02. Przeprowadzka
Wydawało mi się, że dzień nigdy nie dobiegnie końca. Nie czułam już zwykłego, ludzkiego zmęczenia. Nie dokuczał mi głód i inne fizyczne potrzeby. Jedyne co zaprzątało mi głowę to nazbyt uciążliwe pragnienie. Edward uważał, że radzę sobie nadzwyczaj dobrze, ale dla mnie to i tak za mało. Ciągle czułam, jakby ktoś wypalał mi gardło. Krew zwierząt nie przynosiła na długo ulgi. Carlisle twierdził, że to minie. Widocznie byłam zbyt niecierpliwa. Coraz bardziej panowałam nad swoją nową umiejętnością. Potrafiłam wskazać przedmiotom tor lotu. Nie rozbijały się już bezmyślnie o ściany. Alice od początku mnie wspierała i starała się dawać rozsądne wskazówki. Domyślałam się, że to za sprawą którejś z jej wizji. Jedynym członkiem rodziny zawiedzionym z mojej samokontroli był Emmett. Nie chodziło tylko o telekinezę, ale też o polowania. Liczył na to, że zabiję co najmniej kilkunastu ludzi jako nowonarodzona. Jak na razie nie tknęłam żadnego... Pewnie przez ten niemiły wypadek. Przy drugim polowaniu, Edward i ja, pozwoliliśmy sobie na trochę szaleństwa. Założyliśmy się o to, kto pierwszy dobiegnie do rzeki. Wyprzedzałam go, za sprawą mojej niezwykłej (nawet jak na wampira) siły. A później wiele rzeczy zdarzyło się w tym samym czasie. Do moich nozdrzy dostał się nieznajomy dla mnie zapach. Zboczyliśmy ze szlaku prowadzącego do rezerwatu, więc mogłam wykluczyć wszystkie żyjące w tej okolicy zwierzęta. Ale był tak pociągający, że nie mogłam go odepchnąć... Woń fiołków mieszała się z zapachem nowej książki, słońca i lilii. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Przybrałam pozycję, gotowa do ataku. Zza moich zębów wydostał się cichy warkot. Edward nie zdążył zareagować. Mknęłam w kierunku, z którego dochodziła ta opętująca mnie woń. Po kilku sekundach biegu znalazłam się przy autostradzie. Korzystając z mojego wspaniałego wzroku, ujrzałam przy drodze dwójkę nastolatków. Dziewczyna miała długie kruczoczarne włosy. Trzymała za rękę, wyższego od niej o głowę, dobrze zbudowanego chłopaka. Para wydawała mi się dziwnie znajoma. Na ile, nie mogłam określić, ponieważ wszystkie moje 'ludzkie' wspomnienia są bardzo zamazane. Przyczaiłam się za drzewem, wdychając odurzający zapach. Do moich ust napłynął jad, a wszystkie mięśnie napięły się, gotowe do skoku. Za plecami usłyszałam nadbiegającego Edwarda. Niestety nie panowałam nad sobą i po prostu się na niego rzuciłam. Zaskoczony wampir upadł na ziemię, uderzając się w głowę na tyle mocno, żeby na chwilę stracić przytomność. Wtedy nie czułam jeszcze wyrzutów sumienia... Opętana żądzą krwi zwróciłam swój wzrok na swoje potencjalne ofiary. Nie spodziewałam się ujrzeć ich twarzy. Chciałam tylko rzucić się im do szyi... Dziewczyna obróciła się w moją stronę i zamarłam. Moje wspomnienia nie były wyraźne, ale tą twarz poznałabym wszędzie. Przecież tak mi pomogła... W tym najtrudniejszym dla mnie okresie, była przy mnie. Otrząsnęłam się z szoku. Jak mogłam do tego dopuścić! O mały włos zabiłabym swoją najlepszą 'ludzką' przyjaciółkę i jej chłopaka. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się. Mogłam zapanować nad pragnieniem, jeśli tylko chciałam... Podeszłam do Edwarda i wzięłam go na ręce (jak to dobrze, że mam tą siłę!). W drodze do domu, mój luby ocknął się. Kiedy zorientował się o co chodzi i co się wydarzyło, spojrzał na mnie ze smutkiem.-Nie zabiłam ich- mruknęłam tylko i postawiłam go na ziemi. Biegłam dalej nie zwracając uwagi na to, czy Edward za mną nadąża. Byłam załamana... Przez co najmniej tydzień nie mogłam dojść do siebie. Wszyscy mnie pocieszali. Carlisle twierdził, że każdy wampir zabija choćby kilku ludzi w swoim 'życiu'. Ale nie zmienia to faktu, że poluje na swoich przyjaciół! Cały czas przed oczami miałam twarz Angeli i Bena. Jej zapach był oszałamiający, ale to mnie nie usprawiedliwia. Pomimo tego, co chciałam zrobić, większość rodziny była ze mnie dumna. Edward rozpływał się nad moją samokontrolą, a Carlisle chciał dokładnie wiedzieć co czułam, kiedy postanowiłam się wycofać. Powoli doprowadzał mnie to do szału! Po tym 'wyskoku' podjęłam decyzję o przeprowadzce. Cała rodzina zgadzała się ze mną w tej kwestii. I tak potrzebowaliśmy większego domu... Nie chciałam narażać swoich najbliższych. Zdecydowaliśmy się na Santa Fe. To miasteczko leżące niedaleko Seattle. W sumie nie wyprowadzamy się bardzo daleko. Kiedy już całkowicie zapanuje nad sobą, chcę spotkać się z Charliem. Jak na razie tata myśli, że jestem w Dartmouth.-Bello! Zejdź na dół!- aksamitny głos Edwarda wyrwał mnie z zamyśleń. Spakowałam już wszystkie swoje rzeczy, które znalazłam w naszym pokoju. Byłam gotowa na przeprowadzkę w zadziwiająco krótkim czasie. Po wampirzemu wszystko idzie szybciej...-Już idę. Czekaj na mnie przy samochodzie- powiedziałam. Nie musiałam nawet wysilać się na krzyk. Nawet gdybym szepnęła, usłyszeliby mnie w drugim końcu ogrodu. Doczłapałam się do garażu, gdzie zapraszał mnie do siebie mój samochód 'po'. Był olśniewający dla każdego, kto widział w samochodach coś więcej prócz wygodnej maszyny, mającej na celu ułatwianie życia. Ja tego nie dostrzegałam, więc nie mogłam do końca docenić prezentu. Edward włożył wiele trudu żeby zdobyć ten samochód. Tyle dowiedziałam się od Alice, żebym mogła choć trochę udawać podekscytowaną. Usiadłam na wygodnych, skórzanych siedzeniach mojego ferrari. Nie pojmowałam, po co mi tak szybki samochód! Wiem, że teraz mój refleks był nadzwyczajnie wyćwiczony, ale nie zmieniało to faktu, że nie mam wyczucia do takich delikatnych maszyn. Głośno westchnęłam.-Co jest kochanie?- oczywiście. Nic nie ujdzie uwadze Edwarda.-Nic. Po prostu chcę już jechać- uśmiechnęłam się zachęcająco poklepując siedzenie pasażera.-Jeśli chcesz, ja mogę poprowadzić- zaoferował się, widząc wyraz mojej twarzy.-Na prawdę, mógłbyś?- przyjęłam tę propozycję z entuzjazmem i nie czekając na odpowiedź, przesunęłam się na miejsce pasażera. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Zaczęłam doceniać zalety tego samochodu.-Jesteś niemożliwa!- Edwarda opuścił ręce w geście bezradności i usiadł na fotelu kierowcy. Odetchnęłam z ulgą. Ta podróż zaczęła mi się podobać.-Nim się obejrzysz, będziemy na miejscu- zapewnił mnie Edward i dał znać innym, że mogą ruszać. Jechaliśmy za Rosalie i Emmettem. Same luksusowe auta! Jeżeli ktoś oglądał ten dziwny 'sznurek' samochodów, musiał być pod wrażeniem. Esme i Carlisle jechali ogromnym dżipem, Alice i Jasper żółtym porsche, a Emmett i Rosalie czerwonym mercedesem. Na końcu my w moim lśniąco czarnym ferrari. Tylko z litości o moje zdrowie psychicznie Edward nie wybrał tego pomarańczowego, jak miał w planach. Wiedział, że zwariuję, jeżeli ten samochód będzie miał jeszcze więcej cech przyciągających wzrok. Już i tak wyglądał jak neon z napisem 'Patrz na mnie!'. Po jakiejś godzinie, dość szybkiej jazdy, byliśmy na miejscu. Nasz nowy dom był otoczony lasem. Było to niezwykle wygodne. Carlisle zapewnił nas, że tutejsza zwierzyna jest bardzo różnorodna. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Choć pragnienie było dosyć mocne, nie zawracałam sobie tym głowy.-Mam dla Was niespodziankę!- Esme stanęła przede mną i Edwardem, rozkładając szeroko ręce. Wszyscy uśmiechali się od ucha do ucha, a Emmett cicho chichotał. Spisek, pomyślałam. Spojrzałam na Edwarda, ale on był tak samo zaskoczony jak ja.Esme zaprowadziła nas do ogrodu za domem. Od razu rzucił mi się w oczy drugi, mniejszy domek. Domyślałam się o co chodzi, ale nie chciałam wyprzedzać faktów. Na potwierdzenie moich myśli Edward szeroko się uśmiechnął. Na pewno spenetrował już umysł Esme.-To będzie Wasz nowy dom- wskazała dłonią na niewielką chatkę za sobą- Potrzebujecie trochę prywatności, jako młoda para.Jej gest bardzo mnie wzruszył. Niestety... Jako wampir nie mogłam płakać. Rzuciłam się jej na szyję i mocno uścisnęłam, pamiętając, że muszę kontrolować swoją siłę. Edward rozpromienił się na moją reakcję.-Myślałem, że nie lubisz prezentów- szepnął mi prosto do ucha.-Widocznie coś się we mnie zmieniło- odpowiedziałam hardo, patrząc mu prosto w oczy. Tańczyły w nich iskierki szczęścia.
av111