Święta Urszula Ledóchowska - Rozważania nad wybranymi fragmentami Pisma Św.doc

(213 KB) Pobierz

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście

Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. (...) Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". Mt 11,25-26.28-29

Wiary nam potrzeba. Nigdy nie myślmy, że nasza wiara jest już doskonała, że mamy jej dosyć! Wiara nasza to sędzia, który nam wyrzucać będzie nasze grzechy i niewierności. Gdybym wiary nie miała, nie byłabym winna i wszystkie moje wykroczenia, od najmniejszych do największych, nie byłyby karygodne albo byłyby mniej karygodne. Ale ja wierzę... Wszystko naokoło mnie przypomina, że stworzona jestem dla Boga, że życie jest mi dane na to, bym Boga kochała i Jemu służyła.

Życie moje upływa w atmosferze wiary, więc też obowiązkiem moim - według wiary żyć, w duchu wiary postępować, z wiarą wykonywać moje obowiązki, tak największe, jak i najmniejsze, w duchu wiary patrzeć na tych, którzy mnie otaczają... Oto mój obowiązek: żyć z wiary, z wiarą w sercu. Ażeby tak było, muszę o nią prosić, ciągle prosić.

Posłuchajmy z zachwytem tych cudownych słów Chrystusa, dziękującego Ojcu swemu, iż te rzeczy - to jest wiarę, zrozumienie tego, co Boże, nadprzyrodzone - ukrył przed mądrymi i pysznymi tego świata i objawił maluczkim, pokornym. Jaka to zachęta do pokory, do tego najpiękniejszego ze wszystkich pragnień: być malutką, bardzo malutką, by Bogu zostawić chwałę, wielkość, panowanie. Przez te słowa uczy Chrystus nas, że kto chce otrzymać łaskę wiary - bo pamiętajmy, że wiara to łaska wlana w serca nasze dla zasług Jezusa Chrystusa, i my jej sobie dać nie możemy, ale tylko Bóg nam ją daje - ten musi być maleńkim, bardzo maleńkim we własnym mniemaniu.

Im więcej pragniesz tego światła, które ci daje poznać życie nadprzyrodzone, które ci daje wnikać w myśl Bożą, tym więcej musisz walczyć o pokorę...
Jezu, chcę wołać często za świętym Augustynem: "Panie, daj bym poznała Ciebie, bym poznała siebie. Ciebie, bym Cię miłowała, siebie, bym sobą gardziła". Im lepiej poznam swoją nędzę, tym lepiej poznam Ciebie, Twą wielkość, Twą wspaniałość. Im lepiej poznam swą nicość, tym goręcej będę umiała Ciebie kochać, bo myśl moja nie będzie zajęta moim "ja", tylko całkowicie zwróci się do Ciebie, zatopi się w oceanie Twej miłości. Panie, daj mi poznanie mej nędzy...

Jezus dziękuje Ojcu Przedwiecznemu za to, że wielkie Boże prawdy odsłania malutkim, a zakrywa je pysznym... Pokorne serce łatwiej aniżeli pyszne pojmuje wielkość spraw Bożych, bo trzyma się w swej pokorze cichutko blisko Boga. Nie jest ciekawe spraw ziemskich, nie szuka honorów i poważania, otwarte jest dla światła Bożego...

Czy ci to potrzebne, czy to chwała dla ciebie, że możesz powiedzieć, że wszystko wiesz, co się dzieje na świecie, co się dzieje w domu? Czy to wstyd, że nie jesteś szafką do przechowywania nowin i plotek? Nie pragnij nowin, wiadomości tobie niepotrzebnych. Chciej Boga, interesuj się więcej sprawami Bożymi, a trzymaj serce i umysł wyżej ponad tą ziemią, wtedy światło Boże i prędzej, i łatwiej je oświeci.

Jezu, uczyć się chcemy od Ciebie, żeś cichy i pokorny. Jak słodki jesteś, jaki dobry dla wszystkich, którzy się do Ciebie zbliżają... Jezu, chcę iść Twą drogą cichości i pokory - cicho, nie skarżąc się na nic. Cicho, bez niecierpliwości, nieuprzejmości, szorstkości. Cicho w przeciwnościach, by nigdy nie stać się przez swe skargi i złe humory ciężarem dla nikogo. A jaka cudna nagroda: znajdziecie ukojenie dla dusz waszych!

Nie ma większego dobra dla duszy żyjącej tu, na ziemi, jak mieć w sercu wielki, święty pokój Boży. Pokój to pierwszy dar, jaki Chrystus przyniósł Apostołom po swym Zmartwychwstaniu, to najcenniejszy dar, bo jest on podstawą szczęścia, złączenia z Bogiem, pracy nad sobą i świętej radości. Dusza pyszna nigdy nie doznaje pokoju, dusza zaś pokorna ma w sobie święty, Boży pokój, bo nią nie miotają ani ambicja, ani próżność, ani pragnienie chwały i uznania, ani zazdrość, ani kłótnie. Pokorny nie staje do kłótni, w Bożym pokoju znajduje radość i szczęście, znajduje siłę i ochotę do pracy nad sobą, moc w przeciwnościach, odwagę w niebezpieczeństwach - znajduje Boga, bo gdzie pokój, tam Bóg.
Jakże z głębi serca wołać powinnam: Jezu cichy i serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego i daj mi Twój święty, Boży pokój!

Pokora to rozum oświecony światłem Bożym, to rozum, który każdy może w sobie wyrobić...
To zrozumienie prawdy - prawdy, której nikt zaprzeczyć nie może. A jaka jest ta prawda? Bóg jest wszystkim, a ja jestem niczym. Bóg jest wszystkim, alfą i omegą mego istnienia. On mi dał życie, On w każdej chwili może mi je odebrać. Nie mogę właściwie powiedzieć: za dziesięć, za pięć minut zrobię to, pójdę tam - bo może mnie już śmierć zabierze, czy ja wiem? To od Boga zależy, nie ode mnie. Życie moje do Boga należy, nie do mnie. W stosunku do życia mego doczesnego - jam niczym. Bóg mi dał rozum, zdolności, talenty, w większej lub mniejszej mierze. To wszystko do Niego należy, nie do mnie. Ja sobie nie mogę dodać ani rozumu, ani zdolności, ani talentu, a Bóg, który mi dał to, co mam, może w okamgnieniu wszystko zabrać. Może odebrać zdolności, może odebrać wzrok, słuch, mowę, a nawet rozum. On wszystko może, bo wszystko to, co jest niby moje, nie jest moje, ale Boże. On wszystko może, a ja nic, nic a nic! Więc w stosunku do moich zdolności, rozumu, talentów - jestem niczym, a Bóg jest wszystkim.

A zdrowie moje? Bóg mi je dał, nie ja. Bóg może z dnia na dzień, z godziny na godzinę zesłać na mnie niemoc, może zesłać bolesną, długotrwałą, strasznie męczącą chorobę, a ja na to nic nie poradzę. Jeśli Pan Bóg zechce, to lekarze znajdą na nią lekarstwo, pomoc, a jeśli Bóg nie zechce, to i cały zastęp lekarzy nic nie pomoże, a choroba zrobi swoje, nie pytając wcale. W stosunku do zdrowia mojego - jam niczym, a Bóg jest wszystkim.

A od czego zależy moje powodzenie w życiu? Wszystko robię, by osiągnąć swój cel upragniony. Nieraz wszystko idzie jak najpomyślniej, a tu - mimo moich przewidywań, mojej przezorności - niespodzianie wszystko obraca się przeciwko mnie, wszystko się rwie, psuje. Ja chciałam inaczej, a tu Bóg inaczej kieruje. Jak On chce, nie jak ja chcę! Więc w stosunku do mego życia doczesnego, do powodzenia, do bogactwa, do pracy mojej - ja jestem niczym, Bóg jest wszystkim. Jeżeli mi pobłogosławi, będę miała powodzenie, droga mego życia będzie jasna i łatwa. Jeśli Bóg będzie chciał inaczej, poprowadzi mnie przez głogi i ciernie.

On jest wszystkim, ja nicością, więc czy mam prawo pysznić się czymkolwiek, wynosić się z czegokolwiek ponad inne? Czy mam prawo przechwalać się tym, co nie jest moje, jakby to było moje? Szukać chwały dla siebie z tego, co powinno Bogu przynosić chwałę, bo to jest dar Boży, bo to jest Boże? Czy to, co mi Bóg dał, dał mi dla mojej zasługi, czy tylko ze swej łaski i ze swego miłosierdzia?

O tę pokorę rozumu, o to zrozumienie prawdy przede wszystkim starać się powinnam... To prawdziwe, a nie tylko pozorne zrozumienie swej nicości muszę w sobie wyrabiać mozolnie, choć to i nieraz może mi się nudne wydawać. Powinnam ciągle wracać i do aktów pokory, i do prośby, by Bóg dał mi zrozumienie, żem nicością, i przekonanie głębokie o mej nędzy i nicości.
Jezu, jak bardzo maleńka czuje się dusza, gdy jest blisko Ciebie. Jaki spokój w takiej duszy, (...) bo im mniejsza się czuje, tym więcej odczuwa wielkość Bożą i nią się raduje.


 

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?" Mt 7,1-3

W stosunku do ludzi nigdy nie mogę z pewnością powiedzieć: lepsza jestem od tej lub owej osoby, od tego grzesznika, od tego zbrodniarza. Nic nie wiem, może być tak, może być inaczej, ale nie mam prawa wynosić się nad kogokolwiek. Wszak sąd tylko do Boga należy. W każdym razie wynoszenie się nad innych jest pychą, szkodzi mej duszy, zaś uniżenie się, stawianie się na ostatnim miejscu zapewnia mi opiekę Bożą. Wejrzy Bóg z miłością na niskość biednej służebnicy swej...
Pokora względem bliźnich jest właściwie zewnętrznym objawem naszej pokory względem Boga. Tam, gdzie panuje wyniosłość, zarozumiałość wobec ludzi, nie może być prawdziwe, choćby pozornie, najgłębsze upokorzenie się wobec Boga. Nie jest to tak trudne (...) uniżać się przed Panem... Kamieniem probierczym jest nasze uniżenie, nasza pokora w stosunku do innych...

Inaczej na bliźnich (...) patrzy dusza przejęta przekonaniem o swej nędzy, a inaczej dusza, która choćby w najskrytszych swoich tajnikach wynosi się nad inne. Nie myśl, że naprawdę stawiasz innych wyżej od siebie, jeśli nimi gardzisz, patrzysz na nich z lekceważeniem, gorszysz się ich wadami. Nie tłumacz sobie, że takie usposobienie da się pogodzić z prawdziwą pokorą. Jeżeli to wmawiasz w siebie, jesteś w najkompletniejszym złudzeniu. Wierz mi, im gorzej o sobie myślisz, tym jaśniej patrzeć się będziesz na bliźnich... Im zaś ostrzej sądzisz bliźnich, tym mniej masz pokory, tym bardziej jesteś przekonana, choć się do tego za nic nie przyznajesz, żeś lepsza od innych...

Pamiętaj, wielkie wady i słabości, niedoskonałości innych tają - jak śnieg w słońcu - w niewidzialnych promieniach prawdziwej pokory...
Bądźmy pokorne wobec ludzi... Ten fundament pokory kłaść musimy w modlitwie, a szczególnie w rozmyślaniu. Korzmy się w modlitwie nie tylko do stóp Boga naszego, ale - w uczuciu naszej nędzy - i do wszystkich ludzi, a szczególniej takich, których nie kochamy, których ostro sądzimy. Oddawajmy im cześć jako istotom umiłowanym przez Boga, uniżajmy się przed nimi w głębi naszej duszy.

Prośmy gorąco Boga o prawdziwą pokorę względem bliźnich, a w ciągu dnia starajmy się okazywać szacunek tym wszystkim, z którymi mamy do czynienia.

Dużo wymaga od innych pod względem cnoty ten, który sam mało w cnocie się ćwiczy, i dlatego nie zna i nie doświadczył trudności, które się ma przy wykonywaniu cnoty. Bądźmy bardzo, bardzo wyrozumiałe dla innych. Więcej się robi dla dobra dusz wyrozumiałością aniżeli ostrością...
Ta dusza najświętsza, która najściślej spełnia wolę Bożą, najakuratniej do wymagań Bożych względem niej się stosuje. A że znam, albo znać powinnam, wymagania Boże względem mnie, a nie znam wymagań względem innych, więc też nigdy nie mam prawa wynosić się ponad innych, uważać się za lepszą... Powinnam trwać u stóp Pana w uczuciu mej wielkiej, bardzo wielkiej nędzy, korzyć się głęboko, tuląc się do nóg Ukrzyżowanego i wołając: Boże, bądź miłościw grzesznej duszy mojej!

Chcę was zachęcić do ćwiczenia się w pokorze - w tej cnocie może trudnej dla ludzkiej natury, ale tak bardzo zbliżającej nas do Serca Boskiego Mistrza... Bóg z miłością spogląda na niskość służebnicy swojej, a odwraca się od duszy pysznej, pełnej własnego "ja". Modlitwa pokornych niebiosa przebija - pokornym Bóg łaskę daje, którą pysznym odmawia. Nie obawiajmy się, (...) nic nie stracimy, gdy będziemy małe, bardzo małe, jak robaczek, co pełza po drodze i po którym noga dziecięca depcze bez obawy. Im mniejsze będziemy, tym będziemy bezpieczniejsze - tej zasady zawsze się trzymajmy...

Te rozmyślania (...) opierają się na długoletnim doświadczeniu w pracy nad nabyciem pokory (...), piszę więc to, co mi serce dyktuje. Wiem z doświadczenia własnej nędzy, jak pycha wszędzie się wciska, jak umie znaleźć piękne wytłumaczenie, wiem, że pycha (...) mówi o sobie, że nie jest pychą, tylko słusznym wymaganiem. Chcę (...) wam otworzyć oczy na jej sztuczki, jej kryjówki, parawaniki, za którymi się ukrywa, i chcę wam wlać jedno pragnienie - niech kosztuje, co chce, muszę zabić w sobie pychę z całym jej sztabem zarozumiałości, próżności, obraźliwości..., by stać się cicha i pokornego serca na wzór Boskiego Serca Jezusa naszego.

 

Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił... Łk 6,20

"Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie". Mt 5,3-12a

Jezus podnosi oczy ku uczniom swoim. Widzi w nich dobrą wolę, pragnienie naśladowania Go, kroczenia Jego śladami - i wskazuje im drogę już nie tylko do zbawienia, ale i do najwyższej świętości i doskonałości.
Pan Jezus patrzy i na nas, (...) i do nas zwraca się z pragnieniem ujrzenia nas na drodze świętości... Czy jest we mnie to zrozumienie, ale to zrozumienie prawdziwe, praktyczne? Ile dusz chce świętości, ale nie rozumie, że do świętości dochodzi się tylko po twardej i stromej ścieżce. Świętość domaga się nieustannej walki, nieustannego łamania siebie, swej woli, swej pychy, swej chęci używania... Trzeba chcieć świętości w czynie - nie świętości w pięknych uczuciach, pragnieniach, frazesach, bo to służy chyba tylko do zbałamucenia biednej duszy, która myśli, że wielkimi krokami idzie naprzód, bo pragnie, a zapomina, że piekło jest wybrukowane dobrymi pragnieniami, które niestety, czynu nie rodzą...
Jak dalekie są myśli Chrystusowe od naszych. My przywiązujemy wagę właśnie do tego, nad czym Chrystus swoje biada wymawia. Martwimy się tym, ubolewamy nad tym, co Chrystus nagradza błogosławieństwem.

W tym cudownym kazaniu na górze przedstawia nam Jezus obraz cnót świętych na ziemi i nagrodę ich w niebie. Dążyć do cnoty - to walka ciężka, trudna, nieraz bolesna, ale za to jaka nagroda, jaki spokój, jakie szczęście w niebie. Podnieś wzrok twój, duszo moja, patrz na zastępy świętych, jakim światłem są otoczone, jak wielkie jest ich szczęście, jaka radość na ich twarzach. Cierpieli na ziemi, ale już każda ich łza osuszona, zapomnieli o swych krzyżach. Mają Boga, a z Nim najczystsze szczęście, najczystszą miłość.
Święci w niebie, módlcie się za nami, którzy jeszcze walczymy na tym łez padole... Dajcie nam choć troszkę zapomnieć o ziemi, by radować się szczęściem waszym w niebie!
Wyżej, duszo moja, ku Bogu wznoś wzrok swój i ręce, i serce, i duszę. Wyżej - odetchnij swobodnie w krainie wiecznej miłości.

Jezu dobry, chcę być uboga duchem, to jest prawdziwie pokorna. Nie chcieć posiadać, nie chcieć być wielka, nie chcieć pierwszeństwa, jak żebrak maleńka - czy to za wielkie wymaganie od mojej natury, jeżeli za to Chrystus mi królestwo niebieskie obiecuje? Dobry mój Pan tak mało chce ode mnie, a taką mi za to przygotowuje nagrodę. Czyż miałabym się lenić w pracy nad sobą, na pierwszym miejscu w pracy nad wyrobieniem w sobie prawdziwego ubóstwa ducha - prawdziwej pokory, która za świętym Janem od Krzyża powtarza: nic nie posiadam, jestem nicością, do niczego prawa nie mam, nic mi się nie należy, nicość nic nie umie, nicość nigdy się nie skarży, nicość się nie obraża, nicość niczego nie żąda, niczego nie wymaga...
Błogosławione to ubóstwo ducha, które duszę tak (...) odrywa od ziemi, tak kieruje ku Bogu. Dusza tak rzucona we własne swe nicestwo rozszerza się w Bogu, w miarę jak unicestwia się w poczuciu swej nędzy; podnosi się, staje się zdolna wołać w uniesieniu miłości w całej prawdzie: Bóg mój i wszystko moje.
Jezu dobry, chcę być czystego serca, bym mogła oczyma duszy już teraz Ciebie oglądać! Czystego serca, a więc odrzucać chcę daleko wszelkie ziemskie przywiązania, które - choćby nitkami tylko - duszę mą do ziemi przywiązały. Szczęśliwa dusza, która oswobodziwszy serce z wszystkich przywiązań ziemskich, kocha Boga samego, a bliźnich swoich tylko w Nim i dla Niego. Wznosi się na skrzydłach miłości w te wyżyny jasne, niebiańskie, gdzie panuje stały pokój, radość, gdzie woła w uniesieniu radości: Miły mój mnie, a ja Jemu.

Nie mogę mówić o nienawiści ludzi względem mnie, o prześladowaniu, o oszczerstwach... Chyba wyjątkowo dusza spotyka się z tymi próbami. Ale nieraz mogę odczuć, że ktoś ma do mnie niechęć, może czasem ktoś mnie niezupełnie słusznie posądza, może mi czyni uwagę, która choć słuszna, rani moją miłość własną i jej przyjąć nie chcę. Czasem znowu okazują mi pewien brak zaufania, widząc moją niedołęż- ność w pracy, nieakuratność, niesystematyczność, czego ja jednak nie uznaję... Jak ja się wtedy na to zapatruję? Czy rozumiem, że i te małe ciernie w życiu moim są - według nauki Chrystusa - błogosławieństwem? Czy raczej narzekam, czuję się nieszczęśliwa, jeśli nie jestem otoczona uznaniem, pochwałą, zaufaniem, miłością? A Pan Jezus inaczej na to patrzy. Czemu nie umiem myśli moich upodobnić do myśli, do przekonań Chrystusowych?
Panie mój, naucz mnie cenić to, coś Ty cenił, (...) kochać to, coś Ty kochał...

Cieszmy się, że jesteśmy ubogie, że może nieraz odczuwamy braki, doznajemy skutków ubóstwa. Cieszmy się, gdy nieraz Jezus zsyła na nas krzyżyki, wyciskające łzy z naszych oczu. Ciesz- my się, gdy świat prześladować nas będzie, a w nienawiści ku Bogu i nas znienawidzi, wzgardą otoczy. Cieszmy się, bo wtedy podobne jesteśmy do Jezusa, a On z miłością na nas patrzy i błogosławi...
A teraz zróbmy sobie rachunek sumienia. Czy idziemy za tą nauką Chrystusa? Czy cieszymy się z tego, z czego Jezus każe się radować? Czy też z tego, z czego świat się cieszy? (...)
Jezu, naucz mnie szukać szczęścia tam, gdzie Ty każesz mi go szukać, to jest

 

Miłujcie waszych nieprzyjaciół

"Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (...) czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (...) Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny". Łk 6,27b-28.35b.36

Ideał miłości bliźniego!
A my? (...) Czy uważamy, że (...) nie potrzebujemy się stosować do nauki Chrystusa, odnoszącej się do nieprzyjaciół? I dlatego w małych doznanych przykrościach ze spokojnym sumieniem oddajemy pięknym za nadobne? Jak źle w takim razie tłumaczymy sobie słowa Ewangelii, takie jasne: kochać, dobrze czynić tym, dla których mniej czujemy sympatii...
Jezu mój, (...) pragniesz być kochany przez ludzi i dlatego też dajesz im miłość nieskończoną, Boską, choć wiesz, że oni obojętnością, chłodem, a nawet nienawiścią płacić Ci będą. Jezu, ja też powinnam tę naukę wykonać względem (...) tych wszystkich, którzy mnie otaczają. A jak to czynię? Czy nie muszę raczej przyznać się, że inaczej dbam o siebie, inaczej myślę o sobie, inaczej wymagam od siebie, a inaczej od innych? (...)
Jezu, naucz mnie przynajmniej nie wymagać większych względów dla siebie niż dla innych!

Chrystus każe kochać tych, co nas nienawidzą, tych, co nas przeklinają... Zdarzyć się mogą w naszym życiu małe braki miłości pochodzące z ludzkiej słabości, ale powinnam zrozumieć, że należy je pokrywać miłością, nie zważać na te drobnostki... A patrząc w głąb swego sumienia, muszę przyznać, że właśnie takie małe braki, niepochodzące często ze złej woli, tylko z braku zastanowienia, ostudzają moją miłość (...), moją życzliwość i dają mi niby prawo - w moich własnych oczach - płacić wet za wet, okazywać niechęć, obraźliwość, obojętność...
Jezus uczy mnie szczytów doskonałości, a sam w męce swojej daje mi przykład, jak tę naukę świętości w czyn wprowadzić. Uczy mnie Chrystus ustępliwości doprowadzonej do granic... A jakże ja postępuję, Jezu, wobec Twojej nauki? Proszą mnie czasem o małą przysługę, a ja jak na to reaguję?
Jezus każe dać więcej aniżeli to, o co proszą, a ja - nieraz dla wygody, dla lenistwa, dla pewnej wyniosłości - uchylam się od usłużności, od ustępliwości, byleby było we wszystkim tak, jak chcę ja... Jezu, co Ty o mnie myślisz, widząc, jak się nie liczę ani z Twoją nauką, ani z Twoim przykładem?

O, gdybym pamiętała, że Jezus w bliźnich moich (...) oczekuje mojej miłości, usłużności, ustępliwości! (...) Czemuż, Jezu, nie kocham Cię czynem?
Wiem dobrze, czego od innych żądam. Umiem nawet być bardzo względem nich wymagająca. Zauważę najmniejszą nieuprzejmość, brak szacunku, zaufania; owszem, nieraz spostrzegam tam coś, czego wcale nie ma, podejrzewam o brak miłości tam, gdzie nikt krzywdzić mnie nie chciał, wyczuwam złą, nieprzychylną intencję tam, gdzie jej nigdy nie było.
Umiem od innych wymagać, ale czy tego samego żądam od siebie dla innych? To nieraz wątpliwe. Ważę, mierzę postępowanie innych względem mnie z całą ścisłością i surowością, ale na moje postępowanie względem nich patrzę z wyrozumiałością, znajduję wymówkę, wytłumaczenie na wszystko, co naprawdę tchnie brakiem względów, miłości, pamięci. Inaczej sądzę innych w stosunku do mnie, inaczej siebie w stosunku do innych.
Jezu, oddal ode mnie tę zatwardziałość serca.

Jezu, naucz mnie patrzeć na świat okiem dobroci. Czy nie należę do tych, którzy wszędzie potrafią znaleźć coś złego, wszędzie widzą niedoskonałości, braki - i tym sobie i innym psują życie? Nie ma nic doskonałego na ziemi. Wszędzie znaleźć można coś do zarzucenia, bo doskonałość nie ma swej siedziby na ziemi, ale tylko i jedynie w niebie. Ale źle jest, gdy znajdujemy przyjemność w wynajdywaniu, w tropieniu wszędzie słabych stron; źle, gdy chcemy wszystko skrytykować i zganić. Więcej zachęcimy do dobrego dobrym słowem, delikatną pochwałą aniżeli ciągłym gderaniem, niezadowoleniem.
Miłości nam potrzeba - dużo miłości, która wszystko widzi w jasnym świetle, z wszystkiego jest zadowolona, a nawet gdy trzeba zwrócić na zło uwagę, umie to czynić łagodnie, słodko, by nie ranić, nie zniechęcać nikogo.
Miłości mi daj, Panie, dobroci coraz więcej! (...)
Nie wtedy jestem wielka, gdy mnie ludzie podziwiają, pochlebiają mi, ale wtedy, gdy jedynie miłosiernie na mnie patrzy Bóg.

 

Bądź oczyszczony!

Do Jezusa podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: "Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić". Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: "Chcę, bądź oczyszczony!" I natychmiast został oczyszczony z trądu. Mt 8,2-3

Uczmy się od tego trędowatego... Wzbudźmy w sobie silną wiarę w dobroć Jezusa. To właśnie ściąga na nas dary Jego miłosierdzia.

Panie, (...) dusza moja grzechami zeszpecona, ale jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jezu dobry, Jezu dla mnie przebywający w Przenajświętszym Sakramencie ołtarza, i ja powinnam rzucić się do nóg Twoich i w głębokim uniżeniu, w żalu prawdziwym wyznawać przed Tobą swą nędzę, swój grzech...
Czy takie jest moje usposobienie, gdy zbliżam się do Jezusa? Czy w tym usposobieniu, które czyni mnie miłą Jezusowi, trwam w obcowaniu z bliźnimi?
Jezu, daj mi to prawdziwe przekonanie o mej wielkiej, bardzo wielkiej nędzy i nikczemności. Wtedy będę mogła spodziewać się od Ciebie litości i miłosierdzia...

Nigdy, Jezu, (...) nie zdołam pojąć dobroci Twej - tak wielkiej, tak bezgranicznie wielkiej! Jaką ufność powinna ona we mnie obudzić, jaką świętą pewność, że mimo nędzy mojej zawsze na Ciebie liczyć, zawsze do Ciebie z ufnością zbliżać się mogę. Choćby wszyscy ode mnie się odwrócili, choćby wszyscy dla mej nędzy i nikczemności mną słusznie wzgardzili - Jezus mój nigdy mnie nie odrzuci, nigdy mną nie wzgardzi. Bylebym, jak ten biedny trędowaty, nędzę mą poznała, do niej się przyznawała i korząc się u stóp Jezusa, o miłosierdzie prosiła...
Ty na mnie czekasz w Tabernakulum, a ja do Ciebie przychodzę i wołam z całą pokorą, na jaką zdobyć się mogę: Jezu, jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić.

Chcę, bądź oczyszczony... Ty dla mnie tego pragniesz, bym oczyszczona została z trądu grzechu. Ty chcesz, rękę podajesz, ale (...) czy ja naprawdę chcę?
Można chcieć, ale to chcenie nic czasem nie pomaga, a można chcieć, i to pragnienie doprowadzi do świętości. Moja wola musi opierać się na woli Jezusa, który zawsze gotów jest rękę ku mnie wyciągnąć i powiedzieć: Ja chcę, bądź święta! Moje pragnienie, Jezu, musi wydawać owoce, musi oddziaływać na moje czyny. Chcę, więc zapanuję nad wolą własną, która wszystko pragnie zrobić po swojemu. Chcę, więc zapanuję nad swą próżnością, która lubi tak bardzo o sobie mówić. Chcę, więc zapanuję nad swą kłótliwością, ciekawością, gadatliwością, ambicją, lenistwem... Chcę, chcę razem z Jezusem i opierając się na Nim, chcę czynnie - mimo trudności, mimo tego, że natura jęczeć będzie - chcę całą siłą swej woli i proszę Jezusa całą siłą swych pragnień. A wtedy Jezus wyciągnie wszechmocną rękę i złączy swoją wolę z moją. I wtedy zdobędę świętość i cnotę.

Czas przypomnieć sobie, że stworzona jestem dla Boga, iż (...) jeden mam cel, jeden obowiązek - uświęcenie moje. Bo wolą Bożą uświęcenie wasze - mówi święty Paweł, a Kościół nawołuje nas: powstańmy ze snu obojętności, lenistwa, idźmy naprzód, coraz wyżej! Czy ja nie mam sobie do zarzucenia braku pracy nad sobą? (...) Tak powoli, powoli wpada się w sen duchowy - niby nie jestem zła, ale śpię, nie idę naprzód, nie idę ku świętości.
Jezu, wyrwij mnie z tego letargu, daj przede wszystkim poznać moją nędzę, mój brak pracy nad sobą...

Panie, chcę korzyć się przed Tobą, aż dusza moja zrzuci z siebie wszelką pychę, wszelkie pretensje mej ambicji i próżności, wszelkie wymagania uznania i chwały, aż naprawdę powstanie we mnie gorące pragnienie być małą, bardzo małą, ostatnią. To początek świętości, pierwsze staranie, by powstać ze snu...
Oto, Panie, teraz, gdy przez głęboką pokorę skruszyłam swe serce, w tym najgłębszym uniżeniu łatwiej mi będzie oczy podnieść ku światłości Twojej, wchłaniać ją, by przeniknęła moje serce i skłoniła do szukania jedynie cnoty i świętości. Chcę, Panie, odziać się w zbroję, jaką jest wiara święta. Chcę wierzyć, Panie!

Wierzę, ale czy nie w słowach tylko? Wierzę, ale czy życie moje tak często nie jest dalekie od zasad wiary, od nauki Chrystusowej? (...) Gdybym tak zaczęła się nad sobą zastanawiać, jak często musiałabym sobie powiedzieć: nie żyję z wiary, życie moje niezgodne jest z nauką Chrystusa! (...)
Jezu mój, chcę być obleczona w Ciebie, nie żyć dla siebie, w sobie, ze sobą, lecz żyć dla Ciebie, byś Ty, jedynie Ty żył we mnie. Wszelkie troski moje złożę na Ciebie, Jezu... Tobie oddam wszystko, co mnie gnębi, co mnie trapi, niepokoi, by cała moja uwaga mogła być skierowana do tego jednego: to jest miłowania Boga...

Jezu, módl się ze mną i za mną, gdy wpadam w roztargnienie lub gdy ogarnia mnie taka niemoc, że i myśleć, i modlić się nie mogę. Pracuj ze mną i za mnie, gdy moja nieudolność nie umie sobie dać rady z powierzoną sobie pracą. Cierp ze mną, gdy cierpienie przygniata i do zniechęcenia kusi. Obcuj ze mną i za mnie z bliźnimi, gdy moja zła natura skłaniać się będzie ku nieuprzejmości, złości, niecierpliwości..., gdy mój ostry język zechce innych zranić...
Działaj we mnie i przeze mnie, Jezu dobry, abym już nie żyła ja, lecz byś Ty żył we mnie!

 

Nauczycielu - gdzie mieszkasz?

Dwaj uczniowie (...) poszli za Jezusem. Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: "Czego szukacie?" Oni powiedzieli do Niego: "Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?" Odpowiedział im: "Chodźcie, a zobaczycie". Poszli więc i zoba- czyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: "Znaleźliśmy Mesjasza" - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. (...) Nazajutrz Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: "Pójdź za Mną!" J 1,37-43

Chodźcie, a zobaczycie... On zaprasza, zostawiając wolność opuszczenia Go, jeśli nam u Niego podobać się nie będzie; zostawiając wolną wolę...
Panie mój, (...) dobrze mi u Ciebie, w Twoim domu, dobrze z Tobą, u stóp Twego Tabernakulum. Nigdy już nie opuszczę Ciebie, nigdy. Tak, cały świat nie ma dla mnie znaczenia, bylebym tylko zawsze mogła być z Tobą.
Jakie słodkie jest życie z Jezusem. Z Nim chcę się modlić, a modlitwa moja będzie gorętsza, pobożniejsza. Z Nim pracować, a pracę lepiej wykonam, dokładniej i odważniej do niej się zabiorę. Z Nim radować się, a radość stanie się czystsza i świętsza. Z Nim cierpieć, a to cierpienie będzie pełne zasługi, a nawet i słodyczy. Z Nim w moich stosunkach z bliźnimi, a te stosunki staną się święte i Boże.
Jezu, zawsze chcę być z Tobą.

Znaleźliśmy Mesjasza... Oto duch apostolski. Swoje szczęście chcą dać innym, chcą innych pociągnąć do Chrystusa. To jest jedna z charakterystycznych cech prawdziwego, głęboko wierzącego katolika: chce swojego szczęścia udzielać bliźnim. Tak mu dobrze z Jezusem, że pragnie, by innym było tak samo, a przy tym tak kocha Pana, że pragnie, aby Mu wszyscy oddawali hołd miłości.
Broń nas, Boże, od takiego ciasnego, zazdrosnego usposobienia, które wszystko chce mieć dla siebie i z pewną zazdrością patrzy na pobożność innych; ze strachem, że oni bardziej Jezusa kochać i więcej do cnoty garnąć się będą.
Bądźmy szerokie. Cieszmy się, że inni Jezusa kochają, a jeśli czuję się zimna, obojętna, to przynajmniej niech mam pociechę, że Jezus przez innych jest chwalony, uwielbiany, i że ja do tego przyczynić się mogę.

Pójdź za Mną... Jak słodkie są te słowa dla duszy miłującej Jezusa... Dokąd, Jezu mój, chcesz zaprowadzić duszę, którą wzywasz do pójścia za Tobą? Chcesz ją prowadzić do szczytów świętości... Droga do szczytów - droga to niełatwa, nieraz ciernista, im wyżej, tym skalistsza, kwiatów na niej coraz mniej, śniegi i lody się piętrzą. Ale gdy Jezus prowadzi, wszystko zamienia się w radość...
Jezu, Ty i do mnie odezwałeś się: Pójdź za Mną. Oto pójdę. Chcę kochać Ciebie tak gorąco, bym dla Ciebie gotowa była na wszystko, by miłość Twoja była mym szczęściem, siłą i pociechą.

Jezu, wołaj, wołaj mnie nieustannie, jam nędzna, grzeszna, słaba i - mimo najlepszych postanowień - tak łatwo znowu Cię opuszczam... Tylko łaska Twoja może mnie utrzymać i uchronić od zdradzenia Ciebie i mego świętego powołania. Jezu, trzymaj mnie mocno za rękę, bym się Tobie nigdy nie wymknęła... Nigdy nie cofnę się z już rozpoczętej drogi do świętości.

Czy ja z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wszystko opuściłam?
Wielka zapłata obiecana jest tym, którzy wszystko porzucili, ale opuścić wszystko - to nie tak łatwo. Nie wystarcza opuścić dom, rodziców, rodzinę, bogactwa, wygody, świat, ale trzeba opuścić, a to najważniejsze, swoje "ja" - to "ja" ambitne, egoistyczne, samowolne, grymaśne, obraźliwe... Odwrócić od niego oczy, a wpatrywać się nieustannie w Jezusa, Mistrza naszego, aby wiernie iść za Nim.
Bo sam fakt opuszczenia nie wystarcza, trzeba jeszcze iść za Jezusem. Iść za Nim, dokąd On prowadzi, nie pytając nawet, co z nami zamierza uczynić. Iść za Nim w zupełnym ubóstwie... Iść za Nim, za Jezusem wzgardzonym i upokorzonym, który sam o sobie mówi: Jam robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludu i wzgarda pospólstwa. Iść za Nim w pracy ciężkiej, bo ileż On się napracował (...) w czasie swego życia apostolskiego, jaki był zmęczony, jaki zgłodniały przy studni Jakubowej! Iść za Nim, za Jezusem obarczonym ciężkim krzyżem, a przez krzyż do nieba, bo droga krzyżowa jest najbezpieczniejsza!

Pójdź za Mną... Jaka Boska siła mieści się w tych słowach! (...) Nic nie wiedzą, a jednak w tych prostych słowach kryje się taka siła i tak przyciąga ich postać Jezusa, tyle w Nim dobroci i wielkości, że nawet nie zastanawiają się nad tym, co czynią... Siła Jego słów, świętość, promieniejąca z Jego postaci, przymuszają ich jakby do pójścia za Nim...
Czy też chętnie, całym sercem za Nim idę? Dusza często w pierwszej chwili wszystko wspaniałomyślnie oddaje, wszystkiego się wyrzeka, a nieraz powoli, powoli odbiera to, co Jezusowi ofiarowała. Odbiera swoją wolę, swą pamięć, serce - i już nie jest całkiem Jezusowa, bo znowu, biedna, zwróciła się do głupstw tego świata. Czy to nie szkoda? Wszak dla Jezusa warto wszystko opuścić, by stać się tylko Jego własnością...
Jezu, i najświętsze węzły rodzinne trzeba umieć rozerwać dla Ciebie, dla Ciebie ich się wyrzec, a Ty sam wtedy będziesz dla wiernej duszy ojcem, matką, bratem i wszystkim.

Jezus wszechmocnym swym wzrokiem poznaje, że w tych prostych, biednych robotnikach biją gorące, miłujące i pokorne serca... Pokorne serce jest proste jak serce dziecka...
Jezu, i ja chcę (...) iść za Tobą w pokorze serca... Tyś Mądrością samą, Ty rządź, prowadź, kieruj mną, dobry Jezu. Panie, liczę tylko na Twe miłosierdzie.

Jezu, i ja Tobie powiem: raczej wszystko chcę wycierpieć, raczej śmierć ponieść, ale nigdy Ciebie nie opuścić! Pójdę za Tobą, dokąd zechcesz mnie zaprowadzić, zamykam oczy, a Ty prowadź. I czy powiedziesz po drodze gładkiej, równej, czy po ścieżce stromej i skalistej, czy w jasności wiosennego poranku, czy w ciemności nocy - zawsze pójdę za Tobą i bać się nie będę, bylebyś Ty, Panie, był przy mnie! Prowadź! Ale Ty znasz moją słabość, więc daj odwagę, daj męstwo, a gdy ujrzysz, że słabnę, że siły mnie opuszczają, wyciągnij swą wszechmocną rękę i dźwignij duszę z upadku...
Jezu, (...) byleby być blisko, bliziutko Ciebie, Panie ukochany!

Nie potrzebują lekarza zdrowi...

Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" A on wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?" On, usłyszawszy to, rzekł: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". Mt 9,9-13

Mateusz - celnik, w domu którego spotykać można było grzeszników i celników (...) - jakim sposobem doszedł on do tej wielkiej świętości Apostoła i męczennika? (...)
Łaską dotknięty Mateusz zrozumiał wezwanie Chrystusowe: opuszcza wszystko, idzie za Jezusem... Nie wie, co go w tej służbie Chrystusa spotka, ale idzie. Po co? Dokąd? - nic nie wie... Pójdzie mimo natury, która musiała się sprzeciwiać, która musiała mu szeptać: (...) masz wygodne życie, zapewniony byt i to wszystko masz rzucić? (...)
Czy i ja, na wzór świętego Mateusza, gotowam wszystko opuścić, by iść wskazaną mi tak jasno drogą? (...) Czy nie należę do tych dusz, które dobrze zaczynają, a potem znowu cofają się? A może i ja zaczęłam gorąco, a potem, powoli, coraz obojętniejsza się robiłam? (...)
Odnowię się w mych dobrych postanowieniach wierności.

Przez Jezusa przemawia Boska dobroć...
Potrzeba nam dobroci, by pociągać dusze do Jezusa. My nie wiemy, jaka ukryta siła w niej tkwi, a to dlatego, że dobroć sama przez się jest rzeczą Boską, tą małą iskierką, rozpaloną w człowieku przy ogromnym ognisku Bożej dobroci. Każdy jej objaw w duszy ludzkiej zbliża ją samą, choć bezwiednie, do Boga, jak również i tych, dla których jesteśmy dobrzy. Bądźmy dobre. Do dobroci trzeba się przyzwyczaić, wprawić się w nią. Na wzór Boskiego Mistrza bądźmy dobre i dla dobrych, i dla złych, wielkich i małych, dla dzieci i dorosłych... Bądźmy dobre dla zwierząt, kwiatów, dla wszystkich stworzeń, bo każde z nich Bóg stworzył w swojej dobroci. A my ją czcijmy we wszystkich stworzeniach przez okazywanie im dobroci.

Jezus (...) co dzień w Komunii świętej mówi do mnie: Pójdź za Mną - pójdź za Mną drogą świętości, dobroci, posłuszeństwa, pokory, pójdź za Mną. Co dzień dobry Pan Jezus powtarza to wezwanie miłości... Co dzień na nowo trzeba zabierać się do postępowania za Jezusem drogą cnoty, choć ta droga nieraz ciężka, trudna, ciernista. Odwagi, choć trudno. Nie ma nic cudowniejszego jak trzymać się blisko Jezusa!

Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników... Jaka to pociecha dla duszy grzesznej i nędznej. Im jestem n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin