Walentyna Radiewicz.docx

(51 KB) Pobierz

http://www.majdanek.pl/img/close.gif

Walentyna Radiewicz

 

Transkrypcja

 


mini_Kiriczenko_skan.jpg
Radiewicz Walentyna Nikołajewna (z domu Kiriszczenko)

        Urodzona 11.12.1934 roku w Szkieli na Białorusi. Aresztowana i więziona w Witebsku z matką i rodzeństwem w czerwcu 1943 roku, podczas karnego wysiedlenia wsi za współpracę jej mieszkańców z partyzantką. Z więzienia w Witebsku przewieziona do obozu na Majdanku, gdzie straciła najbliższą rodzinę. Jak większość dzieci białoruskich osadzonych w obozie została wywieziona z bratem do obozu w Konstantynowie pod Łodzią. Obecnie mieszka na Białorusi.

        Potem załadowano nas do wagonów towarowych i zawieziono wszystkich na Majdanek. Od razu zapędzono nas za druty kolczaste, gdzie byliśmy jakiś czas, a potem na plac przed łaźnią. Rozebrano nas, umyto, to gorącą, to zimną wodą, dano jakieś ubrania. Niemcy stali obok, znęcali się nad nami, śmiali się. Następnie umieścili nas w baraku. Byliśmy wszyscy czworo i babcia i ciocia z dziećmi, na tych samych narach. Było bardzo zimno, zachorowaliśmy na tyfus. Cała nasza rodzina zachorowała na tyfus. Umieszczono nas w oddzielnym baraku tyfusowym. Wszystkich ostrzyżono. Najpierw ja wyszłam i brat. Mama, siostra i babcia były tam dłużej. Potem wróciły do wspólnego baraku, gdzie były kobiety i dzieci.

        Ciocia zmarła z głodu i zimna, cioteczny brat też zmarł, a po pewnym czasie młodsza siostra. Zostało nas mniej: tylko ja i brat. Brat leżał w baraku, gdzie były dzieci chore na świerzb. W ciągu dnia wypędzano nas na dwór, staliśmy tam cały czas, było bardzo zimno, biegaliśmy, aby się rozgrzać.(...)

      Najstraszniejszy dzień w moim życiu nastąpił jesienią. Mamę wygnali do pracy, a my zostaliśmy w baraku: moja babcia, ciocia, brat, siostrzyczka i cioteczny brat. Zabrali nas, zaprowadzili do łaźni, tam przyszyli nam taki numer na ubraniu, jaki miała mama na pasiaku. Nie pamiętam numeru. Wtedy ostatni raz widziałam mamę koło drutów, gdzie były ogrody. Rzuciła nam jeszcze przez druty marchew, podbiegliśmy bliżej i to wszystko. Później już jej nigdy nie zobaczyliśmy.

        Przeniesiono nas na inne pole, przenocowaliśmy w baraku, a potem załadowano nas do pociągu i wywieziono do Łodzi. Zostaliśmy we troje: ja, brat i cioteczny brat. Mama i babcia zostały tam.

Tłumaczyła z języka rosyjskiego Maria Wiśnioch

 

© 2006 Państwowe Muzeum na Majdanku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin