkąd człowiek zaczął spoglądać w niebo udało mu się czasem natrafić na latające stworzenia, jednakże tak dziwaczne, że mogące istnieć jedynie w sennych koszmarach obserwatorów. W rzeczywistości od wieków ludzie mówią o obserwacjach wszelkiej maści dziwacznych latających stworzeń.

Węże powietrzne
Jak zakwalifikować podobne obserwacje, skoro historie o latających wężach pojawiły się na długo przez epoką, w której zaczęlibyśmy określać je mianem UFO? Weźmy na przykład przypadek z Bonham w Teksasie, gdzie w 1873 roku miejscowy mieszkaniec zauważył „ogromne coś przypominające wielkiego wężą” unoszącego się nad jego gospodarstwem. Inni pracujący niedaleko miejsca obserwacji również widzieli „obiekt”, który zdawał się być jednak tym niewzruszony. „Było tak długie, jak słup telegraficzny” – wspominali świadkowie.
Wkrótce potem, zgodnie z informacją „New York Timesa” z 7 lipca 1873 roku, podobne zjawisko miało miejsce nad Fort Scott (stan Kansas), gdzie świadek ujrzeć miał na niebie „wielkiego węża w doskonałej formie, który był bardzo dobrze widoczny.”
Charles Fort - ojciec badań nad zjawiskami niezwykłymi mówił, że „fala” podobnych zdarzeń miała miejsce w hrabstwie Darlington w południowej części Kalifornii w 1888 roku. Podobne relacje napływały jednak już wcześniej, ale Fort zdawał się o nich nie wiedzieć. 5 grudnia 1762 roku „wąż” oświetlił niebo nad angielskim miastem Bideford po czym zniknął po 6 minutach, zaś „ognisty wąż”, który przybrał formę podkowy przeleciał nad Genewą 11 maja 1811 roku. Podobne zjawiska widywano także współcześnie, m.in. w Paryżu (marzec 1935), zaś nad południową Norwegią oraz Danią zaobserwowano coś „dużego i lśniącego przypominającego wielkiego węża wijącego się na północno-zachodnim niebie”. Wracając do Ameryk, podobny obiekt widziano dwukrotnie nad Cruz Alta w Brazylii.
Jednakże przedtem, w połowie wieku XIX, widziano jak wielki wąż unosi się nad parowcem płynącym po rzece Missouri. Jak mówiły ówczesne relacje, obiekt zdawał się „dyszeć ogniem”, zaś po bokach posiadał światła. Co ciekawe, nie był to pojedynczy incydent, bowiem pojawienie się węża upamiętniono nawet w ludowych śpiewkach.
Potem mieszkańcy stanu Nebraska nie widywali już skrzydlatych węży, jednakże pod koniex XIX wieku nad krainą zaczęły pojawiać się „statki powietrzne”. Wraz z tymi relacjami przesuwała się granica między określaniem owych obiektów, które jako „zwierzęta” lub „machiny” zaczęły wyznaczać dwa zupełnie różne działy szeroko pojmowanych zjawisk forteańskich.
Dla przykładu, relacje o dziwnych powietrznych zjawiskach, z których jedno pojawiło się niedaleko Copiapo w Chile (1868) i było cytowane przez Charlesa Forta w jednej z jego książek, mimo zauważonych świateł oraz hałasu przypominającego pracę silnika opisane zostało przez ówczesnych ludzi jako „wielki ptak z szeroko otwartymi oczyma, które świeciły jak rozżarzone węgle zaś wielkie łuski go pokrywające uderzały o siebie z metalicznym dźwiękiem.”
Prawie sto lat potem niedaleko Point Pleasant w Zachodniej Wirginii John A. Kell zajmować się będzie przypadkami obserwacji wielkiej przypominającej ptaka istoty, którą ochrzczono mianem Mothmana i który posiadał niełatwą do opanowania zdolność pionowego startu i lotu bez machania skrzydłami. Keel uważał, że w grę wchodzić może coś bardziej mechanicznego, aniżeli stwór z krainy potworów. Kto wie.

Ludzie-ptaki z USA
Relacje o ludziach ptakach pojawiły się wraz z relacją W.H. Smitha, którą opublikował 18 września 1877 roku „New York Sun”. Obserwacja dotyczyła „skrzydlatej ludzkiej formy”, która przeleciała nad Coney Island w Nowym Jorku.
Kilka lat później analogiczna obserwacja miała miejsce w Louisville. Miejscowa prasa donosiła, że 29 lipca 1880 roku dwaj mieszkańcy miejscowości, C.A. Youngman oraz Ben Fletner, zaobserwowali coś, co na pierwszy rzut oka zdawało się być resztką dziecięcego balonu. Kiedy jednak obiekt zbliżył się, świadkowie zauważyli coś, co w rzeczywistości było „otoczonym przez maszynerię człowiekiem, który zdawał się wykonywać coś rękoma”. Z pleców owej postaci wystawały płetwy lub skrzydła. Gdy obiekt zniżał się, lotnik sprawiał, że skrzydła trzepotały szybciej, co sprawiło, że wzniósł się do góry i dalej kontynuował lot, po czym zniknął.
Jednakże lotnik z Louisville nie był pierwszym, który tego roku pojawił się nad stanem Kentucky. Rodzina z Madisonville leżącego w odległości ponad 100 mil na południowy-zachód ujrzała ciekawy świetlny obiekt, który leciał na południe. Jak mówili zmienił on kształt przekształcając się z koła w owal, gdy przelatywał nad miejscowym dworcem kolejowym.
Miesiąc później opowieści o podobnym, ale nieco groteskowym człowieku-ptaku pojawiły się w Nowym Jorku. Tamtejszy stwór, obok podobieństwa do człowieka ze skrzydłami nietoperza i nogami żaby, miał mieć czarny kolor i odstraszający wyraz twarzy. Coś podobnego powróciło na amerykańskie niego kilka lat później. 16 kwietnia 1897 roku dziwnym widokiem zaszczyceni zostali mieszkańcy okolic Mount Vernon w stanie Illinois. Jak pisał „Saginaw Fourier Herald”, ponad 100 osób było świadkami obserwacji owego „gargulca”. Po raz pierwszy zauważono go około 8:30, po czym pozostawał w zasięgu wzroku jeszcze przez pół godziny. Burmistrz Wells, który miał doskonały widok na tajemniczego gościa z obserwatorium przylegającego do jego rezydencji powiedział, że przypominał on wielkiego człowieka płynącego przez niebo z elektrycznym światłem umocowanym do pleców.”
Badacz UFO, Gray Barker, wspomniał w swej książce, że udało mu się natrafić na artykuł z 1922 roku, w którym świadek zwierzający się reporterowi „Daily Star” z Lincoln (Nebraska) mówi o obserwacji dużego okrągłego obiektu, który wylądował niedaleko jego domu. Po chwili z obiektu wyłoniła się bardzo wysoka postać. Sprawa ta jest znacząca, ponieważ John Keel wskazał, że „dr Jacques Vallee odnalazł niezwykle podobną relację z Nebraski, która również pochodziła z 1922 roku. Znajdowała się w liście skrytym wśród akt dotyczących UFO w Dayton. Autor listu, William C. Lamb, plował niedaleko Hubbell w stanie Nebraska, gdy około piątej rano ujrzał wielki ciemny obiekt, który przeleciał mu nad głową. Mężczyzna skrył się za drzewem i obserwował lądowanie obiektu. Następnie, jak mówi, ujrzał „wielką latającą postać”, która niczym samolot osiadła na ziemi i pozostawiła po sobie ślady w śniegu. Mierzyła ok. 2.5 m. wzrostu. Przeleciała ona nad drzewem, za którym ukrywał się Lamb, zaś on próbował puścić się jej śladem, jednakże nie mógł za nią nadążyć.”

Latający ludzie w kraju latających spodków
Świat po raz pierwszy zainteresował się tajemnicą UFO, kiedy pod koniec lat 40-tych XX wieku, gdy niczym zaraza latające spodki zaczęły pojawiać się na niebie. Po tym jak Kenneth Arnold ujrzał grupę latających metalicznych dysków w pobliżu Mt. Rainier (stan Waszyngton) „wypatrywanie UFO” stało się popularnym hobby wielu ludzi, podobnie jak wcześniej podpatrywanie ptaków. Wkrótce amerykańskie lotnictwo zaczęło być zasypywane relacjami o latających talerzach, jednakże nie były to jedyne obiekty widywane przez ludzi w tamtym okresie.
Jeden z nich odkryli urzędnicy jednej z jednostek w stanie Waszyngton, kiedy do pod koniec 1948 roku zgłosiła się do nich 61-letnia Bernice Zaikowski, która miała do przekazania coś więcej niż konwencjonalny raport o UFO. Jak mówiła, ze swego podwórka obserwować miała… człowieka ptaka.
- Wiem, że ludzie mi nie uwierzą – mówiła. Jednak rozmawiałam z innymi ludźmi w Chehalis, którzy mówili mi, że też widzieli tego człowieka i że odleciał on potem na południe.
Pani Zaikowski utrzymywała, że nie był to jedynie twór jej wyobraźni i powtarzała wielokrotnie, że latającą postać widzieli też inni mieszkańcy.
- Było około 15, był czwartek po Nowym Roku (6 stycznia 1948) i gdy miało to miejsce do domu ze szkoły wracało dużo małych dzieci. Także i one widziały tego człowieka i zapytały, czy mogą wejść na moje podwórko, aby lepiej go widzieć, bowiem w tym czasie przelatywał on na południowy kraniec miasta mówiła kobieta.
Świadek utrzymywała, że gdy wyszła na zewnątrz, aby zobaczyć, o co rozchodzi się dzieciom usłyszała „brzęczenie”. Kiedy próbowała zlokalizować jego źródło, ujrzała postać unoszącą się kilka metrów nad szopą. Postać wydawała się być człowiekiem posiadającym jednak wielkie srebrzyste skrzydła przypięte do ramion. Człowiek manewrował w powietrzu, potem zaś manipulując kontrolkami przypiętymi do klatki piersiowej spowodował wzniesienie się do góry. Wydawało się, że nie posiada żadnego źródła napędu – twierdziła kobieta.
Urzędnicy, którzy rozmawiali z kobietą nie potrafili udzielić jej żadnej odpowiedzi. Skwitowali to jedynie uwagą mówiącą, że musi być „to w jakiś sposób związane ze sprawą spodków”.
W taki też sposób kończy się dziwna historia o latającym człowieku z Checalis. Jednakże kim był? Z jednej strony wydaje się być to opowieść o obserwacji kogoś, kto testował nowe urządzenie. Przez setki lat ludzie próbowali przecież wznieść się w przestworza za pomocą urządzeń o charakterze bardziej „osobistym” aniżeli samoloty. Nawet Leonardo da Vinci wpadł na pomysł, że człowiek może wznieść się w przestworza przy pomocy odpowiednio spreparowanych skrzydeł przytwierdzonych do ciała. Czy w Chehalis pojawił się zatem ktoś, komu to się wreszcie udało? Nie wiadomo. Wynalazca czy też lotnik nigdy nie objawił się światu, ani też nie widziano go w czasie innych lotów testowych. Zarówno pani Zaikowski, jak i inni liczni świadkowie zaobserwowali coś, o czym nigdy niczego więcej się nie dowiemy. Zniknął on bowiem w ten sam tajemniczy sposób, w jaki się pojawił, ale nie był to pierwszy przypadek, gdy taka czy inna skrzydlata istota wywołuje poruszenie.

W cieniu lotnika
Do kwietnia 1948 roku większość ludzi w stanie Waszyngton zapomniała o dziwnej historii pani Zaikowski, jednakże tajemnicze obserwacje trwały nadal, niezależnie od tego, czy traktowało się je mniej czy bardziej poważnie. 9 kwietnia 1948 roku dwaj mieszkańcy Longview obserwowali kolejne niezwykłe wyczyny tajemniczej skrzydlatej istoty. Viola Johnson, pracownica pralni oraz James Pittman, którzy mieli obserwować aż kilku tajemniczych lotników mówili:
- Wyglądali jak mężczyźni w kombinezonach lotniczych przemierzający niebo – wspominała kobieta. Poruszali się oni z tą samą prędkością, co pociągi mieli po bokach pewnego rodzaju urządzenia, które wyglądały jak pistolety. Nie widziałam ani silników ani innych rodzajów napędu.
Pittman i Johnson zadzwonili po swoich znajomych, jednakże ci nie zdążyli już na pokaz zdolności tajemniczych bywalców przestworzy. Zdaje się jednak, że coś bardzo podobnego wylądowało na drzewie (orzeszniku) w centrum Houston. Incydent miał miejsce 18 lipca 1953 na oczach Hildy Walker, która nocą stała niedaleko swego domu rozmawiając ze znajomą. W tym czasie obie panie zauważyły dziwną postać, która zmierzała w ich kierunku. Kiedy była dostatecznie blisko zauważyły one, że jest to w rzeczywistości… człowiekokształtna postać ze skrzydłami nietoperza, która osiadła na pobliskim orzeszniku pozostając tam przez minutę. Według świadków postać otaczało coś w rodzaju aury, po której zniknięciu postać zaczęła unosić się w górę.
John Keep pisał o pewnej relacji z Arlington w Wirginii, gdzie zimą na przełomie 1968 i 1969 roku miejscowy biznesmen wraz z trójką znajomych starający się zlokalizować źródło dziwnego dźwięku natknął się na ciemną wysoką postać stojącą między drzewami. Gdy wrócili oni do samochodu i włączyli światła ujrzeli „wielkie coś z wielkimi pomarańczowo-czerwonymi ślepiami i rękoma przypominającymi skrzydła.” Z miejsca oczywiście zdezerterowali najszybciej jak się dało.

Świat Owlmenów
Przytoczone tu fantastyczne opowieści nie ograniczają się jedynie swym zasięgiem do Ameryki. Z pewnością historie o skrzydlatych ludziach są znacznie starsze, bowiem już Platon w dialogu „Fajdros” pisał o rasie skrzydlatych ludzi. Hindusi posiadają w swej kulturze skrzydlatą postać o nazwie Garuda przedstawianą zwykle jako człowiek-orzeł. Podobne opowieści pojawiają się także w tradycji rosyjskiej, gdzie przybierają postać „letajuszczego czełowieka", którego jedna z najbardziej współczesnych obserwacji miała miejsce 11 lipca 1908, kiedy to badacz W.K. Arseniew natknął się na niego u ujścia rzeki Gobilli.
Inne kraje europejskie nie są gorsze w historiach o fruwających dziwach. Czwórka młodych ludzi z hrabstwa Kent w Anglii przeżyła niezwykłą przygodę 16 listopada 1963 roku, kiedy to wracając nocą do domów spotkali się nie tylko z fruwającym humanoidem.
Incydent zaczął się, gdy młody człowiek o imieniu John Flaxton (lat 17) spostrzegł jako pierwszy jasne światło unoszące się na niebie. Po chwili zaczęło ono zmierzać w dół, czym przyciągnęło uwagę jego kolegów. Wkrótce znajdowało się już tak nisko, że niemalże dotykało czubków pobliskich drzew. Młodzieńcy spanikowali i rzucili się do ucieczki, zaś UFO pojawiło się tuż nad ziemią i przez kilkadziesiąt metrów podążało śladem świadków.
- Było jasne, złote i owalne – mówił jeden ze świadków. Kiedy poruszaliśmy się, ono także się poruszało, a gdy stanęliśmy stanęło i ono.
Przerażeni młodzi ludzie uspokoili się na chwilę, gdy obiekt zniknął za kępką drzew. Po kilku minutach względnego spokoju ciszę przerwał jednak odgłos łamanych gałęzi dochodzący od strony drzew. Coś najwyraźniej szło ich śladem. Wkrótce okazało się, że owym „czymś” była ciemna humanoidalna postać.
- Nie posiadała jednak głowy – stwierdził potem na policji jeden ze świadków. Miała jednak na plecach coś w rodzaju skrzydeł, nietoperzowych skrzydeł.
Widząc stworzenie grupa znowu rzuciła się do ucieczki nie zatrzymując się aż do czasu, gdy znaleźli się w bezpiecznym oddaleniu.

Wietnamska Czarna Dama
Nie mniej tajemnicze relacje pochodzą z Azji. W 1969 roku w Wietnamie troje świadków obserwowało coś przypominającego opisywane tutaj stworzenia. Jednym ze świadków był Earl Morrison – szeregowiec amerykańskiej Piechoty Morskiej a prywatnie kuzyn badacza zjawisk niezwykłych, Dona Worleya. W czasie pobytu w bunkrze niedaleko miasta Da Nang wraz z dwoma kolegami ujrzał on niespodziewanie lśniący obiekt, który kierował się w ich stronę.
- Nie mogliśmy się zorientować, czym jest – mówił. Zaczęło kierować się ku nam bardzo powoli. Nagle ujrzeliśmy coś w rodzaju skrzydeł, przypominających skrzydła nietoperza, jednakże w gigantycznych rozmiarach. Po chwili, gdy było już dostatecznie blisko zorientowaliśmy się, że wygląda jak kobieta, w dodatku naga. Stworzenie było w całości czarne, zarówno skóra, jak i skrzydła, ale biła od niego łuna – świeciła w nocy rzucając niebieskawe światło.
Morrison dobrze przyjrzał się skrzydłom istoty, których ruchowi początkowo nie towarzyszył żaden dźwięk. Stworzenie przeleciało nad głowami mężczyzn na wysokości zaledwie ok. dwóch metrów powodując konsternację i szok. Gdy do ich uszu doszedł dźwięk przypominający trzepot skrzydeł, uświadomili sobie, że istota, czymkolwiek była, odleciała.
Co ciekawe, podobny incydent zdarzył się w Camp Okubo w Japonii w 1952 roku. Szer. Sinclair Taylor służący w lotnictwie w czasie rutynowego patrolu ujrzał „człowieka ze skrzydłami”, których rozpiętość wynosiła ok. dwóch metrów i równała się jego wzrostowi. Gdy żołnierz oddał w jego kierunku strzał, stworzenie jakby opadło na ziemię, jednak po poszukiwaniach nie natrafił na jego ślad. Rok wcześniej w tym samym miejscu wydarzyło się coś podobnego, tyle że z udziałem innego żołnierza.

Lotnicy apokalipsy
W okolicy zwanej Bridgewater Triangle położonej w stanie Massachusetts doszło do kolejnego dramatycznego zdarzenia z udziałem niezidentyfikowanych lotników. Letnią nocą 1971 roku policjant z Horton, Thomas Downy, jechał ulicą Winter Street w Mansfield w kierunku swego domu położonego w Easton. Gdy zbliżył się do miejsca znanego, co ciekawe jako „Bird Hill” (czyli „Ptasie wzgórze”), Downy spostrzegł nagle skrzydlatą postać o wielkiej rozpiętości skrzydeł. Gdy policjant starał się zjechać na pobocze, aby kontynuować obserwacje, machający wielkimi skrzydłami stwór odlatywał w kierunku bagna. Downy zgłosił obserwację policji, gdy tylko dotarł do domu. Wydelegowany w miejsce patrol nie znalazł jednak śladów stworzenia, a do Downy’ego przylgnęła wskutek tego ksywka „Ptasznik”. Ten jednak upierał się przy swej wersji zdarzeń twierdząc, że istota posiadała zdolność dziwnego pionowego wzbijania się w powietrze.
W październiku 1974 roku niedaleko Elma, wedle relacji badaczki zjawisk nadnaturalnych Virginii M. Miller, miała miejsce obserwacja „wielkiej przypominającej ptaka istoty o rozpiętości skrzydeł wynoszącej do ok. 3 metrów, ludzkim ciele i dużej groteskowej głowie.”
Inny podobny gość nawiedził Anglię w Wielkanoc 1976 roku, kiedy to tajemniczego lotnika widziały June oraz Vicky Helling z Kornwalii. Według nich był to „wielki opierzony mężczyzna”, który zawisł nad kościelną wieżą. Dziewczęta były wstrząśnięte do tego stopnia, że skróciły swój świąteczny pobyt w miejscowości, gdzie doszło do obserwacji.
Dziś kornwalijską istotę nazywa się często „Owlmanem” („Człowiekiem-sową”) i co ciekawe, mówi się o jeszcze co najmniej trzech przypadkach jego obserwacji po przypadku sióstr Mellings. 3 lipca 1976 roku miało widzieć go jeszcze dwóch obozujących nastolatków. Według relacji jednego ze świadków oczy stworzenia „były czerwone i wydawały się świecić. Początkowo wydawało się, że to przebieraniec próbujący wyciąć nam numer. Śmialiśmy się, jednak gdy stworzenie uniosło się w górę krzyknęłyśmy.”
Choć obserwacja była niezwykle krótka, relacje dziewcząt okazały się być w miarę zgodne. Tylko jedna z nich wskazała na różnice w wyglądzie skrzydeł istoty a rysunkiem jej koleżanki. Co ciekawe, następnego dnia Owlmana widziano jeszcze raz i to niemalże w tym samym miejscu.

 

Latający humanoid w Bornem Sulinowie (2008)

Wtorek, 02 Grudzień 2008 16:36


Kadr z nagrania przedstawiający latającego humanoida nad Meksykiem
W marcu 2008 roku 71-lenia mieszkanka Szczecinka wraz z mężem wybrała się do lasu w okolice Bornego Sulinowa. Niespodziewanie w pobliżu ruin zabudowań wojskowych ujrzała unoszącą się postać, a właściwie jej zarys. Mglista postać otoczona białym konturem unosiła się tuż nad nią. Kobieta nie mogła się ruszyć… po chwili rzuciła się do ucieczki, zaś postać ruszyła za nią, aby jakiś czas potem zniknąć w koronach drzew.
 

Przebieg wydarzeń

Do zdarzenia doszło w marcu 2008 roku (prawdopodobnie 23 lub 30 marca), lecz ustalenie dokładnej daty po pół roku od tych wydarzeń stanowiło dla pani Izydory pewną trudność. Świadek pamięta jednak, że była to niedziela.

Obserwacja miała miejsce w ruinach proradzieckiej bazy wojskowej. Tego dnia pani Izydora K. ze Szczecinka (fikcyjne dane personalne na życzenie świadek), wraz ze swym mężem udali się do często odwiedzanej przez siebie okolicy. Po zaparkowaniu samochodu, małżeństwo rozeszło się w dwie strony. Podczas gdy mąż pani Izydory (lat 71) skierował się do lasu, ta mimo złego samopoczucia poszła w stronę ruin. Wszystko rozegrało się w godzinach 13 – 14.


za: Wikipedia
Przechadzając się wśród nich w pewnym momencie pomyślała, iż wróci do samochodu. Mimo to zdecydowała się kontynuować spacer. Odwracając się ujrzała niespodziewanie unoszącą się na niebie postać, a właściwie jej zarys.

Jak wspomina kobieta była to masywna mglista sylwetka człowieka unosząca się na wysokości kilku metrów nad ziemią. Pani Izydora mogła jednak wyraźnie dostrzec jej kształt z powodu jasnego białego konturu, który wyróżniał humanoidalną postać od otoczenia.

Kobieta stanęła jak sparaliżowana, nie mogąc wydać z siebie głosu, aby zawołać męża. Istota znajdowała się niemal tuż nad nią, jak sama twierdzi „w odległości dwóch kroków”. Postać wisiała w górze nieruchomo, mając rozłożone („jakby do lotu”, jak twierdzi pani Izydora) ręce. Kobieta po chwili wpatrywania się w postać postanowiła szybko odejść w kierunku samochodu, który znajdował się w odległości kilkunastu metrów.

Oddalając się i wciąż odczuwając strach, kobieta po chwili znalazła się koło auta. Zauważyła również, iż postać ruszyła wraz z nią, lekko zbliżając się w jej kierunku. Wkrótce przemknęła w górze w bliskiej odległości od pani Izydory i zniknęła między drzewami w pobliskim lesie. Wtedy kobieta zawołała męża zmuszając go do szybkiego opuszczenia tego miejsca. Nie mówiła mu jednak o tym, co widziała, przyznając się do dziwnego incydentu dopiero po dwóch dniach.

Wygląd istoty

Dla jej opisania pani Izydora używała słowa „mężczyzna”. Jak wyjaśniła, mimo braku wyraźnych szczegółów, mglista postać o białym konturze zdawała się być masywna i silnie zbudowana, przypominając postać rosłego mężczyzny, którego wzrost świadek oceniła na ok. 2 metry. Istota miała, jak nadmieniliśmy, lekko rozłożone ręce i unosiła się kilka metrów nad ziemią. Poruszała się płynnie nie wydając przy tym żadnych dźwięków.

Jak stwierdziła pani Izydora postać wydawała się być „mgłą” otoczoną białym konturem, który było widać wyraźnie. Oprócz widoku pełnej sylwetki brak było jakichkolwiek innych szczegółów.

za: analuisacid.com

Kadr z nagrania Amado Marqueza z fali obserwacji latających humanoidów z Meksyku z 2000 roku. Nie da się ukryć, że czasem za relacje o latających humanoidach z tego kraju odpowiadają balony.

Łączny czas jej obserwacji wynosił kilka minut, lecz pani Izydorze trudno jest teraz go dokładnie sprecyzować. Naszą uwagę zwrócił także szczegół dziwnego samopoczucia przypominającego osłabienie, którego doświadczyła kobieta. Jak mówi, sama nie potrafi wytłumaczyć skąd ono się wzięło i czy wynikało z oddziaływania istoty. Podobnie rzecz miała się z uczuciem paraliżu, które było na tyle silne, iż powstrzymało ją od zawołania męża znajdującego się wówczas w tej bardzo dobrze im znanej okolicy.

Dziwne samopoczucie ustąpiło po tym, jak istota zniknęła w koronach drzew. Pani Izydora nie wspominała jednak o tym najbliższym, cały czas zastanawiając się, czym była obserwowana postać „latającego człowieka”. Początkowo wzięła ją za „zjawę”, po kilku dniach zdecydowała się jednak, aby opowiedzieć o tym najbliższym. Jej syn, pan Piotr zainteresował się tym przypadkiem i zgłosił go do nas.

Mimo około pół roku, jaki minął od czasu wydarzenia do naszej rozmowy z panią Izydorą, wciąż jest ona pod wrażeniem tego, co zdarzyło się w marcu. Jak mówi, nigdy nie spodziewała się spotkać czegoś podobnego i nigdy w życiu nie była świadkiem podobnych niewytłumaczalnych zdarzeń. Pomimo, iż do sprawy podchodzi niezwykle otwarcie i z trzeźwym umysłem, boi się wracać w miejsce wydarzeń, które przedtem było często odwiedzane przez nią i męża. 

Zjawisko paranormalne czy latający humanoid?

Na pytanie to trudno odpowiedzieć, wskazać możemy natomiast pewne ważne szczegóły mogące wskazać nam czym była obserwowana postać. Zjawisko latających humanoidów szczególnie znane jest z relacji, które kilka lat temu napływały do nas z Meksyku. Prawdę mówiąc jest ono znacznie starsze a relacje mówiące o latających lub unoszących się humanoidach pojawiały się w wielu przypadkach bliskich spotkań. W przypadku z Bornego Sulinowa zastanawiający jest wygląd istoty, która wydawała się być „niczym mgła”. Ten szczegół wskazuje na swego rodzaju zjawisko paranormalne, łączące się z obserwacjami zjaw etc.
Borne Sulinowo (za: Wikipedia)

Zjawisko latających humanoidów stawia przed nami wiele pytań. Mimo wszystko, w przypadku z Bornego Sulinowa interesujące pozostają następujące szczegóły. Pierwszym jest oczywiście zewnętrzny wygląd istoty, której opis przywołuje na myśl inne relacje o wysokich „latających postaciach”. Kolejny ważnym szczegółem jest dziwne samopoczucie pani Izydory, która stwierdziła, iż dopuszcza możliwość, że odpowiedzialne za nie było swoiste oddziaływanie tajemniczej postaci, która wedle relacji znajdowała się tuż nad nią, na wysokości kilku metrów.

Następnym elementem (często notowanym w przypadkach bliskich spotkań) jest uczucie paraliżu. Oczywiście częściowo związane jest ono ze strachem wynikającym z nadnaturalnego spotkania, lecz mimo to (jak w przypadku pani Izydory), świadek nie potrafi wydobyć z siebie dźwięku lub krzyknąć, co jest naturalnym odruchem w podobnych przypadkach.

Co ciekawe, istota jak wiemy nie zniknęła nagle, lecz przefrunęła nad stojącą przy samochodzie kobietą znikając w lesie, kierując się w stronę Łubowa. Reakcja pani Izydory, która mimo szoku zdecydowała się wycofać w kierunku samochodu wciąż widząc postać, zdaje się wykluczać możliwość krótkotrwałego złudzenia lub przewidzenia.

Samo Borne Sulinowo to miejsce przypominające nam o burzliwej historii regionu i kraju. Jeśli spotkanie z tajemniczą postacią było faktem, jak możemy je wytłumaczyć? Czy to istota pozaziemska, którą na swej drodze przypadkowo spotkała mieszkanka Szczecinka i która postanowiła ukryć się przed nią? Jeśli tak, to czego szukała w okolicach Bornego Sulinowa? Może to jednak istota międzywymiarowa, zjawa lub specjalnego kształtu balon? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na te pytania, jednak powyższe szczegóły pozwalają nam na wyciągnięcie pewnych wniosków z przypadku pani Izydory, który miał na nią tak duży wpływ.
 

 

LATAJĄCE DYSKI JOHNA SEARLA

 

         W 1947 roku rozpoczęła się era UFO. Przez cały ten okres dziesiątki tysięcy ludzi zaobserwowało zjawisko określane jako niezidentyfikowane obiekty latające. Dziesiątki świadków zostało uprowadzonych na pokłady rozmaitych „statków k...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin