Holt Victoria - Córki Anglii 01 - Cud u świętego Brunona.pdf

(2093 KB) Pobierz
Philippa Carr
(Victoria Holt)
Cud u Świętego Brunona
(The Miracle at St Bruno’s)
Przełożyła Bożena Krzyżanowska
829991884.002.png
Prolog
Wczesnym rankiem w dzień Bożego Narodzenia tysiąc pięćset dwudziestego
drugiego roku opat Świętego Brunona rozsunął zasłony oddzielające kaplicę
Najświętszej Marii Panny od reszty kościoła, a tam, w żłóbku, zamiast
umieszczonej poprzedniego wieczoru pięknie wyrzeźbionej przez brata Thomasa
drewnianej figurki Jezuska, leżało żywe dziecko.
Przełożony opactwa, człowiek w podeszłym wieku, natychmiast uznał, że
migotliwy blask płonących na ołtarzu świec płata figle jego coraz słabszym oczom.
Przeniósł więc wzrok na nieruchome postaci Józefa, Marii i Trzech Króli, a potem
na ustawioną wysoko nad ołtarzem statuetkę Matki Boskiej. Ponownie zajrzał do
żłóbka, spodziewając się, iż zobaczy w nim drewnianą figurkę. Jednak nadal leżało
tam niemowlę.
Biegiem wypadł z kaplicy. Musi mieć świadków.
W krużgankach natknął się na brata Valeriana.
– Mój synu – oświadczył opat drżącym ze wzruszenia głosem. – Miałem
widzenie.
Wprowadził brata Valeriana do kaplicy i razem wpatrywali się w leżącą w
żłóbku dziecinę.
– To cud – oznajmił brat Valerian.
Wokół żłóbka utworzył się krąg odzianych w czerń postaci – brat Thomas z
drewutni, brat Clement z piekarni, bracia Arnold i Eugene z browaru, brat Valerian,
któremu największą radość sprawiało przebywanie w skryptorium, gdzie mozolił
się nad swym manuskryptem, oraz brat Ambrose, który zajmował się uprawianiem
ogrodu.
Opat bacznie im się przyjrzał. Wszyscy byli tak zdumieni i onieśmieleni, że
odebrało im mowę, jedynie brat Ambrose zawołał głosem pełnym podniecenia:
– I oto zesłano nam dziecinę!
Lśnienie jego oczu zdradzało silne emocje. Był bardzo młodym mnichem – miał
zaledwie dwadzieścia dwa lata, i to on przysparzał opatowi najwięcej obaw.
Starzec często zastanawiał się, czy Ambrose powinien zostać w zgromadzeniu,
chociaż niekiedy wydawało się, że to właśnie ów młodzieniec traktuje ideę życia
zakonnego bardziej żarliwie niż jego współtowarzysze. Ostatnimi czasy opat
doszedł do wniosku, że brat Ambrose równie dobrze może okazać się świętym, jak
i grzesznikiem; niezależnie od tego, kto zgłosi się po jego duszę – Bóg czy szatan –
829991884.003.png
brat Ambrose zostanie jego najbardziej oddanym uczniem.
– Musimy zająć się tym dzieckiem – oświadczył brat Ambrose żarliwie.
– Czy to możliwe, że zesłano je, by z nami zostało? – zapytał łagodny i
bezpośredni brat Clement.
– Skąd ono się tu wzięło? – zastanawiał się bywały w świecie brat Eugene.
– To cud – zripostował brat Ambrose. – Czy można kwestionować cuda?
Tak w istocie wyglądał cud w opactwie Świętego Brunona. Wkrótce wieść o
tym wydarzeniu rozniosła się po całej okolicy i ze wszystkich stron zaczęli
przyjeżdżać ludzie, pragnąc odwiedzić miejsce najwyraźniej cieszące się bożym
błogosławieństwem. Jak niegdyś Trzej Królowie, tak teraz mieszkańcy okolic
przywozili dziecięciu podarunki, a ludzie starzy – bogaci mężowie i niewiasty –
pisząc testamenty, nie zapominali o Świętym Brunonie. Dzięki temu po jakimś
czasie uprzednio wyraźnie podupadający klasztor – co stanowiło wieczny powód
zmartwień opata – stał się jednym z najbogatszych w południowej Anglii.
829991884.004.png
Drogocenna Madonna
Urodziłam się we wrześniu tysiąc pięćset dwudziestego trzeciego roku,
dziewięć miesięcy po owym bożonarodzeniowym poranku, kiedy to mnisi znaleźli
w żłóbku Dziecinę. Moje pojawienie się na świecie było następnym cudem, tak
przynajmniej zwykł mawiać ojciec. W owym czasie nie był już człowiekiem
młodym – przekroczył właśnie czterdziestkę. Niedawno ożenił się z moją matką,
kobietą młodszą od siebie o ponad dwadzieścia lat. Jego pierwsza żona kilkakrotnie
poroniła, a potem zmarła w połogu, wydawszy na świat martwego syna, nic więc
dziwnego, że gdy ojciec w końcu doczekał się dziecka, uznał jego pojawienie się za
cud.
Nietrudno sobie wyobrazić radość, jaka zapanowała w całym domostwie.
Opowiadała mi o tym Keziah, która pełniła funkcję mojej opiekunki i mentorki.
– Co to było! – mówiła. – Prawdziwe święto. Większych uroczystości nie
zorganizowano by nawet z okazji ślubu. W całym domu pachniało dziczyzną i
pieczonym prosięciem. Jedne ciasteczka zaprawiono wrotyczem pospolitym, inne
szafranem, nie brakowało też miodu pitnego do przepłukania gardeł, jeśli tylko ktoś
zechciał o niego poprosić. Ze wszystkich stron schodzili się żebracy. Dla nich był to
czas obfitości! Biedacy! Wędrowali do Świętego Brunona, by schronić się tam na
noc, coś przekąsić i otrzymać błogosławieństwo, a potem przychodzili do nas na
wrotycz pospolity i szafran. A wszystko to robiono ze względu na ciebie.
– I Dzieciątko – przypomniałam jej, jako że bardzo szybko zdałam sobie
sprawę ze znaczenia cudu u Świętego Brunona.
– I Dzieciątko – zgodziła się, a ilekroć o nim mówiła, jej twarz rozjaśniał
dziwny uśmiech, który sprawiał, że stawała się piękna.
Moja matka z ogromną przyjemnością zajmowała się ogrodem, dlatego nadała
mi imię Damask, od róży damasceńskiej, którą w tymże roku doktor Linacre,
lekarz króla, sprowadził do Anglii. Z czasem nabierałam coraz większego poczucia
własnej wartości, ponieważ mamie nie udało się urodzić ojcu więcej dzieci. W
ciągu następnych pięciu lat trzykrotnie poroniła. Byłam zatem rozpieszczana,
otaczano mnie miłością i nieustanną troską.
Mój ojciec był dobrym i łagodnym człowiekiem; codziennie dojeżdżał do biura
w Londynie. Każdego ranka przy naszym nabrzeżu odwiązywano łódź i ubrany w
ciemnoniebieską liberię służący wiózł ojca w dół rzeki. Czasami matka, trzymając
mnie na rękach, wychodziła, by go pożegnać. Namawiała mnie wówczas, żebym
829991884.005.png
mu machała, a ojciec patrzył na mnie z miłością, póki nie zniknęłyśmy mu z pola
widzenia.
Wielki, ozdobiony szczytami dom o drewnianej konstrukcji wybudowany został
przez mojego dziadka. Był to obszerny i wygodny budynek, wyposażony w salę
paradną, liczne komnaty i sypialnie, salon zimowy oraz trzy klatki schodowe. We
wschodnim skrzydle kamienna spirala prowadziła na poddasze, do pomieszczeń
zajmowanych przez służbę. Mieliśmy również spiżarnię, pralnię, piekarnię i stajnie.
Mój ojciec był właścicielem rozległych gruntów, które uprawiali chłopi
mieszkający na terenie posiadłości; nie brakowało też zwierząt – koni, krów i świń.
Nasza ziemia graniczyła z terenem należącym do opactwa Świętego Brunona, a
ojciec przyjaźnił się z kilkoma braciszkami zakonnymi, jako że swego czasu sam
miał zamiar zostać mnichem.
Między domem a rzeką znajdował się ogród, którym z ogromnym
namaszczeniem zajmowała się matka. Przez znaczną część roku kwitły w nim
kwiaty – irysy, lilie tygrysie, lawenda, rozmaryn, lewkonie i oczywiście róże, a
wśród nich najbardziej ulubiona róża damasceńska.
Równie piękne były trawniki, które dzięki bliskiemu sąsiedztwu rzeki zawsze
przykuwały wzrok wspaniałą zielenią. Ponadto zarówno matka, jak i ojciec
uwielbiali zwierzęta, mieliśmy więc psy i pawie. Często śmialiśmy się z
kroczących dumnie ptaków, pyszniących się pięknymi ogonami i ich dużo
skromniejszych partnerek, które wędrowały szeregiem za swoimi zarozumiałymi
panami i władcami. Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień dotyczy
karmienia pawi tak uwielbianym przez nie groszkiem.
Zawsze bardzo lubiłam siadywać na kamiennym murku i patrzeć na rzekę.
Spoglądając na nią teraz, dostrzegam ciszę i spokój, jakich nie udało mi się znaleźć
w żadnym innym znanym miejscu. W owych dniach spędzonych w szczęśliwym
domostwie zdawałam sobie sprawę z cudownego poczucia bezpieczeństwa, nawet
jeśli wówczas go nie doceniałam. Nie byłam na tyle mądra, traktowałam to jako
coś całkiem zwyczajnego. Dość szybko jednak zostałam wyrwana z błogiego
dzieciństwa.
Pamiętam dzień, kiedy miałam cztery latka. Uwielbiałam obserwować łodzie
sunące po rzece, a ponieważ rodzice nie potrafili odmówić sobie przyjemności, jaką
było spełnianie moich zachcianek, ojciec częstokroć zabierał mnie nad brzeg rzeki
– nie wolno mi było chodzić tam bez opieki, gdyż obawiali się, że ich ukochanej
jedynaczce może przytrafić się coś złego. Stawałam na niskim kamiennym murku,
a ojciec na nim siadał, obejmował mnie mocno ramieniem i pokazywał
829991884.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin