Jlw/W Iv PRZY SZEWSKiM KOPVCiE, W KUPiECKIM KANTORZE. PRZY MASZYNIE PAROWEJ c lC .-...iKllll..ůl "Mam zaszczyt podać niniejszym do wiadomoci, że nabyw- szy po p. mechaniku Simonie warsztat fabryki machin z wszel- kimi pozostałociami, rozpoczšłem z dniem dzisiejszym na własnš rękę i na własny mój rachunek fabrykę machin i na- rzędzi rolniczych" 3'. Taki to inserat, pióra cenionego filologa, niedawnego jeszcze profesora szacownego gimnazjum Marii llagdaleny, a obecnie przemysłowca Hipolita Cegielskiego, ukazał się w 1855 r. na łamach czasopisma "Ziemianin". Postać samego Cegielskiego - syna dzierżawcy majštku, który opucił wie, by chleba szukać w miecie, gdzie przebył drogę od gimnazjasty, następnie studenta, profesora gimnazjal- nego, przez kupca do największego polskiego przemysłowca w Poznaniu - była symbolem tych przemian, jakie stały się udziałem dziewiętnastowiecznych poznaniaków. Krok za kro- kiem, niepostrzeżenie, przekształcali się oni ze społecznoci na wpół jeszcze feudalnej z przełomu wieków XVII.I i XIX w spo- łeczeństwo nowoczesne, społeczeństwo miasta kapitalistyczne- go. Proces ten uzewnętrzniał się w powstawaniu nowych klas i warstw, rodzeniu się i zanikaniu okrelonych grup zawodo- ivych, krył w sobie błyskotliwe kariery i osobiste tragedie. Pierwsze lata powtórnego pruskiego panowania nie zwiasto- tvały szybkich zmian w układach społecznych miasta. Ówezes- na ludnoć Poznania była klasycznym owocem burzliwego okresu wojen. Obraz społeczeństwa poznańskiego bił w oczy nienaturalnociš. W 1816 r. na 24 004 mieszkańców aż 5 993 czyli aż 24,1% stanowili żołnierze. Około 1500 osób, czyli 8,3ř0 ludnoci cywilnej, stanowili żebracy. Do najlepiej prosperu- jšcej grupy zawodowej należeli liczni w miecie szynkarze. ,.Handel i pr emysł nie tylko nie podniosły się tv pierwszym s4 Cyt. za: Zi%ielkopoiska (1815-1850)..., s. 27. 77 Hipolit Cegielski czasie po okupacyi pruskiej, lecz owszem upadły, a zwłaszcza istnieć przestały sławne za czasów polskich fabryki sukna" . U ródeł upadku sukiennictwa poznańskiego leżały utrata daw- nych rynków wschodnich oraz konkurencja produktów napły- wajšcych z Zachodu. Upadły powstałe jeszcze w iVIII w. ma- nufaktury. W konsekwencji, w krótkim czasie, wykruszyło się niezbyt zresztš liczne grono zamożniejszego mieszczaństwa, które mogło nadać pewien impuls rozwojowi ekonomicznemu miasta w duchu bardziej nowoczesnym. I tak Poznań znalazł się w rzędzie miast, w którym ton na- dawać mieli przez wiele jeszcze lat rzemielnicy, i to w więk- szoci ci drobni. Podobnie rzecz się miała z kupiectwem, wród którego przeważali handlarze i przekupnie, aczkolwiek nie brak było kupców, którzy prowadzili transakcje wykraczajšce poza granice prowincji. s5 M. J a f f e: op. cif., s. 119; S. K a r w o w s k i: Historya V'ieL- kiego Księstwa Poznańskiego. T. I. Poznań 1918, s. 113. 78 Rzemżelnicy Wród rzemielników w sposobie pracy i organizacji zacho- wało się wiele z tradycji sięgajšcych redniowiecza. Symbolem dawnych czasów było prawo cechowe. Zgodnie z jego założe- niami, istniał obowišzek należenia do cechu. Nie miało ono jednak tego znaczenia co dawniej. Jeszcze przed rokiem 1815 wyszły tak w Księstwie Warszawskim (1809, 1811), jak i Pru- sach (1810) ustawy znoszšce de facto przymus cechowy. Osta- tecznie jednak edykt z 1833 r. i "Powszechny regulamin pro- cederowy" z 1845 r. ustalały, że uprawianie danego rzemiosła nie jest uzależnione od przynależnoci do cechu. Pozostał jed- nak dawny podział rzemielników na mistrzów, czeladników i uczniów. Cechy zachowaly pewne uprawnienia, jak kształ- cenie czeladników i terminatorów. Spełniały one również funkcje zapomogowe i towarzyskie. Dużš żywotnoć wykazywały trady cyjne formy nabywania umiejętnoci rękodzielniczych i zasady wspinania się po szcze- blach kariery rzemielniczej: od ucznia, przez czeladnika do mistrza. Naukę rzemiosla rozpoczynał młody kandydat u mi- strza z reguły po ukończeniu szkoły ludowej, co następowało w vs:eku około 14 lat. Do zawodu oddawał młodego człowie- ka jego radzie bšd opiekun, zawierajšc z mistrzem, potocz- nie zwanym panem majstrem, stosownš umowę. Przez dzie- sištki lat były to umowy ustne. Dopiero w poczštkach XX stulecia zaczęto sporzšdzać stosowne dokumenty, i to z reguły po ukończeniu kilkutygodniowego okresu próbnego. W zasa- dzie umowa ustna ograniczała się do krótkiej rozmowy między opiekunem kandydata na terminatora a mistrzem. Nauka ucznia trwała z reguły trzy lata. Nie byia ona bez- płatna. Opiekunowie młodego adepta na rzemielnika płacić za niš musieli od 50 do 200 marek. Szczególnie dla uboższych, rodziców była to suma wcale pokana. W zamian za to "pan majster" zobowišzywał się do wyuczeniš takich umiejętnoci, które umożliwiały terminatorowi zdanie egzaminu ezeladni- czego, oraz do zapewnienia mu wyżywienia i dachu nad gło- wš. Z tym ostatnim bywało bardzo różnie. Niekiedy uczniom 7 przychodziło spać na gołej podłodze, w różnego rodzaju przy- budówkach, a niekiedy i w gołębnikach. Jedynie nie;-lelki odsetek terminatorów mieszkał i stołował się poza domem mi- strza, otrzymujšc od niego niewielkie "kieszonkowe" w gra- nicach 3-a marek. Pracowano po kilkanacie godzin na do- bę, z reguły około 12-14 godzin, z przerwami na drugie nia- danie i podwieczorek. Obok pracy czysto zawodowej termi- nator pełnił rolę przysłowiowego "wynie - przynie". Było to bieganie po sprawunki dla pani majstrowej, pielęgnowanie ogrodu, opieka nad dziećmi mistrza itp. Stosunki między pa- nem majstrem a terminatorami oparte były na bezwzględnym posłuszeństwie. Najmniejsze przewinienia nierzadko karane były biciem, nie mówišc już o wyzwiskach. Sponiewierani uczniowie niekiedy szukali ratunku w ucieczce. Nie były to wcale wypadki sporadyczne, kiedy r Poznaniu w 1898 r. zbie- gło 60 terminatorów, a w 1912 r. - 41 3e. Również ze zdobywaniem tajników zawodu bywało rozmai- cie. Byli mistrzowie, którzy starali się wy,išzywać z zawar- tej umowy, bywali jednak i tacy, którzy traktowali ucznia jako darmowš siłę roboczš, latami nie dopuszczajšc ich do egzaminu czeladniczego. Los ten spotkał znanego póniej mi- strza sztuki introligatorskiej, Stanisława Haremzę. Jego pan majster nie tylko zręcznie zwlekał ze spisaniem umowy, ale traktował swego ucznia jak zwykłego wyrobnika, nie dopusz- czajšc go do prac wymagajšcych rzeczywistego kunsztu. "Naj- więcej martwiło mnie, że nie mogłem brać udziału w wysta- wach prac terminatorskich, urzšdzanych co roku w wielkiej sali Iominikańskiej. O tym już mój ŻpostępowyŽ mistrz nie chciał słyszeć, na to nie było zresztš czasu, ponieważ praco- walimy stale zespołowo. Była to więc jak gdyby praca ta- mowa w małym zakresie... Nie moglimy odżałować, że byli- my uczniami takiego mistrza. A w pobliżu były dobre poI- skie zakłady, jak Kitki i Januszyńskiego. Och! Gdybymy tam spędzili trzy Iata nauki" '. Na tle niewyišzywania się z umów dochodziło nieraz do sporów. Z poczštkiem XX w. C. Ł u c z a k: ycie..., s. 133. 3? S. H a r e m z a: Wspomnżenia starego introligatora. W': Po- znańskie wspominki..., s. 130-131. Warsztat szewski. Re- konstrukcja a: = .... . a . . wprowadzono zasadę spisywania umów i zatierdzania ich przez izbę rzemielniczš. Równoczenie młodego adepta sztu- ki rzemielniczej umieszczano na licie terminatorów. Prze- pisy te miały przeciwdziałać ewentualnym nadużyciom. l.Tota- bene niektórzy mistrzowie starali się omijać te zasady. Gdy w warsztacie można było uzyskać lepsze czy gorsze wiadomoci praktyczne, to często mizernie przedstawiała się wiedza teoretyczna u terminatorów. Niektórzy mistrzowie re- prezentowali tak niski poziom, że niewiele mieli swym ucz- niom z zakresu teorii do przekazania. Aby zaradzić temu bra- kowi, władze powołały w Poznaniu w 1823 r. szkołę niedziel- nš dla uczniów rzemielniczych, którš, przekształcono wkrót- ce w szkołę wieczorowš. Prowadzono niej wykłady z aryt- metyki, geometrii, mechaniki i chemii. Stopniowo rozszerzano program nauczania o kaligrafię, historię, geografię, rysunek a ł :: ni 5 w dziewiętnastowieczny-m Poznaniu L . ł. fi . i..v, Ž'ytwórnia bielizny przy Placu Wilhelmowskim ols. ? 880 r. i religię, Niestety, nauka i zajęcia prowadzone były w języ- ku emieckim, były więc przez dziesištki lat niedostępne dla uczniów polskich. Z biegiem lat władze pruskie zaczęły przy- wišzywać do rozbudowy szkolnictwa dokształcajšcego coraz to większš wagę. W 1886 r. wydano nawet stosownš ustawę W Poznaniu, jak i całym zaborze pruskim, odgrywały one do- datkowš, germanizacyjnš funkcję. Władze uznały bowiem szkoły dokształcajšce za ważny etap w dziele niemczenia mło- dzieży polskiej. Ich zdaniem, p;.erwszym okresem, kiedy mło- dy człowiek miał nasišknšć duchem niemieckim, była szkoła ludowa, dalej szkoła dokształcajšca, a następnie służba woj- skowa. Efekty tej całej akcji były nie tylko problematyczne, ale wręcz chybione. Polacy próbowali przeciwdziałać tym zamysłom. Towarzy- stwo Przemysłowe w Poznaniu założyło w 1850 r. szkołę wie- czoroš, która z pewnymi przerwami i rrimo szykan ze stro- ny władz działała aż do 1918 r. Ostatecznie młody człowiek po odbyciu nauki u pana maj- stra i odbyciu kursów w-szkole dokształcajšcej stawał do egz.a- minu czeladniczego. Miał już wtedy około 18 lat. Egzamin od- bywał się przed komisjš powoływanš przez cech, w póniej- szych latach również przez izbę rzemielniczš. Kandydat na czeladnika musiał wykazać okrelony zasób umiejętno...
radar6