Flewelling Lynn - Księżyc zdrajcy 20 korekta.doc

(29 KB) Pobierz

20. Śmierć Idrilain.

 

              Korathan dotarł do obozu Phorii długo po północy. Wyprzedził swoją eskortę o kilka mil, spiesząc w próżnej nadziei usłyszenia ostatnich słów umierającej matki.

Strażnicy rozpoznali jego wykrzyczane pozdrowienie i nie robiąc żadnych trudności, usunęli się z drogi. Wjechał do obozu w akompaniamencie stukotu kopyt, ściągnął lejce przy namiocie oznaczonym proporcem matki, rozpraszając tym tłum zgromadzonych tam sług i żołnierzy.

W środku dopadł go ciężki odór śmierci. Dostęp do królowej mieli tyko Phoria i poorany zmarszczkami drysianin. Kiedy wszedł, siostra stała odwrócona do niego plecami, jednak pełna powagi twarz uzdrowiciela powiedziała mu, że jego matka już nie żyje.

- Przybyłeś za późno - poinformowała go zwięźle księżniczka.

Patrząc na jej mundur, domyślił się, że ją też wezwano z pola bitwy. Mimo suchości policzków i opanowanej twarzy Korathan wyczuwał promieniujący od niej, ledwo wstrzymywany, straszliwy gniew.

- Twojego posłańca spowolniła zasadzka - odparł, zrzucając płaszcz. Stanąwszy obok niej przy wąskim łóżku, spojrzał na wyniszczone zwłoki, niedawno jeszcze będące ich matką.

Drysianin rozpoczął już przygotowania do obrządku spalenia na stosie. Idrilain ubrano w jej poznaczoną śladami walki zbroję, na niej spoczywał suta, pogrzebowa peleryna. To ją zadowoli - pomyślał, zastanawiając się jednocześnie, czy słudzy zrobili to z własnej inicjatywy, czy z rozkazu księżniczki. Pasek hełmu zaciśnięto ciasno na brodzie, by utrzymać usta zamknięte. Zgasłe oczy pozostawiono otwarte, by umożliwić duszy wędrówkę w zaświaty. Śmierć przywróciła jej wyniszczonej twarzy odrobinę dostojeństwa, jednak blade wargi pokrywała skorupa zaschniętej śliny i krwi.

- Cierpiała? - spytał.

- Walczyła do samego końca - odparł bliski łez uzdrowiciel.

- Niech Astellus prowadzi twą duszę łagodnie, a Sakor oświetla twą drogę do domu, matko - wymamrotał chrapliwie, obejmując lodowatą dłoń. - Czy powiedziała coś, nim odeszła?

- Nie starczało jej oddechu, by mówić - odrzekła, obracając się gwałtownie i sztywno wychodząc z namiotu. - Powiedziała jedynie: „Klia nie może zawieść.”

Pokręcił tylko głową, bardziej od innych świadom jej ukrytego pod gniewem bólu.

Na przestrzeni lat patrzył, jak rosła między nimi przepaść, podczas gdy królowa i Klia zbliżały się do siebie coraz bardziej. Wierny im obu, nie mógł pocieszyć żadnej z nich. Phoria nigdy nie wyjawiła, co spowodowało rozłam między nią i matką, nawet jemu.

Cokolwiek to było, teraz jesteś królową, moja siostro, moja bliźniaczko.

Pozostawiając drysianina, by dokończył swoje zadanie, Korathan wolno poszedł w stronę namiotu nowej królowej. Zbliżywszy się, usłyszał jej ostry głos. Chwilę później z namiotu gwałtownie wybiegła Magyana.

Spostrzegłszy księcia, ukłoniła się z szacunkiem i wymamrotała:

- Moje kondolencje, książę. Wszyscy będziemy gorzko opłakiwać twoją matkę.

Skinął w podzięce i wszedł do środka.

Zastał Phorię siedzącą przy stole, na którym planowała kampanie. Posrebrzone siwizną włosy spływały jej luźno na ramiona. Brudna tunika i kolczuga leżały porzucone za krzesłem. Nie podnosząc wzroku znad leżących na stole map, powiedziała pozbawionym wyrazu tonem:

- Wyznaczam cię na swojego regenta, Kor. Chcę, byś pojechał do Rhiminee. Sytuacja tutaj nie pozwala mi wyjechać, koronacja odbędzie się jutro, kiedy tylko zbierzesz niezbędnych kapłanów. Mój czarodziej poprowadzi uroczystość.

- Organeus? - spytał, siadając naprzeciwko niej. - Wedle tradycji to czarodziej byłej królowej przewodzi koronacji. Mam na myśli...

- Magyanę. Tak, wiem. - Wreszcie spojrzała na niego, jej blade oczy błyszczały groźnie. - Nysander nie żyje, tylko dlatego przypadł jej ten zaszczyt. Zanim to się stało, kim więcej była niż wędrowcem, który w obcych krajach bywa częściej niż w domu? A gdy już służyła matce, czy zrobiła coś więcej niż przekonywanie jej do uzależnienia się od obcych?

- Mówisz o misji w Aurenen?

Phoria wydała z siebie mało eleganckie parsknięcie.

- Królowa jeszcze nie ostygła, a Magyana już była tu, próbując wymusić na mnie przyrzeczenia kontynuacji planu matki! Sądzę, że Nysander zrobiłby to samo. Starzy czarodzieje to mąciwody, co do jednego. Zapomnieli już, gdzie ich miejsce.

- Co jej powiedziałaś? - spytał szybko, w nadziei, że zapobiegnie kolejnej tyradzie.

- Jasno stwierdziłam, że jako królowa nie odpowiadam przed czarodziejami oraz że poinformuję ją o swoich decyzjach, kiedy uznam to za stosowne.

Korathan wahał się, starannie dobierając słowa. Kiedy Phoria była w takim nastroju, lepiej było zważać na słowa.

- Chcesz przerwać negocjacje? Zważywszy na to, jak przez ostatnie miesiące rozwijała się sytuacja, pomoc Aurenfaie może być cenna.

Phoria wstała i zaczęła chodzić po namiocie.

- To oznaka słabości, Kor. Sądzę, że nawet kapitulacja myceńskich żołnierzy i północnozachodniej granicy...

- Kapitulacja? - jęknął w odpowiedzi jej brat. Nigdy w całej historii Trzech Krain Mycena nie zawiodła Skali w walce z agresja Plenimaru.

- Wczoraj. Poddali broń w zamian za parole*. Nie wątpię, że to wieść o tym, jak to królowa Skali wysłała swoją najmłodszą córkę do faie z błaganiem o pomoc odebrała im resztkę woli walki. Ostrzegałam, że tak się stanie. Południowa Mycena nadal nas wspiera, ale to tylko kwestia czasu, kiedy przejdą na drugą stronę. Oczywiste jest też, że Plenimaranie są tego świadomi. Otrzymałam raporty o plenimarańskich najazdach na zachodnie wybrzeża skali sięgające aż Ylani.

Korathan schował twarz w dłoniach, kiedy dotarła do niego powaga sytuacji.

- W ciągu ostatnich sześciu lat zepchnięto mnie o około dziesięć mil**.

- Oddziały, na które natknęliśmy się koło Haverford, w pierwszym szeregu miały nekromantów. I to silnych, Phorio. To nie byli ci podrzędni iluzjoniści, których spotykałaś kiedyś. Zabili konie pędzącej do szarży turmy, po czym wysłali trupy galopem z powrotem między nasze oddziały. To był pogrom. Myślę, że...

- Co? Że matka miała rację? - spytała agresywnie. - W tym, że by przetrwać w tej wojnie, potrzebujemy Aurenfaie i ich magii? Powiem ci, czego nam potrzeba. Jeśli mamy obronić Rhiminee i południowe wyspy, trzeba nam aurenfaie'skich koni, stali i portu w Gedre. A tymczasem Iia'sidra wciąż nie podjęła żadnej decyzji!

Z ostrożną fascynacją obserwował, jak jego bliźniaczka gniewnie chodzi po namiocie, z kostkami dłoni zbielałymi pod wpływem siły, z jaką zacisnęła dłoń na rękojeści miecza.

To jej stary miecz - zauważył. Na razie zrzekła się prawa do noszenia miecza Gherilain, by na koronacji powierzono go jej, w pełni podkreślając siłę i autorytet, który sobą reprezentował. Od zawsze zdawał sobie sprawę, że ten moment kiedyś nadejdzie, że jego siostra zostanie królową. Zastanawiał się, dlaczego obserwując ją teraz, czuł się jakby grunt osuwał mu się spod nóg.

- Wysłałaś gońca do Klii? - spytał w końcu.

Pokręciła głową.

- Jeszcze nie. Jutro powinien przybyć jej posłaniec. Poczekam, najpierw chcę się zorientować, jak tam mają się sprawy. Siła, Korathanie. Nie zważając na koszty, musimy utrzymać silną pozycję.

- Każda wiadomość, nawet ta dostarczona jutro, będzie miała przynajmniej tydzień opóźnienia. Poza tym Klia zadba o to, by ukazać wszystko w odpowiednim świetle, zwłaszcza gdy usłyszy, że objęłaś tron.

Phoria uśmiechnęła się do niego dziwnym, wąskim uśmiechem, który sprawił, że jej blade oczy przypominały oczy kota. Podchodząc do stołu stojącego na uboczu, otworzyła żelazną szkatułkę i wyjęła z niej plik małych pergaminów.

- Mam też inne źródła informacji z Sarikali.

- Ach tak... Nasi szpiedzy wśród oficerów. I co piszą? Czy Iia'sidra da nam to, o co prosimy?

Zacisnęła usta w surową, pełną nieustępliwości linię.

- Tak czy inaczej, dostaniemy to, czego potrzebujemy. Co do ciebie, bracie, potrzebny mi jesteś w Rhiminee.

Podeszła do niego, ujęła jego dużą dłoń i z palca zdjęła mu pierścień. Na wskazujący palec lewej ręki wsunęła klejnot. Zalśnił czarny kamień z wyrzeźbionym na nim smokiem połykającym własny ogon.

- Bądź gotów, Kor. Kiedy ten smok wróci do ciebie, nadejdzie czas, by zapolować na kolejnego.

 

 

*Parole - słowo honoru, na wojnie obietnica dawana stronie przegranej, przeważnie dotyczyła zwolnienia więźniów, wolności lub darowania życia w zamian za kapitulację.

**10 mil - ok 16 km.

3

Zgłoś jeśli naruszono regulamin